Księża zakonni w niemieckim obozie koncentracyjnym Dachau (1939–1945)
Ten tekst jest fragmentem książki „Eksterminacja polskiego duchowieństwa w niemieckich obozach koncentracyjnych Dachau i Mauthausen–Gusen 1939–1945” pod red. Andrzeja Gąsiorowskiego i Anny Jagodzińskiej.
Po napaści na Polskę w dniu 1 września 1939 r. na ziemiach okupowanych przez Niemców realizowany był plan Adolfa Hitlera, mający na celu eksterminację polskiej inteligencji. Zakładał on, że tylko taki naród, którego warstwy kierownicze zostaną zniszczone, da się zepchnąć do roli niewolników. Tę samą politykę prowadził niedługo później Józef Stalin, zdając sobie sprawę, że pozbawienie narodu polskiego elity ułatwi jego pokonanie. Niemcy w ramach „Intelligenzaktion” przeprowadzali masowe aresztowania ziemian, nauczycieli, urzędników, a także duchowieństwa. Szczególne nasilenie takich akcji miało miejsce na terenach położonych wzdłuż rzeki Warty – nazwanych Warthegau, a także na Pomorzu, które to ziemie zostały wcielone do III Rzeszy.
Obiektem wyjątkowej nienawiści okupanta stali się polscy księża katoliccy. Utworzony w 1933 r. nieopodal Monachium w Bawarii KL Dachau okazał się być dla wielu z nich miejscem męczeństwa. W obozie tym przetrzymywani byli więźniowie z całej okupowanej Europy, należący do 37 narodowości, spośród których liczną grupę stanowili duchowni. Skoncentrowanie ich w jednym miejscu miało na celu izolację od świeckich, by nie mogli im posługiwać, czy w jakikolwiek sposób wspierać duchowo. Katolicy stanowili blisko 95 proc. wszystkich duchownych przetrzymywanych w obozie. Najwięcej było Polaków – blisko 1800, na drugim miejscu plasowali się Niemcy – ponad 400, a na trzecim Francuzi – ponad 150, ale byli też i pojedynczy księża, jak np. z Hiszpanii.
Początkowo wszyscy duchowni byli umieszczeni w jednym bloku. Następnie, wraz z przybywaniem nowych transportów, Polacy: kapłani, klerycy, ojcowie i bracia zakonni oraz pastorzy protestanccy zostali przeniesieni do bloków nr 28 i 30. Pozostali przebywali w bloku nr 26, gdzie została urządzona kaplica. Jednak Polakom, którzy nie chcieli we wrześniu 1941 r. podpisać volkslisty, zakazano do niej wstępu.
Losy duchowieństwa diecezjalnego podzielili również zakonnicy. Warto w tym miejscu zaznaczyć, że przed wrześniem 1939 r. w II Rzeczpospolitej pracowało ponad 7600 zakonników, w tym blisko 2300 kapłanów i ponad 3000 braci po ślubach wieczystych. Najliczniejszym zakonem byli jezuici i ich też najwięcej było więzionych w obozie w Dachau. Znalazło się tam 70 ojców i braci. Wyzwolenia obozu przez wojska amerykańskie w dniu 29 kwietnia 1945 r. doczekało 45 zakonników, a 23 poniosło śmierć. Inne zakony poniosły mniejsze liczebnie, jednak również bardzo dotkliwe straty, jak np. werbiści czy kapucyni. Zdarzało się też, że z danego zakonu, mimo uwięzienia w Dachau, nikt nie zginął – tak było w przypadku cystersów, gdyż obydwaj zakonnicy z klasztoru w Mogile – kapłan i kleryk – doczekali wyzwolenia obozu. Niemniej za każdą z tych liczb stoją tragedie i niewyobrażalne cierpienia ludzi zmuszanych do katorżniczej pracy, głodzonych, poniżanych, poddawanych eksperymentom pseudomedycznym. Odebrano im wszystko, co posiadali – nawet nazwiska, nadając numery i każąc się nimi posługiwać.
Wśród prześladowanych zakonników byli zarówno ojcowie, jak i bracia oraz klerycy. W niniejszym artykule przyjrzymy się losom księży zakonnych, którzy byli więzieni w Dachau, zaś szczególną uwagę – mimo że należy pamiętać, iż pochodzili oni z wielu europejskich krajów – poświęcimy najliczniejszej grupie narodowościowej, jaką stanowili Polacy. Szacuje się, że najwięcej zamordowanych w obozie kapłanów zakonnych należało do Towarzystwa Jezusowego – było ich 10, spośród salezjanów zginęło 7 księży, zaś misjonarzy 5. Łącznie w Dachau poniosło śmierć 60 polskich ojców należących do 22 zakonów i zgromadzeń zakonnych. Wyzwolenia obozu doczekało 116 duchownych. Najwięcej ocalało kapucynów – 13, salezjanów – 12 i 10 jezuitów. Wcześniej zwolnionych z Dachau zostało 7 księży, a 2 przetransportowano do innych obozów. Można z dużą dozą prawdopodobieństwa stwierdzić, że w czasie II wojny światowej w obozie koncentracyjnym w Dachau było przetrzymywanych łącznie 185 polskich kapłanów zakonnych należących do 25 zakonów i zgromadzeń.
W tym miejscu przybliżmy losy trzech zakonników, którzy ponieśli śmierć w KL Dachau: jezuity, kapucyna i karmelity, aby na ich przykładach ukazać realia życia obozowego.
Ksiądz Stanisław Bednarski urodził się 9 kwietnia 1896 r. w Nowym Sączu, a do Towarzystwa Jezusowego w Starej Wsi wstąpił 16 lipca 1910 r. W czasie wojny polsko-bolszewickiej w 1920 r. ukończył kurs wojskowo-sanitarny i pracował jako ochotnik sanitariusz w szpitalu w rodzinnym Nowym Sączu. Święcenia prezbiteratu otrzymał w Krakowie w 1922 r. Był redaktorem czasopism „Sodalis Marianus” i „Wiara i Życie”. Za pracę doktorską pt. „Upadek i odrodzenie szkół jezuickich w Polsce” otrzymał nagrodę Polskiej Akademii Umiejętności. Był kustoszem Archiwum Prowincji Małopolskiej Towarzystwa Jezusowego i dyrektorem Wydawnictwa Apostolstwa Modlitwy.
Po raz pierwszy Niemcy aresztowali go 14 października 1939 r., jednakże został zwolniony po 10 dniach. Ponownie zatrzymano go 8 lipca 1940 r. – wtedy został osadzony w więzieniu na Montelupich w Krakowie, a po miesiącu wywieziono go do obozu w Sachsenhausen. Tam wraz z innymi polskimi księżmi w dniu 8 grudnia 1940 r. oddał się pod opiekę św. Józefa i został wybrany w skład trzyosobowego komitetu, mającego za zadanie realizację ślubowania i szerzenie kultu tego świętego patrona. 13 grudnia tr. wraz z 526 innymi duchownymi wysłano go transportem do Dachau, gdzie trafił nazajutrz i otrzymał numer obozowy 22675.
W Dachau, zmuszany do katorżniczej pracy, wielokrotnie był skazywany na okrutne kary, jednak nie poddawał się i nie tracił ducha. Po ucieczce jednego z więźniów został wraz z innymi ukarany trwaniem w przysiadzie przez cały dzień i noc – modlił się wtedy gorliwie, pocieszał oraz podnosił na duchu współtowarzyszy niedoli. 1 lutego 1942 r. za nierówno pościeloną pryczę został ukarany tzw. karą słupka. Ksiądz Bednarski ponownie został na nią skazany w Wielki Piątek 3 kwietnia 1942 r. Tortura ta zadawała mu niewyobrażalny ból, a esesman, kopiąc go i drwiąc, żądał, by recytował teksty mszy św. aż do utraty przytomności. Organizm ks. Bednarskiego był bardzo wyniszczony torturami, głodem i ciężką pracą. Świadkowie zapamiętali, jak pewnego dnia powiedział: „Bóg zażądał ode mnie ofiary mojego życia i składam ją bez zastrzeżeń w tej intencji, w jakiej się ofiarowałem”. Był już bardzo słaby, gdy jego współbrat Adam Kozłowiecki, późniejszy kardynał, zanotował w swym pamiętniku pod datą 16 lipca: „Wczoraj w czasie przerwy obiadowej przyszedł do mnie o. Bednarski. Był ogromnie zmieniony, blady, z trudnością zdobywał się na mówienie. Powiedział mi, że czuje zbliżające się już ostatnie chwile i wobec tego prosi mnie o spowiedź”.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę „Eksterminacja polskiego duchowieństwa w niemieckich obozach koncentracyjnych Dachau i Mauthausen–Gusen 1939–1945” pod red. Andrzeja Gąsiorowskiego i Anny Jagodzińskiej bezpośrednio pod tym linkiem!
Ten tekst jest fragmentem książki „Eksterminacja polskiego duchowieństwa w niemieckich obozach koncentracyjnych Dachau i Mauthausen–Gusen 1939–1945” pod red. Andrzeja Gąsiorowskiego i Anny Jagodzińskiej.
Tego samego dnia wieczorem został przyjęty na tzw. rewir, gdzie przebywali ciężko chorzy. Trafienie tam było jednoznaczne z wyrokiem śmierci, gdyż został wydany rozkaz, by wszystkich niezdolnych do pracy dobijać zastrzykiem z benzyny. Tak też zginął Sługa Boży ks. Stanisław Bednarski. Jego ciało zostało spalone w obozowym krematorium, a jako datę zgonu zapisano dzień 16 lipca 1942 r. Akurat tego dnia we wspomnienie Matki Bożej z Góry Karmel przypadała 32. rocznica wstąpienia ks. Bednarskiego do zakonu jezuitów. Jego proces beatyfikacyjny, jako jednej spośród 122 osób z drugiej grupy polskich męczenników z czasów II wojny światowej, jest w toku.
Drugim spośród polskich księży zakonnych, którego osobę i świadectwo życia chcę przedstawić, jest kapucyn ojciec Józef Florian Stępniak. Urodził się 3 stycznia 1912 r. w Żdżarach nieopodal Nowego Miasta nad Pilicą. W dniu 14 sierpnia 1931 r. wstąpił do Braci Mniejszych Kapucynów i otrzymał zakonne imię Florian. Święcenia prezbiteratu przyjął 24 czerwca 1938 r., następnie pracował jako duszpasterz w klasztorze lubelskim i jednocześnie podjął studia biblijne na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Tam zastał go wybuch II wojny światowej.
25 stycznia 1940 r. Niemcy aresztowali o. Stępniaka oraz pozostałych kapucynów z klasztoru lubelskiego, w którym mieściło się wyższe seminarium zakonne, i uwięzili ich na Zamku Lubelskim. Po blisko pięciu miesiącach ciężkiego więzienia zostali oni przewiezieni do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Ojciec Józef Florian Stępniak przebywał tam do czasu przetransportowania go wraz z innymi 526 duchownymi do Dachau, gdzie dotarł 14 grudnia 1940 r. i otrzymał numer obozowy 22738. Początkowo przydzielono go do pracy przy odśnieżaniu obozu. Mimo wyniszczenia głodem i ciężką pracą zachowywał pogodę ducha – zapamiętano go jako człowieka mocnej wiary i dobroci. Latem 1942 r. ciężko zachorował i jako więzień przebywający w szpitalu obozowym został przeznaczony do tzw. transportu inwalidów. Pod tą nazwą krył się wprowadzany przez Niemców zbrodniczy plan eutanazji, czyli zabicia osób chorych, niezdolnych do pracy, a zatem nieprzydatnych dla III Rzeszy. Pod pozorem wyjazdu do sanatorium więźniowie byli transportowani do zamku Hartheim w Górnej Austrii i tam mordowani w komorach gazowych. Mimo że o. Stępniak po pewnym czasie poczuł się lepiej i mógł podjąć pracę, był już zapisany na listę do likwidacji. Zabrano go z obozu w Dachau „transportem inwalidów” z dnia 12 sierpnia 1942 r. i poniósł śmierć męczeńską w komorze gazowej. Został beatyfikowany w Warszawie 13 czerwca 1999 r. przez św. Jana Pawła II jako jeden spośród grupy 108 męczenników z czasu II wojny światowej.
Trzecim polskim zakonnikiem, o którym tu wspomnimy, jest o. Hilary Paweł Januszewski. Urodził się w 11 czerwca 1907 r. w Krajenkach niedaleko Tucholi. Mając 20 lat, 20 września 1927 r. wstąpił do Zakonu Braci Najświętszej Maryi Panny z Góry Karmel (zwanych karmelitami dawnej obserwancji lub trzewiczkowymi) i otrzymał imię Hilary. Nowicjat odbywał we Lwowie, następnie został wysłany na studia do Rzymu. Tam złożył profesję i w dniu 15 lipca 1934 r. przyjął święcenia prezbiteratu. Po powrocie do Polski pracował w Krakowie na Piasku, był prefektem kleryków i wykładowcą teologii dogmatycznej oraz historii Kościoła w seminarium zakonnym. Już po wybuchu II wojny światowej w grudniu 1939 r. został przeorem krakowskiego konwentu. Był człowiekiem od siebie wymagającym, a dla innych cierpliwym i zawsze gotowym do niesienia pomocy. Świadectwem tego jest chociażby udzielenie schronienia w klasztorze wysiedleńcom z poznańskiego.
W grudniu 1940 r., po aresztowaniu karmelitów przez Niemców, zgłosił się dobrowolnie na Gestapo, twierdząc, że jako przeor odpowiada za wszystkich współbraci. Został osadzony w więzieniu na Montelupich w Krakowie, a następnie przewieziono go do obozu koncentracyjnego w Sachsenhausen. Stamtąd został przetransportowany do Dachau, dokąd dotarł 19 września 1941 r. i otrzymał numer 27648. W obozie więźniowie cierpieli nie tylko z głodu, wycieńczającej pracy ponad siły, ale także z powodu chorób. Były one przyczyną śmierci wielu z nich. Bywało, że dziennie na tyfus umierało sto, a nawet trzysta osób. W tej sytuacji władze obozowe ogłosiły, że duchowni będą mogli dobrowolnie zgłaszać się do pielęgnowania chorych. Wszyscy wiedzieli, że była to pewna śmierć, mimo to znaleźli się ochotnicy. Zostali oni zamknięci wraz z chorymi na tyfus i biegunkę w izolowanych blokach. Wśród tych, którzy z miłości do bliźniego podjęli tak heroiczną decyzję, był o. Hilary Paweł Januszewski. Do jednego z księży współwięźniów powiedział wtedy: „Decyzję podejmuję w pełni świadomości ofiary z własnego życia”. Wspominano go jako świątobliwego zakonnika, który służył innym radą i pomocą, zachowując przy tym spokój i równowagę duchową. Chciał nie tylko pielęgnować chore ciała więźniów, lecz przede wszystkim nieść im pociechę duchową i posługę sakramentalną. Nie trwało to jednak długo, gdyż sam zaraził się tyfusem i po wielu cierpieniach zmarł w dniu 26 marca 1945 r. – na miesiąc przed wyzwoleniem obozu w Dachau przez wojska amerykańskie. Został beatyfikowany w Warszawie w dniu 13 czerwca 1999 r. przez św. Jana Pawła II.
Paradoksalnie, piekło na ziemi, jakie zgotowali Niemcy w obozie koncentracyjnym swoim ofiarom, wydało wiele owoców świętości. W warunkach zdeptania godności ludzkiej, pogardy dla życia, pychy i buty oprawców kapłani polscy pozostali wierni Bogu i Ojczyźnie. Żaden z nich nie podpisał volkslisty, mającej dać przepustkę do przywilejów w obozie. Księża, bracia zakonni i klerycy niejednokrotnie dawali przykłady heroicznych postaw. Niektórzy z nich zostali już wyniesieni na ołtarze, procesy beatyfikacyjne innych są w toku.
Na koniec warto podkreślić, że ci, którzy przetrwali gehennę obozu, dawali świadectwo temu, co tam miało miejsce. Traumatyczne doświadczenie pozostawiło w nich swój ślad do końca życia. Wielu z nich po wojnie tym gorliwiej zaangażowało się w pracę duszpasterską i niesienie pomocy bliźnim. Posługiwali oni w kraju w niełatwych czasach komunizmu i na misjach. Przywołajmy tu chociażby wspomnianego już jezuitę ks. Adama Kozłowieckiego, który pracował w Afryce, został arcybiskupem metropolitą Lusaki w Zambii i kardynałem. Podobnie gorliwą pracą na misjach wsławił się werbista o. Marian Żelazek, który jako kleryk był więźniem Dachau, a po wojnie po przyjęciu święceń prezbiteratu posługiwał ubogim i trędowatym w Indiach.
Naszym obowiązkiem jest pamięć o ofierze krwi, jaką złożyli polscy duchowni, w tym zakonnicy, w niemieckim obozie koncentracyjnym w Dachau i w tylu innych miejscach kaźni, mordowani z rąk niemieckich i sowieckich oprawców. Najbardziej przemawiającym dla nas jest ich świadectwo, że tam, gdzie po ludzku nie ma już nadziei i gdzie panoszy się pogarda dla życia, ostatecznie zwyciężą dobro i miłość, które są mocniejsze od zła i nienawiści.