Laurence Bergreen – „W poszukiwaniu imperium” – recenzja i ocena
Laurence Bergreen – „W poszukiwaniu imperium” – recenzja i ocena
Autor omawianej pozycji, publikujący m.in. w „New York Times”, „Wall Street Journal” czy „Newsweeku” nowojorczyk Laurence Bergreen, najwyraźniej lubi tematykę związaną z przygodami podróżników i odkrywców. Wśród kilkunastu książek, które ma w swoim dorobku, znalazły się bowiem m.in. biografia Marco Polo czy opowiadająca o rejsie Ferdynanda Magellana „Poza krawędź świata”.
„W poszukiwaniu imperium” też zresztą porusza zbliżony temat. Główną osią narracji jest bowiem rejs, jaki Francis Drake odbył dookoła świata między listopadem 1577 r. a wrześniem 1580 r. Nie oznacza to jednak, że mamy do czynienia z książką wyłącznie podróżniczo-marynistyczną. Choć publikacja nie stanowi biografii Drake'a, to jednak siła rzeczy nosi jej znamiona. Opisywane wydarzenia nie są bynajmniej wyabstrahowane z kontekstu, więc czytelnik może odświeżyć sobie syntetycznie ukazane losy dynastii Tudorów na tronie Anglii.
Choć mamy do czynienia z pozycją popularnonaukową, to jednak autor dokonał solidnej kwerendy. Bergreen korzystał z archiwów brytyjskich, amerykańskich i hiszpańskich, zrobił użytek ze zbiorów tekstów źródłowych, zaś bibliografia dotycząca opracowań w postaci artykułów naukowych i wydawnictw książkowych jest całkiem obfita.
Główną myśl książki zdaje się sugerować jej podtytuł – „Francis Drake, Elżbieta I i burzliwe początki brytyjskiego Imperium”. Zdaniem autora to właśnie oceaniczne eskapady czasów elżbietańskich i korsarska działalność wilków morskich takich jak Drake przyczyniła się do późniejszego rozkwitu Imperium Brytyjskiego. Co więcej, Laurence Bergreen zdaje się stawiać nieco karkołomną hipotezę, że od początku stał za tym konkretny zamysł jednej osoby, którą był zwany „Merlinem królowej Elżbiety” mistrz wiedzy tajemnej doktor John Dee.
Dużą wartością omawianej książki jest to, że idzie ona pod prąd wobec stosunkowo popularnego i w naszym kraju mitu jakoby łagodnej kolonizacji hiszpańskiej przeciwstawionej krwawej kolonizacji angielskiej. Autor prezentuje metamorfozę Drake'a, który w młodości nie miał oporów, by czerpać zyski z handlu niewolnikami, jednak po zapoznaniu się z działaniem instytucji niewolnictwa w koloniach hiszpańskich nieco zrewidował swój stosunek do niej. Bergreen podkreśla też fanatyzm i opresyjność XVI-wiecznego hiszpańskiego katolicyzmu – Hiszpanie byli np. zdolni palić pojmanych angielskich żeglarzy za herezję. Nie oznacza to oczywiście, że Anglicy nie byli rabusiami czy okrutnikami, ale na tle swych iberyjskich kolegów prezentowali się całkiem znośnie.
Jak już wspomniałem, książka jest wydawnictwem popularnym, na dodatek napisanym bardzo sprawnie. Przez większość czasu czyta się ją jak powieść. Najbardziej porywające wydają się partie poświęcone samemu rejsowi Drake'a. Tok narracji pozwala nam wręcz zachwycić się splendorem elżbietańskiego Złotego Wieku, ale także intryguje nas opowieściami o nieznanych lądach i tajemniczych ludach. Pamiętajmy, że był to czas wielkich odkryć geograficznych, Nowy Świat nie został jeszcze w pełni zbadany i opisany, a to co nieznane pociągało i stymulowało najrozmaitsze fantastyczne wyobrażenia.
Niewątpliwie sporym atutem „W poszukiwaniu imperium” jest fakt, że autor nie stroni od prezentowania najrozmaitszych ciekawostek. Od takich raczej powszechnie znanych – jak to czemu w Anglii kichającemu mówi się „God bless” poprzez nieco bardziej intrygujące (czemu grypa to po angielsku „small pox” i dlaczego akurat „small”) aż do takich, których związek z tematem książki wydaje się na pierwszy rzut oka – i tylko na pierwszy rzut oka! – zerowy (w tym przypadku można rzec, że podwójnie zerowy) tj. skąd Ian Fleming zaczerpnął inspirację dla kryptonimu agenta Jamesa Bonda – 007. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że niektóre z tych ciekawostek wydają się cokolwiek naciągane. Niespecjalnie przekonuje mnie np. wersja, że Amerigo Vespucci nazwał Zatokę Wszystkich Świętych od kościoła parafialnego w rodzinnej Florencji. Znacznie bardziej wymowny wydaje mi się fakt (przytoczony skądinąd przez autora), że dopłynął do niej 1 listopada...
Opis rejsu Drake'a stanowi większą część książki. Po niej następuje omówienie zmagań z Wielką Armadą – w pokonaniu której Drake również miał przecież swój niebagatelny wkład, by przypomnieć śmiały rajd na Kadyks. Tok narracji obejmuje też życie prywatne Francisa Drake'a oraz syntetycznie przedstawione koleje panowania Elżbiety I.
Lekturę książki znacznie uprzyjemnia i ułatwia indeks osobowo-rzeczowy. Wczuć się w klimat epoki pomaga wkładka z barwnymi ilustracjami.
Nie mam wątpliwości, że osoby zainteresowane epoką elżbietańską raczej nie dowiedzą się z omawianej pozycji niczego nowego ponad wiedzę, którą już posiadają. Jak wspominałem na wstępie, temat jest raczej dogłębnie przebadany i wielokrotnie omówiony z różnych punktów widzenia. Uważam jednak, że lektura „W poszukiwaniu imperium” i tak może dostarczyć im wiele przyjemności. Niewątpliwie jest to dobrze napisana, wciągająca książka. Dla osób dopiero zaczynających zgłębianie omawianej epoki, lub chcących po prostu poznać jej smak jest to tym bardziej godna polecenia pozycja, być może stanowiąca punkt wyjściowy do dalszych lektur i badań.