Lincoln ratuje naród i demokrację. Wystąpienie gettysburskie z 19 listopada 1863
Samo wystąpienie na pierwszy rzut oka nie miało wiele wspólnego z uroczystością, na którym zostało przedstawione. W listopadzie 1863 r. uroczyście otwarto w Gettysburgu Narodowy Cmentarz, sfinansowany ze składek mieszkańców stanów z których oddziały walczyły w tej wielkiej pensylwańskiej batalii. Z przyczyn oczywistych nie dotarły składki z regionów, których przedstawiciele służyli w Armii Północnej Wirginii, synowie Południa nie zostali więc w jakiś szczególny sposób upamiętnieni w nowopowstałej nekropolii.
Abraham Lincoln nie należał do najpopularniejszych prezydentów amerykańskich. Musiał zmierzyć się z złośliwymi docinkami obywateli w czasie kampanii prezydenckiej 1860 r., lekceważeniem ze strony lwów waszyngtońskiego establishmentu oraz – przede wszystkim – krytyką za sposób prowadzenia wojny. Ta ostatnia kwestia to z pewnością temat nie tylko na oddzielny artykuł, lecz także całą książkę. Skupmy się więc bardziej na kwestiach politycznych, choć i do wojskowych czasem nawiążemy.
„Lat temu osiemdziesiąt i siedem ojcowie nasi na tym kontynencie dali początek narodowi…”
W 1863 r. trwająca już dwa lata amerykańska wojna domowa zaczęła się zbliżać ku końcowi. Utrata Vicksburga rozcięła Konfederacje na dwie niezależne części, odcinając Południe od dostaw idących przez porty meksykańskie, zaś pod Gettysburgiem Robert Edward Lee i jego chłopcy utracili jedyną przewagę jaką mieli nad Armią Potomaku – inicjatywę. Odwrót „szarych” z Pensylwanii można uznać za symboliczny początek końca Sprawy Południa i przeistoczenie się jej w sprawę straconą.
Jednak niewiele osób zdawało sobie sprawę z tego faktu. Z pewnością zauważali to wyżsi dowódcy, niektórzy członkowie gabinetu prezydenckiego i wreszcie sam Lincoln, statystyczny Amerykanin widział jednak sprawę nieco inaczej. Co prawda zadano ciężkie ciosy rebeliantom, jednak nie były one śmiertelne. Po niespodziewanych porażkach federalnych nad Chickamauga czy Mine Run wielkie zwycięstwa z lata odeszły w niebyt. Pesymiści zaczęli się obawiać, że wielki eksperyment społeczny i kulturowy, jaki rozpoczęto przed blisko 90 laty może zakończyć się porażką. Można było nawet złośliwie uznać, że nietrwałość Stanów Zjednoczonych najbardziej uwydatniał fakt, iż istniała szansa bycia zarówno przy ich powstaniu, jak i zgonie.
„Toczymy wielką wojnę domową…”
Wbrew pozorom Konfederaci mogli jeszcze liczyć na jakiś sukces. W wyborach uzupełniających do Kongresu rządząca Partia Republikańska poniosła porażkę, co wzmocniło chwilowo Partię Demokratyczną. Jednak opozycja sama była podzielona – część demokratów opowiadała się za natychmiastowym pokojem na zasadzie status quo. Takowe hasła groziły głoszącym je osobnikom pobyt w wielu uroczych ośrodkach wypoczynkowych, takich jak Fort Lafayette w Nowym Jorku, Fort McHenry w Baltimore, Fort Warren w Bostonie, Twierdza Monroe na Półwyspie Yorktown czy osławiony waszyngtoński kurort Old Capitol. Dlatego zwolennicy tych idei starali się nie eksponować swojej osoby – dlatego właśnie nosili przydomek „Miedzianogłowych” ([Copperheads]), pochodzący od węża z rodziny grzechotnikowych. Miał on uprzejmy zwyczaj atakowania z ukrycia i znienacka – idealna nazwa na opozycję antywojenną.
Jednym z „miedzianogłowych” był reprezentujący Ohio w Izbie Reprezentantów Clement Vallandigham, który postanowił osobiście reprezentować swoje poglądy. Zaczął z „wysokiego C” już 14 stycznia 1863 r., kiedy ogłosił w swoim wystąpieniu w Kongresie, że wojna o Unię się zakończyła, a oficjalnie zaczęła się wojna o Murzynów!, nawiązując tym samym do ogłoszonej dwa tygodnie wcześniej Proklamacji Emancypacyjnej. Za przeciąganie działań wojennych obwiniał krajową finansjerę, ostrzegając Wall Street oraz wszelkiego rodzaju przedsiębiorców przed przekonaniem, że: są w stanie uniemożliwić ponowne zjednoczenie kraju pokojowymi sposobami.
Jak widać idea „układu” ma długą tradycję – choć ciężko odmówić Vallandighamamowi pewnych racji. Rzeczywistość lat 1861-1865 pokazała gospodarczemu establishmentowi jego siłę i wpływy, a także nauczyła myśleć kategoriami naprawdę wielkich pieniędzy. Senator z Ohio John Sherman (brat słynnego Williama Tecumseha) sam stwierdził po latach, że wojna secesyjna nauczyła przedsiębiorców:
mówić o milionach z taką swobodą, jak o tysiącach przed wojną.
„…której celem jest odpowiedź na pytanie, czy ten naród lub jakikolwiek naród poczęty w takim duchu ma szanse na przetrwanie.”
Kontynuując głoszenie swoich poglądów w czasie kampanii podczas wyborów na gubernatora Ohio, Vallandigham w końcu się doigrał. Możliwe, że gdyby nie siła oddziaływania jego słów, co najwyżej zapewniono by mu delikatną obserwację. Wpierw w Dolinie Missisipi zbuntowały się dwa pułki piechoty z Illinois, nie chcące walczyć o wolność Murzynów. Było to poważne ostrzeżenie – chodziło o wojaków z matecznika politycznego samego prezydenta, a także o stan, który reprezentował uwielbiany dowódca wspomnianego teatru, sam Ulysses Simson Grant. Do tego doszły powtarzające się przypadki napadów na wojskowe biura werbunkowe oraz szerzące się dezercje, aczkolwiek ciężko jest ocenić na ile wynikały one z sytuacji na froncie, ogólnego zniechęcenia do wojny, spadku morale, a na ile z działań ludzi pokroju Vallandighama.
Polecamy e-booka Michała Gadzińskiego pt. „Perły imperium brytyjskiego”:
Ambitny kandydat szukał sposobności aby zostać politycznym męczennikiem. Okazję dostarczył mu „bohater” spod Fredericksburga gen. mjr Ambrose Everett Burnside. Wydał on bowiem Rozkaz Ogólny nr 38, w którym uznał „zwyczaj okazywania sympatii nieprzyjacielowi” za niewskazany w Wojskowym Dystrykcie Ohio. Trudno oczywiście powiedzieć co można było pod tą definicją rozumieć, ale Burnside’a znano z dość szerokiej interpretacji jeśli chodzi o kwestie zdrady. Vallandigham nie mógł przepuścić takiej okazji – 1 maja 1863 r. wygłosił antyrządowe przemówienie w którym, prócz nazwania Lincolna Królem, uznał wojnę za:
podłą, okrutną i niepotrzebną, prowadzoną w celu zgniecenia wolności i zbudowania despotyzmu – wojny o wolność czarnych i zniewolenie białych.
To wystarczyło, aby Burnside aresztował wichrzyciela (korzystając przy okazji z zawieszenia przez Lincolna w 1862 r. Habeas Corpus), czym wywołał mały kryzys. Vallandighamowi groził proces przed sądem wojskowym, a te od dawien dawna, niezależnie od epoki, nie cieszyły się dobrą opinią. Agitatorowi groził najwyższy wymiar kary. Lincoln w swojej mądrości załagodził sytuację. 25 maja 1863 r. pikiety konfederackiej Armii Tennessee otrzymały od grupy kawalerzystów federalnej Armii Rzeki Cumberland niecodzienną przesyłkę – kandydata na gubernatora Ohio, który został na czas wojny skazany na banicję. Między Bogiem a prawdą było to cokolwiek nieuczciwie – wojsko rozstrzeliwało dezerterów, a człowiek namawiający żołnierzy do „wielkiego skoku” spokojnie wyjechał na pewien czas do Kanady.
„Przybyliśmy tu, aby poświęcić część tego pola, jako miejsce ostatniego spoczynku ludzi, którzy oddali tu życie za życie naszego narodu w poczuciu wolności.”
Kwestia Vallandighama pokazuje z jak wielkimi problemami w czasie wojny stykała się administracja prezydencka. Konflikt trwał o wiele dłużej niż ktokolwiek przewidywał, przyniósł ogromne straty i zmieniał swoje oblicze na coraz okrutniejsze. Pierwszym znakiem ostrzegawczym było krwawe dwudniowe starcie pod Shiloh Church (6-7 kwietnia 1862 r.). Kolejne sygnały wysyłały starcia nad Antietam Creek (17 września 1862 r.), Murfreesboro (31 grudnia 1862 – 1 stycznia 1863 r.) czy Chancellorsville (29 kwietnia – 6 maja 1863 r.). Prawdziwym szokiem dla obu stron była jednak lista ofiar spod Gettysburga (1-3 lipca 1863 r.). Choć Północ wygrała bitwę, paradoksalnie to Unia odczuła jej skutki. W dniach 13-16 lipca w Nowym Jorku wybuchły rozruchy antypoborowe, których motorem byli irlandzcy mieszkańcy miasta. Z frontu ściągnięto kilka jednostek liniowych, zaś stary gen. John Wool czule wspominał czasy pacyfikacji meksykańskich miasteczek i wiosek, jednak stosunkowo małymi stratami udało się uspokoić nastroje nowojorczyków.
Republikanie potrzebowali rozbudzić na nowo uczucia patriotyczne. Świetną okazją ku temu miała być zaplanowana na 19 listopada 1863 r. ceremonia oficjalnego otwarcia gettysburskiej nekropolii. Była ona wyjątkową instytucją w USA – jej powstanie sfinansowali mieszkańcy stanów, których synowie walczyli w wielkiej lipcowej bitwie (oczywiście poza rebeliantami). 27 października pochowano na terenie cmentarza pierwszego z 3512 poległych w walkach unionistów. Do zaplanowanego dnia uroczystości 1258 niebieskich żołnierzy znalazło się w swoim ostatnim miejscu spoczynku.
„I oni, i my znaleźliśmy się tu w słusznej sprawie, ale to naszą powinnością jest oddanie czci jej obrońcom”
18 listopada do Gettysburga zaczęły zjeżdżać zaproszone osobistości. Prócz prezydenta (zaproszonego listownie przez mieszkańca Gettysburga Davida Wilsa, odpowiedzialnego za zebranie funduszy na cmentarz) pojawili się trzej członkowie jego gabinetu (Sekretarze Stanu – Williama Seward i Poczty – Montgomery Blair oraz Prokurator Generalny John Usher), gubernatorzy sześciu stanów: Marylandu (Augustus Bradford), Nowego Jorku (Horatio Seymour), Indiany (Oliver Morton), Ohio (David Tod), New Jersey (Joel Parker) oraz gospodarzy czyli Pensylwanii (Andrew Curtin). Do miasta zjechali się również dziennikarze, przedstawiciele korpusu dyplomatycznego oraz ok. 15 tys. zwykłych Amerykanów. Wśród nich był Edward Everett, profesor Harvardu i dawny Sekretarz Stanu, przede wszystkim zaś znany mówca, mający uświetnić ceremonię. Z listy VIP-owskiej nie stawił się m.in. dowódca Armii Potomaku i zwycięzca spod Gettysburga gen. mjr George Gordon Meade, akurat zajęty kolejną operacją w Wirginii.
Kup e-booka: „Polacy na krańcach świata: XIX wiek”
Książka dostępna jako e-book w 3 częściach: Część 1, Część 2, Część 3
W czwartek 19 listopada rano Lincoln pracował jeszcze nad swoim wystąpieniem. Najprawdopodobniej nie był do końca przekonany, czy poszedł dobrą drogą aczkolwiek – jeśli wierzyć Everettowi – stwierdził, że publiczność nie wybaczyłaby by mu długiej przemowy, podobnie jak Everettowi krótkiej. W każdym razie obaj mieli niedługo wystąpić. Wpierw głos zabrał wielebny Thomas Stockton, kapelan Izby Reprezentantów (w końcu była to uroczystość religijna), następnie Orkiestra Piechoty Morskiej odegrała melodię We are coming father Abraham. Wbrew pozorom nie był to religijny hymn, a piosenka ochotników federalnych z 1862 r. z czasów „spontanicznego” wezwania do broni po zaskakującej porażce w Kampanii Półwyspowej.
Następnie na scenę wszedł Everret. Jego wystąpienie trwało blisko dwie i pół godziny. Udowodnił on, że słusznie uchodzi za oratora o klasie Cycerona. W swoim przemówieniu skupił się przede wszystkim na znaczeniu bitwy pod Gettysburgiem, odwołując się do licznych przykładów historycznych, zwłaszcza ze starożytności. Nawiązania do bitwy pod Maratonem oraz innych starć zbudowały nastrój podniosłości i patriotyzmu, w czym pomagał również:
gest, który na zawsze zapisywał się w pamięci, kiedy mówcę ogarniało swoiste podniecenie.
Orator słusznie zebrał wielkie owacje.
„To dzielni ludzie, żywi i polegli, którzy tu walczyli, uświęcili ją bardziej, niż może to uczynić nasza nędzna władza dawania i odbierania.”
Po kolejnym antrakcie muzycznym na scenę wszedł Lincoln. Oczy wszystkich skierowane były na szefa władzy wykonawczej. Co też powie? Co będzie miał do przekazania?
Zachowało się 5 wersji Wystąpienia Gettysburskiego. Dwa z nich, które na pewno powstały przed wygłoszeniem, Lincoln sprezentował swoim sekretarzom Johnowi Hayowi (późniejszy Sekretarz Stanu w administracji Wiliama McKinleya) oraz Johnowi Nicolayowi. Pozostałe, napisane raczej po uroczystościach, otrzymali Edward Everett, były Sekretarz Marynarki i historyk George Bancroft oraz jego pasierb płk Alexander Bliss, Zastępca Kwatermistrza Generalnego Armii USA. Historycy do dziś spierają się która wersja była ostateczna. Nie jest to może aż tak istotne – ważniejsze jest echo tych słów w amerykańskich sercach i umysłach.
Z początku pojawił się pewien problem. Wystąpienie było na pierwszy rzut oka (czy słuchu) raczej dość ogólnikowe, aczkolwiek pewien wpływ na jego odbiór mógł mieć zły stan zdrowia prezydenta (tego dnia cierpiał od migreny). Lincoln podkreślał wagę nie tyle zwycięstwa, co samej bitwy. Przypominał, że jej uczestnicy walczyli o piękny ideał wolności, ale wolności dla wszystkich, niezależnie od dzielących ich różnic. Jednocześnie praktycznie w każdym wypowiedzianym zdaniu podkreślał, jaki dług zaciągnięto wobec poległych na pensylwańskich wzgórzach. Było to bezterminowe zobowiązanie, które można było spłacić tworząc idealne społeczeństwo przekuwające w czyn idee pozostawione przez Ojców Założycieli.
Doskonale operując figurami retorycznymi, a także świetnie dobierając słowa, prezydent ukazał jak należy walczyć o zachowanie Unii – poprzez całkowite poświęcenie się dla sprawy wolności, którą Stany Zjednoczone reprezentują. Oddając cześć poległym, nie należy zapominać o obowiązkach obywatelskich. Stany Zjednoczone od zarania swoich dziejów miały misję – bycia awangardą postępu oraz nowym, lepszym światem. Wszak fundamentem Ameryki była walka z starym porządkiem, który ograniczał kolonialną społeczność.
„Postanowimy, iż śmierć tych poległych nie mogła być daremna; że ten naród doczeka się odrodzenia idei wolności; i że rządy narodu, przez naród i dla narodu nie znikną z powierzchni ziemi.”
Brzmi to pięknie, ale niewielu słuchaczy pojęło ukryty sens tych słów. Prezydent nie skupił się tylko na trwającej wojnie, lecz na przyszłości narodu. Nie akcentował podziału, toczących się walk Północy i Południa – mówił o jednym narodzie, jedynym niosącym sztandar wolności. Albowiem to Stany Zjednoczone były pierwszym praktycznym poligonem dla pięknych idei wymyślonych przez Rousseau, Diderota, Monteskiusza czy innych wolnomyślicieli. Amerykanie jako pierwsi odpowiedzieli na wezwanie myślicieli Oświecenia – od ich eksperymentu zależy przyszłość demokracji oraz postępu. Wojna jest dla niego najtrudniejszym i najokrutniejszym testem.
Polecamy e-book Michała Beczka – „Wikingowie na Rusi”
Książka dostępna również jako audiobook!
John Hay słusznie zauważył, że gettysburskie przemówienie wezwało:
cały naród do podjęcia na nowo idei równości, do wspólnej walki w obronie tej idei, walki o ocalenie – dla dobra całej ludzkości – amerykańskiego systemu demokracji.
To właśnie było przesłaniem Lincolna. Należało zapomnieć o wzajemnych urazach, o całej bratobójczej wojnie, która powoli acz nieubłaganie zbliżała się do końca. Najważniejsza była odbudowa państwa i społeczeństwa obywatelskiego od Krainy Wielkich Jezior po Zatokę Galveston, od Kordylierów po Key West. Zdaniem Haya swoją postawą Amerykanie mieli udowodnić, że:
polegli w tej wojnie, leżący w trumnach pod Gettysburgiem i na tysiącu innych cmentarzy rozsianych po kraju oddali życie za słuszną i szlachetną sprawę – za wyzwolenie ludzkiego ducha w systemie rządów sprawowanych przez naród i dla narodu.
Na uwagę zwraca podkreślenie jednej kwestii – chodzi o wszystkich Amerykanów, tych w niebieskich, jak i w szarych mundurach. Choć rebelianci leżeli w kilku masowych ledwie oznaczonych mogiłach – o nich i do nich też mówił Lincoln, niezłomny zwolennik jednej, niepodzielnej i nieustającej Unii 33 stanów (tyle gwiazd widniało na federalnych sztandarach bojowych oraz flagach państwowych, pomimo okresowej nieobecności 11, czy jak kto woli 13 stanów). Albowiem wszyscy polegli pod Gettysburgiem oddali swoje życie w imię wolności – oczywiście różnie pojmowanej.
Echa Wystąpienia
Po chwilowej ciszy zebrani zrozumieli, że Lincoln zakończył i nagrodzili go gromkimi oklaskami – jednak wbrew wspomnieniom Haya bardziej oficjalnymi niż rzeczywistymi. Dobrą mowę docenił za to doświadczony orator – dzień później w liście do Lincolna Everett stwierdził, że chciałby:
choć odrobinę wyrazić sens uroczystości w dwie godziny, tak jak Pan to zrobił w dwie minuty.
Zmęczony prezydent wracał do Waszyngtonu z mokrym ręcznikiem na głowie – migrena nie ustępowała. Przez najbliższe dni prasa komentowała przemówienie. Jak było do przewidzenia prasa demokratyczna atakowała Lincolna, a republikańska wychwalała go pod niebiosa. Innymi słowy potraktowano apel władzy wykonawczej jako element gry politycznej. Gdyby wtedy wiedzieli…
Półtora roku później, 4 marca 1865 r. Lincoln wygłosił kolejne krótkie wystąpienie, tym razem uświetniające inauguracje drugiej prezydentury. Odwołał się wówczas do idei głoszonych w Gettysburgu, przypominając zebranym, że:
obie strony czytają tę samą Biblię, modlą się do tego samego Boga i wzajemnie wzywają Jego pomoc przeciwko sobie. Może wydać się dziwne, aby jakikolwiek człowiek odważył się prosić obecności Boskiej w wykręcaniu ich chleba z potu innego człowieka – lecz nie osądzajmy byśmy sami nie byli osądzeni.
Było to jego ostatnie wezwanie do zastosowania polityki „grubej kreski”. Miesiąc później już nie żył, a nad podbitym Południem rozpostarły się chmury Rekonstrukcji...
Syn amerykańskiej demokracji?
Jeśli przyjmiemy, że demokracja jest w Stanach swoistą świecką religią, to miejsce Boga-Ojca z pewnością zajmuje Jerzy Waszyngton, zaś Lincolnowi przysługuje stanowisko Jezusa Chrystusa Amerykańskiej Demokracji. Stwierdzenie cokolwiek świętokradcze (z góry przepraszam, jeśli naruszyłem czyjeś uczucia religijne), jednak nie pozbawione podstaw. Lincoln uratował Stany i ich system wartości – można nawet uznać, że oddał za nie życie (i to, co ciekawe, w Wielki Piątek).
Niezrozumiany za życia, stał się wielki oraz nieśmiertelny w momencie swego zgonu (żeby było zabawnie – podobnie jak Konfederacja). Na tę legendę (aczkolwiek milcząco bojkotowaną na Południu po dziś dzień) złożyły się między innymi nauki udzielone amerykańskiemu narodowi 19 listopada 1863 r. na Narodowym Cmentarzu w Gettysburgu.
Kupuj świetne e-booki historyczne i wspieraj ulubiony portal!
Regularnie do sklepu Histmaga trafiają nowe, ciekawe e-booki. Dochód z ich sprzedaży wspiera działalność pierwszego polskiego portalu historycznego. Po to, by zawsze był ktoś, kto mówi, jak było!
Sprawdź dostępne tytuły pod adresem: https://sklep.histmag.org/
Bibliografia:
- Boritt Gabor, The Gettysburg Gospel: The Lincoln Speech That Nobody Knows, Simon & Schuster 2006.
- Catton Bruce, Never Call Retreat, New York 1965.
- Foote Shelby, The Civil War: A Narrative, Vol. 3: Meridian to Appomattox, New York 1986.
- Kunhardt Philip B., Jr. A New Birth of Freedom: Lincoln at Gettysburg, Little Brown & Co 1983.
- Korusiewicz Leon, Abraham Lincoln, Wiedza Powszechna 1975.
- McPherson James M., Battle Cry of Freedom. The American Civil War, Penguin Books 1988.
- McPherson James M., Drawn with the Sword: Reflections on the American Civil War, Oxford 1996.
- Oates Stephen, Lincoln, Warszawa 1991.
- Wills Garry, Lincoln at Gettysburg: The Words That Remade America, Simon and Schuster, New York 1992.
Skorzystano z tekstu Wystąpienia ze strony http://myloc.gov oraz z tekstu przemówienia inauguracyjnego Abrahama Lincolna z 4 marca 1865 ze strony http://avalon.law.yale.edu.
Zobacz też:
- Amerykański historyk zmienił datę dokumentu autorstwa Abrahama Lincolna
- Bitwa siedmiodniowa
- „Lincoln” – reż. Steven Spielberg
- McNapoleon, Wycofujący się Joe i kampania półwyspowa
- „Pełzający, niebieski dywan” - klęska Unii pod Fredericksburgiem
- Urodziny z pompą: zdobycie Murfreesboro (13 lipca 1862)
- Wojenny menuet wokół Atlanty
- Zbrodnia czy kara? Masakra w Forcie Pillow oczyma Nathana Bedforda Forresta
Redakcja: Tomasz Leszkowicz