Kwiatkowski do Iwaszkiewicza
Ten tekst jest fragmentem książki „Jarosław Iwaszkiewicz – Tadeusz Kwiatkowski. Listy 1945–1958”.
[T. KWIATKOWSKI DO J. IWASZKIEWICZA]
Kraków, 20 XII 1948
Drogi Panie Jarosławie!
Na wstępie oczywiście Życzenia Świąteczne i Nowego Roku przesyłamy z Halinką i Moniką całej Pańskiej rodzinie.
Palę się z ciekawości, co słychać u Pana po podróży, która biegła szlakami znanymi już mnie. Dyr. Nowiński i Gombrowicz pisali mi, że są zachwyceni Panem, postawą i wszystkim. Cieszę się bardzo, że wizyta Pana w Argentynie przyniosła wiele pożytku naszym emigrantom, którzy nie bardzo tam sobie zdają sprawę z wszystkiego, co dzieje się u nas. Ja, przyznam się, unikałem spotkań z Polakami z kilku względów, po pierwsze: chciałem zwiedzić i zobaczyć jak najwięcej, a kontakty personalne pożerały zbyt dużo czasu, po drugie: stosunki między Polakami mocno mnie napawały smutkiem i melancholią. Wyjechałem dla rozrywki, a nie na mediatora moralności i polityki. Zresztą nie wiedziałem zbytnio, co w takich wypadkach należy mówić. Dyplomatycznie milczałem. Posłałem Nowińskiemu pięćdziesiąt książek polskich wydanych już po wojnie, aby uzupełnić ich bankową bibliotekę. To mój osobisty i cichy czyn przedkongresowy.
7 bm. aresztowano Tadeusza Kudlińskiego, niesłychanie prawego i uczciwego człowieka, z którym przesiedziałem cztery miesiące na Montelupich w czasie okupacji. Jest to zdaje się afera Jerzego Brauna i „Tygodnika Warszawskiego”. Wzięto go, bo nie chciał podać adresu Brauna. Oczywiście nie wiedział, bo skąd miał wiedzieć, jeśli Braun ukrywa się już dawno. Czy nie dałoby się coś zrobić przez Zarząd Główny [ZZLP], aby go zwolniono? Jest to bądź co bądź wiceprezes Oddziału Krakowskiego, członek Głównej Komisji Kwalifikacyjnej ZZLP itp.
U nas nic ciekawego. Staję się z dnia na dzień coraz bardziej ponury i przeczuwam, że po tym wszystkim cenzura nie puści mi świeżo ukończonej powieści. No ale spróbujemy. Muszę się uśmiechnąć do [słowo nieczytelne] w Krakowie i do Michalskiego w Warszawie. Nie wiem tylko, czy uśmiech mój przekonuje w takich razach.
Ludzie robią mi świństwa, aż na płacz się zbiera człowiekowi, do czego jest zdolny humanista-pisarz. Kiedyś przy sposobności opowiem Panu takie kwiatki z krakowskiej niwy, że oko bieleje.
Monika już stara panna. Wszystko mówi i to jest obecnie jedyna radość w domu.
Co u Pana? Bardzo radbym dowiedzieć się trochę szczegółów z Pańskiej podróży i o Panu – proszę ucałować ręce Pani.
Serdecznie ściskam i całuję
Tadeusz
***
[T. KWIATKOWSKI DO J. IWASZKIEWICZA]
[Kraków, pierwsza połowa października 1950]
Kochany Panie Jarosławie
(przebaczyć proszę za maszynę, ale tak mi się ostatnio na socrealizmie charakter pisma popsuł, że się wstydzę pisać piórem).
Otóż na wstępie ad rem. Wystawa trwać będzie na pewno do końca miesiąca, a pewnie zostanie przedłużona. Indagowałem telefonicznie o to samego mistrza Słoneckiego. Czekam więc na Wasz przyjazd i wszystko postaram się załatwić pomyślnie. Nawet zwiedzanie Wita [Stwosza], bo tam ogony są makabryczne jak co najmniej po cukier. Telegram i kroki rozpocznę odpowiednie.
Bardzo mi smutno, że Pan delikatnie zasugerował mi, że ostatnio nic nie pisałem do Pana, bo to i to. To i to, to są raczej rzeczy nieważne. Iwaszkiewicz pisarz i człowiek, te historie są ważne i Iwaszkiewicz niezależnie od okoliczności zostanie dla mnie Iwaszkiewiczem, wielkim pisarzem, dla mnie i dla wielu innych, nawet mądrzejszych ode mnie (nie mogę pisać, bo Putrament strasznie krzyczy na dole w biurze w czasie przesłuchiwań jako członek Komisji Kwalifikacyjnej ZG ZLP). Po prostu myślałem, że Pan sam nie ma ochoty nic pisać, bo mój ostatni list pozostał bez odpowiedzi. Ale pewnie wtedy Pan nie miał czasu na odpowiedź, a później, rzecz ludzka, jakby powiedział mistrz Jastrun, zapomniał. A my tu w Krakowie jesteśmy strasznie zajęci w charakterze hutasów, bo to budują i budują i nadążyć z niczym nie można.
Myślę, że w czasie pobytu w Krakowie wstąpią Państwo do nas, to naplotkujemy się do woli, nie chcę więc tego listu obciążać zbędnymi facecjami z życia naszych najbliższych, choć język świerzbi (Putrament krzyczy dalej).
Był u nas Jerzy Zawieyski, pobłogosławił nas gorąco i jakoś dalej płyniemy z dnia na dzień, pracując na ten Boży chleb z masłem bez masła. Obecnie dużo piszę, ale raczej dla siebie, trzy rzeczy odrzucone tkwią w biurku i chyba pójdą na opakowanie drugiego śniadania dla mej żony do teatru. Ponadto chodzę do kina i słucham Ewy Otwinowskiej, rzadziej Stefana (w tej chwili słyszałem, jak Putrament krzyknął do kogoś: „Nie może pani, to niech pani może”). Ściany są akustyczne, to nie to co budowle w Paryżu. Kończę więc te kilka słów. Proszę ucałować ręce Pani, Pana całuję serdecznie i przesyłam wiele ukłonów i uścisków dłoni.
Tadeusz
(Putrament krzyczy dalej)
(Putrament krzyczy dalej)
(Putrament jeszcze nie skończył. Niech mu będzie na zdrowie).
***
[J. IWASZKIEWICZ DO T. KWIATKOWSKIEGO]
Stawisko, 18 października 50
Kochany Tadeuszu! List twój cały dom zabawił, wszystkich rozśmieszył itd., itd. Nie depeszuję, ale piszę do Ciebie, że przyjedziemy z moją żoną we wtorek dn. 24 bm. do Krakowa wieczorem – pociągiem, który około 3-ej wychodzi z Warszawy. Ponieważ po naszych letnich chorobach musimy myśleć o ewentualności nieprzyjechania, zadepeszuję w razie czego. Zamów nam jakiś dobry solidny pokój w Grandzie lub Francuskim hotelu – „cena nie gra roli”, bo chcę dobrze mieszkać przez te 2 czy 3 dni i ewentualnie jakoś tak zrób, żeby można było wejść na Wawel bez kolejki. Daj nam jakoś znać na stację albo my po prostu pojedziemy pierwej do Francuskiego, potem do Grandu i dowiemy się. Jeśli ani tam, ani tam nic nie będzie, tu się dopiero zacznie dramat! Co i kogo można jeszcze w Krakowie zobaczyć? Wykę, wieżę mariacką, Starowieyską, Sukiennice, Karhana, Sapiehę, Nową Hutę, starą Jachimecką? Bo Macha, Dąbrowskiego już nie – Otwinowskiego zobaczę, choćbym nie chciał!
Całuję Cię serdecznie, Żonę i Monikę też
Jarosław