Krótki kurs zabijania

opublikowano: 2022-02-19, 13:47
wszelkie prawa zastrzeżone
Kolejne zbrodnie niemieckiego okupanta i przerażająca niemoc w obliczu przemocy. Wanda Traczyk-Stawska wspomina, w jaki sposób bestialstwo Niemców wpłynęło na jej postawę w czasie wojny.
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Michała Wójcika „Błyskawica. Historia Wandy Traczyk-Stawskiej - żołnierza powstania warszawskiego”.

– Moja nienawiść do Niemców rosła z miesiąca na miesiąc. Nienawiść i rozpacz. Zbliżałam się do kresu. I szczyt tej nienawiści wkrótce osiągnęłam. To było podczas tajnych kompletów.

Lekcje matematyki rzeczywiście mogą doprowadzić do rozpaczy.

– Historii. Lekcje historii. W 1943 roku moja drużynowa z  Szarych Szeregów Irka Gałązka przeniosła całą moją drużynę do  Tośki Kamińskiej „Nike”, najwspanialszej dziewczyny pod  słońcem. To  ona skierowała mnie na tajne komplety. Bo to było tak: Niemcy zezwolili na funkcjonowanie poradni zawodowych. Tam szedł każdy nastolatek, przechodził test i dostawał skierowanie do miejsca pracy. Komisja, znając jego kompetencje czy uzdolnienia, wybierała mu zawód, przecież obowiązywał przymus pracy. Na Śniadeckich była poradnia, tam pracował profesor Ludwik Goryński, wspaniały człowiek, psycholog. Niedługo potem zginął, został rozstrzelany. On mnie zbadał, dał mi skierowanie do  pracy, a  przy okazji wybrał dla mnie tajne komplety. Dołączył mnie do grupy Joasi Kiącej. Był w niej Leszek i jeszcze jeden chłopiec, chyba Zbyszek. W sumie było nas czworo. To był grudniowy dzień 1943 roku. Lekcja odbywała się u Joasi w domu na Puławskiej. Przyszliśmy na dziewiątą rano. Pani profesor Anna Klubówna, wspaniały pedagog, już tam na nas czekała.

Wkroczenie oddziałów Wehrmachtu do Warszawy, 1 października 1939 roku

Anna Klubówna, znana pisarka. Autorka książek o królowej Jadwidze, o Zawiszy Czarnym.

reklama

– Tak, potem walczyła w powstaniu. Właśnie wyciągaliśmy zeszyty, gdy usłyszeliśmy za oknami jakiś hałas. To był głos z megafonu, komunikat po niemiecku. Że ktokolwiek – od teraz – zbliży się do okna, zostanie zastrzelony. Spiker informował, że zaraz zacznie się egzekucja zakładników. Popatrzyliśmy po sobie, to było niepojęte. Egzekucja. Ale kogo? Za co? Potem rozległy się jakieś niemieckie komendy, krzyk, salwa. Przy remizie tramwajowej, tam po wojnie było kino Moskwa, pod ścianą ustawiali zakładników i rozstrzeliwali. Zaczęli po dziewiątej i rozstrzeliwali do dwunastej z minutami. Sto dwanaście osób. Salwa za salwą. Po każdej salwie, gdy słychać było upadające ciała, myśmy wybuchały płaczem. Pani Klubówna starała się nas uspokoić, naprawdę się starała. Ale to  było niemożliwe. Próbowała odwrócić naszą uwagę, nie mogła. Sama była przecież wstrząśnięta, ryzykowała podwójnie. A my... Za oknami ginęli ludzie, tuż koło nas, na wyciągnięcie ręki, byliśmy absolutnie bezsilni. Nic nie mogliśmy zrobić. Ani zareagować, ani pomóc.

Po  każdym wystrzale aż  podskakiwaliśmy do  góry. Rozpacz, szloch. Każdy ściskał głowę w  dłoniach. A Niemcy seriami... Potem ładowali ciała na ciężarówki, znowu salwa, znowu usuwanie ciał... Gdy w końcu wyszłam z tej lekcji... bo to była lekcja historii, jakich mało, przyzna pan... lekcji przepłakanej, to  najpierw zobaczyłam krew na  chodniku. Zobaczyłam, jak gospodarze kamienic, a  może odpowiednie służby, nie wiem tego – sprzątają z chodnika kawałki mózgów, zmiatają je do rynsztoka. Ruszali miotłami, raz za razem, jakby liście zamiatali. Obserwowałam to sparaliżowana. I wtedy, pamiętam, wpadłam w  jakiś trans. To  była wściekłość. Wściekłość i  rozpacz. Myślałam precyzyjnie: koniec z  kompletami, koniec z  nauką. Przecież to  nie ma najmniejszego sensu. Przecież tu są mordowani Polacy! A ja co? Mam się uczyć historii starożytnej, gdy strzępy ludzkich mózgów są zmiatane do rynsztoka?! Nie, nie mogę! To  koniec. Muszę działać. Natychmiast znaleźć pluton egzekucyjny, nauczyć się strzelać i zabijać! Zabijać! Żeby Niemcy się bali. Oni, nie my. Żeby już nigdy nie dokonali takiej zbrodni. Ja tego rynsztoka nigdy nie zapomnę. Wszystko, co zostało z  tych ludzi: krew, strzępy skóry, włosów, zmieszane z trocinami, to wszystko zamiatano do kanalizacji. Kilka ruchów miotłą, koniec.

reklama

Postanowiła pani zostać likwidatorem? Wykonawcą?

– Jeszcze tego samego dnia, po  kompletach, miałam umówione spotkanie z  Zygmuntem Bulskim „Andrzejem” z Szarych Szeregów. Wiedziałam, że jego drużyna, 22. drużyna im. Księdza Skorupki z  Gocławia, planuje akcję na kawiarnię na Moniuszki, tuż przy placu Napoleona. To  był lokal tylko dla Niemców. Chłopcy chcieli zbić szybę i wrzucić do środka granaty śmierdzące. Postanowiłam, że zrobię to z nimi. Wcześniej ustaliliśmy, że  mam zrobić rozpoznanie, wyznaczyć trasę ucieczki: w  którą bramę wpaść, którędy się wycofać. Szłam na to spotkanie, jeszcze w szoku po tej egzekucji na Puławskiej, i wtedy... stało się coś jeszcze straszniejszego.

Straszniejszego od egzekucji?

reklama

– Bo ja oszalałam. Naprawdę straciłam rozum. Byłam już w  Alejach Ujazdowskich, minęłam Piusa. Biegłam, bo  za  spóźnienie groziła kara dwudziestu groszy, taki mieliśmy cennik dla spóźnialskich. I  wtedy ujrzałam dwie małe dziewczynki. Szły chodnikiem od strony placu Trzech Krzyży, trzymały jakieś tornistry czy teczki. Prawie się z nimi zrównałam, usłyszałam, że mówią po niemiecku. I naglę widzę, że się zagadały i weszły na jezdnię. Prosto pod pędzący tramwaj! Odruchowo rzuciłam się w ich kierunku i je złapałam. Dosłownie w ostatniej chwili. Zatrzymałam je dość gwałtownie i cofnęłam z powrotem na chodnik. One zaczęły płakać przerażone, bo zrozumiały, co się stało. Już chciałam pędzić dalej, gdy dobiegł do nas zziajany Niemiec, pewnie ojciec tych dziewczynek. Oficer, pamiętam, że był w czarnym mundurze. Czyli esesman! Przecież niedaleko znajdowało się biuro Franza Kutschery. „Parasol” miał zastrzelić go w tym miejscu w styczniu, koło siedziby Policji Bezpieczeństwa. Ten oficer musiał tu gdzieś pracować. Widział moją interwencję z daleka, zrozumiał, że uratowałam mu dzieci. Pędzący tramwaj, pewna śmierć. Dogonił nas i rzucił się mi dziękować. Wyciągnął rękę. Ja wciąż roztrzęsiona po wypadkach na Puławskiej i teraz dodatkowo jeszcze tą akcją z dziećmi, ruszyłam na niego. Już nie byłam sobą, byłam wściekłością. I tak go odepchnęłam, z całej siły odrzuciłam tę jego wyciągniętą rękę, aż się zachwiał i mu czapka spadła. Uderzyłam go! Zbaraniał. Kompletnie zbaraniał. Stał na ulicy, czapka na chodniku, obok przerażone córki, a ja pobiegłam dalej w moją stronę. Biegłam do placu Trzech Krzyży i płakałam. Cały czas płakałam. Wpadłam do kościoła Świętego Aleksandra, usiadłam w ławce i pogrążyłam się w modlitwie. To był szloch i wielka prośba do Boga: niech wróci mi rozum. Niech to zrobi natychmiast, bo oszalałam. Przecież już podjęłam decyzję, że będę rozstrzeliwać Niemców, nienawidzę ich. A tymczasem co? Przyszło mi ratować dzieci niemieckie. Nie mogłam sobie tego ułożyć w głowie. Dlaczego taka jestem?! Tak długo płakałam i się modliłam, że spóźniłam się w końcu na to spotkanie. „Andrzej” stał pod bankiem BGŻ na rogu Nowego Światu i Alej Jerozolimskich. Zobaczył mnie z daleka. Gdy zapłakana doszłam do niego, spokojnie mnie zapytał: – Czego druhna tak płacze? I ja, głupia, wypaliłam mu: – Bo ja muszę się wypisać z konspiracji! Pamiętam, że on uśmiechnął się tak dobrotliwie i odparł: – Nie można się z konspiracji wypisać.

Żołnierze niemieccy włamują się do domu w jednym z miast zachodniej Polski, wrzesień 1939 roku

Opowiedziałam mu, co się stało. Mój opis musiał być chaotyczny, zdania rwane, on zrozumiał pewnie tyle, że na Puławskiej był koniec świata, a ja dzieci niemieckie ratowałam. I wtedy jeszcze raz się uśmiechnął, wzruszył ramionami i oznajmił, jakby podawał rozwiązanie prostego zadania matematycznego: – Zachowała się druhna jak człowiek. Gdybyśmy zachowywali się jak Niemcy, to nasza walka nie miałaby sensu.

Rzuciła pani wtedy tajne komplety?

– O wszystkim opowiedziałam Tadziowi. Temu, z którym roznosiłam wyroki. Powiedziałam, że kończę z nauką, bo to nie ma sensu. On też mnie uważnie wysłuchał, a potem zbeształ jak jakiegoś dzieciaka. Na koniec rzucił, że jestem głupia. Ale widocznie coś zrozumiał. Bo obiecał, że od teraz to on zajmie się moją edukacją. Taką prawdziwą. Nauczy mnie strzelać i jeszcze rzucać granatami.

I przydała się ta nauka? Wzięła pani udział w akcji na Moniuszki?

– No pewnie, że wzięłam. Strasznie mnie korciło, żeby zamiast granatu z gazem rzucić odłamkowy. Ech... Ale nie, nie dostaliśmy na to zgody. Nie zabiłam nikogo. Nie wtedy.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Michała Wójcika „Błyskawica. Historia Wandy Traczyk-Stawskiej - żołnierza powstania warszawskiego” bezpośrednio pod tym linkiem!

Michał Wójcik
„Błyskawica. Historia Wandy Traczyk-Stawskiej - żołnierza powstania warszawskiego”
cena:
64,99 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
W.A.B.
Rok wydania:
2022
Okładka:
twarda
Liczba stron:
400
Premiera:
23.02.2022
Format:
145x210 [mm]
ISBN:
978-83-280-9620-2
EAN:
9788328096202
reklama
Komentarze
o autorze
Michał Wójcik
(Ur. 1969) Dziennikarz i historyk. Scenarzysta programów i filmów historycznych. Współpracował z History, Discovery Historia i Canal+. Współautor wywiadów rzek z bohaterami drugiej wojny światowej: Stanisławem Likiernikiem i Stanisławem Aronsonem, członkami warszawskiego Kedywu, oraz Lucjanem Wiśniewskim, oficjalnym likwidatorem wrogów Państwa Podziemnego. Monografia „Treblinka’43” zdobyła Nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej za najlepszą książkę 2018 r. i została przetłumaczona na kilka języków

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone