Karol Zbyszewski – „Niemcewicz od przodu i tyłu” – recenzja i ocena
Niejaki Karol Zbyszewski to niedoszły doktor historii oraz dziennikarz, który w dwudziestoleciu międzywojennym związany był przede wszystkim z wileńskim dziennikiem „Słowo”, redagowanym przez Stanisława Cata-Mackiewicza. Od 1939 roku przebywał na emigracji, najpierw we Francji, a następnie w Anglii, gdzie osiadł po wojnie i zmarł.
Książka Zbyszewskiego trafiła do rąk czytelników w 1939 roku. Jeszcze przed pojawieniem się jej na rynku koła naukowe poddały ją ostrej krytyce. Warto jednak zauważyć, że było to raczej święte oburzenie niż wytykanie autorowi błędów merytorycznych. Teoretycznie publikacja jest biografią Juliana Ursyna Niemcewicza od momentu jego narodzin do czasu emigracji do Stanów Zjednoczonych. Praktycznie jest to nawet nie pamflet, tylko zwyczajny paszkwil na Rzeczpospolitą czasów stanisławowskich. Ciężko byłoby znaleźć książkę, której autor bardziej nienawidziłby króla Stanisława Augusta i ówczesnej elity politycznej.
Wymowne jest m.in. nazywanie ostatniego monarchy „Kluchosławem”. Użycie takiego zwrotu ukazuje, dlaczego praca ta jest tak nietypowa. Jej największą zaletą jest język i słownictwo. Czynią one książkę Zbyszewskiego wyjątkową w porównaniu z innymi monografiami historycznymi. Swego czasu była to przyczyna jej niepowodzenia, dziś może zapewnić książce drugie życie.
Lepiej nie czytać „Niemcewicza…” w miejscach publicznych. Czynność ta prawie zawsze przerywana jest salwami gromkiego śmiechu. Tym bardziej, że z kolejnymi rozdziałami Zbyszewski pozwala sobie na coraz więcej. Wygląda to tak, jakby autorowi wraz z pisaniem książki stopniowo puszczały nerwy w stosunku do jej bohaterów. Z każdą stroną opowieść staje się coraz bardziej śmieszna, a kulminacją jest wojna w obronie Ustawy Majowej – i tu już zaczyna być też straszno.
Dzięki niezwykłemu stylowi czytelnik błyskawicznie przeczyta tę ponad czterystustronicową publikację. Zrozumienie tematu zaprezentowanego w książce nie sprawia kłopotów, ale na podstawie opinii Zbyszewskiego bardzo łatwo można wyrobić sobie złe zdanie o epoce stanisławowskiej. Przez tę wadę nie zaproponowałbym tej lektury każdemu. Powinien po nią jednak sięgnąć czytelnik, który nie jest zainteresowany obiektywnym przedstawienie faktów, ale lekką książką prezentującą subiektywny pogląd na epokę i nie odstraszą go wszelkie złośliwości obecne na niemal każdej stronie pracy.
Powrócę jeszcze do strony merytorycznej tej publikacji. Na nieszczęście dla bohaterów epoki stanisławowskiej argumenty Zbyszewskiego znajdują potwierdzenie w źródłach. Każdy fakt, a nawet drobny szczególik ma wiarygodną podstawę. Owe szczególiki w najbardziej dobitny sposób pokazują głupotę, tudzież nieporadność polskich elit politycznych końca XVIII wieku. Autor włożył w usta bohaterów swej pracy bardzo niewybredne dialogi, a skonstruowane przez niego opisy są mocno przejaskrawione. Trudno się chyba nie zgodzić, że taka forma raczej nie jest typowa dla prac doktorskich.
Podsumowując, bez wahania polecam tę książkę zarówno amatorom, jak i specjalistom z zakresu historii nowożytnej. Niech stanowi ona nawet nie tyle źródło wiedzy (którym cały czas pozostaje), ale przede wszystkim przyjemną w odbiorze lekturę. Kieruję też do Czytelników prośbę, żeby każdy z nich po przeczytaniu tej pozycji zadał sobie pytanie: czy za króla Stasia mogło mogło być aż tak źle i głupio?
Redakcja i korekta: Katarzyna Grabarczyk