Marcin Gajec – „Od Manzikertu do Antiochii. Syria w przededniu wypraw krzyżowych w świetle kronik arabskich” – recenzja i ocena
Zdobycie Konstantynopola przez Mehmeda II Zdobywcę jest jednym z najbardziej znanych wydarzeń w powszechnych dziejach Europy i całego świata. Warto jednak zastanawić się nad wcześniejszymi wydarzeniami, które przyczyniły się do zdobycia stolicy Bizancjum przez Turków. Jednym z kamyków, które poruszyły lawinę historii była bitwa pod Manzikertem – straty poniesione w tej bitwie przez Bizancjum były bardzo znaczące. Kolejnym ciosem okazało się złupienie Konstantynopola podczas czwartej wyprawy krzyżowej, w roku 1204. Nie były to jeszcze bezpośrednie przyczyny upadku wschodniego Rzymu, ale fundamentalnie przyczyniły się one do osłabienia państwa.
Książka Marcina Gajca opowiada o – słabo obecnym w polskiej historiografii – okresie 1071-1097. Był to czas od wspomnianego zwycięstwa przywódcy Turków Seldżuckich sułtana Alp Arslana nad wojskami basileusa Romana Diogenesa. Jedną z długofalowych konsekwencji tej bitwy była utrata przez Bizancjum kontroli nad Azją Mniejszą. Niedługo później, papież Urban II na synodzie w Clermont w 1095 r. ogłosił pierwszą wyprawę krzyżową, która rok później wyruszyła do Ziemi Świętej. Gdyby nie zmiany jakie zaszły w tym rejonie po bitwie pod Manzikertem, wszystko mogłoby potoczyć się inaczej. W 1097 roku armia krzyżowców wkroczyła do Syrii i rozpoczęło się oblężenie Antiochii.
Charakterystyczne, że wśród książek dotyczących historii Bliskiego Wschodu w XI wieku. najczęściej przedstawiana jest perspektywa bizantyjska. Dlatego książka „Od Manzikertu do Antiochii” jest tym cenniejsza, bowiem autor opiera ją na arabskich źródłach. W polskiej historiografii w dalszym ciągu nie stawia się odpowiednio dużego nacisku, aby historyk zajmujący się danym obszarem znał również dany język, a nie tylko posługiwał się wtórnymi przekazami np. w języku angielskim, tym razem jest inaczej i to wielki plus tej publikacji.
Kolejną mocną stroną książki jest bibliografia, choć w tym wypadku szkoda, że wśród bardzo dobrych pozycji anglojęzycznych nie ma więcej pozycji w języku arabskim. Źródła są bowiem arabskie, ale dominacja opracowań anglojęzycznych jest dojmująca. Jeśli idzie o samą książkę to nazwy własne, które nie mają swojego polskiego odpowiednika zapisane są w transkrypcji arabskiej. W niektórych momentach brakuje jednak konsekwencji, np. Saladyn zapisany jest w polskim odpowiedniku, ale już Oguzowie zapisanie są jako Oghuzowie, a gazi – jako ghazi.
Trzeba podkreślić, że niniejsza książka jest pozycją zdecydowanie naukową. Co za tym idzie, jest ona napisana w sposób interesujący, ale przemawiający przede wszystkim do czytelnika, który tematem od dawna się interesuje i dobrze się w nim orientuje. Liczne arabskie nazwy czy zawiłości faktograficzne mogą zniechęcić osobę, która zapragnie przeczytać książkę jako lekturę wprowadzającą do tematu. Strona formalna potwierdza zresztą, że czytelnikiem docelowym są przede wszystkim profesjonaliści. Oto np. w żadnym miejscu nie zostają wyjaśnione terminy takie jak basileus, czy gazi.
Książkę gorąco polecam natomiast wszystkim, którzy zajmują się tą tematyką – arabistom, bizantynistom, turkologom. Ciężko byłoby zacząć swoją przygodę z Seldżukami od tej książki, ale jeśli ktoś już taką bazę posiada, to z pewnością wiele wyniesie z jej lektury. Mam nadzieję, że autor w przyszłości pokusi się o opracowanie kolejnych okresów w historii Bliskiego Wschodu bazując właśnie na arabskiej perspektywie.