Krzyżacy byli „korporacją” odporną na kryzysy dynastyczne
Magdalena Mikrut-Majeranek: W swoich książkach porusza pani wątki historyczne od lat. A kiedy rozbudziło się w pani to zainteresowanie historią?
Elżbieta Cherezińska: Historia towarzyszyła mi odkąd pamiętam. Była jedną z wielu dziedzin, którymi się interesowałam w dzieciństwie, chociaż przez wiele lat pasjonowały mnie głównie zagadnienia związane z życiem codziennym w różnych epokach. Dopiero później dołączyła do tego ciekawość procesów politycznych i jakoś to wszystko się połączyło.
M.M.: „Odrodzone Królestwo” to finałowa część pięciotomowego cyklu pod tym samym tytułem. Akcja w przeważającej mierze dotyczy dziejów wielkiej wojny z Zakonem. Która z opisywanych tu postaci historycznych wzbudza w pani największa sympatię, a która jest takim typowym bohaterem negatywnym?
E.Ch.: Wincenty z Szamotuł, skrzywdzony przez kronikarzy posądzeniem o zdradę w wielkiej wojnie, rehabilitowany przez historyków w ostatnich czasach, jest postacią bardzo złożoną i intrygującą. Poświęcam mu w powieści sporo miejsca właśnie z powodu czarnej legendy, która na nim ciążyła wiele lat po śmierci. Również bardzo lubię zakonnego mistrza dyplomacji, Zygharda von Schwarzburg. Jego osobę kilkukrotnie wymieniają kroniki, jako głównego negocjatora w kontaktach Krzyżaków z Łokietkiem. I arcybiskup Janisław, który w powieści jest kontynuatorem misji zjednoczeniowej swego wielkiego poprzednika, arcybiskupa Jakuba Świnki. To taka moja trójca ulubieńców.
A ze wskazaniem bohatera negatywnego mam spory problem, bo nie postrzegam świata w kategoriach czarno–białych. W dodatku, bohaterowie negatywni są zwykle świetnym tworzywem literackim. Oczywiście, w „Odrodzonym Królestwie” jest taka postać, która będzie zapewne od początku do końca postrzegana negatywnie – przyszły wielki mistrz zakonny Luther z Brunszwiku, ale muszę przyznać, iż mroczną część jego historii stworzyłam sama i, rzecz jasna, świetnie pisało się tę postać. Pani pytanie wymaga od mnie pewnego wyjaśnienia – kim jest bohater? Ile bohater powieściowy ma z historycznego pierwowzoru? I wreszcie, czym naprawdę jest ten „pierwowzór”. Wszyscy wiemy, że kroniki średniowieczne były pisane według schematu, który był taki sam dla skurczybyka i dla człowieka dobrego, bo kronikarz pisał dla tego, kto płacił i wpisywał zleceniodawcę w ramy konwencji. Dlatego królowie są odważni, mądrzy, prawi i miłościwi, nawet jeśli to dranie. Na przykład główny bohater cyklu, Władysław Łokietek, nie miał swojego kronikarza, więc jego postać musimy czytać wyłącznie przez pryzmat czynów i odprysków z innych kronik.
M.M.: W książce bardzo obrazowo przybliża pani niuanse życia zakonnego. W jednym z wywiadów powiedziała pani, że gdyby Zakon przetrwał do dziś, Krzyżacy opanowaliby giełdę i umiejętnie pomnażali swój majątek. Byli tak świetnie zorganizowani?
E.Ch.: Byli korporacją odporną na kryzysy dynastyczne. Mogli sobie pozwolić na długoterminowe planowanie rozwoju swego państwa, co zresztą opisuję we wcześniejszych tomach cyklu – przejęcie Pomorza zaplanowali perfekcyjnie i realizowali krok po kroku. Struktura i reguła Zakonu pozwalała im na sensowne gospodarowanie zasobami ludzkimi. Potrafili prowadzić zręczną dyplomację na arenie międzynarodowej. I jednocześnie byli nieodporni na zagrożenia, jakie czają się w tej – z pozoru – świetnej strukturze. Jeśli reguła zakonna nakazuje chowanie osobistych ambicji i podporządkowanie się woli zgromadzenia, jasnym jest, że coś prędzej czy później musi pęknąć. I to właśnie, ten ludzki pierwiastek w perfekcyjnej strukturze, także mnie fascynuje.
M.M.: Zatapiając się w lekturze pani powieści nawet największy malkontent przekona się, że historia z pewnością nie jest nuda, a epoka średniowiecza była pełna kontrastów i intryg. Powieści historyczne to doskonały sposób na popularyzację historii - tym bardziej, że informacje pojawiające się w książce były wnikliwie konsultowane przez specjalistów z różnych dziedzin. Skąd czerpała pani inspirację do spisywania losów kolejnych Piastów?
E.Ch.: Inspiracją dla całego cyklu był dramatyczny bieg polskiej historii na przełomie XIII i XIV wieku od tragicznej postaci Przemysła II, księcia poznańskiego, który wygrał piastowski wyścig o koronę, odzyskał ją dla królestwa po ponad dwustu latach i krótko po tym został zamordowany. To mogło być przyczynkiem do upadku z takim trudem poskładanego królestwa, a jednak tak się nie stało, bo gdzieś w cieniu czaił się już Władysław Łokietek, książę wybrany i wyklęty, popełniający błąd za błędem, a mimo to obdarzony nieprawdopodobnym wprost uporem i zapewne jakimś rodzajem charyzmy. Książę, który zostanie usunięty ze sceny politycznej i na nią powróci, by po ponad dwudziestu latach koronować się na Wawelu.
M.M.: Swoimi powieściami odczarowuje pani średniowiecze. Epoka ta nadal postrzegana jest bardzo stereotypowo, negatywnie...
E.Ch.: Głównie przez tych, którzy jej nie znają. Ale nie walczę z tym stereotypem, bo to walka z wiatrakami. To była epoka trwająca niemal trzysta lat, szalenie różnorodna i przez cały ten czas żywa. Chrześcijaństwo fermentowało w wiele nurtów heretyckich, pokazując, jak żywe i poszukujące były umysły ludzi tamtej epoki. Rzadko pamięta się o tym, że to wówczas powstawały europejskie uniwersytety, rozkwitła kultura rycerska i dworska wraz z całym swoim barwnym i przerysowanym światem. Oczywiście, z punktu widzenia dzisiejszej wiedzy, średniowiecze jawi nam się jako czas skrępowania nauki i zabobonu, który był tego efektem, ale gdy przyszłość ocenia przeszłość zawsze pojawia się takie odczucie. Nas też ocenią wnuki i będą pewnie zniesmaczone naszym niskim poziomem wiedzy o… No właśnie, o czym? Tego jeszcze nie wiemy.
M.M.: Wiele miejsca poświęciła pani kwestii dziedziczenia tronu przez kobiety. Mówiąc o „urokach” wieków średnich, czasami o tym zapominamy, ale przecież wiele dynastii w średniowieczu dopuszczało przedstawicielki płci pięknej do władzy. Jak to wyglądało w praktyce?
E.Ch.: W praktyce łatwiej zmienić prawo, niż mentalność. A ta była taka: kobiety nie dziedziczą tronu. Dziedziczenie związane jest z linią męską. Tyle tylko, iż to prędzej czy później zawodzi i prowadzi do kryzysów dynastycznych. W czasie trwania akcji „Odrodzonego Królestwa” wymierają wielkie dynastie założycielskie Europy Środkowej – czescy Przemyślidzi, węgierscy Arpadowie i – już za chwilę, po Kazimierzu – Piastowie. To jest przełom dla naszego regionu.
Na Węgrzech i w Czechach dochodzi do wojen między pretendentami do korony w wyniku których pojawiają się dwie nowe, pochodzące z Europy Zachodniej, dynastie – Luksemburgów i Andegawenów. Do uznania nowych władców dochodzi poprzez małżeństwa z córkami rodzimych dynastii – w Polsce będzie to córka Przemysła II, Rikissa, która później tę samą rolę będzie musiała odegrać w Czechach, jako wdowa po Vaclavie i żona Habsburga. Po niej pałeczkę przejmie Eliska Przemysłówna wychodząc za Luksemburczyka. Powstaje naturalne pytanie: co byłoby, gdyby córki także mogły dziedziczyć tron? Pierwsi odpowiedzieli na nie Andegawenowie, gdy Ludwik Węgierski został z dwiema córkami i dwoma tronami do obsadzenia – węgierskim i polskim. Po prostu nie mieli innego wyjścia i to zrobili (dzięki czemu, polska szlachta otrzymała przywilej koszycki!).
Trzeba przyznać, iż Polska wyszła na tym lepiej niż Węgry, bo Jadwiga Andegaweńska była dobrym królem a jej wspólne rządy z mężem, Władysławem Jagiełłą, pokazują iż naprawdę była przygotowana do królewskich zadań. Wszystko to jest tym bardziej ciekawe, że Polacy (realizując umowy Kazimierza Wielkiego) dopuścili do dziedziczenia wnuczki jego siostry a zupełnie pominęli jego córki. No i wracając do mentalności – z tym było u nas krucho. Polacy nie wyobrażali sobie niewieścich rządów. Elżbietę, siostrę Kazimierza, gdy przyjechała na Wawel jako regentka, traktowali niechętnie i nieufnie. Wszystkie grzechy polityczne popełnione u schyłku dynastii Piastów, zemszczą się gdy nadejdzie kres Jagiellonów. Historia się powtórzy: bezdzietny Zygmunt August, Anna Jagiellonka wybrana królem, brak wsparcia dla idei kobiety na tronie, Henryk Walezy, Stefan Batory (ten ostatni to akurat dobrze) i ona, ostatnia Jagiellonka, która musiała kroczyć za mężem. Jeśli „historia nauczycielką życia” to nasi przodkowie kiepsko odrabiali lekcje.
M.M.: Ciekawą postacią, która pojawia się w książce jest Rikissa, córka Przemysła II, znana bardziej jako Ryksa Elżbieta. Była żoną Wacława II Przemyślidy i Rudolfa Habsburga. Została królową Czech i Polski. Co ciekawe, po śmierci pochowano ją koło kochanka, a nie obok jej królewskich mężów. Jej niełatwe dzieje możemy śledzić w powieści. Jaką rolę odegrała w powieści i jak potoczyły się jej losy?
E.Ch.: Mówiłam wcześniej o stereotypach w kronikarskich portretach władców, a tu mamy przykład kobiety, której działania łamały wszelkie ówczesne normy. Po tym, jak po raz drugi owdowiała i niejako oddała losy Czech w ręce swej pasierbicy, Eliski i jej męża Jana Luksemburskiego, wydawało się, że zamierza wycofać się z głównego nurtu polityki. Miała dziewiętnaście lat, córkę (ostatnią Przemyślidkę!), i olbrzymi kapitał. Teoretycznie mogła ruszyć w podróży po dworach Europy i bawić się po kres dni. Do Polski nie miała po co wracać, tam trwały rozgrywki tronowe, w których nikt nie brał jej pod uwagę, bo była kobietą. Została w Czechach i zainwestowała - pieniądze w liczne fundacje, a uczucia w marszałka Czech, Henryka z Lipy. Pobrać się nie mogli, on był żonaty (a jego żona prawdopodobnie w klasztorze). Sytuację komplikowało to, iż jako przywódca czeskich możnych był w nieustannym konflikcie z młodym królem Janem Luksemburskim. W naturalny sposób utworzyły się w Czechach dwa rządzące obozy i dwie przewodzące im pary – Rikissa i Lipski oraz Eliska i król Jan.
W czeskiej historii nazywa się to „wojną dwóch królowych”, a wygrywa ją Rikissa. Kronikarze powinni zbesztać ją za styl życia, związek z żonatym mężczyzną, etc. Nic z tych rzeczy! Ledwie przebąkują. Ona rozwija się dalej – zakłada pracownię iluminacji manuskryptów, buduje kościół i klasztor. I potrafi zjednać sobie niedawnego wroga, króla Jana. Kronikarze bardzo ostrożnie sugerują, iż młody król i królowa wdowa mają zbyt ścisłe relacje. Podkreślam: tylko sugerują. Nikt jej nie potępia. Po kobiecie prowadzącej tak światowe życie, otaczającej się mężczyznami, kochającej i kochanej, można się spodziewać różnych finałów. Rikissa zaskakuje: gdy umiera jej ukochany, Henryk z Lipy, chowa go w wybudowanym przez siebie kościele. To powinien być skandal, ale jest jedynie odnotowane, wraz z bólem, jaki okazała publicznie. A potem przywdziewa zakonny habit i podróżuje, by zdobyć dla swego zgromadzenia relikwie. To połączenie duchowości, wykształcenia, umiłowania piękna i miłości odnajdujemy u kilkunastu wybitnych kobiet średniowiecza z Europy Zachodniej. Rikissa, córka króla Przemysła II i szwedzkiej królewny, była jedną z nich. Jak okno na daleki świat. Żałuję, że w Polsce wspomina się ją rzadko, a jest pierwszą Piastówną, której datę urodzenia zapisano dokładnie: 1 września 1288 roku.
M.M.: Coś się kończy, coś się zaczyna. Przez 8 lat tworzyła pani świat średniowiecznych bohaterów. Teraz, gdy ta opowieść dobiegła końca, pewnie pojawiły się już pomysły na kolejne powieści. Czy może pani uchylić rąbka tajemnicy?
**E.Ch.: ** Mogę, ale to nie będzie żadną zapowiedzią, a jedynie listą życzeń. Jest zbyt wcześnie, by składać wiarygodne deklaracje. Od lat powtarzam, że interesuje mnie córka Łokietka, Elżbieta. Fantastyczna postać i też dobry przyczynek, by opowiadać o trudnej drodze kobiet do sprawowania władzy. Interesują mnie Jagiellonowie, zarówno pierwsi jak i ostatni, a gdy o tych mowa, wielka kobieta ich czasów, Bona Sforza. Na początek muszę odpocząć od Piastów. A potem może zmienię plany i szybko do nich wrócę? Zostawiam sobie wolność i prawo wyboru.
Dziękuję serdecznie za rozmowę!