Łukasz Orbitowski – „Widma” – recenzja i ocena

opublikowano: 2013-05-17, 09:54
wolna licencja
Czego spodziewacie się od książki z podtytułem „Historia Polski bez Powstania Warszawskiego”? Czego byście się nie spodziewali, i tak będziecie zaskoczeni.
reklama
Łukasz Orbitowski
Widma
nasza ocena:
9/10
cena:
44,90 zł
Wydawca:
Wydawnictwo Literackie
Rok wydania:
2012
Okładka:
miękka
Liczba stron:
620
Format:
145 x 205 mm
ISBN:
978-83-08-04774-3

Historie alternatywne… Gatunek popularny na całym świecie, każdy bowiem czasem się zastanawia, „co by było, gdyby…” W Polsce, która w historii ma prawdopodobnie więcej feralnych momentów, niż dowolny inny kraj na Ziemi, popularność tego typu powieści jest wręcz oczywista. Kiedy więc wziąłem do rąk nową książkę Łukasza Orbitowskiego, nie znając jeszcze innych jego pozycji ani zawartości tejże, spodziewałem się właśnie historią podlanej opowieści o alternatywnym przebiegu dziejów. Przedstawienia mi Polski z niezniszczoną Warszawą i niewymordowanymi mieszkańcami. Racji jednak nie miałem.

Koniec lipca, podwarszawska wieś Gnojnik. Mała dziewczynka spotyka nieznajomego mężczyznę, ten zaś daje jej pudełko i nakazuje nie otwierać, w zamian za co będzie otrzymywała rocznie 500 dolarów w złocie. Następnie akcja przeskakuje do Warszawy, gdzie 1 sierpnia broń okazuje się całkowicie nie działać, przez co powstanie nie wybucha. Potem zaś wybiegamy w czasie do roku 1955 i zaczynamy poznawać tę alternatywną historię.

Przyznam, że pierwsze kilka stron okazało się jednymi z najbardziej nieporywających, jakie czytałem. Siedzimy sobie, wraz z nieznaną nam zupełnie dziewczynką, na brzegu strumyka, oglądamy sobie przyrodę, nic się nie dzieje niemal tak, jak na filmach polskich, na które szczególnie nie chodzimy. Kiedy pojawia się tajemniczy nieznajomy, sytuacja nieznacznie się poprawia, coś bowiem zaczyna się dziać, co jednak: nie wiemy. Język się rwie, myśli wyrywają, wątki plotą, odczucia pojawiają i znikają, jednym słowem chaos. Krótkie westchnięcie, sprawdzenie objętości książki i myśl „Jeszcze 600 stron…” No dobra, jedziemy.

Proszę państwa, głupi byłem.

Faktycznie, styl na początku wydaje się ciężkostrawny. Szybko jednak łapiemy rytm i książka zaczyna do nas o wiele bardziej przemawiać. Wczuwamy się klimat Warszawy anno Domini 1955, obrazy robią się coraz bardziej plastyczne, zaś gdy fabuła zacznie się komplikować, ten dziwny styl literacki będzie wręcz nieodzowny. I wciąga. By doczytać końcówkę, zdecydowałem się zarwać noc, po prostu nie mogłem się oderwać.

Faktycznie na początku może się wydawać, że po prostu czytamy opis rzeczywistości alternatywnej. Krzysztof Kamil Baczyński usiłuje pisać powieść produkcyjną, gdzieś w tle miga nam Leopold Tyrmand, milicja ma więcej roboty z akowcami. Pomału jednak zaczną nam się wkradać kolejne niepasujące do rzeczywistości elementy. Nierealność będzie narastać stopniowo, zaś autor płynnie nas w nią wprowadzi. W pewnym momencie przekraczamy punkt krytyczny i orientujemy się, że rzeczywistość już dawno spakowała manatki, my zaś znajdujemy się w Warszawie ponadczasowej, rozciągniętej w wielu okresach i na wielu płaszczyznach, onirycznej, nierzeczywistej.

reklama

Nie jest też prawdą hasło widniejące z tyłu książki: „Alternatywne dzieje powojennej Polski z Krzysztofem Kamilem Baczyńskim w roli głównej”. Powinno być „w tle”. Wprawdzie przewija się nam od początku do końca, jednak gdy Orbitowski wejdzie na pełne obroty, łatwo się pogubimy w tym, kto tu gra główną rolę i czy ktoś taki w ogóle jest.

Chwilami mamy też wrażenie, jakby coś się nie zgadzało. Skoro jest to historia alternatywna, coś powinno być inaczej w Warszawie, w świecie. Tymczasem… nie jest. Owszem, natrafiamy na wzmianki, które sugerują pewne zmiany, są one jednak nieliczne. Chwilami sam się zastanawiałem, czy autor w ten sposób jasno daje do zrozumienia, że nic by się na dłuższą metę nie zmieniło, czy też z premedytacją odpuścił kreślenie alternatywnych ścieżek, by skupić się na odpływaniu Warszawy z rzeczywistego świata. Mnie osobiście bardzo brakowało albo podkreślenia różnic między Warszawą naszą i Orbitowskiego, albo mocniejszego zaakcentowania tego, że losów świata nie da się tak łatwo zmienić.

Kolejny plus dostają postacie. Ich kreacja, zarówno przez opisy, jak i dialogi, jest doskonała. Owszem, generalnie są przerysowane i karykaturalne… czyli dokładnie takie, jakie miały być. Zaludniają świat rodem z sennego koszmaru, powinny być nierzeczywiste i niemożliwe. Jak dla mnie, wszystko pasuje.

Pozostaje więc ostatnie, fundamentalne pytanie: o czym właściwie jest ta książka? I tu zaczyna się problem. Można ją odczytać na wiele sposobów. Zarówno na najprostszym poziomie, jako zwykłą historię alternatywną (co zresztą zdecydowanie odradzam), jak i na innych, bardziej zaawansowanych. Myślę, że każdy zrozumie ją inaczej i to też dobrze świadczy o poziomie autora. Na pewno nie da się jej tak po prostu zanalizować, rozebrać na czynniki pierwsze i dobitnie powiedzieć „Chodziło o to i o to.”

Podsumowując, książkę zdecydowanie polecam. Jest to lektura ciężka, chwilami nawet zniechęcająca, ale warto się nie poddawać, tylko uważnie doczytać do ostatniej kartki, przebrnąć przez Warszawę i zobaczyć, co będzie na końcu. „Widma” na pewno zaskoczą czytelnika – niezależnie od tego, kim jest i z jakim nastawieniem zabiera się do lektury.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

reklama
Komentarze
o autorze
Przemysław Mrówka
Absolwent Instytut Historycznego UW, były członek zarządu Koła Naukowego Historyków Wojskowości. Zajmuje się głównie historią wojskowości i drugiej połowy XX wieku, publikował, m. in. w „Gońcu Wolności”, „Uważam Rze Historia” i „Teologii Politycznej”. Były redaktor naczelny portalu Histmag.org. Miłośnik niezdrowego trybu życia.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone