Kto zagarnia zyski z wojny? - krótka historia imperializmu
Kiedy w 1914 roku wybuchła pierwsza wojna światowa, Włodzimierz Iljicz Lenin zaszył się w tatrzańskiej chatce położonej na terenie Polski. Było to kolejne z rozrzuconych po całej Europie miejsc, w których rosyjski rewolucjonista ukrywał się po ucieczce z ojczyzny. Korzystając z fałszywych nazwisk i podrabianych paszportów, wodził policję oraz rządowych agentów za nosy. Wcześniej zachęcał do rewolucji na łamach periodyku „Iskra”, zrzucanego przez jego towarzyszy z teatralnych galerii na głowy bogatych kobiet i mężczyzn. W więzieniu zaś pisał tajne wiadomości, korzystając z kałamarzy zrobionych z chleba. Gdy zbliżał się strażnik, mógł szybko taki kałamarz zjeść – jednego dnia połknął ich aż sześć.
Dla Lenina wojna oznaczała, że klasy rządzące skonfliktowanych narodów wyślą na front lud pracujący, by się wzajemnie pozabijał. Tymczasem powinien on ramię w ramię walczyć ze swoim prawdziwym, wspólnym, ponadnarodowym wrogiem – europejskimi kapitalistami: bankierami, fabrykantami itp. Żaden socjalista nigdy nie poparłby wojny, dlatego Lenin i jego europejscy towarzysze zdecydowanie jej się sprzeciwiali.
Szokująca wiadomość dotarła do Lenina 5 sierpnia, kilka dni po wypowiedzeniu przez Niemcy wojny Rosji. Aktywista, który mieszkał z nim w górskiej chatce, przyniósł polską gazetę. Z jednego z artykułów wynikało, że socjaliści zasiadający w niemieckim parlamencie głosowali za wojną. Początkowo Lenin sądził, że jego polski towarzysz źle przetłumaczył tekst. Mężczyzna nie popełnił jednak błędu: lojalność wobec kraju okazała się ważniejsza od przekonań politycznych. Zresztą socjaliści w Wielkiej Brytanii i Francji szybko poszli w ich ślady. Na wieść o tym Lenin wpadł w furię.
Jego niechęć do wojny nie wynikała wyłącznie ze spodziewanych strat w ludziach. Czerpał ją również z samej teorii kapitalizmu. Był nie tylko myślicielem, ale i rewolucjonistą-praktykiem, następcą Marksa, który twierdził przecież, że sprzeczności kapitalizmu doprowadzą do jego upadku. Lenin rozwinął tę ideę. Uznał szkodliwy system za źródło konfliktów pomiędzy narodami i twierdził, że ostatecznie doprowadzi on do wojny.
W swoich tekstach wskazał trzy tego najważniejsze przesłanki. Długo przyglądał się losom poszczególnych narodów i zauważył, że na początku XX wieku stały się one bliższe sobie niż kiedykolwiek. Rozwijał się handel między państwami, a inwestorzy coraz częściej finansowali zagraniczne przedsięwzięcia. Nowością było również pojawienie się potężnych korporacji, które zajmowały miejsce niedużych firm znanych z poprzednich faz kapitalizmu, w całości utrzymywanych przez właścicieli. Teraz to banki je finansowały! Lenin nazwał to zjawisko kapitalizmem monopolistycznym (monopol to olbrzymia firma kontrolująca cały rynek).
Wyodrębnił też trzeci trend – imperializm. W jego ramach kraje europejskie przejmowały kontrolę nad zagranicznymi terytoriami i tworzyły imperia obejmujące swym zasięgiem cały świat. Dokonując wojskowych inwazji, umieszczały na podbitych terenach zależne od nich rządy i tym samym umacniały władzę w koloniach. Proces rozpoczął się setki lat wcześniej, kiedy Hiszpanie i Portugalczycy podzielili się Ameryką Południową.
Później jeszcze nieraz Europejczycy walczyli o kontrolę nad kontynentem, zarówno ze względu na złoto i inne cenne dobra, jak i ich mieszkańców wykorzystywanych jako niewolnicy. W końcu XIX wieku rywalizacja imperiów weszła w nową fazę. Europa walczyła o tereny, których dotąd nie zajęła: głównie niezbadane fragmenty Afryki. W 1914 roku, tuż przed wybuchem pierwszej wojny światowej, kontrolowała jedną trzecią powierzchni świata.
Lenin uważał te trzy trendy ekonomiczne – rosnące powiązania międzynarodowe, kapitalizm monopolistyczny oraz imperializm – za współzależne. W jego czasach postrzegano imperializm w sposób tradycyjny – uważano go za heroiczne przedsięwzięcie, atrakcję dla miłośników przygód i przejaw odwagi wybitnych dowódców. Kraje europejskie przynosiły ubogim regionom cywilizację, próbując rzucić pierwotne ludy Azji czy Afryki w objęcia współczesności. Lenin patrzył na to zjawisko w zupełnie inny sposób. Dla niego imperializm był wyłącznie sposobem na zarabianie pieniędzy. Na poglądy Lenina wpłynęły prace brytyjskiego ekonomisty Johna Hobsona (1859–1940), skromnego, oczytanego człowieka żyjącego z dala od Leninowskiego świata tajnych spotkań i więziennych odsiadek. Hobson nie był marksistą, lecz heretykiem buntującym się przeciwko tradycyjnym sposobom myślenia (jedną ze swoich prac zatytułował Confessions of an Economic Heretic – z ang. „Wyznania gospodarczego heretyka”). Kiedy książka dotarła do londyńskich profesorów, zakazano mu wykładania na uniwersytecie. Zawarte w niej tezy – dzięki którym poglądy Lenina skrystalizowały się – dla wielu z nich były czystym nonsensem. Stały w sprzeczności z jednym z ich podstawowych założeń: że oszczędzanie jest zawsze dobre.
Tekst jest fragmentem książki Niall Kishtainy'ego „Krótka historia ekonomii”:
Brytyjski naukowiec uważał, że czasami kraj za bardzo oszczędza. Robotnicy i kapitaliści czerpią dochody z produkcji dóbr. Mogą wydać je od razu bądź na wszelki wypadek odłożyć. Ludzie o umiarkowanych dochodach wydają większość posiadanych pieniędzy na towary podstawowe, takie jak żywność czy ubrania. Bogaci dla odmiany zarabiają tak dużo, że nie są w stanie wszystkiego wydać. Osoba, która zarabia pięćdziesiąt razy więcej od przeciętnego robotnika, nie wyda pięćdziesiąt razy więcej na towary podstawowe, i choć przeznaczy pewnie jakąś część dochodu na antyczne wazy, to wypracowaną nadwyżkę zachowa. Zdaniem Hobsona i Lenina w kapitalizmie monopolistycznym większość dochodu wypracowanego przez gospodarkę trafiała do ludzi bogatych, w tym wpływowych finansistów. Tym samym powiększała oszczędności, zamiast oddać się konsumpcji. Pieniądze te oczywiście wydawano – głównie na nowe fabryki i maszyny, które zwiększały moce produkcyjne. Ekonomiści nazywają dziś tego typu wydatki inwestycjami: kiedy przedsiębiorcy kupują nowe urządzenia służące do produkcji kiełbas, to je inwestują, by móc wyprodukować więcej towarów w przyszłości (kiedy zaś jedzą kiełbasy, to środki konsumują).
Sęk w tym, że im więcej pieniędzy jest inwestowanych, tym mniej ludzi chce i może kupować produkowane dobra. Bogaci nie sięgają po nie, bo dzięki olbrzymim dochodom już wcześniej zdobyli wszystko, czego potrzebują – dlatego zresztą oszczędzali. Robotnicy z kolei nie mają pieniędzy na dodatkowe wydatki. Dlatego budowane za oszczędności fabryki wypracowują coraz mniejsze dochody, a wraz ze wzrostem ilości zachomikowanych pieniędzy maleje liczba branży, w których opłaca się je zainwestować. Branże takie istnieją jednak za granicą, w krajach pozbawionych znaczących oszczędności. To dlatego kraje imperialne podbijają nowe terytoria i zakładają w nich kolonie. Chcą mieć dostęp do rynków, na których europejscy kapitaliści będą mogli wybudować swoje fabryki i sprzedawać miejscowym dobra niecieszące się powodzeniem w ich macierzystym kraju. W dodatku wojsko chroni takie przedsiębiorstwa przed próbami przejęcia przez miejscowych kapitalistów. Hobson widział to na własne oczy, kiedy jako dziennikarz opisywał wojnę toczącą się na przełomie wieków między Wielką Brytanią i Afryką Południową.
W tym drugim kraju w połowie lat osiemdziesiątych odkryto złoto. Celem konfliktu, który wybuchł w 1899 roku, było według ekonomisty przejęcie kontroli nad lokalnymi kopalniami kruszcu. Starcia doprowadziły jednak do śmierci tysięcy mężczyzn, kobiet i dzieci, między innymi w obozach koncentracyjnych. Imperialistami kierowała chciwość. Armie wykorzystywano do dławienia oporu miejscowej ludności, by – zdaniem Hobsona – pomóc bogatym jeszcze bardziej się wzbogacić. Kiedy państwa kapitalistyczne szukają nowych rynków zbytu, zawsze wchodzą sobie w drogę. Dlatego właśnie pod koniec XIX wieku wybuchło wiele konfliktów o terytoria, których konsekwencją była pierwsza wojna światowa.
Hobson uważał nadmierne oszczędności za gospodarczy korzeń imperializmu (czyli za jego główną przyczynę ekonomiczną). Stało się jasne, dlaczego kapitalizm się nie zawalił, choć Marks przewidywał jego upadek – otóż zyskał nowe życie dzięki ekspansji! W XIX wieku wielu naukowców uważało podbój terytorialny za metodę wspierania handlu. Bo czyż teoria Hobsona nie pokazywała jego zalet? Czy nie dowodziła, że kolonie stanowią doskonałe ujście dla nagromadzonych oszczędności? Sam badacz był przeciwnego zdania. Według niego ich nadmiar ograniczał liczbę rąk, do których trafiał wypracowany dochód. Rozwiązaniem problemu była jego redystrybucja, a nie wysyłanie armii do obcych krajów. Dzięki równiejszemu podziałowi oszczędności byłyby wydawane w kraju i imperializm straciłby sens. Przecież zyskiwały na nim jedynie banki i monopole finansowe. Naród nie miał z niego żadnych korzyści, co więcej, musiał ponosić koszty utrzymania wojsk walczących o nowe terytoria, a następnie broniących ich. Imperializm szkodził też mieszkańcom kolonii, którzy musieli żyć pod butem obcych rządów i armii.
Według Lenina problem nie sprowadzał się do sprawiedliwego podziału wypracowanego dochodu. W 1916 roku, kiedy miliony potencjalnych robotników ginęły na polach bitew, opublikował broszurę zatytułowaną Imperializm jako najwyższe stadium kapitalizmu. Do sformułowanych przez Marksa oskarżeń o wyzysk, skierowanych pod adresem samego systemu gospodarczego, jak i przedsiębiorców, Lenin dopisał jeszcze jeden zarzut. Jego zdaniem kapitalizm i własność prywatna prowadziły do wojny. Zaproponowane rozwiązanie brzmiało dość radykalnie: „przekształćmy wojnę imperialistyczną w wojnę klas”. Robotnicy z różnych stron świata powinni zaprzestać walki ze sobą, skrzyknąć się i obalić rządzących kapitalistów. To zakończyłoby konflikty między narodami.
Europejscy robotnicy, zamiast rozpocząć rewolucję, z entuzjazmem dołączali do wojny. Zdaniem Lenina ich zachowanie stanowiło przejaw… imperializmu. Olbrzymie zyski czerpane przez przedsiębiorstwa dzięki podbojowi terytorialnemu i monopolom dawały ludziom nadzieję na wyższe płace. Robotnicy wierzyli, że staną się „arystokracją wśród pracowników”. Dlatego akceptowali tak wojnę, jak i sam kapitalizm. Cieszyli się z wygód, które zawdzięczali rosnącym wynagrodzeniom. Woleli je od rozpoczęcia kolejnego zrywu.
Lenin i Hobson uważali imperializm za przedśmiertne stadium kapitalizmu. Z dzisiejszego punktu widzenia mylili się. Na początku XX wieku najważniejsze europejskie gospodarki wciąż rosły, a kapitalizm miał się lepiej niż kiedykolwiek. Przepływ brytyjskich oszczędności do obcych krajów nie wynikał z chęci ucieczki z kraju, w którym nikt już nie chciał kupować nowych towarów. Był konsekwencją jego doskonałej formy! Nowe technologie pozwalały szybko powiększać fortuny i inwestować na całym świecie. Na przykład rozwój linii kolejowych w Wielkiej Brytanii przyniósł zyski, które przedsiębiorcy kolejowi przerzucili za morze. I choć kolonializm i wojny rzeczywiście mają związki z gospodarką – są bojem o rynki i surowce – to wiążą się również z innymi dążeniami. Chociażby z potrzebą zachowania pozycji i władzy.
W XX wieku słowo „imperialista” zmieniło się w obelgę, którą socjaliści rzucali pod adresem zgniłych kapitalistów. Ekonomiści chętnie bronili starego ustroju, choć również dla nich imperializm stał się brzydkim słowem (takim, które najchętniej wykreśliliby ze słownika). Dopiero później grupa niekonwencjonalnych naukowców odświeżyła tę koncepcję jako część nowej teorii kapitalizmu (patrz rozdział dwudziesty szósty).
Kilka lat po rozpoczęciu wojny Lenin prześlizgnął się do Rosji i stanął na czele rewolucji, która doprowadziła do powstania pierwszego państwa komunistycznego, zainspirowanego ideami Karola Marksa. Kraj ten – Związek Radziecki – był największy na świecie i uchodził za zdeklarowanego wroga imperializmu. W tym samym XX wieku społeczeństwa zamieszkujące kolonie afrykańskie i azjatyckie zaczęły walczyć o wolność. Organizowały powstania i rebelie, aż w końcu odzyskały polityczną kontrolę nad swoimi państwami. Dziś nazywa się je krajami rozwijającymi się, gdyż wciąż się znajdują na wczesnych etapach rozwoju gospodarczego (patrz rozdział dwudziesty drugi). A kiedy odzyskały kontrolę nad swoimi państwami, stworzyły systemy wspierające własnych obywateli, nie zaś zagraniczny kapitał.