Mariaż współczesności z historią
Bitwa pod Grunwaldem jest jedną z tych batalii, którą zna każdy Polak. Każdego roku w dniu 15 lipca w krakowskich kościołach, na mocy postanowienia króla Władysława Jagiełły, organizowane były procesje upamiętniające wiktorię polskiego oręża. Do najbardziej spektakularnych należała ta, która swój początek miała na Wawelu: jej celem był z kolei kościół św. Jadwigi na Stradomiu.
Ta forma upamiętnienia przetrwała aż do 1794 roku, kiedy to wojska pruskie wkroczyły do Krakowa i położyły kres tym obchodom. Później, gdy Kraków przeszedł pod panowanie austriackie, kościół św. Jadwigi został zniszczony. Procesje rocznicowe zniknęły z miejskiej przestrzeni Krakowa. Pamięć o bitwie grunwaldzkiej przywrócili jednak Jan Matejko i Henryk Sienkiewicz. Obrazowi niemieckiego rycerza z powieści „Krzyżacy” można wiele zarzucić, niemniej jednak dzięki niemu pamięć o bitwie znowu ożyła w sercach Polaków. Efektem tego było zorganizowanie w 1910 roku krakowskich obchodów 500-lecia bitwy pod Grunwaldem, podczas których odsłonięto Pomnik Grunwaldzki w Krakowie. Nie spodziewano się jednak wówczas, iż za 82 lata na polach grunwaldzkich pojawi się grupka odzianych w średniowieczne zbroje pasjonatów i zaprezentuje jak owa bitwa mogła wyglądać.
Boys and their toys – czyli początki inscenizacji grunwaldzkiej
Początki znanej nam współcześnie inscenizacji grunwaldzkiej sięgają roku 1992. Wtedy to właśnie Jacek Szymański – obecnie odtwarzający króla Władysława Jagiełłę, a ówcześnie rekonstruujący postać zwykłego średniowiecznego rycerza – wespół z grupką podobnych mu pasjonatów, został zaproszony przez wójta Grunwaldu na obchody rocznicy bitwy. Walczono wtedy 4 na 5 plus drużyny łuczników i nie przypominało to dzisiejszej inscenizacji. Ale ludzie chcieli to jednak oglądać – wspomina „nasz” król. Impreza nabrała jednak rozmachu w 1997 roku kiedy wspomniana grupka hobbystów z Jackiem Szymańskim na czele, spotkała na polach grunwaldzkich inną grupkę rekonstruktorów i wspólnie wpadli na pomysł zorganizowania wielkiej inscenizacji wraz z innymi grupami działającymi w Polsce. Pomysł wypalił i w 1998 roku do wsi Grunwald przyjechało ponad 800 osób z czego 300 było walczących. Bitwę obejrzało już wówczas aż do 30 tys. widzów!
Sam pomysł zrodził się jednak w głowach kilkunastu młodych pasjonatów, chcących się dobrze bawić i przy okazji pokazać ludziom kawałek historii narodu. Nie przypominało to wielkiego komercyjnego przedsięwzięcia, nie było też czymś całkowicie nowym w Polsce. Tego typu inicjatywy sięgały już bowiem czasów PRL, kiedy funkcjonowały grupy rekonstruujące słowiańskich wojów czy rycerzy. Już w 1978 odbyła się inscenizacja turnieju rycerskiego na zamku w Golubiu-Dobrzyniu, który do dzisiaj organizuje jeden z najbardziej popularnych turniejów w środowisku rekonstruktorów. Dzisiejsze turnieje rycerskie, a przede wszystkim bitwa grunwaldzka, nie są jednak tymi samymi imprezami co kiedyś…
Współcześni rycerze, czyli Dni Grunwaldu dzisiaj
Dla statystycznego Polaka rekonstrukcja bitwy pod Grunwaldem jest chyba najbardziej znaną imprezą tego typu. Tak sama historyczna bitwa, jak i jej inscenizacja wzbudza wiele emocji. Przede wszystkim dlatego, iż nie jest to odosobnione wydarzenie dla hobbystów, lecz także wielkie wydarzenie medialne. Tegoroczne Dni Grunwaldu odbyły się już po raz piętnasty, co stanowi dobry moment aby zastanowić się nad tym jak bardzo idea ta zmieniała się od 1992 roku. Już w roku 2010, gdy miały miejsce obchody 600-lecia bitwy, inscenizacja stała się wielkim przedsięwzięciem: finansowym, logistycznym oraz medialnym. Zaangażowani byli politycy, media oraz ogromne dotacje. Sam spot reklamujący obchody przygotował wielokrotnie nagradzany animator Tomasz Bagiński. W inscenizacji bitwy wzięło zaś ok. 2200 walczących z Polski, Litwy, Białorusi, Rosji, Włoch, Niemiec, Francji, a w obozie historycznym żyło ponad 6 tys. osób. Obchody 2010 roku były oczywiście wyjątkowe i znacząco różniły się od tych z lat poprzednich czy nawet tych z roku 2011, jak i tegorocznych. Liczba walczących była bowiem w tym roku znacznie mniejsza. W bitwie wzięło udział ok. 1300 rekonstruktorów z Polski, Niemiec, Włoch, Francji, Litwy czy Białorusi.
Dane jakie przedstawia organizator Krzysztof Górecki pokazują jednak, że w obchody nadal inwestowane są ogromne pieniądze. Tegoroczna edycja kosztować miała ponad 560 tys. złotych. W ramach tych pieniędzy na turystów oczekiwać miał ogromny obóz historyczny, plac turniejowy, zaplecze gastronomiczne i wielkie rzesze rzemieślników sprzedających swoje wyroby. Sami uczestnicy mogli już przybywać na pola grunwaldzkie na ponad tydzień przed bitwą, aby w ten sposób ciekawie spędzić wakacje. W każdym razie na pewno inaczej, niż w domku letniskowym na Mazurach. Niewątpliwie, przy wejściu do obozu czuło się tą inną, wyjątkową atmosferę. Zapach słomy, palących się ognisk, widok całych rodzin w historycznych strojach: dubletach, houppelandach, sukniach dworskich, miejskich czy samych giezłach lub lnianych braise tworzył niepowtarzalną atmosferę. Jeśli do tego dodamy liczne atrakcje odbywające się przed sobotnią inscenizacją: grupowe walki rycerskie, turnieje indywidualne w walce na miecze, zawody w średniowiecznej piłce (tzw. Grundial) czy koncerty bardów i zespołów muzyki dawnej – otrzymamy świetny sposób na spędzenie wolnego czasu z historią w tle. Ale tylko w tle...
Grunwaldzkie rycerskie ustawki
Pisząc o atrakcjach warto wspomnieć, iż w tym roku bardzo widowiskowo wyglądały rycerskie walki grupowe w dwóch kategoriach: 5 na 5 i 21 na 21. Widzowie, siedząc wygodnie na trybunach rozstawionych dookoła prostokątnego placu turniejowego, mogli z bliska obejrzeć starcia grup rekonstruktorów uzbrojonych w prawdziwy średniowieczny oręż. Traktowali oni walkę bardzo poważnie, zadając sobie naprawdę silne ciosy. Można było wyczuć między nimi atmosferę prawdziwej rywalizacji. Była ona jednak daleka od atmosfery panującej na średniowiecznych turniejach, znanych chociażby z XIV-wiecznego Codexu Manesse. W tym roku podczas turnieju grupowego 5 na 5 widzom udzieliła się atmosfera rodem z meczu piłkarskiego. Gdy jedna z trójmiejskich drużyn rycerskich, zwana Fabryką Świń, zdobyła sympatię publiczności, na całym polu turniejowym słychać było gromkie krzyki i śpiewy dopingujące ową drużynę. W finale turnieju, gdy Fabryka Świń spotkała się z grupą rycerzy z Warszawskiej Akademii Miecza (WAM), słychać było już doping dla jednych i drugich. Nad polem unosiły się okrzyki: Fabryka Świń!, Świniobicie!.
Wisienką na torcie Dni Grunwaldu 2012 była oczywiście sama inscenizacja bitwy pod Grunwaldem. Co roku odtwarzane są oczywiście te same, powszechnie znane momenty tego wydarzenia, takie jak poselstwo krzyżackie z dwoma mieczami, szarża niemieckiego rycerza na polskiego króla czy śmierć wielkiego mistrza Ulricha von Jungingena. Oprócz tego, widzowie, liczeni w dziesiątkach tysięcy, mogli obserwować walki rycerzy konnych jak i manewry pieszych chorągwi rycerskich. W tym roku nie było inaczej, choć deszcz niewątpliwie popsuł plany organizatorów. Grunwald zmienił się trochę w bitwę pod Crécy lub Azincourt, gdzie deszcz walnie przyczynił się do klęski francuskiego rycerstwa. Dla rycerzy był jednak zbawienny, bowiem nie jest przyjemnością bić się w pełnym słońcu mając na sobie kilkanaście kilogramów zbroi. Sytuacja sprzyjała atmosferze piknikowej zabawy, podczas której w jednej z krzyżackich chorągwi powstała nawet grunwaldzka wersja polskiego hitu na Euro 2012. Tym samym dla rekonstruktorów inscenizacja była przednią zabawą, dla widzów, niestety, znacznie mniej.
Zabawa tylko dla turystów?
Nie da się ukryć, iż deszcz, który spadł w sobotę 14 lipca 2012 roku pokrzyżował plany organizatorów i turystów. Wielu z nich opuściło pole bitwy. Stojąc w tym roku w szeregach Chorągwi Pomezańskiej, widziałem jak na skutek ulewy rzesze ludzi opuszczały pole bitwy w poszukiwaniu schronienia przed bezlitosnym żywiołem. Pod względem turystycznym przesunięcie bitwy z godziny 12.00 na 16.00 okazało się strzałem w kolano, gdyż o 12.00 nad Grunwaldem świeciło słońce. Turyści są jednak tylko jednym z czynników wpływającym na sukces Dni Grunwaldu. Oceniając przebieg uroczystości nie można bowiem zapominać, że tego typu atrakcje nie są przygotowywane jedynie dla turystów, zwanych przez rekonstruktorów „cywilami”. Wiele frajdy uroczystości dają także samym uczestnikom. Dla nich samych bowiem Dni Grunwaldzkie stanowią często formę spędzenia wakacji z rodziną czy ze znajomymi.
Lniane namioty, wełniane stroje i rosół ugotowany w żeliwnym garze nad rozpalonym ogniskiem stanowią bowiem jedynie historyczną otoczkę. Najważniejsza wydaje się możliwość spędzenia wspólnie czasu nad kufelkiem piwka, przy wspólnym graniu i śpiewaniu przebojów Perfectu lub Dżemu, przerobionych na potrzeby historycznego obozu. Współczesność mocno ingeruje zatem w postulowaną wierność średniowiecznym realiom. Wobec takiego stanu rzeczy nasuwa się pytanie: na ile ruch odtwórstwa historycznego zajmuje się rekonstruowaniem, a na ile inscenizowaniem średniowiecznego życia? Problem ten dotyczy również samej bitwy, gdzie współczesność wchodzi coraz głębiej, a obraz rycerza z krótkofalówką nikogo nie powinien już dziwić…
Problemy z odtwórstwem historycznym
Dotykamy w tym momencie bardzo ważnego problemu współczesnego ruchu rekonstrukcyjnego. Krytyki podejmuję się nie z punktu widzenia postronnego widza, ale jako wieloletni uczestnik. Zauważmy, że w swojej podstawowej definicji odtwórstwo historyczne, jako przejaw żywej historii powinno być próbą przenoszenia wydarzeń historycznych do współczesności celem przybliżenia jej publiczności. Szczególną wartość ma tu dbałość o zachowanie realiów epoki. Wedle historyka Michała Boguckiego odtwórstwo historyczne ma swoje cztery główne etapy. Rozpoczynamy od odtwarzania przedmiotów codziennego użytku i strojów z epoki, przy wykorzystaniu metod i materiałów znanych w dawnych czasach. Wszystko to po to, aby jak najlepiej przejść do drugiego etapu, polegającego na wczuwaniu się w rolę członka jednej z nieistniejących już grup społecznych, takich jak np. rycerstwo czy wędrowni kuglarze. Jest to niezbędne, by płynnie przejść do etapu trzeciego, polegającemu na inscenizowaniu życia codziennego tych grup i pokazaniu ich w działaniu przy zachowaniu języka i obyczajów z epoki. Ostatni etap stanowi rekonstrukcja, czyli wydarzenie łączące w sobie wiele inscenizowanych zdarzeń historycznych takich jak np. bitwy czy obrzędy. Opis ten nie dotyczy oczywiście jedynie sympatyków średniowiecza. Grup rekonstrukcyjnych jest przecież wiele i także inne epoki są obiektem zainteresowania, jak np. okres wojen napoleońskich czy II wojna światowa.
Problemem jaki moim zdaniem mają głównie grupy średniowieczne, jest coraz słabsze trzymanie się realiów historycznych pod względem merytorycznym. Mam tu na myśli choćby proces odtwarzania postaci. Inscenizowanie staje swoistym niemym filmem, w którym tylko stroje i gesty są historyczne.
Nie da się ukryć, że wizualnie turnieje rycerskie w Polsce korespondują z realiami historycznymi, lecz gorzej wygląda to właśnie od strony merytorycznej. Coraz częściej bowiem walczący rycerze traktują rekonstrukcję jak sport ekstremalny, w którym można bardzo dużo wygrać. Najlepszym tego przykładem jest odbywający się niedawno w Warszawie międzynarodowy turniej zwany Bitwą Narodów, gdzie do wygrania były bardzo atrakcyjne nagrody pieniężne. Podobnie rzecz się miała na tegorocznym Grunwaldzie. Turnieje grunwaldzkie starają się oczywiście pokazywać pewne elementy kultury dworskiej, wprowadzając np. tzw. Lożę Dam, która ofiarowuje uczestnikom nagrody za dworność i rycerskość (swoiste nagrody fair play). Niektórzy z uczestników zdają się jednak nie zauważać tej turniejowej instytucji i nastawiają się jedynie na zwycięstwo w walce.
Ta swoista profesjonalizacja turniejów nie jest sama w sobie zjawiskiem złym. Podnosi ona poziom walk, czego przykładem mogą być starcia choćby z udziałem członków wspomnianego już WAM. Przykrym faktem jest natomiast to, iż wielu „współczesnych” rycerzy nastawia się tylko na wygraną zapominające o jednym z celów odtwórstwa: o przybliżaniu historii widzowi. Wobec przedstawionych przeze mnie przemian, owa historia może być spłycona i doprowadzić do licznych zakłamań. Ten sam problem dotyka odtwórców „cywilnych”. Natomiast najbardziej rażący przykład stanowią moim zdaniem ludzie w historycznych strojach z kolczykami w nosie, wargach czy z irokezami. Organizatorzy walczą z tego typu uczestnikami, lecz niedość skutecznie. Nadal wśród rekonstruktorów można zauważyć wielu takich, którzy nie przejmują się brakiem ściślejszego powiązania ich image’u z charakterem, kulturą czy sposobem bycia odtwarzanej postaci historycznej. Nie da się ukryć, iż wielu rekonstruktorom brakuje obycia ze źródłami pisanymi, bowiem ograniczają się do publikowanych w internecie miniatur. Oczywiście, dla widzów istotna jest głównie wizualna strona imprezy. Pytanie tylko: jakie mogą wynieść z nich korzyści poza dobrą zabawą? Czy możliwość wsłuchania się w rozmowy rodem z piętnastowiecznego obozu czy możliwość przyjrzenia się dworskiemu życiu nie uatrakcyjniłaby całokształtu tych imprez?
Pro publico bono, czyli rzecz o metodzie
Problem ze średniowieczniczym ruchem rycerskim ma także swoje drugie oblicze. Wśród wielu ludzi traktujących realia historyczne z przymrużeniem oka, spotkać można grupy osób dla których podstawą uczestniczenia w imprezach takich jak Dni Grunwaldu jest stuprocentowa rekonstrukcja stroju, uzbrojenia czy obyczajów. Ich nastawienie jest niekiedy skrajne; zdarza się np. rezygnowanie z upubliczniania pokazów czy organizowania zaplecza sanitarnego. Należy zastanowić się czy rekonstrukcja historyczna jest jedynie zabawą dla zamkniętej grupy pasjonatów, czy też pewnego rodzaju misją? A może i jednym i drugim? Tegoroczny Grunwald pokazał, że imprezy te nie mogą się obyć bez zaplecza medialnego, a jednocześnie unaoczniły wiele słabości samych uczestników. Na zakończenie pozostaje mi więc zadać pytanie: czy dla Grunwaldu i podobnych imprez nie byłoby lepiej, gdyby uczestnicy postarali się nadać tym imprezom prawdziwie średniowieczny klimat? Przy rosnącym znaczeniu mediów i współczesnego zaplecza jest miejsce na zabawę i naukę. Udanej inscenizacji potrzeba bowiem naprawdę dobrych aktorów.
Zobacz też:
- Bitwa pod Grunwaldem, 15 lipca 1410 roku
- Grunwaldzkie miecze
- Mitologizacja bitwy pod Grunwaldem, czyli o rozmaitych formach pamięci historycznej walczących stron
- „W społeczeństwie polskim do dziś żywe są tradycje Grunwaldu”. O bitwie w PRL
- Nie takie tajne archiwum
- Wizyta w Muzeum Bitwy Grunwaldzkiej
- „Zwycięstwo ma smak niezwykły”. Co smacznego jest w Grunwaldzie? [felieton]
- Grunwald 1410–2010 (cz. 1, cz. 2)
- 600-lecie bitwy pod Grunwaldem oczami rekonstruktora...
- Grunwaldzki koszmar
Redakcja: Michał Przeperski