Kwartalnik „Karta” – numer 79

opublikowano: 2014-06-26 09:00
wolna licencja
poleć artykuł:
Recenzowanie miesięcznika „Karta” staje się zadaniem coraz trudniejszym. Najnowszy numer wypełniony jest po brzegi tekstami tak interesującymi, że skomentowanie ich na zaledwie kilku stronach musi zakładać liczne skróty i kompromisy.
REKLAMA
Karta. Kwartalnik historyczny
nasza ocena:
9/10
cena:
15,00 zł
Wydawca:
Fundacja Ośrodka KARTA
Rok wydania:
2014
Okładka:
miękka
Liczba stron:
153
Format:
175x250 mm

Tematem przewodnim numeru jest rok 1989. Data ta z oczywistych względów traktowana jest jako ważna cezura przemian, które ogarnęły Polskę i świat. Przełom wówczas zapoczątkowany miał różne oblicza, do dziś budzi żywe dyskusje wśród badaczy różnych dziedzin. Co pewne – wydarzenia roku ’89 rozgrywały się na różnych planach i właśnie ta wielość perspektyw została w wartościowy sposób oddana w przygotowanym przez Łukasza Bertrama zbiorze zatytułowanym Wolność z wyboru, zawierającym wspomnienia jedenastu uczestników tamtych zmian. Możemy zapoznać się z opiniami i relacjami osób z różnych środowisk – dysydenckich, artystycznych, naukowych, ale również związanych z władzą. Wśród komentatorów znaleźli się np.: Tomasza Jastrun, Aleksandra Domańska, Krzysztof Skiba, Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, Anka Grupińska, Piotr Szwajcer, Józef Pinior czy Andrzej Barcikowski. Przedstawione diagnozy przemian znacząco się między sobą różniły. Ton przepełniony dumą i entuzjazmem prezentował np. Grzegorz Kostrzewa-Zorbas, mówiąc:

Wpływ Polski na to, co działo się w innych krajach, był fundamentalny. Pokazaliśmy, że możliwe są rzeczywiste zmiany, a nie tylko nowe dekoracje. […] Litwini patrzyli na nas jak na absolutną inspirację. Prosili, by wygłaszać wykłady, jak się robi rewolucję! Na Ukrainie i Białorusi – podobnie.

Przeważały jednak oceny bardziej sceptyczne. Piotr Szwajcer dla opisu przemian posłużył się nieco groteskową, lecz zaskakująco celną metaforą:

Trzeba sobie było uświadomić, że socjalizm jest zamrażarką. A wtedy rzeczywistość zaczęła się roztapiać. Każdy musiał sobie jakoś z nią poradzić. Jedni w nowym świecie się odnaleźli, inni nie i do dziś żyją idylliczną rzeczywistością tego paskudnego 1985/86, kiedy było jasne, kim jesteśmy my, kim są oni, co i jak trzeba robić.

Rok 1989 był de facto wielką niewiadomą. Wydaje się, że realny entuzjazm, poczucie wspólnoty i chęć działania – ideały opozycji – rozżarzone w sierpniu ’80, bezpowrotnie spacyfikowane zostały przez wprowadzenie stanu wojennego. Celna zatem wydaje się konkluzja redaktora „Karty”, Zbigniewa Gluzy, który twierdzi:

Polskie społeczeństwo w całym 1989 roku zachowało bierność. Wyjątkiem był głos oddany w wyborach czerwcowych – można jednak zobaczyć w nim bardziej wyraz głębokiej frustracji niż nadziei. Nie cieszono się po wykreśleniu komunistów, widać głos przeciw nim rozumiano jako karę dla władzy, nie zaś znak otwierających się perspektyw.
REKLAMA

Następny tekst – Warszawa za carem pod redakcją Agnieszki Dębskiej – potraktować można jako ciekawie dobrany kontrapunkt. Stanowi on zbiór relacji i wspomnień składających się na opowieść o nastrojach mieszkańców Warszawy w pierwszym roku I wojny światowej. Wśród opowiadających znaleźli się tak znamienni warszawiacy jak Zofia Nałkowska, Cezary Jellenta, księżna Maria Lubomirska, Roman Dmowski czy Stanisław Thugutt. Narracja ta tworzy intrygującą analogię z tematem przewodnim numeru. Atmosfera panująca w stolicy przesycona była oczekiwaniem przemian (odzyskanie całkowitej niepodległości mało komu wydawało się wówczas realne – notabene, podobna sytuacja miała miejsce również w 1989). Emocje towarzyszące ludności w przeddzień powstania II RP były jednak bardziej żywiołowe od tych z 1989 r. Być może wynikało to z faktu, że wolność była znacznie dłużej wyczekiwana, tradycja romantyczna żywsza, a społeczeństwo po 123 latach zaborów paradoksalnie mniej wyniszczone (?) i mniej pogrążone w marazmie, niż to wystawione na blisko pół wieku rządów komunistycznych. Napięcie dodatkowo podsycała bliskość frontu wojennego. Przytoczone świadectwa w interesujący sposób ukazują również ewolucję stosunku do carskiej Rosji – od początkowego zachwytu rosyjskimi deklaracjami wspólnego pokonania niemieckiego wroga i zjednoczenia ziem polskich trzech zaborów pod carskim berłem przy zwiększeniu ich autonomii – do wypowiedzi jawnie antyrosyjskich i pro-niepodległościowych. Jak celnie konstatuje prof. Janusz Odziemkowski:

Oczekiwanie na zwycięstwo armii rosyjskiej [w 1914 r. – M.L.], która jeszcze poprzedniego pokolenia była symbolem klęski i ucisku, stawało się niejako obowiązkiem patriotycznym, dowodziło rozsądku i troski o los Ojczyzny. Po wypędzeniu Rosjan z Warszawy latem 1915, kolejne klęski militarne odzierały imperium carów z nimbu potęgi.

Kolejnym mocnym punktem numeru jest zbiór niemieckich źródeł (wspomnienia obywateli i urzędników, materiały prasowe, komunikaty władz) o zdobytej Łodzi (1939–45), obrazujący kwestię dążenia do bezprecedensowej na tle Europy, całkowitej germanizacji miasta. Stanowiło to zakrojony na wielką skalę, okrutny eksperyment socjologiczny i wielkie przedsięwzięcie propagandowe. Materiały tu zawarte są doskonale opracowane merytorycznie – pomiędzy poszczególnymi tekstami źródłowymi zamieszczono ustępy informujące o genezie, przebiegu i metodach niemieckiej okupacji Łodzi. Spośród wielości tekstów ukazujących niebywałe oddanie Hitlerowi, agresywną propagandę, jak i zwyczajne karierowiczostwo niemieckich okupantów zbijających fortuny kosztem okupowanej ludności, wyróżnia się również kilka świadectw pewnego zwątpienia względem nazizmu i niemieckiego traktowania Polaków i Żydów. Szczególnie jest to widoczne wśród starszego pokolenia, nie zawsze mogącego przyjąć gorliwość i bezwzględność swoich młodszych rodaków. Ten konflikt pokoleń dobrze oddają fragmenty wspomnień Melity Maschmann, członkini Hitlerjugend, która po przyjeździe do Łodzi odbyła rozmowę z volksdeutschem, dyrektorką niemieckiego gimnazjum w Łodzi. Starsza kobieta nazywała podłym stosunek nazistów do Polaków i Żydów, krytykowała również wytyczne edukacji młodych Niemców w duchu narodowo-socjalistycznym. Poglądy te sprowokowały refleksję młodej dziewczyny:

REKLAMA
Jak trudno w późnym wieku – zastanawiałam się – całkowicie wrosnąć w narodowy socjalizm. Dopóki się z nim nie utożsami całkowicie, nie rozumie się konieczności tych wszystkich twardych spraw i zapewne cierpi się z ich powodu, nawet jeśli człowieka nie dotyczą bezpośrednio. Te smutne myśli odnosiły się do moich przyjaciół i do mnie; były bliskie użalaniu się: jeśli tak niezwykły człowiek jak ta kobieta nie podzielał naszego zapału i nie popierał naszych działań, to kto z wcześniejszego pokolenia był w ogóle w stanie nas zrozumieć?

Uderza w niej empatia tonu, próba tłumaczenia zarówno postawy nauczycielki, jak i własnej, a przede wszystkim nuta zwątpienia. Parafrazując tekst ze słynnej sceny z filmu Cabaret – czyżby przyszłość jednak nie należała do nich…?

REKLAMA

Unikat stanowi kolejna propozycja – wspomnienia polskiej pielęgniarki, Aleksandry Henkel-Czarneckiej, która wysłana została z „socjalistyczną pomocą” na roczną służbę do szpitala w Korei Północnej niedługo po zakończeniu wojny koreańskiej. Obraz zniszczonego kraju, który wyłania się z opisów Polki, w skali zniszczeń i ubóstwa przekracza niemal dostępne Europejczykom kategorie, przewyższa nawet ruiny Warszawy po Powstaniu. Duża część infrastruktury dosłownie zrównana została z ziemią, warunki sanitarne są opłakane, ludzie w wielkich skupiskach mieszkają w domkach z dykty etc. Jednocześnie mnożą się absurdy, jak np. powszechny dostęp do darmowej elektryczności (sieć trakcyjna i elektrownie zachowały się w stosunkowo dobrym stanie, prądu jest olbrzymi nadmiar, lecz nie ma jak i gdzie go spożytkować). Widzimy zatem Koreę u zarania jej podziału, kiedy powoli staje się jasne, że sytuacja w północnej część kraju długo nie zmieni się na lepsze.

Przeczytaj też:

Numer uzupełniony został m.in. o takie perły, jak świetne w lekturze fragmenty dziennika Johna Nicholasa Hendersona, brytyjskiego ambasadora w Warszawie w latach 1963–72, czy też frapujące zapisy Pettera Moena, członka norweskiego ruchu oporu, więzionego przez Gestapo. Wspomnienia brytyjskiego dyplomaty prowadzone są z charakterystycznym dla Anglików poczuciem humoru i nonsensu. Zawierają sporą garść niebanalnych obserwacji i anegdot na temat życia w PRL przełomu Gomułki i Gierka. Dziennik norweskiego dysydenta uderza zaś swoim minimalizmem (pisany był w ukryciu na więziennym papierze toaletowym), a zarazem wielką kondensacją skrajnych emocji.

Podsumowując, najnowszy numer magazynu „Karta” powinien usatysfakcjonować nawet najbardziej wybrednego czytelnika. Oferuje bowiem bardzo wysmakowany zestaw świetnie zredagowanych tekstów, z których niemal każdy z powodzeniem mógłby stać się tematem przewodnim osobnego numeru.

Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska

REKLAMA
Komentarze

O autorze
Mateusz Lipko
Absolwent Instytutu Historii i Stosunków Międzynarodowych (specjalizacja niemcoznawcza) oraz Instytutu Polonistyki i Kulturoznawstwa Uniwersytetu Szczecińskiego. Pracownik Referatu Edukacji Historycznej OBEP IPN w Szczecinie. Interesuje się najnowszą historią polityczną, a także dziejami filmu i teatru. Autor pracy magisterskiej pt. Problematyka międzynarodowa we współczesnym teatrze niemieckim.

Wszystkie teksty autora

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści. Za darmo.
Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2023 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone