Maria Radożycka–Paoletti – „Wciąż szukamy Ojczyzny zgubionej w wrześniowych chmurach...” – recenzja i ocena
Maria Radożycka–Paoletti – „Wciąż szukamy Ojczyzny zgubionej w wrześniowych chmurach... Wojennym szlakiem majora Władysława Drelicharza (1913–1944)” – recenzja i ocena
Gdy zapytamy historyka, dlaczego zainteresował się daną problematyką lub postacią, rzadko usłyszymy, że wszystko zaczęło się od zdjęcia. Maria Radożycka-Paoletti, przygotowując wystawę poświęconą wyzwoleniu Ankony przez polskie wojska, natknęła się na fotografię przedstawiającą młodego polskiego oficera. Uśmiechnięta twarz, wojskowy beret trochę niedbale okrywający głowę, zsunięty na prawą stronę, a na nim trzy gwiazdki oznaczające stopień kapitana. Nad nimi – polski orzeł. Oblicze mężczyzny zdradza trudy wojenne, ale jednocześnie promienieje. Spokojny letni pejzaż w tle pozwala na cenne chwile wytchnienia po długiej wojennej przeprawie. Wygląda chyba na więcej niż trzydzieści lat, bo tyle miał w chwili wykonania zdjęcia. Ów oficer nie mógł wiedzieć, że kilka miesięcy później zginie w walkach na Półwyspie Apenińskim i pozostanie już na zawsze na obcej ziemi.
Władysław Drelicharz urodził się w 1913 roku. We wrześniu 1939 roku był oficerem 51 pułku piechoty Strzelców Kresowych. W grudniu zdołał przedostać się na południe i trafił do Bejrutu, gdzie tworzyła się Samodzielna Brygada Strzelców Karpackich. Nie przeszedł szlaku z Armią Andersa wiodącego z nieludzkiej ziemi. Walczył w Tobruku i pod Gazalą. Następnie, już z 2 Korpusem Polskim, walczył pod Monte Cassino, za co został odznaczony Srebrnym Krzyżem Virtuti Militari. Natomiast za postawę w czasie starć nad rzeką Metauro uhonorowany został Złotym Krzyżem tego orderu, dodajmy, jako jedyny w swoim pułku. Cieszył się szacunkiem zarówno wśród podwładnych, jak i przełożonych. Gen. Anders powiedział, że „wszystkie walki, w których brał udział, zdobyły mu serca żołnierskie całego Korpusu”. Drelicharz zginął na polu bitwy o Faenzę w listopadzie 1944 roku. Jego doczesne szczątki spoczęły ostatecznie na polskim cmentarzu wojskowym w Bolonii.
Gdyby przeżył wojnę, czy podzieliłby los tysięcy polskich tułaczy na obczyźnie? Czy doczekałby odzyskania przez Polskę wolności? Czy pozostałby wesołym i twardym mężczyzną, w którym towarzysze niedoli szukaliby wsparcia? Co czuła żona kapitana, która przez dwa lata nie mogła uzyskać informacji o losach męża? Dopiero w sierpniu 1946 roku poznała prawdę. Przerwany życiorys wybitnego oficera to ilustracja losów Polaków, którzy na wielu frontach wojny próbowali walczyć o upragnioną niepodległość i trudu, który nigdy nie został należycie nagrodzony.
Maria Radożycka-Paoletti w swej książce poświęconej Drelicharzowi opowiada nie tylko o zawiłych losach oficera, ale także całej generacji ludzi zdeterminowanych, by na obcej ziemi wywalczyć powrót do starego świata. Generacji, która (gdyby w gabinetach politycznych, daleko za linią frontu, podjęto inne decyzje) mogłaby przydać się ojczyźnie, a swoim przykładem promieniować na młodsze pokolenie. Los zrządził inaczej.
Nieczęsto otrzymujemy pięknie wydane (na kredowym papierze!) i bogato ilustrowane publikacje naukowe. W zestawieniu z większością książek wydawanych przez Instytut Pamięci Narodowej wyróżnia się także nieco większy rozmiar czcionki, co bez wątpienia uprzyjemnia lekturę. Zwłaszcza, że autorka obficie korzysta z cytatów, co nadaje plastyczności historii Władysława Drelicharza. O to właśnie chodzi, by dzieje bohaterów takich jak on docierały do szerszego grona odbiorców, a nie tylko stanowiły przedmiot zamkniętej (może wręcz hermetycznej?) dyskusji między badaczami i pasjonatami II wojny światowej.
Autorka nie jest historykiem wojskowości, choć z terminologią wojskową radzi sobie bardzo dobrze. Co istotne, nie ma tu przesytu w charakterystyce uzbrojenia, ale nie brakuje jednocześnie opisów taktyki walk prowadzonych przez polskie wojska. Jako osoba słabo obeznana z historii wojskowości nie czułam więc przesytu, a jednocześnie zrozumiałam sporo zagadnień związanych ze szlakiem bojowym Armii Andersa. W książce Radożyckiej-Paoletti na pierwszy plan wysuwa się więc człowiek. A właśnie historię człowieka chciałam poznać sięgając po biografię Władysława Drelicharza.
Recenzowana książka jest hołdem złożonym wybitnemu oficerowi. Postaci nieznanej, niesłusznie skazanej na zapomnienie przez historię. Przywrócenie pamięci o nim i jego towarzyszach wojennych to, jak udowadnia autorka, nasz obowiązek. On również, własną krwią, dopisał piękny, choć przecież niezwykle dramatyczny rozdział do polskiej epopei wojennej. I na naszą pamięć bezwzględnie zasługuje.