„Kołysanka” Machulskiego, czyli Polak zrobił film o wampirach
Z jakiegoś powodu wampiry bardzo długo opierały się polskim twórcom, bo o ile nie można powiedzieć, że Polacy nie oglądają ani nie czytają tekstów kultury o krwiopijcach, o tyle trzeba było bardzo długo czekać, aż jakikolwiek reżyser podejmie się tego motywu. Dopiero w 2010 roku ukazała się Kołysanka Juliusza Machulskiego. Film ten był promowany jako pierwsza polska opowieść o wampirach, co jest pewnym uproszczeniem, bo w 1985 roku wyszedł mało znany film grozy Lubię nietoperze, odwołujący się do motywu wampirzycy – femme fatale.
Człowiek za kamerą
Juliusz Machulski (ur. 1955) jest polskiemu kinomanowi znany przede wszystkim z takich filmów jak Seksmisja (1984), Vabank (1981) czy Kiler (1997). Jego Kołysanka to twór łączący przede wszystkim dwa gatunki: horror oraz czarną komedię. Film nie jest znany szerokiej publiczności, niekiedy określa się go jako „kameralne” dzieło – i słusznie. To oryginalny i zgrabnie zrealizowany film, a doświadczeniu Machulskiego dopomaga solidna obsada (z Robertem Więckiewiczem i Magdaleną Buczkowską na czele) oraz ścieżka dźwiękowa Michała Lorenca (znanego z kompozycji do takich produkcji jak Ojciec Mateusz, Czarny czwartek i Śluby panieńskie).
Zabawa gatunkami
Kołysanka zaczyna się raczej jak horror – widać słabo oświetloną chatkę, trwa noc, głos bohaterów rozlega się zza kadru, na ścianie odbijają się wyolbrzymione cienie, jakby żywcem wzięte z niemieckiego ekspresjonizmu. Muzyka w tle również rozbrzmiewa nieco mrocznie. Dla widza staje się jasne: wampiry idą na żer. Kiedy jednak na ekranie wreszcie ukazuje się rodzina Makarewiczów – małżeństwo, dziadek i czworo dzieci – nastrój grozy opada. Ich fizjonomia jest na tyle groteskowa, że budzi raczej rozbawienie. Wizualnie bliżej im do Rodziny Addamsów (1991) albo bohaterów filmu Tima Burtona niż do Nosferatu…, czy to Murnauowskiego, czy Herzogowskiego. I właśnie takim nastrojem Machulski usiłuje żonglować przez całe półtorej godziny – trochę tu horroru, trochę elementów kryminału, ale jeszcze więcej czarnej komedii. Złośliwi mogliby skomentować, że jak na polski film pada zdecydowanie za mało przekleństw, a udźwiękowienie jest nadzwyczaj przyzwoite.
Wampiry na polskiej wsi
Fabuła rozwija się następująco: ze wsi Odlotowo znika artysta, a do miejsca jego zamieszkania wprowadza się dość osobliwa rodzina Makarewiczów. Problem jednak – kolejne osoby z okolicy zostają uznane za zaginione: pani z opieki społecznej, ksiądz i ministrant, listonosz, reporterka i kamerzysta z TVP, a także Niemiec zainteresowany kupnem domu oraz jego tłumaczka – domniemana kochanka. Lokalna policja musi wziąć sprawę w swoje ręce, a grupa wampirów robi wszystko, aby nie zostać zdemaskowana. Zachowanie wampirów w filmie Machulskiego przyrównałabym do działań sprytnych porywaczy. Można by wysunąć wniosek, że rodzina Makarewiczów traktuje swoje ofiary dosyć humanitarnie – nie zabijają ich, a „tylko” zamykają w piwnicy, by od czasu do czasu żywić się ich krwią, a po odpowiednio długim czasie wypuszczają, uprzednio nakarmiwszy nektarem mającym pozbawić ich części wspomnień. Wydają się niezdolni do morderstwa, jednak trudno zaprzeczyć, że długotrwałe więzienie i związanie to inny rodzaj okrucieństwa. Makarewiczowie w ogóle sprawiają wrażenie dramatycznie niepasujących do otaczającego ich świata: przy nich nawet zwykły listonosz na rowerze wygląda jak ucieleśnienie nowoczesności. To outsiderzy, trudno ich natomiast nazwać potworami, bo w gruncie rzeczy nie są aż tacy źli (zwłaszcza w porównaniu z Nosferatu).
Można powiedzieć, że Kołysanka to także film na wskroś polski. Wydaje mi się, że zagraniczny widz mógłby mieć problemy ze zrozumieniem wielu wątków oraz żartów ze względu na ich zakorzenienie w lokalnym kontekście. Już w samym wystroju domu Makarewiczów obserwujemy typowo polskie dekoracje, jakie da się zauważyć w starych mieszkaniach – plastikowa cerata na stole, krzyż nad drzwiami, masa glinianych i ozdobnych garnuszków. Oprócz tego mamy wyraźnie zarysowany wątek katolicki. Scenariusz filmu pokazuje istotne tradycje, takie jak poświęcenie domu, ale także przywary polskiego Kościoła oraz wiernych. Widzimy na ekranie księdza dającego rady, jak opiekować się dzieckiem, i wypytującego o prywatne życie mieszkańców, dawanie pustej koperty. W pewnym momencie jeden z bohaterów, bagatelizujący skalę zaginięć, wypowiada złośliwy komentarz, że ksiądz mógł pojechać „z ministrantem” do Watykanu, z niedwuznaczną aluzją między wierszami. W filmie jest też prześmiewcza scena, w której wszyscy uprowadzeni zbiorowo odmawiają modlitwy w piwnicy. Ponadto powiedziałabym, że podawany przez Makarewiczów „eliksir zapomnienia” wygląda trochę jak wino mszalne.
Tekst jest fragmentem e-booka „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie” Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskie. Spodobał Ci się fragment? Kup e-book poniżej:
Polecamy e-book Weroniki Kulczewskiej-Rastaszańskiej pt. „Sto lat Nosferatu. Historia wampirów na ekranie”:
Trudno nie odnieść wrażenia, że Kołysanka zawiera sporo odwołań do współczesnego polskiego społeczeństwa. Owe odwołania pojawiają się zazwyczaj w krytycznym kontekście. Mamy wizytę nadgorliwej pani z opieki społecznej, zniżki na prywatną konsultację lekarską po znajomości, padającą z ust dziadka kwestię „W Warszawie są szersze horyzonty”, niechęć i opieszałość policji przy rozwiązywaniu problemu zaginięć, arogancję funkcjonariuszy przesłuchujących ludzi. Swojej karykaturalnej reprezentacji doczekała się nawet Telewizja Polska – przy czym twórcy nawet nie zmienili nazwy stacji. Do Makarewiczów przybywa ekipa z TVP – reporterka i kamerzysta kręcący materiał o zaginięciach w Odlotowie. Oni również wkrótce stają się solą w oku rodziny wampirów i kończą w piwnicy.
Można by powiedzieć, że wampiry są zwyczajną rodziną pragnącą spokojnego, cichego życia, ale różnego rodzaju instytucje państwowe im w tym przeszkadzają. To jednostki reprezentujące owe instytucje stają się ich ofiarami (Kościół, opieka społeczna, poczta, media). Zupełnie inne podejście mają do lokalnej społeczności. W pewnym momencie pada kwestia: „Mówiłem, że swoich nie ruszać”. Sami Makarewiczowie, mimo wszystko, wydają się przywiązani do Odlotowa. Twardo odmawiają przybyłemu Niemcowi próbującemu odkupić od nich ziemię. I tutaj pojawia się kolejny polski powojenny kontekst: matka owego przyjezdnego urodziła się w okolicy., co jest odwołaniem do wysiedleń Niemców z Mazur i innych Ziem Odzyskanych po II wojnie światowej.
Na koniec spełnia się marzenie dziadka Makarewicza o przeprowadzce do Warszawy. Na dodatek w miejsce zgoła niebanalne. Rodzina wampirów wraz z księdzem zasiedla bowiem Pałac Prezydencki, co nie wywołuje absolutnie żadnych sprzeciwów służb. Interpretację tego nietuzinkowego i być może „politycznego” zakończenia pozostawiam Czytelnikowi.
Kołysanka a klasyczne konwencje wampiryczne
Nie brakuje również wszelkiego typu odwołań do najsłynniejszych motywów charakterystycznych dla kina wampirycznego. Wampiry Machulskiego poruszają się bezszelestnie i potrafią się dematerializować. Makarewiczowie są odporni na słońce i wodę święconą. Kołysanka ma też swojego polskiego Nosferatu pod postacią dziadka (Janusz Chabior). Trzeba nadmienić, że dziadek Makarewicz trzyma się jednak nadzwyczaj dobrze jak na swój wiek (pięćset lat).
Osobliwą zmianą jest część ciała, z której wampiry piją krew – zamiast zatapiać kły w szyjach ofiar, podgryzają im stopy. W przeciwieństwie do większości filmów o wampirach próżno doszukiwać się tutaj jakiejkolwiek erotycznej przyjemności doznawanej przez ofiary – widać, że wysysanie krwi wywołuje w nich, delikatnie mówiąc, dyskomfort. Wampiry mogą się też rozmnażać, co widać po stale rozrastającej się rodzinie Makarewiczów.
Wampirze oblicze siódemki bohaterów różni się od ich codziennego przede wszystkim garderobą. Nie stają się nagle potworami, za to zaczynają wyglądać jak postaci z horroru gotyckiego – strój Roberta Więckiewicza w sposób uderzający przypomina charakteryzację Béli Lugosiego w Draculi. W filmie więcej jest jednak wspomnianego wyżej komentarza społecznego niż elementów dyskursu wampirycznego.
Głos krytyki
Jak można się spodziewać, odbiór filmu w Polsce był dosyć niejednoznaczny. Można znaleźć trochę pochlebnych recenzji i pochwał ze strony krytyków. Z kolei już Janusz Wróblewski z „Polityki” określił Kołysankę jako „nieśmieszny pastisz kina grozy, z którego ma się ochotę jak najszybciej wyjść”. Dodał też:
Niezwykle inteligentny zamysł Machulskiego, aby przedstawić naszą ojczyznę jako biedny kraj, nawiedzany przez żywe trupy, które sączą polską krew prosto ze stóp swoich ofiar (wśród nich mamy i moherowego księdza, i przygłupiastego policjanta, i cycatą Wandę, co to Niemca chciała), może i byłby śmieszny, gdyby nie natrętna myśl, że podobne numery przerabiają na okrągło telewizyjne sitcomy oraz szopki noworoczne.
Często powtarza się zarzut o zbyt wolne tempo fabuły, w efekcie czego film zamiast widza bawić lub straszyć po prostu nudzi i męczy.
Być może na swój sposób wszystko powyższe tłumaczy dlaczego, pomimo nazwiska reżysera i chodliwego tematu, film jest tak słabo znany wśród polskich widzów. Prawdopodobnie ciężko by było również „kupić” zagranicznego odbiorcę ze względu na wspomniany wyżej hermetyczny kontekst fabuły Kołysanki, więc tym bardziej należy ubolewać, że jeden z tak nielicznych narodowych projektów filmowych o wampirach przeszedł właściwie bez echa. Niewykluczone, że przyszłe dekady zweryfikują ostatecznie los filmu: albo stanie się kultowy jako swego rodzaju „niedocenione arcydzieło”, albo odejdzie w całkowite zapomnienie.