Konrad Rokicki – „Literaci” – recenzja i ocena
Konrad Rokicki, pracownik naukowy warszawskiego Biura Edukacji Publicznej IPN, podjął w swojej rozprawie doktorskiej tematykę mocno już obecną w pisarstwie historycznym. Wszak dzieje literatów, tej najbardziej znaczącej w Polsce warstwy inteligencji twórczej, ich rozmaite postawy zajmowane wobec systemu władzy, zaangażowanie zarówno w różne formy działań opozycyjnych, jak i w lojalne wspieranie polityki PZPR budziły i wciąż budzą duże zainteresowanie oraz kontrowersje. Wśród wielu prac poświęconych wskazanemu zagadnieniu praca Rokickiego wyróżnia się już na pierwszy rzut oka. Po pierwsze, poświęcona jest najmniej znanemu okresowi z historii relacji między literatami a władzami PRL, czyli epoce Gomułki. Po drugie, autor oparł swoje rozważania o wszechstronną kwerendę obejmującą najważniejsze rodzaje źródeł (od literatury dokumentu osobistego, przez wspomnienia, materiały SB, archiwalia Związku Literatów Polskich i podstawowej organizacji partyjnej przy Oddziale Warszawskim Związku, do dokumentów związanych z działaniem najwyższych organów władzy państwowej i partyjnej), co pozwoliło mu na wieloaspektowe oświetlenie omawianych zagadnień. Po trzecie wreszcie, Rokickiemu udało się uciec od pokusy formułowania zdecydowanych ocen moralnych, od heroizowania lub potępiania najważniejszych aktorów rekonstruowanych wydarzeń.
Jak twierdzi sam autor, zależało mu przede wszystkim na ustaleniu mechanizmów sterowania kulturą przez partię, zbadanie przemian zachodzących wśród pisarzy – zarówno będących członkami PZPR, jak i bezpartyjnych – oraz opisanie, jak w tym środowisku powstawała opozycja i jakie zgłaszała postulaty. Książkę otwierają rozdziały rysujące uwarunkowania funkcjonowania środowiska literatów w PRL oraz charakteryzujące instytucje w których ramach prowadzono (lub – bardzo często – próbowano prowadzić) dialog między pisarzami a instancjami odpowiedzialnymi za politykę kulturalną. Następnie Rokicki przechodzi do narracji uporządkowanej chronologicznie, w której opisuje kolejne etapy kształtowania się tytułowych relacji. Najkrócej rzecz ujmując, ich dynamika była mniej więcej taka: od wybuchu popaździernikowych nadziei, przez czas nieudanych zabiegów reformatorskich Zarządu Głównego ZLP kierowanego przez Antoniego Słonimskiego (1956-1959) i okres marazmu z początku lat sześćdziesiątych, do serii sytuacji bezpośredniego konfliktu (rozpoczął ją słynny List 34 z 1964 r., a zakończyło przesilenie roku 1968 r.) i następujące po nich „trwanie” (tytuł rozdziału poświęconego latom 1969-1970).
Rokickiemu udało się przedstawić wiele interesujących, szczegółowych ustaleń faktograficznych i ich ciekawych interpretacji. Wskazuje on na przykład, że u genezy Listu 34 stała nie tylko chęć zaprotestowania przeciwko błędom polityki kulturalnej (m.in. zmniejszanie przydziału papieru na publikacje artystyczne, działalność cenzury, powołanie powolnej władzom warszawskiej „Kultury”), ale także wieść o względnym sukcesie ugodowej polityki ówczesnego prezesa ZG ZLP Jarosława Iwaszkiewicza. Być może opozycjoniści skupieni wokół Antoniego Słonimskiego chcieli przeszkodzić w szykującym się odprężeniu, które utrudniłoby z kolei wysuwanie dalej idących, bardziej konfrontacyjnych postulatów. W innym miejscu autor przedstawia treść notatki od Mieczysława Moczara do Gomułki, w której omówiono słynne zebranie Oddziału Warszawskiego ZG ZLP z 29 lutego 1968 r. (uchwalono na nim rezolucję krytykującą zdjęcie „Dziadów” z afisza). Moczar prowadził swoją grę i najwyraźniej celowo wyolbrzymiał w niej krytyczne, a nawet obraźliwe wobec partii sformułowania, aby sprowokować pierwszego sekretarza do możliwie gwałtownej reakcji.
Wartość „Literatów” to nie tylko kompetentne i szczegółowe opisanie kolejnych zjazdów ZLP, zapalnych momentów, czy też genezy najważniejszych wystąpień krytycznych wobec władz. Rokicki umiejętnie wskazuje także na najbardziej istotne czynniki kształtujące i warunkujące relacje między władzą a literatami. Podkreśla rolę państwowego systemu wydawniczego w kontrolowaniu inteligencji twórczej. Pokazuje, jak warunki bytowe (kluczowe w latach sześćdziesiątych ograniczenie nakładów spowodowane spadkiem produkcji papieru) wpływały na upowszechnianie postaw krytycznych wobec polityki partii. Autor zauważa trwałe zróżnicowanie postaw wśród pisarzy: na wystąpienia opozycyjne zdobywali się najczęściej autorzy uznani i mieszkający w Warszawie. Literaci mniej znani (przypominam, że ZLP liczył sobie kilkuset członków), działający w mniejszych ośrodkach, nie byli już tak skorzy do protestów, które byłyby dla nich po prostu zbyt ryzykowne. Kolejnym z wartych wspomnienia czynników był chroniczny brak pomysłu partii na prowadzenie przemyślanej, efektywnej polityki kulturalnej. Rokicki nie stawia tej tezy wprost, ale z przedstawionych przez niego rozważań przebija moim zdaniem prawda, że partyjna struktura polityczno-ideologiczna nie była dość elastyczna, aby w odpowiedni sposób zarządzać tak specyficzną i trudną grupą, jaką tworzyli literaci.
Uważam, że Rokicki doskonale wywiązał się z zadania, jakie sobie postawił. Nie mam wątpliwości, że „Literaci” będą podstawową lekturą dla osób zainteresowanych historią polskiej inteligencji w PRL. Jedyne, z czym mogę dyskutować to sam pomysł na ujęcie tematu. Autor zastosował bowiem model narracji znany z tradycyjnej, wydarzeniowej historii politycznej. Tym samym relacja władza – literaci została wtłoczona w sztywne ramy kontaktów instytucjonalnych. „Literaci” to w wielu rozdziałach po prostu historia relacji między ZLP, a odpowiednimi agendami partii i państwa. Książka byłaby po prostu bogatsza poznawczo, gdyby zastosować nieco szersze rozumienie terminu relacje. Dla przykładu: niejako mimochodem Rokicki wspomina, że Iwaszkiewicz potrafił w ciepły, personalny sposób zwracać się do partyjnych notabli. Skąd ta zażyłość? Brakuje mi także chociażby dłuższej charakterystyki tego, jak Gomułka postrzegał kulturę i literaturę oraz głębszego przedstawienia źródeł życiowych postaw i poglądów najważniejszych aktorów wydarzeń. Wydaje mi się, że autor zbyt mocno skupił się na instytucjonalnych ramach relacji, przez co zgubił istotne konteksty społeczne i kulturowe.
Książka została wydana bardzo starannie, nieliczne drugorzędne błędy korektorskie nie psują ogólnego dobrego wrażenia. Na szczególną uwagę zasługują dobrej jakości, ciekawe fotografie (a zwłaszcza koszula Jerzego Putramenta, s. 591). Lepszy efekt można było chyba jednak uzyskać na etapie redakcji tekstu – zbyt długie cytaty z rozmaitych rezolucji, opinii i przemówień napisanych partyjną nowomową nadto obciążają i spowolniają narrację. Ich pominięcie, skrótowe omówienie nie odbiło by się na wartości merytorycznej książki, a mogłoby uatrakcyjnić lekturę.
Redakcja: Michał Przeperski