Michael Jones – „Wojna totalna. Armia Czerwona od klęski do zwycięstwa” – recenzja i ocena
Praca ze wspomnieniami jest dla historyka bardzo wdzięcznym, ale i niebezpiecznym zajęciem. Relacje bezpośrednich świadków wydarzeń są cennym materiałem, pozwalającym na zapoznanie się z myślami i ocenami zwykłych ludzi. Pamięć jest jednak zawodna i podatna na manipulacje. Każdy mający kontakt z weteranami powinien mieć świadomość ciągłego sprawdzania i uzupełniania ich relacji, w przeciwnym wypadku owoc ciężkiej pracy historyka może mieć dość gorzki smak.
„Wojna totalna” to praca dość znacznych rozmiarów. Opublikowano ją w 2011 roku pod tytułem „Total War. From Stalingrad to Berlin”. Całość liczy sobie 440 stron, z czego tekst właściwy zajmuje 397 z nich. Książkę zilustrowano 22 fotografiami umieszczonymi bezpośrednio w tekście na numerowanych stronach. Cała praca, mimo dużej objętości, sprawia wrażenie bardzo solidnie wykonanej. W tekście nie występują przypisy, a sama bibliografia zbudowana jest w dość ciekawy sposób. Część książki zatytułowana „bibliografia” nie zawiera wszystkich źródeł, gdyż część z nich została zamieszczona w dziale „przypisy”, nie zawierającym jednak przypisów, lecz polecaną literaturę i strony internetowe związane z danym działem. Autor może dzięki temu twierdzić, że wskazał źródła swoich informacji, jednak czytelnik tam naprawdę pozbawiony jest możliwości ich weryfikacji, jako że autor nie podaje sygnatur archiwalnych, stron czy linków do konkretnych relacji.
Jones we wstępie do swej książki stwierdza: „Nie zaplanowałem jej bowiem jako tradycyjnej opowieści o wojnie; zamiast tego skupiłem się raczej na psychologicznych doświadczeniach czerwonoarmistów, innymi słowy – na ofiarach w ludziach”. W zakończeniu zaś pisze: „[zbrodnie wojenne] W pewnym stopniu przysłoniły (…) triumf Związku Radzieckiego. Nawet jednak taka słuszna krytyka powinna być miarkowana i wygłaszana z poszanowaniem dla ówczesnych realiów”. Jones zdecydował się na stworzenie pracy mającej w swych zamierzeniach stanowić psychologiczną analizę radzieckiego żołnierza, pokazując przy tym ponoszone przez niego ofiary i trudy walki. Zamysł taki realizowany jest przez wielu autorów, oddzielających czasem zupełnie psychologiczny aspekt walki od wydarzeń historycznych. Autor omawianej pozycji chciał uchwycić dwie przysłowiowe sroki za ogon – połączyć opis wydarzeń na froncie wschodnim z ukazaniem psychiki zwykłego żołnierza. Po lekturze książki wypada stwierdzić, że zamiar ten nie został zrealizowany.
Pierwszym zarzutem, jaki można postawić „Wojnie totalnej”, jest pozostawianie relacji weteranów bez jakiegokolwiek komentarza. Czytelnik nie dowie się z kart książki, czy dana relacja pochodzi z frontowego pamiętnika, czy została spisana wiele lat po wojnie, gdy wspomnienia żołnierza zostały już zanieczyszczone przez programy telewizyjne, książki i prasę oraz zniekształcone przez upływ lat. Nie są przy tym odpowiednio umiejscowione w czasie, przez co sprawiają wrażenie luźno związanych z narracją pochodzącą od autora, występującą zresztą w niewielkiej, w porównaniu do wspomnień, ilości.
Kolejną kwestią wymagającą uwagi i ostrożności ze strony czytelnika jest nastawienie Jonesa. Priorytetem jest dla niego przedstawienie wspomnień czerwonoarmistów w sposób wyważony, zadający kłam dotychczasowej obiegowej opinii o ich zachowaniu i metodach. Niestety, daje przy tym dowody braku rozeznania w warunkach panujących w Europie Środkowej na przełomie 1944 i 1945 roku. Jones ani słowem nie komentuje ponownej okupacji państw bałtyckich czy kwestii Kresów II Rzeczypospolitej. Co więcej, w jego pracy możemy spotkać się z odbijaniem z rąk niemieckich Oświęcimia czy określaniem Bydgoszczy i Poznania jako miast niemieckich. Przypadek Bydgoszczy jest najbardziej zastanawiający. Jones pisze: „Zanim sierżant Jurij Koriakin przekroczył granicę nieopodal Brombergu (dziś Bydgoszcz)”, sugerując w ten sposób, że jest to miejscowość włączona do Rzeczypospolitej dopiero po zakończeniu II wojny światowej. Sytuację mógłby uratować redaktor merytoryczny, decydując się na skomentowanie w odpowiedni sposób tej (i innych) wypowiedzi, jednak taka osoba w ogóle w stopce redakcyjnej nie występuje. Czytelnik staje więc sam na sam z autorem tworzącym pracę mającą być w zachodniej literaturze usprawiedliwieniem postępowania Armii Czerwonej podczas wojny.
Jones zmierza do osiągnięcia swojego celu na wiele sposobów. Relatywizuje zbrodnie Armii Czerwonej, przemilczając wiele z nich, podkreślając działania niemieckiej propagandy i starając się zrównoważyć ilość „pozytywnych” wspomnień z „negatywnymi”. Czasami posługuje się porównaniami strat ponoszonych przez Amerykanów czy Brytyjczyków ze stratami radzieckimi, chcąc w ten sposób pokazać zaciętość walk na froncie wschodnim i ofiary (także te moralne), jakie poniósł ZSRR. Taka taktyka prowadzi czasem do dość kuriozalnych wyliczanek, mających przedstawić, ile bibliotek czy muzeów stracił ZSRR podczas wojny. Szkoda, że Jones nie jest tak szczegółowy w opisywaniu zniszczeń celowo wywołanych przez Armię Czerwoną podczas odwrotu w 1941 roku. Co zrozumiałe, takie wyliczenia przyczyniłyby się do zmiany oceny zachowania Wehrmachtu w ZSRR, a nie to jest celem autora.
Niestety, ani słowem nie wspomina on także o odmiennym charakterze walk na różnych teatrach działań czy innej taktyce działań państw zachodnich, pozwalającej na minimalizowanie strat. Także w odniesieniu do frontu wschodniego autor wykazuje się podejściem dość wybiórczym, skupiając się przede wszystkim na wydarzeniach mających miejsce po 22 czerwca 1942 roku, czyli po pierwszej rocznicy napaści III Rzeszy na ZSRR (co pozostaje w zgodzie z oryginalnym, anglojęzycznym tytułem książki, zmienionym z nieznanych mi przyczyn w wydaniu polskim). Nawet w tak zakreślonej przestrzeni pomija jednak większość wydarzeń, w tym operację „Mars”. Dużo miejsca poświęca przy tym kwestii żydowskiej, czyniąc ze zdobycia obozu Auschwitz centralny punkt swej pracy i pewnego rodzaju wymówkę do ominięcia większości wydarzeń zachodzących pomiędzy przedwojennymi granicami III Rzeszy i ZSRR. A przecież przez tereny II RP przesuwały się główne siły Armii Czerwonej zmierzające w kierunku macierzystych ziem niemieckich. Był to najważniejszy kierunek natarcia sił radzieckich, i jako taki zasługuje na największą uwagę. Jones postanowił mimo to prawie całkowicie go zignorować, skupiając się na przeżyciach ludności cywilnej i czerwonoarmistów na terenach Prus Wschodnich.
„Wojna totalna” to książka niespełnionych nadziei. Gdyby Jones zdecydował się na zbudowanie psychologiczno-społecznego obrazu Armii Czerwonej, odrzucając na wstępie odnoszenie się do przebiegu wojny poza niezbędną dawką informacji służących do budowania tła, odniósłby zapewne sukces. Niestety, Jones przyjął sobie za cel „odkłamanie” obrazu Armii Czerwonej przy równoczesnym streszczeniu trzech lat walk na niecałych 400 stronach. Posłużył się w tym celu materiałami wytworzonymi przede wszystkim przez Rosjan i publikacjami dostępnymi na Zachodzie. Głos świadków postępowania Armii Czerwonej: Polaków, Węgrów, Rumunów, Czechów, Słowaków i wielu innych, jest tu praktycznie nieobecny. Dopuszczono do głosu zaledwie garstkę Niemców (cywilów i wojskowych), których relacje wpisywały się w założenia autora. Trudno jest więc nazwać „Wojnę totalną” pracą wyważoną czy obiektywną.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska