Kat jako członek społeczności miejskiej w Rzeczypospolitej wieków XVI–XVIII (cz. I)
Pewną winę w utrwaleniu się takiego obrazu ponosi również polska historiografia, która urzędowi kata w Rzeczypospolitej XVI–XVIII wieku nie poświęciła zbyt wiele uwagi. Kat występuje raczej przy okazji badań nad innymi zagadnieniami, głównie z zakresu obyczajowości i prawa. Jedną z dwóch pozycji w powojennej historiografii, poruszających w sposób naukowy problem, kata jest książka Hanny Zaremskiej Niegodne rzemiosło. Kat w społeczeństwie Polski XIV–XVI w. Jest to praca rozpatrująca głównie problem infamii, jaką był obłożony urząd egzekutora. Drugą książką jest praca autorstwa Macieja Trzcińskiego Miecz katowski, pręgierz, szubienica. Zabytki jurysdykcji karnej na Dolnym Śląsku (XIII–XVIII w.). Brakuje jednak opracowań książkowych rekonstruujących całokształt katowskiej profesji, zwłaszcza monografii, poświęconej w całości urzędowi i osobie kata. Takiej, w której by dokonano pełnej analizy wszystkich aspektów związanych z funkcjonowaniem kata w Rzeczypospolitej okresu nowożytnego, poruszając m.in. takie zagadnienia jak: usystematyzowany zakres obowiązków, rodzina kata, jego zarobki, stosunek różnych warstw społecznych do urzędu i osoby mistrza sprawiedliwości, prawne umocowanie urzędu, rekrutacja i szkolenie katów.
Do listy powojennych opracowań naukowych dotyczących kata można dołączyć parę artykułów. Z racji formy, są to prace krótkie i koncentrujące się głównie na jednym, wybranym problemie, powiązanym z katem. Niemniej jednak, wielką zaletą tych artykułów jest to, iż w większości pisane są w oparciu o materiały archiwalne, które to są dołączone do tychże artykułów, co znacznie podnosi ich wartość naukową i poznawczą.
Nakreślone w pierwszym akapicie popularne wyobrażenie kata nie znajduje w pełni potwierdzenia w przekazach źródłowych z wieków od XVI do XVIII. Obraz kata, jaki można z nich wywieść, nie jest tak jednoznaczny. Pozycja społeczna kata i jego odbiór przez różne warstwy społeczne nie były jednolite. Ponadto zmieniały się również na przestrzeni omawianych wieków. Celem niniejszego artykułu będzie ukazanie tych różnic.
Materiały źródłowe, wykorzystane w niniejszym artykule, stanowią wybór informacji o kacie z wieków od XVI do XVIII i z różnych rejonów Rzeczypospolitej i mają różny charakter. Mianowicie: normatywny – przepisy praw miejskich i kryminalnych, ustawy sejmowe; urzędowy – protokoły z przesłuchań i inne akta sądów kryminalnych, umowy z katem i cenniki czynności katowskich, raporty i lustracje miejskie; pamiętnikarski i rocznikarski; artystyczny tj. literacki – obejmujące dzieła poezji z epoki.
Pragnę zwrócić uwagę na fakt, iż w przytłaczającej większości źródeł wykorzystanych w tej pracy, kat i „sprawy katowskie” występują na marginesie głównego nurtu wydarzeń. Autorzy pamiętników, diariuszy, roczników, etc., koncentrują swą uwagę na innych sprawach. Tak więc, jeśli którykolwiek autor posłużyłby się kłamstwem, to jedynie w sprawach kluczowych dla nich, takich chociażby jak kwestia winy oskarżonego. Sam kat rzadko kiedy wzbudzał w nich większe zainteresowanie, a więc i jego obraz przez nich ukazany wydaje się wiarygodny.
Osoba kata
Dawniej istniało wiele słów i terminów na określenie osoby piastującej tę funkcję. Były to określenia urzędowe, występujące w szeregu uczonych pism prawniczych, określenia potoczne używane przez ogół społeczeństwa i nazwy wywodzące się z grypsery marginesu społecznego. Przedstawię tu te najczęściej spotykane lub wyjątkowe.
Do najczęściej spotykanych można zaliczyć: „mistrz”, „mistrz sprawiedliwości”, magister justitiae, magister, executor justitiae, administrator justitiae, minister justitiae, minister publicus, carnifex, carnifex civilis, tortor, magister tortor, servus civitatis, „małodobry”, „mistrz małodobry”, „mistrz miejski”.
Wyjątkowym zabytkiem leksykalnym jest słowo określające kata w dawniej gwarze złodziejskiej, mianowicie „skruch”. Jak sugeruje Bogdan Walczak, ciężar znaczeniowy słowa zbieżny jest z wyrazem „skrucha” i należy je rozumieć jako określenie tego, „kto potrafi wymusić skruchę lub skruszyć (także w znaczeniu »zgnieść, zmiażdżyć, zniszczyć«) najbardziej nawet zatwardziałego złoczyńcę”. Słowo to jest niewątpliwie unikatem, gdyż przestępcze grypsery stanowiły z założenia język hermetyczny, nieznany ogółowi społeczeństwa. Tylko przez wyjątkowy przypadek dotrwało ono do naszych czasów. Otóż w 1574 roku sądzono w Poznaniu złodzieja, niejakiego Jana z Gołańca. Pisarz, oprócz zeznań, spisał na marginesie piętnaście słów z gwary złodziejskiej, których używał przesłuchiwany i zatytułował je Wałtraska mowa, zwana też inaczej „językiem libijskim”.
Kat nie wykonywał wszystkich powierzonych mu zadań samodzielnie. Biorąc pod uwagę długą listę powinności i wielkość niektórych miast, nie byłby w stanie sam wszystkiego zrobić i dopilnować. Dlatego miał ludzi do pomocy. Nazwy, jakimi ich określano, były różne. Najczęściej źródła wymieniają takie nazwy jak: kacik, katowczyk, butel, szargarz, rakarz, hycel, szelma, oprawca, drzyk, spiculator, subtortor, ludzie katowscy, pachołcy katowscy. Wszystkie te nazwy użyte wobec prawego człowieka były obraźliwe.
Wokół kata, jako osoby niezwykłej, skupiającej wokół siebie tak dużo negatywnych emocji, narosło wiele powiedzeń i obelżywości. Wszystkie one miały negatywne konotacje: „pleść jak na mękach”, „sumienie gorsze kata”, „ki kat (zamiast „ki diabeł”), „niech go kaci porwą”, „czy go tu kaci nanieśli”, „kat ci go wie”, „kat – ostatni urząd”, „daj go katu”, „pal sześć”, „zdrajca, katowskiego godny miecza”. Chcąc kogoś zelżyć, stosowano m.in. takie oto wyzwiska: kat, butel, szargarz, rakarz, hycel, oprawca, szelma, smażygnat, szubienicznik, wisielec. Zaczym mu Piotr Wieprzek odpowiedział: »Ty łżesz niecnotliwy człowiecze, złodzieju, kacie, hyclu coś psy bił«. Wzmacniano wyzwiska, dodając słowo „arcy”, np. arcyszelma, arcyhycel. Używanie wobec innych tego typu wyzwisk poczytywane było za srogą obrazę i ujmę na honorze. Obrażeni w ten sposób często, w celu obrony swego dobrego imienia, występowali na drogę sądową.
** ** *
Ogólny odbiór społeczny kata był uzależniony od kilku czynników: droga do zawodu, urzędowy charakter profesji, zakres czynności przypisanych urzędowi.
Urzędowy charakter profesji
Podstawą istnienia urzędu katowskiego w polskich miastach było prawo magdeburskie. Bartłomiej Groicki poświęca temu urzędowi osobny rozdział – O kacie. […] Urząd jego na tym jest, aby egzekucyją czynił nad złoczyńcą wedle przewinienia rozmaitym karaniem i różną śmiercią.
W miastach funkcjonujących na prawie magdeburskim prawo sądzenia miał wójt. Do pomocy miał ławę. Nie każde jednak miasto mogło wydawać wyroki śmierci i je wykonywać. Niezbędnym do tego było posiadanie przez miasto ius gladii, czyli prawa miecza. Wójt, jako urzędnik sądowy, zawiadywał wszystkim, co z sądownictwem było związane. Kat, jako zaliczany do sądowych sług miejskich, z reguły podlegał służbowo wójtowi i do wójta obowiązków należało zatrudnianie mistrza katowskiego. Przykładem jest tu umowa o pracę z 1763 roku, w której stronami są: JmPan Dominik Karczewski […] woyt miasta stołecznego Poznania [… i] uczciwy Jan Kin mistrz w sztuce y praktyce swoiey mistrzowskiej”. W niektórych miastach bywały inne zależności służbowe, np. w Gdańsku kat podlegał urzędującemu w ratuszu kapitanowi służb miejskich.
W Rzeczypospolitej kat, będący urzędnikiem miejskim, pracował na rzecz sądu miejskiego – ławy. Nierzadko jednak wynajmowali go starostowie, aby wykonać egzekucję na szlachcicu nie podlegającym sądownictwu miejskiemu, lecz grodzkiemu.
Uwarunkowania prawne
Umowy zawarte między katem a Poznaniem zdawały się wychodzić w swych regulacjach naprzeciw społecznemu nastawieniu do osoby kata. Zabrania się w nich mistrzowi sprawiedliwości stawiania swej osoby na równi z mieszczanami i wchodzenia w spory z nimi, aby nikt się nań nie skarżył.
Urząd i osoba kata, mimo społecznej obstrukcji, podlegały ochronie prawnej. Istnieje więc duży rozdźwięk pomiędzy osądem społecznym i traktowaniem go przez literę prawa. Wspomniany już Groicki, w oparciu o istniejące przepisy i własną praktykę sądową pisze, iż kat jest i ma być w obronie królewskiej i innych przełożonych, aby mu dla takiej (jak mówią) sprośności jego żaden gwałtu nie czynił. Tyle teorii. A jak traktowano kata w praktyce? Otóż znane są przypadki, w których kaci w pełni korzystali z praw im przysługujących. Dochodzili swych praw przed sądami lub przed radą miasta. Ciekawym może być przypadek z 1658 roku nieznanego z imienia kata żywieckiego. Zdarzyło się, że podczas prowadzenia skazańców na egzekucję jeden z nich zdołał się wymknąć. W pościg za nim ruszył podstarości żywiecki – Stanisław Bieguński. Dogoniwszy zbiega, ciął go szablą w ramię i katu wziąć kazał, a prawie przymusił. Można się domyślać, iż wzburzony pogonią szlachcic, nie wyobrażał sobie, aby kat odmówił wykonania polecenia. Gdy jednak kat odmówił, doszło między nimi do sprzeczki, a może i nawet do użycia siły – podstarości zapewne był zdenerwowany i uzbrojony w szablę. Nie ma pewności co do szczegółów rozwoju wypadków. Znane jest jednak zakończenie sprawy. O co go kat do grodu pozwał i tam stracić kielka grzywien musiał i kata uspokajał. Niezwykła, lecz wcale nie wyjątkowa to sytuacja. W tym wypadku szlachcic, podstarości, musiał przepraszać kata i płacić mu odszkodowanie. Ów wyrok mógł być podyktowany nietykalnością cielesną kata, taką samą, jak nietykalność woźnego. Przykładów takiego podejścia prawnego do osoby kata jest więcej. Pewien szlachcic pochodzenia litewskiego ugodził nożem poznańskiego mistrza, wskutek czego ten zmarł. Za spowodowanie śmierci kata został ów szlachcic osądzony przez sąd grodzko-miejski, skazany na śmierć i ścięty.
Droga do katowskiej profesji
Niezależnie od tego, w jak wielkiej pogardzie pozostawał kat, to objęcie urzędu miejskiego mistrza sprawiedliwości nie zawsze było łatwym przedsięwzięciem. Istniało kilka dróg dojścia do urzędu. Najprostszą z nich wydaje się być objęcie stanowiska przez przestępcę w zamian darowania kary śmierci. Bywało tak, że jeden ze schwytanej grupy przestępców godził się wykonać wyrok na reszcie towarzyszy. Tak postępował magistrat, gdy w mieście nie było kata, a koniecznie trzeba było wykonać wyrok. Niekiedy miejski kat, potrzebując pomocnika, werbował go sobie spośród skazańców. Czynił to za zgodą władz miejskich. Możliwe też było objęcie urzędu katowskiego w drodze awansu. Pomocnik katowski, nabierający wcześniej praktyki, przejmował urząd po swoim mistrzu. Taka sytuacja miała miejsce w Krakowie w 1782 roku, gdy wcześniejszy katowski pomocnik – Sebastian Kuszewski – wykonał na swym dotychczasowym mistrzu – Antonim Strzelbickim – wyrok śmierci poprzez ścięcie mieczem. Ostatnią z możliwych form objęcia urzędu egzekutora było złożenie prośby, podania o pracę do władz miejskich. Tak uczynił Wincenty Dąbrowski w drugiej połowie XVIII wieku. Wiedząc, iż aktualny kat krakowski jest człowiekiem starym i słabym, a tym samym niezdolnym do pracy, prosił w swym podaniu do władz miasta o przyjęcie go na katowski urząd. Argumentując prośbę, wykazywał swoje nieposzlakowane pochodzenie (jeden z jego rodziców był mieszczaninem krakowskim), doświadczenie i praktykę w zawodzie, na co miał urzędowe dokumenty.
Miasto, decydując się na zatrudnienie kata, zawierało z nim umowę. Działo się tak co najmniej od końca XVII wieku. Dowodem na to jest umowa miasta Poznania z katem z 1698 roku. Z umowy z 1763 roku pomiędzy miastem Poznaniem a Janem Kinem wynika, iż stawiano zatrudnianym w Poznaniu katom spore wymagania. Żądano wysokiej biegłości w sztuce katowskiej, potwierdzonej odpowiednimi dokumentami urzędowymi. Możliwe, iż były to opinie z poprzednich miejsc pracy na katowskim urzędzie. Ponadto żądano, aby w razie chęci opuszczenia urzędu mistrza doskonałego na mieysce swoie stawić, który by był w praktyce mistrzowskiej wydoskonalony. Z tego dokumentu wynika również, iż katem w Poznaniu mógł zostać tylko mężczyzna katolickiego wyznania.
Zakres czynności
Na zakres obowiązków kata składały się cztery umowne grupy czynności. Pierwszą grupę stanowiły czynności procesowe (tortury i obdukcje). Drugą grupę tworzyły czynności związane z egzekucją wyroków sądowych (wykonanie wyroku śmierci zwykłej i kwalifikowanej, innych kar cielesnych, wyświecenie z miasta). Trzecią grupą były czynności hyclowskie-sanitarne (łapanie bezpańskich psów i innych zwierząt, usuwanie i oskórowywanie padłych zwierząt, czyszczenie kloak, oczyszczanie ulic i fos miejskich). Czwartą grupą były czynności nadzorczo-administracyjne (zarząd nad miejskim zamtuzem i związanymi z nim nierządnicami, dbanie o dobry stan techniczny narzędzi jurysdykcji typu pręgierz, szubienica).
Pisząc o czynnościach wykonywanych przez kata, mam na myśli obowiązki wykonywane przez urząd katowski, a nie jedynie osobę kata. Wynika to z faktu, iż często kat w miejscu kaźni lub wyłapując bezpańskie psy, nie pracował sam. Z reguły doglądał jedynie czynności powierzanych swym pomocnikom. Asystował przy torturach i egzekucjach, kierując pracą oprawców, a jedynie w sytuacjach wymagających większego mistrzostwa zabierał się do pracy. Również własnoręcznie odbierał życie skazańcom, np. przez podpalenie stosu czy ucięcie głowy. Oczywiście posiadania pomocników przez kata nie można przyjąć jako obowiązującej zasady. Wszystko zależało od zasobności miejskiej kasy.
Niechęć społeczna do urzędu i osoby kata w dużej mierze wynikała z tortur, które były przypisane do katowskiego fachu. W ówczesnej praktyce prawniczej przyznanie się do winy oskarżonego było istotnym czynnikiem w podjęciu przez sąd decyzji o winie oskarżonego – było „królową dowodów”. Wprawdzie nie było ono konieczne, lecz – jak dowodzi praktyka – bardzo wskazane. I tu właśnie, w całym procesie sądowym, swą pracę zaczynał kat. Niewielu oskarżonym dane było przetrwać przesłuchanie w izbie tortur bez przyznania się. Tym jednak, którzy przeżyli męki i zostali oczyszczeni z zarzutów, należała się nawiązka wypłacana przez osobę pozywającą. Niewielka była to jednak pociecha, gdyż przejście tortur wiązało się z poważnymi uszkodzeniami ciała, z kalectwem włącznie. Ponadto osoba taka była uważana za nieczystą, jak wszystko to, czego dotknął kat. Sąd wypuszczał na wolność byłego oskarżonego pod warunkiem złożenia przezeń przysięgi, iż zaniecha zemsty.
Egzekucja sama w sobie była zemstą społeczeństwa na przestępcy za odstępstwa od ogólnie przyjętych norm prawnych i zwyczajowych. W średniowieczu panował zwyczaj, że o ile egzekucji dokonywał poszkodowany lub ktoś z jego rodziny, to nie przynosiła ona żadnej ujmy na honorze. Wszak zemsta była dopuszczana w średniowiecznej tradycji europejskiej. W państwach niemieckich pierwotnie obowiązek wykonania kary śmierci spoczywał na oskarżycielu. Zapewne z czasem obowiązek ten przeniósł się na najmłodszego z rajców miejskich; mężczyznę, który jako ostatni uzyskał prawa miejskie; woźnego sądowego; jednego ze współwinnych. Gdy zaś obowiązek wykonania zemsty w imieniu poszkodowanego przeszedł na kata pobierającego za to wynagrodzenie, to społeczeństwo obłożyło infamią takiego egzekutora, uważając go za osobę nieczystą, niegodną i zbrukaną – pomimo, iż wszystkie czynności wykonywał w majestacie prawa. Zapewne wynikało to z faktu, iż w świadomości ówczesnych zemsta wykonana przez poszkodowanego lub jego bliskich miała inny wymiar – moralny (zemsta osobista) – niż uśmiercanie, też wprawdzie w akcie zemsty społecznej, ale już za pieniądze.
Sprawne i fachowe wykonanie czynności egzekucyjnych mogło katu przysporzyć sympatii. I odwrotnie, nieudolność mogła dlań skończyć się niedobrze. Nie każdy egzekutor musiał mieć przyrodzone zdolności i odpowiednie przyuczenie do zawodu. W konsekwencji zdarzało się, że taki kat partaczył robotę. A to nie ściął skazańca za pierwszym ciosem, a to źle zawiązał sznur szubieniczny, nieumiejętnie łamał kołem, tak że skazaniec okrutnie się męczył. Za zbyt rażące zaniedbania i błędy kata czekała kara. Najczęściej była to kara chłosty. W skrajnych przypadkach, za okazaną nieudolność podczas wykonywania wyroków śmierci, mogła kata spotkać śmierć z rąk rozjuszonego tłumu. Gawiedź, poruszona okrutnymi mękami i powolną śmiercią skazańca cierpiącego ponad wyrok, dokonywała linczu na kacie.
Kat, jako urzędnik miejski, dbał również o czystość w mieście. Czynił to jednak w ściśle określonym zakresie. Wywoził nieczystości z opróżnianych kloak, usuwał padłą zwierzynę, łapał bezpańskie zwierzęta (często tę czynność wykonywali pomocnicy zwani hyclami). Czynności te, w pojęciu ówczesnych, były hańbiące i nieczyste. Dlatego też odpowiadał za nie kat jako osoba i tak nieczysta i zbrukana fizycznie. Władze miejskie wszystkie te hyclowsko-sanitarne czynności regulowały na piśmie w tzw. „kapitulacjach” zawieranych między radą miejską a katem. „Kapitulacje”, tj. umowy o pracę, zawierają różny stopień uszczegółowienia powyższych obowiązków. Umowy z katem poznańskim zawierają dość ogólne informacje o obowiązkach kata w tym zakresie: wywożenia z miasta padłych zwierząt i chwytania wałęsających się po rynku świń. Znacznie szerzej porusza ten temat „kapitulacja” zawarta między radą miejską w Toruniu a katem Janem Jerzym Dietrichem w dniu18 października 1751 roku Umowa zobowiązywała Jana Jerzego Dietricha do oczyszczania z padliny wałów i ulic publicznych, tak w mieście, jak i na przedmieściach. Miał on przy pomocy swoich pomocników sprzątać wszelką padlinę: koty, psy, konie, bydło rogate. Także ma kazać [pomocnikom – M.P.] pilnie usuwać zanieczyszczenia ludzkim kałem między Brama Starotoruńską a Chełmińską. Bezpańskie psy wyłapywano w tzw. „psie dni”. Zastrzeżono jednak w umowie, aby nie wyłapywać psów zaopatrzonych w obroże. Zabroniono również użycia arkanu do wyłapywania psów i ubijania na ulicach publicznych już tych złapanych.
Wraz z upływem czasu w XVII i XVIII wieku, urząd kata ewoluuje. Największy wpływ ma na to powolna i sukcesywna zmiana zakresu obowiązków katowskich. Wniosków takich dostarcza analiza taryf katowskich, umów i „kapitulacji” zawartych z katem w Gdańsku, Poznaniu, Warszawie, Krakowie, Toruniu i Tczewie. W dokumencie zatytułowanym Ordynacja Policji czyli ochędostwo dla Miasta Warszawy z 1767 roku wśród wymienionych trzynastu obowiązków kata aż osiem stanowią czynności nie związane z torturami i egzekucjami. Ciężar obowiązków katowskich przesuwa się z obszaru śledczo-egzekucyjnego (XVI wiek) w kierunku czynności hyclowsko-sanitarnych (XVIII wiek).
Reasumując – czynnik profesjonalizacji, tj. zarobkowania przez zabijanie innych, spowodował wzrost niechęci do egzekutora. Gdy do obowiązków doszły czynności związane z torturami, obstrukcja społeczna w stosunku do kata się wzmogła, mimo że czynił to z polecenia sądu, jako jego przedłużenie. Również zajmowanie się nieczystościami hyclowsko-sanitarnymi (kontakt z fekaliami, zgnilizną i padłą zwierzyną) jeszcze bardziej wzmagało społeczną odrazę.
Nie wszyscy jednak stronili od mistrzów małodobrych i nie w każdym wzbudzali oni odrazę. Widać to zjawisko podczas wykonywania przez kata dość nietypowej jak dla niego roli, a mianowicie roli medyka. Kat miał prawo do legalnego leczenia tylko urazów zewnętrznych o charakterze chirurgicznym. Doświadczenie w nastawianiu kości i wyłamanych stawów zdobywał przy okazji tortur, po zakończeniu których musiał „poskładać” przesłuchiwanego. Również podczas innych czynności mógł zapoznać się z ludzką anatomią. Wzbogacał tym samym swą „praktykę medyczną”. Mógł więc uchodzić za „eksperta” ludzkiej anatomii. Krakowski kat, Antoni Strzelbicki, terminując u mistrza w Kieżmarku, poznał sekrety lecznictwa. Chwalił się również, że wyleczył wielu ludzi. W Warszawie w 1762 roku Ordynacja policji dopuszczała wykonywanie przez kata kuracji złamań, zwichnięć itp. z wyłączeniem praktyki cyrylickiej, czyli leczenia z zastosowaniem leków o działaniu wewnętrznym.
Pewien doktor medycyny Brosycyusz uskarża się w liście z pierwszej połowy XVII wieku na rosnącą w Polsce konkurencję medyczną. Tę konkurencję mają stanowić: mnisi, baby i kaci. W źródłach XVI-wiecznego Krakowa można odnaleźć ślady działalności leczniczej tamtejszych katów. A to w 1613 roku mistrz leczył złamanie ręki parobka; w 1623 roku wyleczył sługę ratuszowego Wojciecha; w 1691 roku bezskutecznie leczył złamanie ręki u jakiegoś bednarczyka. Król August III, zatwierdzając w 1748 roku Artykuły Konfraterni Cyrylickiej Warszawskiej, wymienia kata pomiędzy osobami bezprawnie zajmującymi się praktyką cyrulicką.
Widać z tego wyraźnie, iż mimo dużej niechęci społeczeństwa do katów mieli oni dość pokaźną liczbę pacjentów – stanowili konkurencję dla doktorów medycyny. Ponadto ich zabiegi medyczne nie ograniczały się jedynie do interwencji chirurgicznych. Świadczy o tym oficjalny zakaz królewski zabraniający katom praktyki cyrulickiej.
++Zobacz drugą część artykułu >>++
Zobacz też
- Informacje na temat czasopisma doktoranckiego „Meritum”
- Procesy czarownic w Lublinie w XVII i XVIII wieku
- Baszta czarownic
Redakcja merytoryczna: redakcja „Meritum”. Redakcja techniczna, skład: Kamil Janicki