Między starym a nowym światem. Sprawa Edgarda Mortary
Kiedy Momolo Mortara wyruszał do Rzymu, miał czterdzieści jeden lat. Po przeprowadzce z Reggio do Bolonii otworzył w swym domu przy via Lame w centrum miasta sklep tapicerski. Prowadził sprzedaż hurtową i detaliczną. Przyjaźnił się głównie z innymi Żydami pochodzącymi z pobliskich miast, również handlarzami. Zdarzało się jednak, że spędzał wieczory w okolicznej kawiarni w towarzystwie gojów. Historyk z przełomu wieków pisał na podstawie słów Augusta, syna Momola, że wszyscy lubili Mortarę i cieszył się on w sąsiedztwie popularnością.
Nie brak jednak świadectw, że był człowiekiem dość sztywnym. Rok po uprowadzeniu Edgarda jeden z bolońskich przyjaciół nazywał go „mężem uczciwym, lecz zawsze cokolwiek skrępowanym”.
W dzieciństwie odebrał porządną żydowską edukację, nauczył się pisać po hebrajsku i włosku. Kiedy rozmawiał z pobratymcami, wtrącał hebrajskie słowa i zwroty. Należał do Żydów, których życie Risorgimento odmieniło na lepsze. Z radością porzucił getto. Miał piętnaście lat, kiedy w roku 1831 po rebelii karbonariuszy wypędzono księcia i na krótki, groźny i podniecający czas zapanowały idee równości i praw obywatelskich. Epizod emancypacji szybko dobiegł końca. Przywrócono stary porządek, lecz tak czy inaczej, zamknięty świat, w którym żyli przodkowie Momola, zmienił się na zawsze. Mortara i ludzie z jego pokolenia przyjęli zdecydowanie bardziej zeświecczony sposób patrzenia na rzeczywistość.
Historia Marianny była całkiem podobna. W Modenie, stolicy księstwa, zmiany dały się odczuć jeszcze wyraźniej. Gdy tylko Angelo, stryj Marianny, znalazł się w Bolonii, wziął udział w buncie przeciwko papieskim rządom. Wybrano go nawet do rady miejskiej, która przejęła władzę po ucieczce legata. Dekadę później Państwo Kościelne znów straciło Bolonię, a Angelo znów wygrał wybory – nie tylko w 1859 roku, ale i kilkakrotnie na przestrzeni następnych piętnastu lat. Jako bankier negocjował pożyczki nowego rządu. Mówimy zatem o Żydach, których życie biegło zupełnie inaczej niż życie ich przodków. Już sam fakt, że mieszkali w mieście bez synagogi czy rabina, byłby dawniej nie do pomyślenia.
O przyjęciu przez Momola i Mariannę reguł nowej, bardziej świeckiej epoki świadczą imiona ich dzieci. Starczy wyprawić się do archiwów społeczności żydowskiej w Reggio, by przekonać się, że przed Napoleonem w rodzinie Mortarów na świat przyszli na przykład Mazel‑ tov, Rachele, Isach, Giuditta, Abram, Salomone, Sara czy Jacob. Momolo nazywał się tak naprawdę Salomone David; imię, pod którym go zapamiętano, było przydomkiem. Miał dwóch braci: Mojżesza Aarona i Abrama. Tymczasem potomstwo jego i Marianny to: Riccardo, Erminia, Ernesta, Augusto, Arnoldo, Aristide, Edgardo, Ercole i Imelda. Żadnych tradycyjnych imion żydowskich, ba, w ogóle żadnych imion starotestamentowych.
Mimo to marszałek Lucidi i brygadier Agostini zjawili się 23 czerwca w domu Mortarów, gdyż Momolo i Marianna byli Żydami. Próby asymilacji i przyjęcia nowej, uniwersalistycznej etyki kłóciły się ze starym porządkiem, który może chwiał się w posadach, ale wciąż obowiązywał. Ponieważ mieli przede wszystkim status Żydów, musieli zamykać się w kręgu krewnych i współwyznawców. Bolońska społeczność żydowska pełniła funkcję jedynej grupy wsparcia. Po uprowadzeniu Edgarda zwrócili się o pomoc właśnie do Żydów w stolicy i w innych miastach, również poza granicami Państwa Kościelnego.
Momolo miesiąc szykował się do podróży do Rzymu. Fakt ten, jak wynika z listu Scazzocchia pisanego pod koniec lipca, umniejszał siłę argumentu o zbolałym ojcu, pragnącym jak najszybciej odzyskać syna. Zwłoka nie wynikała jednak z obojętności. Mortara był gotów zrobić wszystko, żeby Edgardo wrócił do domu. Musiał po prostu uporać się z rozmaitymi przeszkodami. Dopiero na początku lipca udało się ustalić, dokąd trafił chłopiec. Pierwsze dni miesiąca upłynęły na mozolnym pisaniu listów do inkwizytora, sekretarza stanu i papieża. Zwłaszcza te dwa ostatnie nastręczały kłopotów. Radzono Momolowi, by powoływał się na stosowne zapisy prawa kanonicznego i precedensy – w przeciwnym razie nie miał żadnych szans. W końcu Mortara i jego bolońscy przyjaciele zdali sobie sprawę, że nie obejdzie się bez pomocy społeczności żydowskiej Wiecznego Miasta. Tymczasem jej przedstawiciele powtarzali, że bolończycy powinni się ograniczyć do działań na miejscu i zebrać rozmaite przydatne dowody, a zwłaszcza ustalić, kto ochrzcił Edgarda. Ponadto Momolo opiekował się zrozpaczoną rodziną, gdyż Marianna po porwaniu wróciła do krewnych w Modenie.
Wydarzenia przygnębiły i przytłoczyły Mortarę, lecz zajechał do Rzymu pełen nadziei. „Wyruszałem w drogę przekonany, że sprawiedliwości stanie się zadość”, pisał później. Żydom nie wolno było nawet wpatrywać się w Dom Katechumenów, a co dopiero pukać do drzwi, toteż w pierwszej kolejności Momolo udał się do sekretarza stanu, kardynała Giacoma Antonellego. Kardynał łaskawie zgodził się przyjąć petenta. Momolo, drobny kupiec z Reggio, świadom tytułów i odpowiednich form, musiał czuć się wyjątkowo onieśmielony dostojną scenerią.
Kilka tygodni wcześniej Antonelli otrzymał prośbę Mortary, by powierzyć sprawę uwadze ojca świętego. Z początku, jak to bywało w podobnych przypadkach na przestrzeni wieków, błagania zrozpaczonego Żyda zostały zlekceważone. Wkrótce jednak europejska prasa zaczęła pisać o porwaniu Edgarda i przedstawiać ów czyn jako dowód barbarzyństwa papieskiej władzy, toteż sekretarz stanu zmienił nastawienie. Dalsze ignorowanie problemu nie wchodziło w grę, gdyż osłabienie pozycji dyplomatycznej Państwa Kościelnego mogło się okazać fatalne w skutkach. Kardynał zasięgnął informacji o sprawie, po czym za pośrednictwem rzymskiej społeczności żydowskiej zaaranżowano spotkanie z Momolem. Podczas owego spotkania Antonelli zapewnił, że da znać ojcu świętemu, poprosił jednak o sporządzenie nowego dokumentu prezentującego wszystkie istotne fakty oraz argumenty prawne na rzecz uwolnienia Edgarda.
Ten tekst jest fragmentem książki Davida I. Kertzera „Porwanie Edgarda Mortary. Skandal, który pogrążył Państwo Kościelne”:
Kardynał przystał też na prośbę, by Momolo mógł widywać się z synem podczas pobytu w Rzymie. Trudno orzec, czy Mortara zdawał sobie sprawę, jak wielki spotkał go zaszczyt. W owym czasie zdarzało się, że krewnemu lub przedstawicielowi społeczności żydowskiej pozwalano odwiedzić neofitę w Domu Katechumenów. Ale zgoda na regularne wizyty stanowiła rzecz niesłychaną. Jej udzielenie świadczyło, że Kościół znalazł się w zupełnie innym położeniu niż kiedykolwiek wcześniej. Antonelli wolał umniejszać możliwe szkody, niż trzymać się starych zasad, oddzielających neofitów od ich bliskich.
Momolo wyszedł ze spotkania zadowolony. Sekretarz stanu potraktował go dobrze, udzielił mu wskazówek, jak skutecznie przekonać papieża, obiecał przekazać ojcu świętemu prośbę i pozwolił widywać się z Edgardem.
Obawy Antonellego dotyczące rozgłosu dały o sobie znać później, kiedy Momolo próbował trzeci raz odwiedzić syna. Zastukał do drzwi Domu Katechumenów. Otworzyła mu zakonnica; ujrzawszy Żyda, natychmiast go przepędziła. Nazajutrz do biura gminy żydowskiej przyszli dwaj księża. Ich widok wielce zdziwił Scazzocchia – zwłaszcza że jednym z duchownych był Enrico Sarra, rektor katechumenów. Przybywał, by przeprosić za złe potraktowanie Mortary i zaprosić go ponownie. Zakonnica, tłumaczył, tylko odwiedzała Dom Katechumenów i nie znała sytuacji.
Scazzocchio był w owym czasie mocno zaangażowany w sprawę Mortarów. Nie zajmował się chyba niczym innym. Kiedy sekretarz stanu doradził przygotowanie wyczerpującego wniosku, postanowił wziąć to zadanie na siebie – bolońscy Żydzi z pewnością nie sprostaliby wyzwaniu.
11 sierpnia, krótko po spotkaniu z sekretarzem stanu, lecz przed pierwszymi odwiedzinami Momola u syna, Scazzocchio napisał do Angela Padovaniego w Bolonii, by zrelacjonować mu najnowsze wydarzenia. Momolo był pełen nadziei, Scazzocchia jednak niepokoiły pewne wieści. „Należy przezwyciężyć następujące dwie przeszkody – pisał – opór Edgarda oraz fakt, że chrzest został potwierdzony”.
Co do drugiej kwestii nie ulegało wątpliwości, że Kościół z reguły nie godził się oddać ochrzczonego dziecka, nawet jeśli sakrament został udzielony w niewłaściwy sposób. Pierwszy problem budził jednak szczególne obawy. Otóż źródła kościelne konsekwentnie donosiły, że Edgardo jest szczęśliwy w Domu Katechumenów, że niczego nie pragnie bardziej niż zostania katolikiem i nie kwapi się wcale do powrotu.
Sekretarz gminy próbował złagodzić ból rodziny; podkreślał, że postawę chłopca „da się bez trudu wyjaśnić dziecięcą bezmyślnością w obliczu zupełnie nowej sytuacji”. Wyrażał także nadzieję, że „czar pryśnie” za kilka dni na widok ojca. Najwyraźniej jednak bardzo się niepokoił, szczególnie że do spotkania miało dojść w bardzo niesprzyjających okolicznościach.
Krótko po tym, jak list Scazzocchia został wysłany do Bolonii, Momolo pierwszy raz odwiedził syna w Domu Katechumenów. Bał się, zwłaszcza z powodu pogłosek, że Edgardo jest zadowolony ze swojego nowego miejsca pobytu. U boku chłopca zasiadł rektor, stawili się także inni członkowie personelu, w tym rodzony brat i siostra rektora.
Przebieg tego nerwowego spotkania – i wszystkich kolejnych – pozostaje kwestią sporną. Według Momola i relacji publikowanych w liberalnej i żydowskiej prasie Edgardo zapewnił, że całym sercem pragnie wrócić do domu. Uradował się z zapewnień ojca, że ten nie wróci bez niego do Bolonii. Momolo skarżył się też, że Sarra i inni duchowni nie chcieli zostawić go samego z synem i że ich obecność onieśmielała Edgarda, który nie mógł przez to wyrazić swych prawdziwych uczuć. Oczywiście Mortarę poczęstowano też niechcianymi namowami do nawrócenia – powracały one niczym refren podczas kolejnych wizyt w Domu Katechumenów. Istnieje łatwe, błogosławione rozwiązanie, powtarzano Momolowi i później Mariannie. Jeśli zostaniecie katolikami, znów połączycie się z synem i będziecie się mogli radować wiecznym zbawieniem.
Prasa katolicka przedstawiała spotkania ojca z synem jako dowód triumfu chrześcijaństwa i cnoty. Podczas podróży do Rzymu Edgardo otrzymał dar łaski i choć miał ledwie sześć lat, wykazywał się potęgą ducha ponad swój wiek. Tę budującą opowieść powtarzano później przez wiele dekad – szczegóły się zmieniały, i to dość znacząco, morał jednak pozostawał taki sam.
We wszystkich wersjach Edgardo, znalazłszy się w Domu Katechumenów, zapragnął nauczyć się nowej wiary. Rozejrzał się dokoła, jego oczy spoczęły na obrazie Matki Boskiej Bolesnej i spytał rektora, co to za kobieta i czemu płacze. Rektor odrzekł, że to najświętsza Madonna, matka Jezusa Chrystusa, opłakująca grzeszników, zwłaszcza Żydów, którzy nie chcą się nawrócić na chrześcijaństwo.
„A więc leje też łzy nade mną”, powiedział chłopiec.
„Nie – zaprzeczył rektor. – Ty jesteś chrześcijaninem i będziesz dobry”.
„Wobec tego – rzekł Edgardo – płacze nad mym ojcem i moją matką”.
Józef Pelczar, polski biskup, autor biografii Piusa IX powstałej na przełomie XIX i XX wieku, opisuje scenę epickich zmagań ojca z synem. Wedle tej wersji krótko po przybyciu do Rzymu Edgardo spotkał się z papieżem i jego wiara została jeszcze bardziej umocniona. Pius IX „przycisnął [chłopca] z czułością do serca i znak krzyża na jego czole położył”. Pokrzepiony duchowo konwertyta nie musiał się teraz obawiać spotkania z ojcem.
Według biskupa, gdy Momolo pierwszy raz ujrzał syna, „płakał rzewnie, ściskał go i zapewniał, że cała rodzina nie będzie szczęśliwą, dopóki on nie wróci do domu. Chłopiec zbladł, łzy pociekły mu z oczu, ale się nie zachwiał. »Czemu płaczesz – rzekł po chwili – przecieżem nie zginął, a tu mi bardzo dobrze«”. Momolo próbował przekonać syna, że się myli. Tymczasem Edgardo liczył, że to on uświadomi ojcu błąd i skłoni go do nawrócenia – jak jednak dodawał Pelczar, chłopca czekało rozczarowanie.
Opis ten jest niezwykle – i nieprzypadkowo – podobny do jednej z nowotestamentowych opowieści o Jezusie. W Ewangelii według Świętego Łukasza dwunastoletni Jezus opuszcza rodziców i udaje się do świątyni w Jeruzalem; po trzech dniach poszukiwań matka i ojciec znajdują go tam pogrążonego w dyskusji z uczonymi. Matka mówi: „Synu! Cóżeś nam tak uczynił? Oto ojciec twój i ja żałośni szukaliśmy cię”. Jezus rzecze na to: „Cóż jest, żeście mię szukali? Nie widzieliście, iż w tych rzeczach, które są Ojca mego, potrzeba, żebym był?”.
Ten tekst jest fragmentem książki Davida I. Kertzera „Porwanie Edgarda Mortary. Skandal, który pogrążył Państwo Kościelne”:
Francuscy czytelnicy dowiadywali się o dramatycznym pierwszym spotkaniu Momola z Edgardem z pisma „L’Univers”, będącego tubą katolickich konserwatystów i opowiadającego się za utrzymaniem doczesnej władzy papieża. Stanowisko redaktora naczelnego piastował Louis Veuillot, również konwertyta (wcześniej wyznawał protestantyzm). Z czasem miał on poświęcić sprawie Mortary wiele uwagi, a nawet osobiście spotkać się w Rzymie ze sławnym chłopcem.
W 1858 roku gazeta opublikowała bezpośrednią relację z odwiedzin Momola w Domu Katechumenów:
Najpierwsze wrażenie pozostaje szczególnie żywe. Ojciec na widok syna zupełnie postradał rozum. Po chwili chwycił go w ramiona i począł obcałowywać. Pieścił go i płacząc, mówił, jak bardzo z matką pragną, by wrócił do domu. Powtarzał, że cała rodzina jest zrozpaczona. Tak wielka była siła ojcowskiej miłości, że i chłopcu łzy pociekły po policzkach.
Według jeszcze innej katolickiej relacji ktoś spytał Edgarda, czemu tak niewiele mówił podczas spotkania z ojcem. Edgardo rzekł, że ilekroć próbował coś powiedzieć, głos mu drżał i zaczynał płakać, zdawał sobie bowiem sprawę, jak wielki smutek ogarnie Momola na jego słowa. Chłopiec czuł zatem miłość rodziców i rodzeństwa, „lecz pragnienie bycia chrześcijaninem okazało się silniejsze”.
Pewnego dnia, pisano w tej samej relacji, Scazzocchio towarzyszył Momolowi u katechumenów. Na odchodnym nachylił się, by ucałować Edgarda. Chłopiec, czując odrazę do tego niechcianego gestu, oświadczył później: „Jeśli ten człek znowu przyjdzie z mym ojcem i zechce mnie pocałować, wezmę obrazek Matki Boskiej i powiem mu, by to ją ucałował”.
Zgodnie z kościelną narracją Edgardo niczego nie pragnął bardziej niż nawrócenia ojca. Jedna z najważniejszych związanych z Kościołem gazet w Italii, „L’armonia della religione colla civilta”, zamieściła artykuł zatytułowany Wieści o młodym chrześcijaninie Mortarze. Opisywano w nim, że Edgardo udał się do Domu Katechumenów „niezwykle rad”, zaznał bowiem cudownej przemiany. „Jedną myśl miał w głowie, a zwłaszcza w sercu: jak dobrze, że został chrześcijaninem, jak wielką łaskę otrzymał przez chrzest i jak ogromnym nieszczęściem było dla rodziców ich pragnienie pozostania Żydami”.
Na wieść, że czekają go odwiedziny ojca, Edgardo był rzekomo ucieszony, gdyż „zamierzał go nawrócić i uczynić chrześcijaninem”. Okazało się jednak, że mimo próśb ojciec uparcie trzymał się własnej wiary. Wówczas chłopiec począł straszliwie płakać.
„L’armonia” przytaczała relację naocznego świadka, który twierdził, że przemiana Edgarda dokonywała się dalej w zdumiewającym tempie. „Ledwie kilku dni potrzebował, by nauczyć się całego katechizmu. Powtarza szczere i głębokie wyznania wiary. Opowiada rektorowi i innym, że Żydzi nie mają ołtarzy, Madonny ani papieża. Chce, by wszyscy wiedzieli, że Żydzi nie są chrześcijanami, i zamierza ich nawrócić. Czuje łaskę Bożą, której zawdzięcza swą elokwencję”.
Chłopiec okazał się niezwykle bystry. „Papież zaprosił go do siebie i był urzeczony. Dziecko pobłogosławiło służącą, która je ochrzciła i tym samym otworzyła przed nim drzwi do Kościoła”. Na pytanie, czy wie, kim jest Jezus Chrystus, zarumienił się ze wstydu z powodu swych przodków i odrzekł: „Jezus Chrystus to Zbawiciel ludzkości, a Żydzi Go ukrzyżowali”. Katolicka gazeta pytała więc, retorycznie: „Czyż dziecię tak pełne wiary można odesłać z powrotem do getta?”.
Podobne doniesienia płynące z Rzymu przedrukowywała przychylna Kościołowi prasa w całej Europie. Stanowiły one reakcję na coraz lepiej zorganizowany ruch domagający się uwolnienia Edgarda. Czy chłopiec faktycznie przeszedł tak wielką przemianę? Momolo i Marianna gniewnie zarzucali Kościołowi kłamstwa, ale część ich sojuszników, w tym Scazzocchio, uczestnik kilku spotkań ojca z synem, nie miała pewności, po której stronie opowiadał się teraz chłopiec.
Z perspektywy europejskich liberałów narracja kościelna była zupełnie niedorzeczna. Autor niewielkiej broszury opublikowanej w Brukseli w 1859 roku, oskarżający Kościół o porwanie, przedstawia najpierw prawdziwą rzekomo relację, następnie zaś przystępuje do krytyki belgijskich katolickich gazet:
„Ojciec jedzie za nim do Rzymu, a tam pozwalają mu zobaczyć syna, który pragnie końca rozłąki. Chłopiec się boi; chce do matki i sióstr. Mówi, że gotów jest jechać całą noc, jeśli to konieczne, byle tylko znaleźć się wśród rodziny. Kościelne kanony są jednak nieubłagane”. Kościół kontratakuje. „Odgrywa się istną farsę, byle tylko wyciszyć skandal. Dziecię poczuło rzekomo powołanie. Płacze, nie tuli się już do ojca, nie woła za matką. Pada pod krzyżem i modli się do Świętej Dziewicy. Chce znów otrzymać chrzest. Chce ochrzcić wszystkich Żydów. Zostanie misjonarzem i ich nawróci. A przecież mówimy tu o sześcioipółrocznym dziecku!”
Nie ulega zatem wątpliwości, kto kłamie, a kto mówi prawdę:
Mając do wyboru cudowne powołanie sześcioletniego apostoła i płacz dziecka stęsknionego za matką i siostrami, nie wahamy się ani przez moment. Prawda lśni jasno pośród fałszerstw. Kiedy serce się odzywa (a w tym wieku tylko serce mówić może), wątpliwości milkną. Nie ma rodzica, który kocha swe dzieci, nie ma ojca, matki, brata czy siostry, którzy uwierzą w relację w „L’Indépendance”.
Sojusznicy Kościoła najwyraźniej nie zdawali sobie sprawy, że dla wielu ludzi ich wersja brzmi zbyt pięknie, by mogła być prawdziwa. Najważniejszy kościelny artykuł o uprowadzeniu Edgarda ukazał się w „La Civilta Cattolica” w listopadzie 1858 roku; cytowała go prasa katolicka w całej Europie. Była tam, rzecz jasna, mowa o tym, że chłopiec przejrzał na oczy, gdy tylko przestąpił próg Domu Katechumenów. Sakrament chrztu nagle się w nim odezwał:
„Jest bystrzejszy i bardziej przenikliwy niż typowy niespełna siedmioletni chłopiec”. W Rzymie „ogarnęło go cudowne szczęście. Oświadczył, że pragnie być jedynie tym, kim jest – członkiem chrześcijańskiej rodziny. […] Co do jego nastawienia do ojca i matki, zmiana zaszła praktycznie w jednej chwili”. Błagał rektora, by nie oddawać go z powrotem w ręce Momola i Marianny. „Chce dorastać w chrześcijańskim domu, unikać pokus, a może i przemocy, które najpewniej czekałyby go pod rodzinnym dachem”.
„La Civilta Cattolica” przedstawia najważniejszy element katolickiej narracji: Edgardo zyskał nowego ojca. „Zostałem ochrzczony”, miał oznajmić. „Zostałem ochrzczony i teraz ojcem mym jest papież”. Zyskał też nową matkę – Dziewicę Maryję – i rodzinę, „grande famiglia cattolica”.
Według jeszcze innej katolickiej relacji poświęconej spotkaniom Edgarda z Momolem w Domu Katechumenów pewnego dnia ojciec, „przywołując czwarte przykazanie, zażądał posłuszeństwa wobec rodziców i powrotu do domu”. „»Będę posłuszny – rzekł chłopiec. – Wypełnię wolę Ojca Świętego. Oto i on« – i wskazał popiersie papieża”. Innym razem na widok habitu, który miała na sobie kobieta będąca matką chłopca‑przechrzty, zadumał się, po czym powiedział ze smutkiem: „Och, gdybyż i moja matka przywdziała strój zakonny!”.