Maciej Łubieński – „Portret rodziny z czasów wielkości” – recenzja i ocena
Maciej Łubieński – „Portret rodziny z czasów wielkości” – recenzja i ocena
„Portret rodziny z czasów wielkości” to opowieść o tym, jak skromna szlachta z kaliskiego wdrapała się na szczyt, i o tym jak z niego spadła. Częściowo na własne życzenie, częściowo z wyroku historii. To ironiczne, choć czułe opowiadanie o dziejach Polski, o odkrywaniu rodzinnych tajemnic i odkurzaniu zapomnianych historii.
Napisać dobrą biografię rodu złożonego z postaci dobrze znanych i wielokrotnie przypominanych to niełatwa sztuka. Wymagane jest w tym celu albo wykorzystanie nowych źródeł bądź uchwycenie nowej perspektywy, stworzenie nowej płaszczyzny interpretacji. Rzecz komplikuje się jeszcze bardziej, gdy jest się członkiem opisywanej rodziny. Łatwo wtedy popaść w nadmierny sentymentalizm nad dokonaniami przodków (bądź nadmierną krytykę wszelkich potknięć), problemem może stać się również olbrzymia szczegółowość (w końcu niełatwo pominąć jakiegokolwiek członka rodziny). Wszystko to sprawiało, że po książkę Macieja Łubieńskiego sięgałem z pewną obawą. Jednak już po lekturze pierwszych stron szybko się jej wyzbyłem.
Maciej Łubieński jest historykiem, dziennikarzem, twórcą programów telewizyjnych i kabaretowych. Autor udanie połączył pasję historyka z talentem satyryka, i jest to bezsporny plus pracy. Humorystycznie wyjaśnia też przyczyny napisania książki. W zakończeniu książki oraz w wywiadzie udzielonym Histmagowi stwierdził: „Wiesław Uchański, szef „Iskier”, rzucił mi ten pomysł kiedyś w rozmowie, a Marcin Meller szef W.A.B. podpisał ze mną umowę. Poszła zaliczka – nie miałem wyboru”. W zakończeniu książki czytamy ponadto: „Przejadłem zaliczkę, musiałem zasiąść do pisania”.
Autor przewertował liczne pamiętniki, listy i dokumenty. Na ich podstawie stworzył pasjonującą sagę o biskupach, pisarzach, żołnierzach, politykach, milionerach, ale i bankrutach. W głównych rolach, jak sam napisał (nawiązanie do pracy w teatrze), wystąpili: Jan Łubieński, Maciej Łubieński, Stanisław Łubieński, Tekla Łubieńska, Feliks Łubieński, Franciszek Łubieński, Amelia Łubieńska, Tadeusz Łubieński, Cecylia Łubieńska, Jerzy Łubieński, Konstanty Łubieński (dziadek autora), Tomasz Łubieński (ojciec autora). W tle występują inni członkowie klanu oraz postacie historyczne, z którymi w swojej wielopłaszczyznowej działalności stykali się Łubieńscy przez wieki: królowie Polski, Szwecji, carowie rosyjscy itp., itd.
W recenzji pominę opis poszczególnych rozdziałów poświęconych poszczególnym postaciom, nie chciałbym czytelnikowi odbierać frajdy poznawania kolejnych członków rodu. Poszczególni bohaterowie zostali przedstawieni z całym dorobkiem inwentarza – ich zaletami i wadami. Autor uniknął nie tylko nadmiernego wychwalania, ale również biczowania swoich przodków. Przez cały czas zachował bezpieczny dystans. Jego przykładem może być podtytuł rozdziału otwierającego książkę w którym określił siebie i ojca mianem postpaniczów z blokowisk. Jest to niezaprzeczalna zaleta książki.
Olbrzymim plusem pracy jest układ treści zastosowany przez autora. Zrezygnował on z chronologicznego wykładu. Treść książki moim zdaniem przypomina wspinaczkę na górę. Zaczynamy wraz z autorem wędrówkę u podnóża – w warszawskich blokowiskach II poł. XX w. Następnie wchodzimy po stoku, przenosząc się do przedstawicieli rodu Łubieńskich przed II wojną światową, mających majątki, tytuły (choć część rodziny poznała gorzki smak ich utraty). Do szczytu zbliżamy się w opisie działalności braci Łubieńskich działających w XVII w. (w tym Macieja, będącego prymasem Polski i interreksem w momencie elekcji Jana Kazimierza). Szczyt osiągamy w momencie pojawienia się, w opinii autora pracy, najwybitniejszego przedstawiciela rodu Feliksa – ministra sprawiedliwości w rządzie Księstwa Warszawskiego, następnie schodzimy już z wierzchołka obserwując upadek rodu w II poł. XIX wieku i na początku XX w. Analizując dzieje rodu należy zgodzić się z twierdzeniem autora, że Łubieńscy byli nie tyle szlachtą miecza, co pióra, dostarczając kadr Kościołowi oraz pełniąc ważne urzędy. In plus należy zaliczyć autorowi to, że opisując poszczególne postacie potrafił uchwycić tło epoki, pokazać jak bardzo poszczególni członkowie byli tworem epoki, bądź jak bardzo chcieli wpływać na nią i popychać ją do przodu – w tym wypadku należy przywołać znowu przykład Feliksa Łubieńskiego.
Recenzowana książka jest jednak nie tylko zbiorem sylwetek wybranych postaci. Czytelnik wychwyci w niej również swoistą wędrówkę autora po dziejach swojej rodziny, odkrywanie jej tajemnic, pogłębiającą się refleksję nad jej dziedzictwem, znaczeniem. Autor w cytowanym już wywiadzie udzielonemu Histmagowi stwierdził, że nie wie czy rodzina była jakimś fenomenem. W zakończeniu wspomina, że nie do końca wierzył w blask rodzinnej historii, musiał bronić jej sam przed sobą. Owo odkrywanie dziejów rodziny przez autora zostało umiejętnie wplecione w rozważania o przodkach, otrzymujemy świetne dygresje związane z dawną siedzibą rodu w Zassowie, rozmowy z kolegami w tej kwestii itp. Owa refleksja i zmaganie się z dziejami rodziny dodaje polotu lekturze.
Kolejnym atutem pracy jest świetne pióro autora, budujące wartką narrację. Wszelkie szczegóły historyczne, opowieści zostały okraszone delikatną i inteligentną ironią. Maciej Łubieński posiada też znakomitą zdolność snucia dygresji (wspomniane wyżej wplatanie wątków teraźniejszych ukazujących poznawanie dziejów rodziny). Ponadto autor znakomicie łączy opis wątków rodzinnych z historią Polski. Świetnie pokazuje jak wielka historia ingeruje, niekiedy bezlitośnie, w sprawy małej historii rodziny.
Czytelnik na pewno nie pożałuje, jeśli sięgnie po tę książkę. Otrzyma bowiem nie tylko pokaźną wiedzę na temat dziejów rodu Łubieńskich, lecz przede wszystkim zetknie się z bardzo dobrze przemyślaną koncepcyjnie książką, napisaną dodatkowo świetnym językiem oraz z widoczną pasją. Ujmując rzecz inaczej, jest to popularyzacja historii na bardzo wysokim poziomie. Lektura książki bez wątpienia dostarczy przyjemności w ponure jesienne wieczory.