Marco Patricelli: O Pileckim pisały we Włoszech wszystkie najważniejsze media!
Zobacz też: Żołnierze Wyklęci – historia i pamięć
Znany jest Pan szerokiemu gronu Czytelników jako autor książek poświęconych historii Włoch podczas II wojny Światowej, tymczasem w „Ochotniku ”zajął się Pan postacią rotmistrza Pileckiego. Skąd taka zmiana zainteresowania?
To nie była zmiana - nazwałbym to raczej hołdem dla kraju, który niezwykle podziwiam. Trzeba nadmienić, że swoją pracę magisterską z dziedziny prawa i stosunków międzynarodowych poświęciłem Polsce.
Co Pana najbardziej zafascynowało w postaci rotmistrza Pileckiego?
Wielkie człowieczeństwo, humanistyczny wymiar działań tego człowieka. Ponieważ Pilecki obecnie jest postrzegany jak bohater, to dostrzega się głównie jego bohaterstwo. Tymczasem on reprezentuje to, co w ogóle jest najlepsze w człowieku. Wyrzekł się wszystkiego w czasach, w których wyrzekanie się czegokolwiek było po wielekroć trudniejsze niż dzisiaj.
Jak poradził sobie Pan z barierą językową? Język polski uważa się powszechnie za bardzo trudny, a musiał Pan poznać go, aby pracować nad książką.
Na szczęście mam wielu przyjaciół Polaków zarówno we Włoszech jak i tutaj w Polsce. Oczywiście to ja przeprowadziłem badania archiwalne, ale później najważniejsze tematy podzieliłem do konsultacji między swoich przyjaciół. Jeden dostał raport, inny proces, kolejny inne dokumenty, wszystkie te aspekty które były najważniejsze. Oczywiście, osobiście bezpośrednio zajmowałem się źródłami, sięgałem po źródła angielskojęzyczne czy niemieckojęzyczne. Do tego trzeba dołożyć to typowo włoskie twórcze szaleństwo. Bo tylko włoski szaleniec mógł pokusić się o napisanie takiej książki.
Napisał Pan jedną z pierwszych popularnonaukowych biografii Pileckiego. Nie jest Pan zaskoczony, że uczynił to będąc Włochem, a polskie do tej pory nie powstały?
No właśnie, jak można było nie opowiadać o takim człowieku? Podczas pobytu w Warszawie przypadkiem dowiedziałem się, że taka postać w ogóle istniała. I powolutku, z małym słownikiem polsko-włoskim, zacząłem odkrywać coraz więcej szczegółów. I odkrywając te szczegóły, nie mogłem uwierzyć, że coś takiego naprawdę miało miejsce. Jak to, ochotnik w Oświęcimiu? Który potem walczył w Powstaniu Warszawskim, a potem został skazany w procesie za to wszystko? To co się stało, cała ta historia, była dla mnie gotowym scenariuszem filmowym. Z jednej strony historią prawdziwa, ale też w jakimś stopniu bliską filmom z gatunku fantastyki naukowej. Sam zawsze przedstawiam tę historię jako paradoks i dodaje właśnie swoje westchnienie: ech, nawet gdybym tak był scenarzystą w Hollywood, to nie miałbym w ogóle szans, żeby przepchnąć taki projekt w środowisku. Po prostu nikt nie uwierzyłby w taką opowieść. Nie byłoby szansy tego zrealizować. Bardzo wielu włoskich czytelników postrzega właśnie w taki sposób tę książkę: jako fikcję literacką.
Czy podczas pracy na książką o Pileckim odbył Pan podróż po miejscach z nim związanych?
Nie byłem za wschodnią granicą, ale odwiedziłem wszystkie istotne miejsca w Polsce.
Czy Pańskim zdaniem postać rotmistrza Pileckiego może zainteresować Pana rodaków?
Już bardzo ich interesuje! Zauważalne jest wielkie zainteresowanie jego postacią. Miałem spotkania zarówno w szkołach, jak i na uniwersytetach. W szkołach dzieci śledziły moje opowiadania z otwartymi ustami. Na ogół niemal zasypiają, kiedy opowiadam o historii, ale w tym wypadku byli żywo zainteresowani. Kiedyś podczas zajęć na uniwersytecie zacząłem opowiadać o Pileckim i zabrakło mi czasu. Obiecałem dokończyć opowieść na następnym wykładzie, ale studenci zatrzymali mnie, ponieważ wszyscy chcieli od razu wiedzieć, jak się ta sprawa zakończyła. O Pileckim, o jego postaci i dokonaniach, bardziej niż o mojej książce, rozpisywały się we Włoszech wszystkie najważniejsze media.
Polacy narzekają, że wiedza o ich udziale w II wojnie światowej wśród społeczeństw zachodnich jest marna. Odczuwają nawet na tym tle pewien żal, że rola społeczeństwa tak wojennie doświadczonego jest umniejszana lub zupełnie nieznana. Zgadza się Pan z tym odczuciem, czy to nieuzasadnione kompleksy?
Mają rację! To odczucie wcale nie jest odczuciem jakiegoś kompleksu, to po prostu prawda. Nic innego nie mogę powiedzieć. Mogę jedynie dodać, że na uniwersytecie zawsze głoszę następującą tezę: druga wojna światowa wybuchła w celu zapewnienia Polsce niepodległości i zagwarantowania jej integralności terytorialnej. Kiedy ta sama wojna zakończyła się, Polsce nie przywrócono jednak ani integralności terytorialnej, ani niepodległości. Polska była krajem zdradzonym przez aliantów, o czym często zapominamy na Zachodzie. Trzeba pamiętać, że w Polsce śmierć poniosła jedna szósta wszystkich mieszkańców. Sam powtarzam często, że historia Polski i symboliczne dzieje rotmistrza Pileckiego, stanowią w pewnym sensie wyrzut sumienia aliantów – mocarstw zachodnich, które udawały, że wielu rzeczy nie widzą. Po prostu zamykały oczy na całe zło.
Kim dla współczesnego pokolenia młodych ludzi, może być postać rotmistrza Pileckiego?
Przede wszystkim może młodym pokoleniom pomóc w zrozumieniu tego, czym są pojęcia, które dziś dla nas brzmią nieco abstrakcyjne, jak wolność czy niepodległość. Dzisiaj zauważamy jak cenna jest woda tylko wtedy, gdy jej brakuje. W taki sam sposób trzeba dzisiaj pamiętać o tym, że wolność i czasy pokoju które przeżywamy, nie przyszły za darmo. Ktoś musiał za to zapłacić wysoką cenę, ktoś musiał się o to starać. Pilecki nie musiał ani zgłosić się dobrowolnie do Oświęcimia, ani nie musiał potem walczyć w Warszawie. A przede wszystkim nie musiał, mając rodzinę, wracać do komunistycznej Polski, jaka powstała po II wojnie światowej. A jednak zrobił to, co było najważniejsze – dokonał wyboru. Wyboru najtrudniejszego, ale na ogół właśnie te najtrudniejsze wybory, pociągające za sobą realizację najtrudniejszych życiowych postaw, są słuszne.
Redakcja: Michał Przeperski