Katedry rzeźbą budowane
Roman Kosmala to artysta znany poznańskiej publiczności przede wszystkim z pracy rzeźbiarskiej. Wystawa w „Arsenale” pozwoliła przyjrzeć się nie tylko realizacjom niejako docelowym, ale także rysunkom, od których rozpoczyna się proces twórczy. Wydawałoby się więc, że będziemy świadkami przeciwstawienia ciężkiej bryły tytułowych Katedr lekkim szkicom, grafikom. Nic bardziej mylnego. A to dlatego iż Kosmala wypracował bardzo ciekawą metodę kontrastowania materiału rzeźbiarskiego. Wpierw korzysta z ciężkiego brązu, by za chwilę sięgnąć po masywne, choć z natury delikatne bloki szklane, a finalnie po cienki jak mgiełka drucik. Dzięki temu rzeźba nie staje się toporna i ociężała, a wszystko zdaje się współgrać z kilkuwiekową tradycją budowy katedr.
Choć nie wydaje się, by Kosmala w swych pracach odwoływał się do konkretnych budowli, wystawa siłą rzeczy cofa nas w wieki średnie. Wtedy właśnie gotyckie katedry stały się sercem każdego miasta. Ten brak konkretnego odniesienia poszczególnych rzeźb i rysunków do rzeczywistego świata uruchamia całą gamę skojarzeń. Co ciekawe, skojarzeń bardzo często subiektywnych, rzec by się chciało niepowtarzalnych. Odbiorca może szukać rzeczywistych odpowiedników, ale wcale nie musi tego robić. Z kolei to, co odnajdzie, może okazać się oczywiste tylko dla niego. Prace te są bardzo dobrym przykładem gry pomiędzy artystą a odbiorcą i próbą zbudowania między nimi wspólnej płaszczyzny. Jeżeli każde dzieło sztuki — jak chciał Gadamer — pozostawia każdemu, kto zaczyna z nim obcować, pewną przestrzeń gry, którą on sam musi wypełnić, to Kosmali udaje się nie tylko stworzyć taką przestrzeń, ale jednocześnie z łatwością zachęcić widza do wejścia w nią.
Bezproblemowość, z jaką Kosmala wchodzi w kontekst kulturowy, jest zdumiewająca. Jedno spojrzenie na rozetę wystarczy, by przenieść się do XII-wiecznej Francji. Czy to katedra w Chartres, a może w Amiens, nie mamy pewności. Z łatwością znajdziemy natomiast w tych przecież współczesnych rzeźbach i grafikach odwołania do architektonicznych detali. One z kolei powinny nas wprowadzić w wyższy wymiar poznania, bo przecież cała sztuka gotycka oparta jest na silnych założeniach teologicznych.
Bardzo silnie zaznacza się tutaj symbolika światła. To ona właśnie w średniowieczu określiła charakter katedr. Suger — opat z St. Denis — pisał wprost o lux continua i lux mirabilis. Do takiej interpretacji światła przyczyniły się zarówno sklepienia krzyżowo-żebrowe, jak i witraże. Wydaje się, że do obu tych elementów nawiązuje Kosmala. Strzelistość i ostrość form nasuwa jednoznaczne skojarzenia z gotyckimi łukami. Z kolei elementy szklane i złote oraz lśniący metal odbijają się w świetle niczym witraże. Po raz kolejny artysta zmusza nas do aktywności. Ponownie zaprasza nas do gry: z własnymi dziełami, a może i całą tradycją kulturową.
Nie można zapomnieć też o rysunkach. Delikatnie szkicowane i, wydawałoby się, niedokończone. Lekkie impresje. Kierunek skojarzeń znów dowolny, bo i tutaj wkrada się gra z odbiorcą. Myślę teraz o obrazach Moneta i jego efemerycznych przedstawieniach katedry w Rouen. Czy słusznie? Nie wiem. Być może to tylko moja prywatna gra, w którą wciągnął mnie artysta. A może niekoniecznie? Piękna zagadkowość sztuki.