Lech M. Nijakowski: Większość Ślązaków uważa się za Polaków
Tomasz Leszkowicz: Rada Polityczna Prawa i Sprawiedliwości w raporcie O stanie Rzeczypospolitej nazwała śląskość „zakamuflowaną opcją niemiecką”. Czyżby nowy „dziadek z Wehrmachtu”?
Lech M. Nijakowski: Postępowanie Prawa i Sprawiedliwości nie powinno dziwić politologów. Powtarza ono sprawdzone metody politycznej mobilizacji. „Oskarżenie” Donalda Tuska w czasie poprzedniej kampanii prezydenckiej o to, że jego dziadek służył w Wehrmachcie okazało się bardzo skuteczną strategią. W przededniu wyborów partia ta zatem ponownie nakreśla granicę między etnicznie „swoimi” a „obcymi” i stara się rozbudzić wśród wyborców strach przed knowaniami obcych – w tym przypadku Ślązaków o identyfikacji innej niż polska. PiS od dawna jest biegły w uprawianiu „polityki strachu”. Zamiast rozmawiać o rzeczywistych problemach Śląska, co wymaga kompetencji, można pławić się w kliszach, które każdy zna.
Czym śląska wspólnota pamięci różni się od niemieckiej z Opolszczyzny?
Pamiętajmy, że mówimy tu o jednej historycznej krainie – Górnym Śląsku, którego historyczną stolicą jest Opole. Podział Śląska, którego skutki społeczne do dziś obserwujemy, między II Rzeczpospolitą a Republikę Weimarską, dokonał się w wyniku plebiscytu (1921) i trzech powstań śląskich (1919, 1920, 1921) po I wojnie światowej. Nieunikniona presja nacjonalistyczna w obu państwach (w tym zwłaszcza ze strony szkolnictwa powszechnego) sprawiała, że coraz więcej Ślązaków w II RP uważało się za Polaków, a w Niemczech – za Niemców. Coraz bardziej rozchodziły się trajektorie Ślązaków po obu stronach. W czasie II wojny światowej Ślązacy, będący obywatelami polskimi, zostali w znacznej mierze Volksdeutschami, zaś mieszkańcy ziem pozostałych przy Niemczech byli Reichsdeutschami. W całym regionie młodzi Ślązacy musieli zatem służyć w Wehrmachcie, a po wojnie dotknęły ich represje Armii Czerwonej, w tym wywózki do ZSRR. To przede wszystkim ci rdzenni mieszkańcy Śląska Opolskiego, których poddano po II wojnie weryfikacji, utworzyli po 1989 roku ruch mniejszości niemieckiej. Obie wspólnoty różnicuje zatem przede wszystkim pamięć okresu II RP oraz wojny i okupacji.
Ostatnio z dużym rozmachem upamiętniono rocznicę Tragedii Górnośląskiej, czyli wywózki Ślązaków do ZSRR tuż po wojnie. Czy można mówić o ofensywie tamtejszej polityki pamięci?
Pamięć o wywózkach była żywa wśród Ślązaków. Nie można było mówić o niej oficjalnie w PRL, ale trwał przekaz rodzinny. To tragedia wielu rodzin z Górnego Śląska. Łączy ludzi niezależnie od identyfikacji narodowej czy opcji politycznej. Oczywiście, w czasie wojny na Śląsku dochodziło do masowych zbrodni przeciw ludzkości oraz zbrodni ludobójstwa. Wszystko wymaga zatem przyjęcia słusznej miary, także w upamiętnianiu. Nie ulega jednak wątpliwości, że śląscy autonomiści traktują Tragedię Górnośląską jako jeden z kluczowych symboli tragicznych losów Ślązaków.
Czy w śląskiej wizji historii dominują tylko wątki antypolskie?
*Oczywiście, że nie. Większość Ślązaków uważa się za Polaków lub Polaków-Ślązaków. Wiele środowisk kultywuje pamięć powstań śląskich czy działalności Związków Polaków w Niemczech. W społeczności tej, jak w każdej grupie pogranicznej, działało jednak „prawo tła”, o którym pisał Stanisław Ossowski. Ślązacy, będący często dwujęzyczni, w granicach państwa niemieckiego odczuwali obcość wobec Niemców, z którymi nie potrafili się utożsamić oraz idealizowali Polskę, a w granicach państwa polskiego zachodził proces odwrotny. Stąd i w pamięci zbiorowej zdarzało się często, że ludzie idealizowali przeszłość lub liczyli, że wraz z emigracją zamieszkają w krainie mlekiem i miodem płynącej. Wielu Ślązaków emigrujących z Polski jako Niemcy, u zachodniego sąsiada, czując się obcy i pogardzani, wrócili do identyfikacji polskiej.
Jerzy Gorzelik, lider RAŚ, stwierdził w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, że Ślązakom bliżej jest do Pragi niż do Warszawy. Jaką rolę pełni składnik czeski w mieszance, jaką jest śląskość?
Składnik czeski jest najsłabszy. Oczywiście, wszystko zależy od regionu – na Śląsku Cieszyńskim sytuacja wygląda inaczej niż w Katowicach czy Opolu. Ta bliskość związana jest raczej z otwartością granic, poziomem usług i stylem życia oraz ofertą kulturalną, a nie dążeniem do „czechizacji Ślązaków”.
Czy należy spodziewać się rozwoju kolejnych, „głośnych” regionalnych wspólnot pamięci historycznej, które wywołają takie kontrowersje jak Ślązacy?
*Polska jest krajem wyjątkowo homogenicznym narodowościowo, o słabej tożsamości regionalnej. Wyjątkiem są oczywiście mało liczebne mniejszości narodowe i etniczne czy grupy regionalne, takie jak Ślązacy, Kaszubi czy Górale Podhalańscy. Co jakiś czas nagłaśniane w mediach działania nie są jednak najczęściej następstwem ujawnienia się nowego ruchu społecznego. Po prostu dziennikarze nagle dostrzegają od dawna głoszone postulaty środowisk mniejszościowych czy tlące się animozje. Winą jest bez wątpienia niska kompetencja wielu środowisk dziennikarskich oraz dominująca w mediach „poetyka skandalu”.
Może jednak rozwój regionalizmów i lokalnych wspólnot pamięci „rozsadzi” centralistyczną, warszawsko-kongresówkową wizję historii?
Jak wspomniałem, Polska jest krajem dość homogenicznym. Dominuje pamięć zbiorowa zogniskowana na doświadczeniu II wojny światowej w Generalnym Gubernatorstwie. Mniejszościowe wspólnoty pamięci z trudnością się przebijają. Okazjonalne „skandale”, jak te związane z wydaniem kolejnych książek Jana Grossa, nie oznaczają poznawczych rewolucji, choć „kropla drąży skałę”. Dziś świadomość społeczeństwa polskiego jest o wiele szersza i zróżnicowana, niż jeszcze dwie dekady temu. Należy przy tym pamiętać, że postawy krytyczne wobec przeszłości własnej grupy nie dominują w żadnym kraju. Wydawać by się mogło, że ogólne deklaracje respondentów mogą nastrajać optymistycznie. Społeczeństwo polskie nie jest jednak w pełni otwarte na debatę o trudnej przeszłości, co potwierdzają wyniki badań, w których uczestniczyłem, przeprowadzonych w 2009 roku na zamówienie Muzeum II Wojny Światowej przez Pentor Research International.