Lech Mażewski – „Problem legalności stanu wojennego z 12-13 grudnia 1981 r.” – recenzja i ocena
Jednym z ulubionych argumentów używanych tak przez jedną, jak i drugą stronę jest kwestia legalności stanu wojennego – co ogranicza się do faktu, czy gen. Wojciecha Jaruzelskiego należy skazać za złamanie Konstytucji PRL z 22 lipca 1952 r. (nowelizowanej w 1976 r.), czy nie. Choć w 1996 r. Komisja Odpowiedzialności Konstytucyjnej, na podstawie zebranych wówczas materiałów dowodowych, uznała za niewskazane kierowanie gen. Jaruzelskiego i jego ekipy przed sąd, w 2007 r. Instytut Pamięci Narodowej postanowił wnieść akt oskarżenia przeciwko dziewięciu osobom za udział w związku przestępczym o charakterze zbrojnym, co może równie dobrze oznaczać Wojsko Polskie z początku lat 80. XX wieku albo Radę Państwa z tego okresu.
Można co prawda zastanawiać się, czy w tym przypadku art. 258 KK§ 1 czyli :
Kto bierze udział w zorganizowanej grupie albo związku mających na celu popełnienie przestępstwa lub przestępstwa skarbowego (...)
oraz nawiązujący do niego § 3 tegoż artykułu:
Kto grupę albo związek określone w § 1 w tym mające charakter zbrojny zakłada lub taką grupą albo związkiem kieruje, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.
mogą mieć zastosowanie do czynu sprzed 26 lat, wobec którego – wbrew ekwilibrystyce słownej naszych co zapalczywszych polityków – ciężko zastosować zasadę represji wszechświatowej (instytucja wymyślona wraz z rozwojem prawa wojennego i przy okazji sądzenia niemieckich, japońskich i w ogóle wszelkich zbrodniarzy wojennych, walczących po przegranej stronie w czasie II wojny światowej). Argument, że „zbrodnia komunistyczna” nie ulega przedawnieniu, jest zabawny, zważywszy na nieuznawanie tej zasady nigdzie poza obszarem między Odrą i Bugiem. Poza tym pod ową „zbrodnię” można podciągnąć wszystko – nawet mandat otrzymany od milicjanta w 1982 r. czy grzywnę za zakłócanie ciszy nocnej w 1983 r. Abstrahuję od faktu, że z 258 KK zazwyczaj sądzi się bossów mafijnych… czy z tego wynika, że np. poborowi z lat 1981–1983 to cyngle mafii? Niech sąd zdecyduje.
Jak widać, kwestia legalności stanu wojennego wzbudza różne uczucia, dlatego należy odłożyć na bok osobiste zapatrywania i zadać sobie podstawowe pytanie – co doktryna ma do powiedzenia na ten temat? I takie właśnie stanowisko zajmuje prof. Lech Mażewski.
Ponieważ już sam wstęp jest przydługi, a mam dziwne wrażenie, że większość Czytelników może mieć poważne wątpliwości co do mojego stanu wiedzy, spieszę wyjaśnić jedną rzecz: jak sam tytuł wskazuje, książka skupia się jedynie na aspektach prawnych stanu wojennego – autor nie staje po żadnej ze stron sporu.
Prof. Mażewski – pewnie ku zgrozie wielu – stawia pierwszą podstawową tezę: stan wojenny był legalny. Jeśli sięgniecie, Drodzy Czytelnicy, do Dziennika Ustaw nr 7 z 1976 r., a konkretnie do pozycji nr 36, znajdziecie tam akt normatywny rangi konstytucyjnej z 22 lipca 1952 r., ze zmianami, a w nim art. 33, który brzmi następująco:
Przy zastosowaniu wykładni językowej z powyższego tekstu wynikają trzy rzeczy. Pierwsza: ogłoszenie stanu wojennego to wyłączna kompetencja Rady Państwa, ergo zrobiła to, do czego miała święte prawo. Druga: Konstytucja PRL wyraźnie rozdzielała dwa szczególne stany czyli stan wojny i stan wojenny. Po trzecie wreszcie: argument przeciwników stanu wojennego o złamaniu prawa przez Radę Państwa (stan wojenny wprowadzono w czasie sesji Sejmu) nie ma zastosowania. Niestety – zasada ta odnosi się wyłącznie do stanu wojny.
Skoro kwestia jest prosta niczym włos Mongoła, to czy warto było popełniać książkę o tym? Tak, ponieważ problem legalności odnosi się również do innej ważnej kwestii – reżimu stanu wojennego, czyli aktów wykonawczych. I w tym momencie zastosowanie znajdują argumenty o nielegalności reżimu prawnego stanu wojennego – a więc nielegalności tego, czego organa administracyjne wymagały od obywateli.
Profesor Mażewski pokazuje tryb uchwalenia ustaw regulujących stan wojenny. Powołując się na liczne opinie i glosy, jakie od 30 lat przewijają się w doktrynie, doszedł do wniosku, że nie sposób znaleźć idealnego rozwiązania postawionego problemu. Co prawda Trybunał Konstytucyjny wyraźnie wskazał złamanie zasady legalizmu przy wprowadzeniu dekretów regulujących stan wojenny, ale w tym momencie pojawia się kolejne pytanie – co innego władza miała zrobić?
Otóż – co może zdziwić – nie istniał ani jeden akt normatywny regulujący kwestie stanu wojennego. Teoretycznie obowiązywał w tej sprawie dekret prezydencki z lata 1939 r., ale po pierwsze był niemożliwy do zastosowania w nowych warunkach ustrojowych, a po drugie przyjęto, że z racji desuetudo (czyli niestosowania) praktycznie nie obowiązuje. Pojawiła się w ten sposób pustka prawna, do czego żadne państwo, teoretycznie opierające się na prawie, nie mogło dopuścić. Stąd nadzwyczajny tryb uchwalenia reżimu prawnego PRL (swoją drogą za fakt zalegalizowania na tej samej zasadzie NSZZ „Solidarność” w 1980 r. nikt ówczesnych decydentów nie ściga sądownie). I stąd cała ta sądowa batalia – z braku podstawy prawnej nie skazano by przecież Jaruzelskiego i spółki na dożywotnie bycie oskarżonym.
Pomimo starań i wysiłków prof. Mażewski musiał niestety poruszyć kwestię zasadności stanu wojennego – albowiem bez zaistnienia okoliczności godzących w obronność lub bezpieczeństwo państwa Rada Państwa nie miała prawa działać na podstawie art. 33, pkt. 2 Ustawy z 22 lipca 1952 r. Czy takowe były? Odłóżmy na chwilę kwestie domniemanej interwencji radzieckiej i skupmy się na froncie wewnętrznym.
Drastycznie spadła produkcja, co rzutowało na poziom życia obywateli, kraj nie wywiązywał się z zobowiązań gospodarczych wobec RWPG, za co groziło mu drastycznie ograniczenie importu gazu i ropy po cenach preferencyjnych w warunkach zbliżającej się siarczyście mroźnej zimy (dla porównania: wyobraźmy sobie sytuację, że nie odprowadzamy składki unijnej na czas od budżetu europejskiego – czy nie czekałyby nas za to konsekwencje...?). Prócz tego znaczna część społeczeństwa strajkowała, „Solidarność” szykowała się do całkowicie paraliżujących kraj strajków generalnych, marszów na Warszawę etc. Czy taka sytuacja – z punktu widzenia prawa – nie była przesłanką do wprowadzaniu stanu wojennego? Mam nadzieję, że książka prof. Mażewskiego da, na gruncie prawnym oczywiście, zadowalającą odpowiedź.
Kwestia legalności reżimu prawnego stanu wojennego w Polsce pokazuje, że odpowiedzialni kierownicy nawy państwowej muszą być przygotowanie na wszelkie ewentualności – nie tyle spodziewać się wszystkiego, co sobie wyobrażać. Potrzebują bowiem wszelkich narzędzi do reagowania na zmieniającą się sytuację. Państwo nieprzygotowane na takie ewentualności popełnia – moim zdaniem – największą zbrodnię na swoich obywatelach. I może przypomnienie o tym jest jednym z celów książki? Ale tę kwestię sam oceń, Drogi Czytelniku.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska