Max Czornyj: Historie morderców kuszą. A jeśli są oparte na faktach, kuszą tym bardziej
Magdalena Mikrut-Majeranek: W swoim pisarskim CV ma Pan wiele powieści. Jedną z serii, którą konsekwentnie Pan rozwija, jest seria „Na Faktach” poświęcona seryjnym mordercom. Opisał Pan już m.in. dzieje: Zodiaka, Ted’a Bundy’ego, Józefa Cyppka, Edmunda Kolanowskiego, Jacka Unterwegera oraz historie zbrodniarzy nazistowskich jak m.in.: Ilse Koch, Amon Göth czy Josef Mengele. Wiele jeszcze takich historii ma Pan w zanadrzu?
Max Czornyj: Ilu ludzi, tyle historii. W życiu każdego człowieka jest coś pasjonującego, coś, co warto przedstawić i przeanalizować. Ta seria, siłą rzeczy, ogranicza się do rozmaitych wynaturzeń oraz zbrodniarzy, lecz ich wybór jest ogromny. Rozważając kolejne książki, cierpię raczej od klęski urodzaju potencjalnych bohaterów niż przez ich brak. Jednocześnie nieustannie kusi mnie, by w serii dla dorosłych sięgnąć po postacie, które opisuję w cyklu dziecięcym „Cześć, tu…”. Bywa, że na spotkaniach autorskich pytam, kto najmocniej zaintrygowałby czytelników. Kopernik? Kolumb? Może Einstein? Odpowiedź jest inna… Dla dzieci odkrywcy, ale dla dorosłych… mordercy, zbrodniarze i wykolejeńcy. Im bardziej wynaturzeni, tym lepiej. Cóż mogę poradzić?
Polscy czytelnicy chętnie sięgają po historie morderców?
Seria „Na Faktach” ma setki tysięcy czytelników. Jeśli traktować ją w kategoriach „faktówki” nie ma sobie równych. Również na rynku czystej beletrystyki każda z części staje się bestsellerem. Historie morderców kuszą. A jeśli są oparte na faktach, jak widać, kuszą tym bardziej.
Bohaterem najnowszej powieści jest Ed Gein. Postać tę poniekąd możemy kojarzyć m.in. z popkulturowych opracowań rodem z filmów „Teksańska masakra piłą mechaniczną” Tobe’a Hoopera czy „Psychozy” Alfreda Hitchcocka. Co zafascynowało Pana w postaci tego seryjnego zabójcy, że uczynił go Pan bohaterem swojej powieści?
Wbrew pozorom nie chodziło o odnalezione w jego domu naczynia z ludzkich kości ani abażury lamp lub stroje uszyte z ludzkiej skóry. Nie chodziło również o liczbę ofiar, sprofanowane groby ani nic takiego. W przypadku Geina szczególnie zaintrygowało mnie, jak cienka granica jest między szalonym zbrodniarzem a wzorowym obywatelem. Gdyby nie kilka czynników, Ed mógłby być przykładem dla lokalnej społeczności. Pomocny, opiekuńczy, miły… Tymczasem ze względu na pewne okoliczności wszystko trafia szlag. Dobry Samarytanin zamienia się w morderczego demona.
Gein wielokrotnie przywołuje postać Ilse Koch, która mordowała więźniów, a z fragmentów ich ciał wykonywała makabryczne ozdoby. „Komendantowa z Buchenwaldu” była dla niego wzorem?
Wzorem zdecydowanie nie. Pewnym jest, że Gein zaczytywał się w komiksach oraz brukowej literaturze o zbrodniarzach nazistowskich. W swoich zbiorach posiadał kilka pozycji o Ilse Koch, więc trudno nie zauważyć paraleli. Moim zdaniem nie chodziło jednak o wzór, lecz o pewne podświadome inspiracje.
W piwnicy Ed przechowywał swoja skarby: gorset z oskórowanego kobiecego tułowia, abażury lamp, maski ze skóry głów, pas z sutków – jak najczęściej „pozyskiwał” materiał do realizacji swoich makabrycznych koncepcji?
Po odpowiedź na to pytanie zapraszam do książki. Główny ciężar emocjonalny opiera się właśnie na tym motywie, więc nie mogę nic zdradzić…
Ed przeszedł metamorfozę – od posłusznego rodzicom wzorowego syna, wychowanego w ultra religijnej, luterańskiej rodzinie aż do bezdusznego zbrodniarza. Także język, jakim posługuje się Ed w Pana powieści, zmienia się, ewoluuje, pokazując jego przemianę. Nie będziemy rozstrzygać, jakim Gein był człowiekiem, zajął się tym sąd, ale jak Ed postrzegał sam siebie?
Bardzo mnie cieszy, że dostrzegalna jest zmiana języka narracji. Zawsze przykładam do tego ogromną wagę. W różnych momentach życia mówimy i myślimy nieco inaczej. Musimy też mieć świadomość, że większość ludzi „cywilizacji Zachodu” myśli językiem - formułujemy wszelkie spostrzeżenia mniej więcej w formie zdań. To bardzo istotne.
Wyjątkową cechą serii „Na Faktach” jest narracja pierwszoosobowa czasu teraźniejszego. O ile mi wiadomo, nie odważył się jej zastosować żaden inny autor. Bywa ona bardzo kontrowersyjna, lecz równocześnie daje pole do niezwykłej próby wniknięcia w umysł bohatera. Czytelnik niejako patrzy na świat jego oczami. To przerażające, również dla mnie w trakcie procesu pisarskiego, ale niesie wyjątkowy efekt. I właśnie - jak Ed postrzegał sam siebie? To zależy kiedy. Abstrahując od zdiagnozowanych jednostek chorobowych, jego samoświadomość oraz świadomość rzeczywistości fluktuowały.
W trakcie pracy nad serią często konsultuję się z psychologami lub psychiatrami. To oni udzielają mi wskazówek co do pewnych zagadnień narracyjnych. W przypadku Geina problem dotyczył istotnego rysu jego osobowości. Nie chcę zdradzić fabuły, być może niektórzy czytelnicy tego nie wiedzą, ale istniało pewne zaburzenie wpływające na osąd sytuacji przez Eda. I jak się okazało było ono istotne aż do jego ostatnich sekund życia.
Na jakich źródłach bazował Pan przygotowując się do pisania powieści?
Od współpracowników otrzymuję wyciąg z bodaj wszelkich dostępnych materiałów. Fragmenty akt sądowych, notatek prasowych, reportaży, opinii biegłych i tak dalej. Czasem z dziesiątek tysiąc stron otrzymuję kompilację solidnych kilkuset. Sam skupiam się na tym, co miało z bohaterami tych powieści bezpośredni związek. Zapisy audiowizualne, niemodyfikowane wypowiedzi, materiały zdjęciowe - one pozwalają mi spojrzeć na świat oczami Geina. Potem wsiąkam w jego umysł i… zaczynam pisać.
Dokonał Pan pewnej selekcji faktów. Nie wszystkie zbrodnie zostały opisane. Jaki klucz Pan przyjął?
Geinowi przypisuje się rozmaite zbrodnie. Oczywiście większości mu nigdy nie udowodniono, ale skoro ma się do dyspozycji kogoś takiego jak on, spadają na niego wszelkie brudy. W trakcie kwerendy niektóre zarzucone mu mordy po prostu mi nie pasowały do całokształtu. Nie zgadzał się motyw, potraktowanie zwłok, zadane obrażenia, płeć, miejsce zgonu, czyli ogólnie rozumiane modus operandi. Niektóre zbrodnie popełniono w czasie, gdy uważam, że Gein nie był na „fali” mordowania. Jak większość seryjnych morderców tak i on miał swoje okresy wyciszenia. Zależało mi na w pełni autentycznym portrecie, a nie na portrecie jak najkrwawszym. A fakty są wystarczająco przerażające…
Powieściowy Gein czyta krwawe horrory, które kupił od obwoźnego handlarza, powieści H.P. Lovecrafta czy utwory Edgara Allana Poego i prenumerował magazyn z opowieściami grozy, a co czyta Pan - autor mrocznych kryminałów?
Z Geinem dzielę upodobanie do wspomnianych dwóch autorów oraz do literatury gotyckiej. Jednak ogromnie pasjonują mnie dawne memuary i dzienniki. Samuel Pepys, Kazimierz Chłędowski, Rousseau, Sandor Marai, Saint-Simmon, Casanova… Ich wspominki mam zawsze przy sobie i czytuję regularnie. Ale na szafce nocnej niezmiennie leżą również tomy tołstojowskiej „Anny Kareniny”, „Lampart” di Lampedusy, „Rękopis znaleziony w Saragossie” Potockiego… Ostatnio również książki Fiedlera, Ossendowskiego oraz Halika. Czytanie to podróż w czasie i przestrzeni. Pisanie również. Zdaje się, że jestem nieustannym wędrowcem i dobrze mi z tym.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!
Materiał powstał dzięki współpracy reklamowej z Wydawnictwem Filia.