„Korona Królów” odcinki 1. i 2. – recenzja i ocena

opublikowano: 2018-01-02, 16:05
wolna licencja
Długo oczekiwana, koronna produkcja TVP w końcu ujrzała światło dzienne. Czekali na nią niemal wszyscy. Jedni wróżyli sukces, inni całkowitą klęskę. Rację mieli i jedni i drudzy. „Korona Królów” to produkt swoich czasów – artystycznie słaby, ale jednocześnie mający potencjał, by zawładnąć wyobraźnią masowego widza zafascynowanego „M jak Miłość” czy „Na dobre i na złe”.
reklama

Zobacz też: „Korona królów” – poznaj bohaterów serialu [Galeria]

| Tytuł: „Korona Królów”, odcinki 1-2

Reżyseria: Wojciech Pacyna

Gatunek: Serial historyczny

Czas trwania: 30 minut / odcinek

Data premiery: 1 stycznia 2018

Ocena naszego recenzenta: 4/10 |

„Korona Królów” – recenzja

1 stycznia 2018 roku polscy widzowie zobaczyć mogli dwa premierowe odcinki „Korony Królów". To kostiumowy serial opowiadający o panowaniu Kazimierza Wielkiego – jedna z pierwszych takich polskich produkcji od wielu lat. Do poziomu takich dzieł jak „Królowa Bona” tej produkcji jednak bardzo daleko i dlatego widzowie nie zostawili na serialu suchej nitki. Nie ma co ukrywać, że najnowsze serialowe dzieło Telewizji Polskiej na wysokim poziomie nie stoi. Serial nie ma wysublimowanego scenariusza, złożonych psychologicznie postaci, wielopłaszczyznowych intryg i zapierających dech w piersiach scen z udziałem dziesiątek statystów i kaskaderów. Jest kameralnie, zazwyczaj bardzo ubogo, a czasem wręcz przaśnie dziadowsko.

![] (https://histmag.org/grafika/thumbsold/1_600x338_thb_546904.jpg(Korona Królów (mat. prasowe))) Korona Królów: Władysław Łokietek i Jadwiga (fot. materiały prasowe).

Historia w pierwszych odcinkach nie jest zbyt skomplikowana. Jest rok 1325. Król Władysław Łokietek (Wiesław Wójcik) chce wzmocnić swoją władzę po latach walki o zjednoczenie Królestwa Polskiego. Otoczony przez wrogów m.in. przez Krzyżaków, król decyduje się na sojusz z pogańskimi Litwinami. Wspólnie z żoną (Halina Łabonarska) postanawia wydać jedynego żyjącego syna - Kazimierza (Mateusz Król), za córkę litewskiego księcia - Aldonę (Marta Bryła). Dziewczyna jest przeciwna woli ojca, ponieważ kocha innego, ale ostatecznie zjawia się na wawelskim dworze, gdzie przyjmuje chrzest i jako księżniczka Anna poślubia Kazimierza. Tak prezentuje się pierwszy odcinek, który w zasadzie jest bardzo krótkim i pobieżnym wprowadzeniem w świat serialu. Wraz z drugim odcinkiem i zaserwowanym widzowi już na starcie przeskokiem czasowym o kilka lat – pojawiają się pierwsze intrygi oraz problemy, które w następnych odcinkach zaczną komplikować życie głównym bohaterom.

To wszystko brzmi nawet nieźle, ale tylko na papierze. Na ekranie już za dobrze nie działa. Gra aktorska, dramaturgia i relacje między postaciami to kinematograficzna równia pochyła. Otwartym pytaniem zostaje czy ze ślepym zaułkiem na końcu czy może jest gdzieś nadzieja na poprawę. Chcę dać serialowi szansę, ale ten już w pierwszych sekundach popełnia koronny grzech – opowieść jest ugładzona, ugrzeczniona i całkowicie nierealistyczna. Serial rozpoczyna się wizytą rycerza Pełki na dworze wawelskim, który uciekł z niewoli u Litwinów. Niestety nie wygląda jak jeniec – raczej jak dobrzy już umyty zawodnik ostatniej edycji Runmageddonu. Cieszy tylko fakt, że rycerze i żołdacy pojawiający się w serialu mają uzbrojenie dopasowane do epoki. Na razie nie zauważyłem jakichś poważnych błędów pod tym względem. Drobnostki owszem, ale przynajmniej na początku XIV w. nikt nie lata jeszcze w XV-wiecznej zbroi płytowej. Większość bohaterów wygląda jednak jak przebierańcy z osiedlowego teatrzyku quasi-historycznego. Jaskrawość i sztuczność kostiumów aż kłuje w oczy. Kultura materialna średniowiecza w tym serialu jest zlepkiem wieków średnich z barokiem, sojuszem między tandetą a przaśnym zbytkiem. Ma się wrażenie, że oczywiste braki budżetowe chciano nadrobić samymi kolorami.

Podobnie zresztą jest ze scenografiami i sposobem pokazywania historii. Dominują sceny w zamkniętych pomieszczeniach zamkowych, na bardzo bliskim planie. Nie oznacza to, że brakuje szerszych planów i scen plenerowych. „Koronie Królów” pod tym względem bliżej jest do „M jak Miłość” niż „Klanu”. Widać, że aktorzy co jakiś czas wybierali się w malownicze regiony naszego kraju. Niektóry sceny rzeczywiście wyszły malowniczo, nawet urzekająco. Nie chcę być źle zrozumiany, ale naprawdę jest parę kadrów, które przynoszą na myśl niektóre sceny z pierwszego sezonu „Wikingów”. Nie są one efektem realizatorskiej i montażowej maestrii, ale widać, że ktoś miał dobry pomysł, chciał czerpać dobre wzorce. Niestety na chęciach się kończy.

reklama

Polecamy e-book Michała Gadzińskiego – „Tudorowie. Od Henryka VIII do Elżbiety”

Michał Gadziński
„Tudorowie. Od Henryka VIII do Elżbiety”
cena:
11,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA [Histmag.org]
Liczba stron:
115
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-43-3

Widać, że operatorzy, a potem montażyści robili wszystko by zakamuflować brak środków na dobrą scenografię, nie mówiąc już o efektach specjalnych. Szczególnie wyraźnie objawia się to w scenie uczty na Wawelu, gdzie najzwyczajniej w świecie jest pusto – nie czuć nie tylko ducha epoki, ale i bogactwa jakie, powinno być wyznacznikiem dworu królewskiego. Zresztą za cały Wawel i Kraków robi zamek w Bobolicach. Trochę za mało jak na serial o budowaniu potęgi. Kolejną sceną, która dobitnie obrazuje braki scenograficzne jest turniej rycerski. Za gapiów robi kilkunastoosobowa grupka ni to rycerzy, ni to mieszczan, wystrojonych niczym rajskie ptaki, a w szrankach stają rycerze, którzy nacierając na siebie konno z kopiami sprawiają wrażenie, jakby walczyli pod wpływem środków nasennych. Nie ma w tym energii, siły, dramaturgii. Scena turniejowa wygląda jak amatorski filmik z bardzo słabej rekonstrukcji historycznej na wiejskim festynie.

![] (https://histmag.org/grafika/thumbsold/2_600x400_thb_68747.jpg(Korona Królów (mat. prasowe))) Korona Królów: Kazimierz Wielki i Aldona Anna Giedyminówna (fot. materiały prasowe).

Braki w warstwie wizualnej mógłbym wybaczyć, gdyby serial bronił się grą aktorską. Jest ona jednak na bardzo niskim poziomie. Dialogi są proste, pozbawione emocji, czasem zwyczajnie śmieszne i to w scenach, gdy powinny budować dramaturgię. Zaprezentowane wątki są przyczynkowe i na razie nie wzbudzają większych emocji. Cieszy tylko – prosta, ale jednak – próba nakreślenia Kazimierza jako postaci złożonej, ludzkiej, a nie pomnikowej. W rozmowie Władysława Łokietka z Kazimierzem pojawia się nie tylko kultywowany w nauczaniu szkolnym wątek jego rzekomej ucieczki podczas bitwy pod Płowcami, ale także wyciągnięto romans przyszłego króla z Klarą Zach i tragiczne następstwa tej miłosnej przygody. Wychodzi to łopatologicznie, ale brawo że ktoś zdecydował się to zasygnalizować. Szkoda tylko, że z samej relacji z Klarą i jej rodziną nie zrobiono osobnego wątku. Wiadomo tylko, że w następnych odcinkach Kazimierz odczuje skutki węgierskiego romansu.

Ktoś może mnie teraz spytać – czy naprawdę jest tak tragicznie? I tak, i nie – zależy czego się oczekuje. Oglądając pierwsze odcinki widz nie ma wątpliwości, że ogląda telenowelę stworzoną przez ludzi, którzy dali nam takie hity jak „Klan”, „M jak Miłość” czy „Na dobre i na złe”. To produkcja stworzona dla masowego widza, przyzwyczajonego do narracji i stylistyki wyżej wymienionych produkcji. Pytanie tylko czy tak miało być od samego początku. Gdy w plotkach temat serialu o Piastach pojawił się 2-3 lat temu – „Korona Królów” miała być bardziej spektakularna, bardziej emocjonująca i bardziej profesjonalna. Oglądając pierwsze odcinki widać jak na dłoni, że ktoś za późno zrozumiał, że TVP nie ma funduszy na serial godny nawet nie „Gry o Tron”, ale nawet „Wspaniałego Stulecia”. Jeśli ktoś lubi jednak polskie telenowele to dla niego ten serial może być nader egzotyczną, odświeżającą rozrywką. W tym wypadku można śmiało podnieść moją ocenę o parę oczek w górę.

![] (https://histmag.org/grafika/thumbsold/image002_600x401_thb_59324.jpg(Kazimierz Wielki grany przez Mateusza Króla (fot. materiały prasowe).)) Kazimierz Wielki grany przez Mateusza Króla (fot. materiały prasowe).

Mnie osobiście to to swoiste dzieło nie przekonuje, bo najzwyczajniej nie ma czym. Szukając historycznej rozrywki wolę obejrzeć „Templariuszy”, albo odświeżyć sobie stare sezony „Wikingów” i „Dynastii Tudorów”. W pełni rozumiem krytykę serialu podjętą obecnie przez szerokie grono filmoznawców, historyków i publicystów. Rozumiem apele o lepsze polskie produkcje, o lepszą i mądrzejszą rozrywkę. Wszyscy musimy jednak wyjść ze swoich eleganckich gabinetów, odłożyć klawiatury, posypać głowy popiołem i zrozumieć, że ambitna rozrywka nie przemawia do wielu odbiorców i nic tego nie zmieni. Nie chcę wierzyć, ale wierzę, że „Korona Królów” znajdzie swoich fanów. Mimo oczywistych braków artystycznych to rodzaj rozrywki, którą od lat chcą i kupują miliony Polaków. Te same miliony, które napędzają popularność programów typu „Ukryta Prawda”. Jeśli „Korona Królów” im się spodoba, to dobrze – bo tego typu produkcje mogą być ich jedyną formą spotkania z historią.

Kup e-booka „Kobiety króla Kazimierza III Wielkiego” :

Marek Teler
„Kobiety króla Kazimierza III Wielkiego”
cena:
14,90 zł
Wydawca:
PROMOHISTORIA (Histmag.org)
Format ebooków:
PDF, EPUB, MOBI (bez DRM i innych zabezpieczeń)
ISBN:
978-83-65156-22-8
reklama
Komentarze
o autorze
Marcin Sałański
Historyk, dziennikarz prasowy i telewizyjny, wieloletni współpracownik Histmag.org, autor popularnych e-booków. Współpracował m.in. z portalem Historia i Media, Wydawnictwem Bellona i Muzeum Niepodległości w Warszawie. Był również członkiem redakcji kwartalnika „Teka Historyka”. Interesuje się historią średniowiecza, dziejami gospodarczymi, popularyzacją historii i rekonstrukcją historyczną.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone