Kto odpowiada za zbrodnie rewolucji?

opublikowano: 2018-04-16, 15:00
wszelkie prawa zastrzeżone
Rewolucję - w zależności od poglądów politycznych - uważa się za tragedię lub za zbawienny krok na drodze do świetlanej przyszłości. Ale nie ma rewolucji bez zbrodni. Kto za nie odpowiada?
reklama

Tak więc pierwsza wojna światowa na nowo wprowadziła ideę rewolucji w centrum polityki europejskiej. Rzeczywiście byt to jej powrót. Kolebką demokracji w Europie była przecież rewolucja francuska, to trzęsienie ziemi, po którym z takim trudem doszło do siebie pokolenie XIX-wiecznych polityków. W początkach XX wieku wydawała się zbyt zamierzchłą historią, by jeszcze dało się odczuwać jej skutki, tym bardziej że zwycięskim zasadom rewolucji towarzyszyły wciąż dawniejsze instytucje i wcześniejsze idee. Europejczycy sprzed wojny 1914 roku stanowili więc niejednorodną cywilizację polityczną, nawet w ramach poszczególnych narodów: powszechna świadomość demokratyczna zmieszała się − rozmaicie w różnych krajach − z tradycją i ruchem oporu. Bynajmniej nie sprzyjało to idei rewolucyjnej. Nawet partie robotnicze, szermujące hasłem walki klasowej i zwycięstwa proletariatu, weszły − między innymi we Francji i w Anglii − na arenę burżuazyjnego parlamentu.

Lenin przemawiający w marcu 1919 roku (fot. G. P. Goldstein, domena publiczna).

Sytuacja ta miała jednak swój wyjątek: była nim Rosja carów, której słabość w całej okazałości potwierdził rok 1905. W tym właśnie odległym punkcie Europy, podczas wojny, pojawiła się rewolucja. Wydarzenie dziwne, lecz na dobrą sprawę możliwe; upadek cara Mikołaja II, ustanowienie rządu tymczasowego w oczekiwaniu na konstytuantę − wszystko to przypominało Europejczykom, zwłaszcza Francuzom, ich własną historię. Stają się więc czujni, ponieważ Rosja, choć geograficznie odległa, ciągle liczy się na arenie wojennej bądź jako sprzymierzeniec jednej strony, bądź przeciwnik drugiej. To jednak, co najbardziej nieprawdopodobne, zdarzyło się nie w lutym 1917 roku, lecz tego samego roku w październiku.

Bolszewicy i Październik nadali rewolucji nową, niezwykłą rangę. Nosi ona już kolory nie burżuazji, lecz klasy robotniczej. Przynajmniej pod tym sztandarem rewolucja postępuje naprzód − jako urzeczywistnienie Marksowskiej tezy o obaleniu burżuazji i kapitalizmu. Rzecz jednak w tym, że kapitalizm zaledwie zaczął istnieć, rewolucja wybucha bowiem w najbardziej zacofanym kraju Europy. Paradoks ten wzbudził później niekończące się duskusje w łonie rosyjskiego ruchu socjalistycznego. Nawet opanowanie Pałacu Zimowego przez ludzi Lenina nie rozstrzygnęło kwestii, ponieważ mógł to być tylko przypadkowy pucz, pozbawiony w gruncie rzeczy prawdziwej „historycznej” rangi: tak uważali mienszewicy, a po nich wielki kapłan marksizmu, Karl Kautsky. Trudno więc uwierzyć w to, co rewolucja rosyjska sama o sobie twierdzi. Jej przekonanie, że oto rozpoczyna się nowa era ludzkości, era robotników, brzmi mało prawdopodobnie, jeśli weźmie się pod uwagę historię Rosji i szczególne okoliczności rewolucji lutowej.

reklama
Pałac Zimowy (fot. Alex 'Florstein' Fedorov; CC BY-SA 4.0)

Siła, z jaką Październik oddziałał na polityczną wyobraźnię ludzi, miała swe źródło w innym stuleciu, w którym także doszła do głosu idea rewolucyjna: idea nowożytnej demokracji. Ów powrót rewolucyjnej idei − odnowienie jakobińskiego ducha − był od początku wieku rozważany przez bolszewików. Lenin i jego przyjaciele przed wojną 1914 roku stanowili jednak małą, ekstremistyczną grupę Międzynarodówki socjalistycznej. Jeśli nagle jesienią 1917 roku zabłysnęli na arenie politycznej, to nie dlatego, że odnieśli zwycięstwo. Stało się tak raczej dlatego, że owo zwycięstwo otacza atmosfera szczególnego uroku: jawi się ono jako symbol historycznego działania, w którym lewica europejska rozpoznaje swych poprzedników, a prawica swych wrogów. Czar ten trwa cały wiek XX; nie ma kraju − nawet egzotycznego czy odległego − w którym nie byłoby bojowników tej powszechnej rewolucji.

Co tak fascynuje w rewolucji? Bez wątpienia manifestacja woli ludzkiej i samostwarzanie się człowieka − czyli wcielenie ideału autonomii demokratycznej jednostki. Francuzi końca XVIII wieku zasłynęli jako bohaterowie wielkiej emancypacji, owego „powrotu do siebie” człowieka po wiekach niewoli, teraz zastępują ich bolszewicy. Osobliwy charakter tej nieprzewidzianej sukcesji nie polega po prostu na odbudowywaniu godności narodu, który dotąd był zawsze na marginesie europejskiej cywilizacji. Chodziło tu także o to, że Lenin doprowadził do rewolucji październikowej w imię idei Marksa w kraju, który był w Europie najmniej kapitalistyczny. Być może jednak owa sprzeczność między wiarą w potęgę ludzkiego działania a ideą historycznej konieczności dała Październikowi 1917 roku taką moc oddziaływania na umysły. Do kultu woli − jakobińskiego dziedzictwa przefiltrowanego przez populizm rosyjski − Lenin, powołując się na Kapitał, dodał autorytet wiedzy. Jest to dla arsenału ideologicznego rewolucji substytut religii, którego tak brakowało Francji w końcu XVIII wieku. Mieszając wbrew logice te dwa eliksiry nowożytności, rewolucja przygotowuje napój, który jest w stanie oszołomić całe pokolenia swych zwolenników.

reklama
Bolszewik (aut. Boris Kustodijew, domena publiczna).

Rewolucja rosyjska nie zyskałaby takiej rangi w wyobraźni ludzi, gdyby nie zachowała ciągłości ze swą francuską poprzedniczkąi gdyby owa czasowaodległość między nimi nie była spięta klamrą idei szczególnie podniosłej: idei dokonywania się historii poprzez wolę ludzi. Sprawiało to wrażenie, że rewolucja zawdzięcza część swej siły idei tabula rasa oraz doktrynie absolutnego początku zaistniałym już kiedyś w historii. Zanim więc zbadamy fenomen atrakcyjności rewolucji, przyjrzyjmy się owej analogii.

Żeby zrozumieć, w jakiej mierze leninizm wpisany jest w tradycję rewolucji francuskiej, trzeba wyjść od komentarzy bolszewików na jej temat. Przede wszystkim zwracali oni uwagę na te fazy rewolucji, które miały poprzedzać Październik, jednocześnie bezustannie krytykując uniwersalistyczne iluzje, nieodłączne od „burżuazyjnej” natury 1789 roku. Szczególnie upodobali sobie epizod „jakobiński” w szerokim sensie słowa, czyli dyktaturę ocalenia publicznego, zwłaszcza między rokiem 1793 a 1794. Był to moment rewolucji najbardziej woluntarystyczny i najmniej liberalny. Reprezentował on szczególną cechę rewolucji, niepowtarzalną aż do roku 1917: skupienie się na samej akcji rewolucyjnej, tak jakby była ona celem samym w sobie. W istocie, od połowy 1793 roku konwent nie chciał stosować świeżo przegłosowanej, nowej konstytucji. Rewolucja była sama dla siebie wystarczającym celem: sama tworzyła dziedzinę polityki. Zwolennicy konwentu traktowali zresztą tę władzę bez prawa prowizorycznie, tylko do ustanowienia pokoju. Bolszewicy uczynili z tymczasowych rządów rewolucyjnych doktrynę, władza pozbawiona reguł stała się regułą.

Tekst jest fragmentem książki François Furet „Przeszłość pewnego złudzenia. Esej o idei komunistycznej w XX wieku”:

François Furet
„Przeszłość pewnego złudzenia. Esej o idei komunistycznej w XX wieku”
cena:
69,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Tłumaczenie:
Opracowanie zbiorowe
Liczba stron:
660
Język oryginalny:
francuski

Za swych ideowych, choć niedoskonałych, przodków uważali francuskich mieszczan z 1793 roku, którzy postawili rewolucję − tymczasowo − na najwyższym piedestale. Posunęli się aż do podobieństwa chronologii: rok II unicestwił rok 1789, tak jak Październik unicestwił rewolucję lutową.

reklama
Masakry wrześniowe w Paryżu w 1792 roku (domena publiczna).

Ta sklecona na potrzeby chwili genealogia zakorzeniła się w kulturze europejskiej, gdzie szybko zyskała poklask. We Francji np. Liga Praw Człowieka organizuje między 28 listopada 1918 roku a 15 marca 1919 serię przesłuchań na temat sytuacji w Rosji. Liga cieszyła się prestiżem po sprawie Dreyfusa, była więc dobrze widziana przez lewicę. Skupiała burżuazyjnych intelektualistów, którzy z lewicy republikańskiej przeszli do partii socjalistycznej. Było tam dużo znanych nazwisk uniwersyteckich: Paul Langevin, Charles Gide, Lucien Lévy-Bruhl, Victor Basch, Célestin Bouglé, Alphonse Aulard, Charles Seignobos. Sprawą lewicy było bowiem wypowiadać opinię na temat młodej Rosji sowieckiej; prawica nie potrzebowała dodatkowych informacji, by nienawidzić Lenina. Czy mogła mieć jakąkolwiek sympatię dla tego defetyzmu ubranego w najgorszą tradycję narodową Francji, tradycję terroru? Lewica − przeciwnie − popiera ideę rewolucji jako nieodłączną od jej patrymonium. To prawda, że w XIX wieku republikanie wyklęli tradycję Pierwszej Republiki, by wreszcie móc ustanowić Trzecią. Lecz wielu z nich miało dla niej szacunek; nie tak dawno, bo w 1917 roku, Clemenceau twierdził przed reprezentacją narodu, że rewolucja francuska jest „fundamentem”. Rewolucja nie tylko odwołuje się zresztą do wspomnień, lecz także sięga w przyszłość. W narodzie, który przeżył już to niezapomniane doświadczenie historyczne, idea rewolucji jest trwale zakorzeniona: jest ona czymś w rodzaju trybunału apelacyjnego, który ma sądzić teraźniejszość. Przed bolszewikami wiele odłamów socjalizmu we Francji powoływało się na swych jakobińskich poprzedników: Buonarotti, Blanqui, Buchez, Louis Blanc, Jules Guesde − by przywołać tylko sławne nazwiska.

Powrót tych wspomnień był tym żywszy, że życie polityczne sprzed 1914 roku całkowicie je pominęło. Dla Jaurèsa rewolucja jest horyzontem historii, niezbędnym krokiem ku emancypacji klasy robotniczej, wstępem do społeczeństwa bezklasowego. Jest jednak tylko horyzontem. Nie sprzeciwia się ona ani jawnym porozumieniom różnych frakcji lewicowych, ani innym tajnym aliansom. Idea republikańska nie jest co prawda tym samym co idea socjalistyczna, obie jednak, jeśli idzie o strategię, mogą istnieć obok siebie. Zwycięstwo Lenina w Październiku dowodzi czego innego: podobieństwa celu obu rewolucji, nie zaś drogi − przy czym celem staje się właśnie rewolucja, a nie stan rzeczy, który ma z niej wyniknąć. Towarzyszy temu otwarte, gwałtowne i pełne nienawiści odrzucenie wszelkiego reformizmu. Odwołując się do republikańskich i socjalistycznych korzeni lewicy francuskiej, Lenin odcina się jednocześnie od jej przeszłości. Pełen entuzjazmu dla jakobińskiego woluntaryzmu, oskarża jego spadkobierców; owa krytyka była odtąd testem wierności dla leninowskich idei.

reklama

W ten sposób cofamy się do pamiętnego końca jesieni 1918 roku, kiedy to wielkie postacie intelektualnej lewicy francuskiej, korzystając z błogosławieństwa Ligi Praw Człowieka, pochylają się nad kołyską młodej rewolucji rosyjskiej. Mamy więc wieści z pierwszej ręki od tych, którzy żyli w Rosji w owym krytycznym okresie. Są to: niejaki Patouillet, ostatni dyrektor Instytutu Francuskiego w Piotrogrodzie; bliski kręgom rewolucyjnego socjalizmu Eugène Petit, który mieszkał w Rosji od września 1916 do kwietnia 1918 roku; dziennikarz Charles Dumas, socjalista, dawny szef gabinetu Jules’a Guesde’a, który spędził w Rosji cztery miesiące, od grudnia 1917 do marca 1918 roku; ekskonsul generalny Francji w Moskwie w latach 1917 i 1918, Grenard. Trzeba wspomnieć także o wielu obywatelach rosyjskich, takich jak Sukomlin i Słonim − eksdeputowanych Zgromadzenia Konstytucyjnego, które nigdy nie ujrzało światła dziennego − o Delewskim i Awksentiewie − członkach rosyjskiej Ligi Republikańskiej − i o generale Sawikowie, dawnym ministrze wojny u Kiereńskiego. Wszyscy ci świadkowie obszernie przedstawiali Lidze Praw Człowieka dramatyczną sytuację w Rosji.

reklama
Anty-bolszewicki plakat propagandowy Białych z przedstawieniem Lenina w czerwonej szacie, który składa ofiarę z Rosji pomnikowi Marksa (domena publiczna)

Nikt z nich jednak nie prezentował politycznych opinii prawicy. Z Francuzów wszyscy − może z wyjątkiem Grenarda − są socjalistami i demokratami. Przesłuchiwani Rosjanie uczestniczyli w rewolucji lutowej; wielu z nich to socjaliści rewolucyjni, którzy towarzyszyli bolszewikom także po Październiku, aż do rozwiązania Zgromadzenia Konstytucyjnego. Wszyscy oskarżają bolszewików − z Leninem i Trockim na czele − o koncepcje antydemokratyczne, o dyktaturę małej grupy aktywistów, o kłamstwa na temat „Rad” i władzy robotników, o rozpoczynający się terror. Obawiając się reakcyjnych wpływów „białych” generałów, takich jak Kołczak, proszą o pomoc aliantów, domagają się nowych wyborów, odwołują się do nowej wilsonowskiej idei „Społeczeństwa Narodów”. W tym chórze niespokojnych głosów tylko jeden głos brzmi inaczej: jest to głos Borisa Souvarine’a, który w tym procesie o dziedzictwo carów zwalcza kontrrewolucję, usprawiedliwiając jednocześnie walkę klas; broni „realnej” demokracji Rad przed burżuazyjną doktryną, uzasadnia konieczność terroru. „Rosyjska Rewolucja Proletariacka w roku 1918 znajduje się w sytuacji Rewolucji Burżuazyjnej z roku 1793. Z zewnątrz zagraża jej światowa koalicja, wewnątrz zaś kontrrewolucja (spiski, sabotaże, spekulacje, bunty) − i liczni Wandejczycy. Te same przyczyny spowodowały te same skutki. Za Terror Rewolucji odpowiedzialni są jej wrogowie”.

Zbezczeszczenie kościoła w czasie rewolucji francuskiej (aut. Joseph-François Schwebach, 1794, domena publiczna).

Tak więc Souvarine broni sowieckiego Października rok później nie tyle ze względu na to, czego bolszewicy dokonali, ile z powodu tego, co zamierzali zrobić; broni ich nie tyle za umiejętność wprowadzenia nowej demokracji Rad, ile z powodu konieczności zwalczania jej wewnętrznych i zewnętrznych wrogów. Podobnie jak w roku 1793 rewolucja w całości sprowadza się do idei rewolucyjnej. Zmienia − czy wręcz dewaluuje − sens tego, co miała osiągnąć; w pierwszym przypadku nadejście burżuazji, w drugim − proletariatu. Dwie treści wzajemnie sprzeczne, jednak złączone wspólnym gestem i porównywalną epopeją woli ludzkiej. Francuscy intelektualiści lewicy, usłyszawszy pierwsze „antysowieckie” opinie naocznych świadków, niechętnie słuchali historycznych porównań Souvarine’a, dla którego były one zupełnie oczywiste. Nie mogli jednak zaprzeczyć, że to, co dzieje się w Rosji, znają już z własnej narodowej historii i znają również tego historyczne usprawiedliwienia. Czyż za gwałty i zbrodnie terroru lat 1793−1794 we Francji i za antyparlamentarny zamach stanu z 31 maja−2 czerwca także nie były odpowiedzialne okoliczności epoki, wojna zewnętrzna, wewnętrzna kontrrewolucja, Wandejczycy? Ostatecznie dlaczego więc odmawiać bolszewikom prawa do podobnych usprawiedliwień?

Tekst jest fragmentem książki François Furet „Przeszłość pewnego złudzenia. Esej o idei komunistycznej w XX wieku”:

François Furet
„Przeszłość pewnego złudzenia. Esej o idei komunistycznej w XX wieku”
cena:
69,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Państwowy Instytut Wydawniczy
Tłumaczenie:
Opracowanie zbiorowe
Liczba stron:
660
Język oryginalny:
francuski
reklama
Komentarze
o autorze
François Furet
W młodości członek Francuskiej Partii Komunistycznej. Z czasem zyskał pozycję jednego z ważniejszych badaczy rewolucji francuskiej i autora błyskotliwie rozprawiającego się z mitem komunizmu. U schyłku życia został wybrany członkiem Francuskiej Akademii Nauk. Uznawany za jednego z najbardziej wpływowych intelektualistów europejskich swoich czasów.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone