Krzysztof Szwagrzyk: Cmentarz Osobowicki we Wrocławiu to jedyna nekropolia w Polsce, na której zachowały się kwatery więzienne
Magdalena Mikrut-Majeranek: Co wyróżnia Cmentarz Osobowicki we Wrocławiu na tle innych nekropolii?
Krzysztof Szwagrzyk: Na Cmentarzu Osobowickim we Wrocławiu zachowały się cudem ocalone dwie kwatery ofiar systemu komunistycznego. To jedyna nekropolia w Polsce, na której zachowały się dwie kwatery więzienne. To dwa pola, na których w latach 40. i 50. ubiegłego wieku chowano straconych i zmarłych w Więzieniu nr 1 przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu, ale także Wojskowej Prokuratury Rejonowej i UB we Wrocławiu oraz w Więzieniu nr 2 przy ul. Sądowej. Nazwiska tych ludzi zostały zanotowane w księgach cmentarnych, które zachowały się do dziś. Tym samym wyróżnia go rzadko spotykany sposób dokumentowania przypadków śmierci więźniów. Niewiele bowiem jest takich przypadków, żeby w księgach zapisywano dane więźniów. To są dwie najważniejsze cechy wyróżniające tę nekropolię.
M.M.-M.: Wiele ofiar totalitaryzmów miało zniknąć, a słuch o nich miał zaginąć na zawsze, jednakże dzięki pracy Biura Poszukiwań i Identyfikacji IPN udało się odnaleźć ciała i zidentyfikować ofiary. Kiedy zaczęły się badania?
K.Sz.: Pierwsze prace ekshumacyjne i poszukiwawcze zostały przeprowadzone przez wrocławski oddział Instytut Pamięci Narodowej we wrześniu 2003 roku. Wówczas na życzenie rodziny ustaliliśmy i wskazaliśmy prawdopodobne miejsce pochówku Włodzimierza Pawłowskiego, pseudonim „Kresowiak”. Był założycielem i dowódcą największej antykomunistycznej organizacji „Kresowiak”, przemianowanej później na „Rzeczpospolitą Polskę Walczącą”, która istniała na Dolnym Śląsku w latach 40. i 50. W wyniku egzekucji, do której doszło 24 kwietnia 1953 roku w więzieniu nr 1 przy ul. Kleczkowskiej we Wrocławiu, kapitan został stracony. Podczas prowadzonych przez nas badań w 2003 roku na polu 81 A Cmentarza Osobowickiego potwierdziliśmy miejsce jego spoczynku. Późniejsze badania genetyczne dały nam absolutną pewność, że są to szczątki kapitana.
W kolejnych latach doprowadziliśmy do odnalezienia szczątków kolejnych ofiar, a ich tożsamość potwierdziły badania genetyczne. Tak stało się w 2008 roku m.in. w przypadku Antoniego Tomiałojcia, żołnierza wileńskiej Armii Krajowej, ludowego Wojska Polskiego, oddziału Zrzeszenia Wolność i Niezawisłość Hieronima Dekutowskiego „Zapory” czy Stefana Półrula, marynarza marynarki wojennej skazanego na karę śmierci i straconego we Wrocławiu.
Przeprowadziliśmy badania i studia archiwalne, a w typowanych przez nas miejscach odnalezione zostały ofiary systemu komunistycznego. Wyniki te dały nam podstawę do tego, aby w 2011 roku podjąć prace na największym obszarze pochowków z okresu komunizmu. Zakładaliśmy, że w ich efekcie będziemy mogli precyzyjnie odpowiedzieć na kilka pytań. Przede wszystkim chcieliśmy określić ile grobów z lat 40. i 50. znajduje się w dwóch kwaterach oraz to na ile zapisy umieszczone w księgach cmentarnych są prawdziwe i ile błędów zawierają. Po badaniach archeologicznych nastąpiły badania genetyczne. Chcieliśmy stworzyć rzeczywisty obraz pochówków z tamtych lat.. Istotne było dla nas to, żeby przypisać każdą ofiarę do konkretnego miejsca w kwaterach 81A i 120.
Wspomniane działania zakończyliśmy w maju 2012 roku. Dzięki nim udało się nam odnaleźć szczątki 299 osób pochowanych na zlecenie więzień i jednostek aparatu komunistycznego. W ogromnej większości określiliśmy miejsca pochówków poprzez badania sądowo-medyczne, a czasem genetyczne. Wyniki, jakie otrzymaliśmy pozwoliły stwierdzić, że w wielu przypadkach zapisy umieszczane w księgach cmentarnych nie odzwierciedlały rzeczywistego stanu i lokalizacji mogił. Zdarzało się tak, że grabarze chowali w tym samym czasie dwóch, trzech, a nawet czterech więźniów. Grzebano ich wprawdzie koło siebie, ale w księdze cmentarnej błędnie oznaczano kto, gdzie został pochowany. Mylono nie tylko sąsiadujące ze sobą groby. Pomyłki zdarzały się także w poszczególnych rzędach. Od 2012 roku nie ma już o tym mowy.
M.M.-M.: Przez wiele lat groby znajdowały się w fatalnym stanie. Były porośnięte trawą, krzakami, a w latach 80. pojawił się pomysł ich likwidacji…
K.Sz.: Sytuacja, która wydarzyła się w latach 80. we Wrocławiu jest wyjątkowa. Istotnie, przez wiele lat kwatery 81A i 120 na Cmentarzu Osobowickim były bardzo zaniedbane, zniszczone. Istniało wprawdzie ponad 20 pochówków czy grobów oznaczonych przez rodziny, które jakimś cudem dowiadywały się, gdzie pochowano ich bliskich, ale to wszystko. Wiele osób postawiło krzyże w miejscach raczej symbolicznych niż rzeczywistych.
W połowie lat 80., w środowiskach kombatanckich związanych z resortem spraw wewnętrznych, pojawił się pomysł, aby zrobić miejsce na groby osób związanych z władzą ludową. W 1987 roku władze Wrocławia postanowiły przeprowadzić niwelację terenu kwater i przeznaczyć je na pochówki dla zasłużonych kombatantów ZBOWiD. Są na to dowody, dokumenty. To było niezwykle realne. Wydawało się, że ten plan w krótkim czasie zostanie zrealizowany. Wówczas we Wrocławiu nastąpił sytuacja absolutnie wyjątkowa. Grupa osób związanych z „Solidarnością”, Chrześcijańskim Uniwersytetem Robotniczym we Wrocławiu, działającym przy parafii Św. Klemensa Dworzaka we Wrocławiu zwróciła się do władz centralnych z prośbą o możliwość dobrowolnego uporządkowania zaniedbanych kwater 81A i 120 przed świętem zmarłych.
Władze wyraziły na to zgodę. Szybko okazało się, że teren ten został nie tylko posprzątany i uporządkowany, ale usypano także około 300 grobów ziemnych i postawiono na nich białe krzyże z tabliczkami z napisem „Tu leży żołnierz polski i prosi o modlitwę”.
Sprawa stała się niezwykle głośna, nawet za granicami kraju. Mówiono on niej powszechnie. Z dokumentów Służby Bezpieczeństwa, które dziś znajdują się w Instytucie Pamięci Narodowej, wynika że SB robiła wszystko, żeby doprowadzić do inwigilacji osób, które porządkowały kwatery. Chodziło o rozpracowanie środowiska. Sprawdzano nawet księży, którzy uczestniczyli w odbywających się tam modlitwach. Starano się spacyfikować tę akcję. W dokumentach zaznaczono, że to zagraża porządkowi publicznemu, a działania prowadzone na terenie Cmentarza Osobowickiego są inspirowane przez wrogie ośrodki. Na szczęście nie było osób, które podjęłyby ostateczną decyzję w tej sprawie. Wdrożono inwigilację, a służby prowadziły korespondencję między wojewodą wrocławskim, Służbą Bezpieczeństwa we Wrocławiu a Ministerstwem Spraw Wewnętrznych w Warszawie. Te wahania władzy trwały tak długo, że system komunistyczny zdążył upaść, a kiedy to się stało, już nikt nie wracał do sprawy cmentarza. Na szczęście nie doszło do likwidacji kwater.
W nowej rzeczywistości - już w latach 90. - na terenie kwatery 81A i 120 zbudowano pomnik poświęcony „Ofiarom terroru komunistycznego 1945-1956”, który odsłonięto 25 maja 1996 roku. Następnie na kwaterach 81A i 120 ustawiono ponad sto kamiennych krzyży, przypominających kształtem krzyże pokutne. Rozlokowano je nierównomiernie na całym obszarze kwater, niwelując wcześniej usypane tutaj na przełomie lat 80. i 90. ziemne groby.
M.M.-M.: Można powiedzieć, że służby dokładały starań do tego, żeby zatrzeć pamięć o tych zbrodniach i zamordowanych. Rodzin nie informowano o śmierci bliskich, a miejsca pochówków utrzymywano w tajemnicy. Proces identyfikacji doczesnych szczątków i ekshumacja stanowią domknięcie tego bolesnego rozdziału w życiu rodzin zamordowanych.
K.Sz.: Tak. Trzeba też podkreślić, że księgi cmentarne wbrew temu, co może się wydawać, w okresie komunizmu były niedostępne. Aż do lat 90. nikt nie miał do nich wglądu. Zatem rodziny zamordowanych więźniów także nie mogły z nich korzystać. Osobom, które nie posiadają wiedzy o tamtych realiach, może się wydawać, że to nieprawdopodobne, że nikt nie informował rodzin o tym, gdzie zostali pochowani ich najbliżsi, ale tak było. Mało tego. Nie udostępniano dokumentów, które pozwalałby na określenie takiej lokalizacji. Szczęśliwie to już jest czas miniony. Dziś, chociażby książkę o kwaterach więziennych Cmentarza Osobowickiego, opowiedzieć czym są omawiane kwatery, jaka była ich historia, kto jest tam pochowany, jakie mają znaczenie nie tylko dla dziejów Wrocławie, ale i Dolnego Śląska oraz jak były traktowane w okresie komunizmu przez władze komunistyczne, aparat partyjny i Służbę Bezpieczeństwa. Przez dziesięciolecia trwania systemu komunistycznego ludzie byli pozbawieni podstawowej wiedzy o tym, gdzie pogrzebano ciała członków ich rodzin.
M.M.-M.: Wyciąga Pan na światło dzienne z mroków niepamięci wiele postaci, przywracając im niejako tożsamość. Przykładem może być życiorys Mieczysława Bujaka, przy którego szczątkach znaleziono butelkę z kartkami. Na jednej z nich napisano: „Zamordowany 31 sierpnia 1951 za to, że był Polakiem”.
K.Sz.: To jedna z tych wyjątkowych, poruszających historii, które przeżyliśmy na Cmentarzu Osobowickim prowadząc badania. To nie jest nigdy tak, że mówimy o zbiorowych mogiłach, wspólnej historii, bohaterze zbiorowym. To jest zawsze historia pojedynczego człowieka, dramatu ludzkiego. Każdy zamordowany, który został pochowany na tamtejszej nekropolii to osobna opowieść, a wszystkie składają się na nieprawdopodobną historię tego miejsca.
Porucznik Mieczysław Bujak był żołnierzem Armii Krajowej, powstańcem warszawskim, a po wojnie działał w podziemiu antykomunistycznym. Później został żołnierzem Ludowego Wojska Polskiego. Cieszył się autorytetem wśród podchorążych, którymi dowodził. Od przełomu lat 1949/1950 był inwigilowany przez Główny Zarząd Informacji. Służby oskarżyły go o to, że planował stworzyć podziemną grupę rekrutującą się z podchorążych, która w okresie zbliżającej się wojny miała przejść na stronę wojsko anglo-amerykańskich. Spreparowano dowody i aresztowano go. Absurdalność tego zarzutu była ewidentna. Tyle tylko, że w tamtych realiach oskarżenie zostało potraktowane ze śmiertelną powagą przez aparat prokuratorski i sądowniczy. W finale, 25 kwietnia 1951 roku skazano go na karę śmierci, którą wykonano 30 sierpnia. Na nic zdały się wysiłki rodziny, która chciała doprowadzić do zmiany tego wyroku.
Na wieść o tym, że został wykonany jego matka i siostra przyjechały z Warszawy do Wrocławia. Przekupując pracownika cmentarza, kobiety doprowadziły do tego, że grabarz wskazał im ostatni wykonywany pochówek. Wieczorem w pełnej tajemnicy doszło do otwarcia grobu. Kiedy kobiety zobaczyły złożone tam ciało, matka od razu rozpoznała, że to Mieczysław Bujak. Poznała nawet reparacje, które własnoręcznie wykonywała na jego mundurze. Aby zachować pamięć o tym miejscu i zbrodni, do której doszło, do butelki włożyły dwie karteczki z informacją kim jest leżący tutaj człowiek. Jedna z tych karteczek kończyła się zdaniem: „Zamordowany za to, że był Polakiem”. Kiedy w 2006 roku doprowadziliśmy do ekshumacji, to w grobie na głębokości około pół metra odnaleźliśmy tę butelkę. Była zalakowana, a w środku znajdowały się dwie kartki. Rok później, zgodnie z życzeniem rodziny porucznika Bujaka, jego szczątki zostały przewiezione do Warszawy i pochowane na Powązkach wojskowych. Ta wstrząsająca historia jest zaledwie jedną z bardzo wielu związanych z kwaterami osobowickimi.
M.M.-M.: Innym z zamordowanych i pochowanych tam osób był Henryk Urbanowicz. Jak wskazuje Pan w książce, jego egzekucja miała wyjątkowo dramatyczny przebieg. Na podstawie badań udało się zrekonstruować przebieg zdarzeń. Jak został potraktowany?
K. Sz.: Mówimy na niego Heniu. To jedna z postaci z najbardziej dramatycznym życiorysem. Henryk Urbanowicz ps. „Zabawa” był żołnierzem Brygady Wileńskiej Armii Krajowej, żołnierzem oddziału Łupaszki działającego na Pomorzu w 1946 roku. Kiedy po zakończeniu wojny przyjechał do Wrocławia, sądził, że będzie mógł zacząć zwyczajne życie w cywilu. Zapisał się na Uniwersytet Wrocławski i został studentem Wydziału Historii. To dla mnie szczególna historia, bo przecież chodziliśmy tymi samymi szlakami we Wrocławiu, studiowaliśmy ten sam kierunek. Dla niego jednak wolność zakończyła się w lipcu 1948 roku, kiedy aresztował go WUBP Wrocław. Za swoją działalność w podziemu Urbanowicz otrzymał wyrok śmierci. Został stracony w więzieniu przy ul. Kleczkowskiej w maju 1949 roku. Kiedy odnaleźliśmy jego szczątki, okazało się, że zastosowano wobec niego jakąś szczególną metodę uśmiercania. W jego szczątkach znajdowało się wiele śladów po kulach. Innych zabijano najczęściej jednym strzałem w głowę. Wierzę, że będziemy mogli genetycznie potwierdzić jego tożsamość, jednak będzie to już jedynie formalność.
M.M.-M.: Czy to już finał prac czy w planach mają Państwo jeszcze kolejne badania?
K.Sz.: Kwatery 81A i 120 są wyjątkowe, ponieważ jako jedne z nielicznych nie zostały zniszczone. Trzeba jednak powiedzieć jeszcze o co najmniej dwóch innych. Chodzi o dawne pole nr 77 i dawne pole nr 102. Dziś jest to kwatera 91 i 77,78, 82 i 83. W latach 1945-1948 chowano tam zmarłych. Nadal prowadzimy na tym terenie prace poszukiwawcze. Największy problem polega na tym, że w przypadku wspomnianych kwater mamy już do czynienia ze współczesnymi grobami. Od lat 60. i na początku lat 70. obie kwatery zostały bowiem przeznaczone do ponownych pochówków. O ile na dawnej kwaterze nr 2 możemy odnaleźć kilka starych grobów z lat 40., które stanowią dla nas punkty odniesienia do poszukiwania kolejnych grobów, o tyle na dawnym polu z 77, na ogromnej przestrzeni dawnego pola więziennego, istnieje tylko jeden stary grób.
Prace poszukiwawcze i ekshumacyjne, pomimo wielu trudności, prowadzimy od 2011 roku i z pewnością będą kontynuowane w przyszłości.
W tej chwili przygotowywana jest kolejna ekshumacja osoby, która została zamordowana w 1947 roku. Robimy wszystko, żeby doprowadzić do jej finału jeszcze w tym roku. Prace będziemy też realizować na terenie kwater 81A i 120. To ważne, ponieważ wyniki zrealizowanych dotąd badań pozwalają stwierdzić, że niektóre groby postawione przez rodziny zamordowanych znajdują się w niewłaściwych miejscach. Dla bliskich osób, które zostały tam pochowane oraz dla prawdy historycznej musimy doprowadzić prace ekshumacyjne do końca.
M.M.-M.: Jednym słowem jeszcze mnóstwo pracy przed Państwem.
K. Sz.: Tak, bardzo dużo.
M.M.-M.: W takim razie życzę tego, aby przedsięwzięcie udało się doprowadzić do szczęśliwego finału. Dziękuję serdecznie za rozmowę!