Marta Panas-Goworska, Andrzej Goworski – „Naukowcy spod czerwonej gwiazdy” – recenzja i ocena

opublikowano: 2017-01-13, 09:00
wolna licencja
Czy prawdziwa nauka wymaga wolności? Jak dowodzi przykład naukowców sowieckich - nie zawsze.
reklama
Marta Panas-Goworska, Andrzej Goworski
„Naukowcy spod czerwonej gwiazdy”
cena:
39,00 zł
Wydawca:
Wyd. Naukowe PWN
Rok wydania:
2016
Okładka:
miękka
Liczba stron:
344
ISBN:
978-83-01-18752-1

Nakładem Wydawnictwa PWN ukazała się książka nietypowego autorstwa - duetu małżeńsko-literackiego Marty Panas-Goworskiej i Andrzeja Goworskiego. Para ma już za sobą serię tekstów w różnych gazetach i periodykach społecznych oraz kulturalnych. Ich dotychczasowe zainteresowania oscylowały wokół tematyki rosyjskiej oraz problemów Europy Wschodniej, stąd też opisywana książka mieści się w profilu dotychczasowych tematów Goworskich.

Związek Radziecki jest nadal intrygującym tworem historycznym, przyciągającym licznych czytelników i badaczy. Upiorność, ale i zagadkowość realiów życia w tym państwie, przez większość swojego istnienia zamkniętym na wpływy zewnętrzne, powodowała że wokół sowieckiego mocarstwa powstało wiele legend i mitów. Większość książek i prac traktuje jednak o historii politycznej ZSRR, dziejach systemu totalitarnego, który przecież z pewnymi różnicami rozwojowymi, przetrwał od rewolucji październikowej do swojego rozpadu w czasach Gorbaczowa ponad siedemdziesiąt lat. A zatem okres obejmujący przynajmniej trzy pokolenia.

Tak długi okres trwania i dominacji ideologii komunistycznej w ZSRR powodował głębokie zmiany kulturowe. Jeśli przyjmiemy niektóre założenia wolnościowej filozofii nauki Karla Poppera, to nauka jako całość może skutecznie rozwijać się jedynie w warunkach swobodnego i pluralistycznego dyskursu intelektualnego, a w naukach ścisłych może uzyskać realny postęp techniczny, jeśli każdy naukowiec może poprzez eksperyment sfalsyfikować hipotezę zaproponowaną przez innego naukowca. Zatem niezbędnym czynnikiem rozwoju jest krytycyzm i wolność od nacisków ideologicznych. Te warunki - z oczywistych przyczyn - były trudne, czy wręcz niemożliwe do spełnienia w Związku Radzieckim. Zatem swoistym fenomenem jest, że pomimo niesprzyjającego otoczenia totalitarnego i całkowitej kontroli partii nad życiem społecznym w ZSRR, przez cały okres trwania tego tworu politycznego, pojawiło się wielu wybitnych uczonych, którzy zdobyli uznanie i szacunek także za granicą.

W książce przedstawione są sylwetki 14 naukowców, którzy całe życie lub większą jego część związani byli z ZSRR. Prawie wszyscy z nich, poza Kałasznikowem (1919) i Sacharowem (1921) urodzili się przed rewolucją. W roku 1888 urodził się zarówno inżynier Tupolew, jak i literaturoznawca Bachtin, a w ostatnich dekadach istnienia carskiej Rosji pozostała część bohaterów książki.

reklama

Do wyjątków należy najstarszy z opisywanych naukowców Iwan Pawłow, który w momencie gdy bolszewicy zajęli Pałac Zimowy, miał już 68 lat. Jego uznany już na świecie dorobek i sława wybitnego fizjologa, była tak duża, że pomimo, iż oficjalnie nie zgadzał się z ideologią bolszewicką, był wręcz pupilem władz, która zbudowała dla niego pod koniec lat dwudziestych jeden z pierwszych na świecie miast-instytutów w Kołtuszach koło Leningradu. Pomimo ewidentnych zabiegów bolszewików o zdobycie uznania Iwana Pawłowa (jego dobrowolne pozostanie w ZSRR było samo w sobie sukcesem propagandowym władz), ten był do tego stopnia nieprzejednany, że miał w 1933 roku nasłanego kontrolera „do walki z antysowieckim elementem” zrzucić ze schodów Instytutu ze słowami „won swołocz”. Podobno sam Siergiej Kirow odmówił interwencji, traktując Pawłowa jako osobę nietykalną z racji jego ogromnego prestiżu.

Znacznie mniej szczęścia mieli jednak inni, młodsi badacze. Wielu z nich przeszło gehennę aresztu i prześladowań na tle ideologicznym. Najgorzej zniósł to fizyk Siergiej Wawiłow, który zmarł w więzieniu w Saratowie w 1943 roku. Podobnie przed enkawudzistami musieli się tłumaczyć wybitny fizyk Lew Landau czy stosunkowo posłuszny wobec władz ZSRR Andriej Tupolew, który część swoich badań wykonał w moskiewskim więzieniu, w specjalnym oddziale, w którym przetrzymywano konstruktorów. Z twórcą radzieckiego samolotu wiąże się zresztą niezwykła anegdota, obrazująca wpływy Józefa Stalina i wewnętrzną konkurencję między naukowcami sowieckimi:

Ostatecznie nadszedł dzień próby - na podmoskiewskim lotnisku stanęły obok siebie dwa samoloty. Tupolewski ANT-58, zwany później Tu-2 oraz bombowiec skonstruowany przez Iljuszyna [konkurenta Tupolewa - J.I.]. To, czyja maszyna jest lepsza, miał rozstrzygnąć sam Stalin. Zanim jednak doszło do konfrontacji, przyprowadzony pod eskortą i postawiony ramię w ramię z twórcą samolotów Ił Andriej Nikołajewicz nie wytrzymał i wybuchł. Obecność konkurenta, który cieszył się pełnią swobód, działała na niego jak płachta na byka. Wykrzyknął: „Drewniane gówno!”. Wówczas podszedł do niego Stalin i spytał: „A dlaczego gówno?”. Konstruktor opanował nerwy i wyłożył, dlaczego bombowce powinny być wyłącznie z metalu. Po tej niecodziennej pogawędce obie maszyny wzbiły się w powietrze. Samolot Tupolewa okazał się konstrukcją niedoścignioną. (s. 109)
reklama

Nie podlega większej dyskusji wybitność wielu wynalazków radzieckich uczonych, wzmiankowanych w książce. Sacharow miał swój udział w budowie sowieckiej bomby wodorowej, choć później stał się sławnym dysydentem, a przyznany mu w 1975 roku Nobel, był w kategorii zasług dla pokoju, a nie nauk fizycznych. Zapomniane są niesamowite prototypy telewizora oraz instrumentów elektronicznych Lwa Termena (niektórzy uważają, że właściwego prekursora współczesnej muzyki elektronicznej). Z kolei Lew Landau był bardzo ceniony przez duńskiego fizyka kwantowego Nielsa Bohra, który go osobiście odwiedził w ZSRR.

Sowiecką naukę skrywa jednak mroczny cień manipulacji i wpływów ideologicznych. W zasadzie trudno nazwać naukowcami Olgę Lepieszynską oraz Trofima Łysenko, którzy nie przestrzegali podstawowych zasad metodologii w nauce, i bardzo swobodnie operowali zebranymi danymi. Ich pomysły „żywej substancji”, która miałaby się rodzić w sposób samorodny, czy próby podważania podstaw genetyki, były z pewnością wsparciem dla obowiązującego materializmu dialektycznego, ale nic nie wnosiły w nauki biologiczne. Ba, na wiele lat ogromnie zaszkodziły tej gałęzi nauki w ZSRR. Od werdyktów Lepieszynskiej i Łysenki zależał także los wielu innych naukowców, którzy odważyli się skrytykować ich mitomańskie i pseudonaukowe pomysły.

Mroczną parą naukowców radzieckich byli także Grigorij Majranowski oraz Wladimir Demichow. Ten pierwszy zasłynął bezpośrednią współpracą z NKWD i asystowaniem przy egzekucjach wielu więźniów, na których testował swoje trucizny. Był właściwie kimś w rodzaju sowieckiego odpowiednika dr. Josefa Mengele z czasów III Rzeszy. Z kolei Demichow, choć nie szkodził ludziom, miał obsesję transplantacji, którą testował na parach wielu dziesiątek psów. Żadne z nich nie przeżyło długo eksperymentów badacza. Sławna jest jego częściowo udana próba zszycia ze sobą dwóch psów - hybryda ta żyła niecały miesiąc. Badania Demichowa były prekursorskie dla medycyny transplantacyjnej, jednak ich etyczny wymiar był co najmniej kontrowersyjny (choć w tamtych czasach prawa zwierząt były jeszcze bardziej abstrakcyjną kategorią, niż nominalnie uznawane w konstytucji ZSRR prawa człowieka).

reklama

W omawianej książce zwraca uwagę brak naukowców z obszaru nauk humanistycznych. Poza jednym wyjątkiem Michaiła Bachtina, czytanego do dzisiaj literaturoznawcy i kulturoznawcy, twórcy pojęcia „karnawalizacji”, w pozycji nie odnajdziemy innych uczonych z tego obszaru. Czy oznaczało to, że ich w ogóle nie było? Potwierdzałaby to częściowo inna relacja Leszka Kołakowskiego, który w 1950 roku odwiedził ZSRR wraz z innymi polskimi marksistami. Wspominał:

(…) w Moskwie zorganizowano nam codzienne wykłady prowadzone specjalnie dla naszej grupy przez prominentów sowieckiej filozofii i nauk społecznych. To było dość porażające doświadczenie, bo od razu rzucało się w oczy, że to jest gromada nieuków. Oni nie znali żadnego języka obcego, nie wiedzieli nic o tak zwanej filozofii burżuazyjnej, nie wiedzieli w ogóle nic o filozofii poza tym, co wyczytali u Lenina i Stalina, a czasami także Marksa, czy raczej Engelsa. Chociaż wcale nie byliśmy specjalnie wykształceni, ich ciemnota nas uderzała. ([Czas ciekawy, czas niespokojny. Z Leszkiem Kołakowskim rozmawia Zbigniew Mentzel], Kraków 2007, s. 106-107).

Autorzy „Naukowców spod czerwonej gwiazdy” zaproponowali polskiemu czytelnikowi ciekawą pozycję z obszaru popularnonaukowego. Jest to książka skierowana raczej do pasjonatów okresu, niż profesjonalistów-historyków, choć wielojęzyczne źródła przedstawione na końcu każdego rozdziału, mogą zainteresować także osób szukających materiałów do badań. Nie ustrzeżono się jednak drobnych usterek językowych i merytorycznych (np. pod koniec XIX wieku nie istniał jeszcze Kraj Rad, jak twierdzą Autorzy na s. 265). Wpadki te są jednak drugorzędnej natury i nie obniżają ogólnej oceny walorów publikacji.

Zebrane przez małżeństwo Gaworskich biografie radzieckich naukowców pokazują, że w niektórych przypadkach, można tworzyć wielkie wynalazki i pisać wybitne dzieła, pomimo braku wolności w swoim państwie. Zapraszam do lektury!

reklama
Komentarze
o autorze
Juliusz Iwanicki
Doktor nauk humanistycznych. Absolwent Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i Akademii Artes Liberales na Uniwersytecie Warszawskim. Studiował MISH, filozofię i historię. Autor książek i artykułów z obszaru religioznawstwa, historii filozofii (głównie nowożytnej), myśli społecznej (głównie w PRL) i kulturoznawstwa. Adiunkt na UAM w Poznaniu. W wolnych chwilach czytelnik literatury faktu i współczesnej beletrystyki. Jeszcze rzadziej hobbysta gier planszowych i karcianych. Lubi podróżować do krajów południowej Europy.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone