Kaplice kości, czyli człowiek w obliczu śmierci
Śmierć jest zjawiskiem nieuniknionym. Wynika ona z natury istot żywych, a każdy z nas wcześniej czy później podda się jej władzy. Jednocześnie sama myśl o przemijaniu wywołuje w ludziach poczucie dyskomfortu, głęboko skrywanego lęku lub paniki. Kaplice kości są miejscem, gdzie człowiek może skonfrontować się ze swym strachem, oswoić myśli o śmierci, a także być świadkiem niecodziennej – zarówno fascynującej, jak i makabrycznej –formy sztuki.
Ossuarium
W Europie przez wiele stuleci w miejscach grzebalnych istniała praktyka zbierania resztek ludzkich kości, aby następnie oczyścić je i z szacunkiem złożyć do jednego wspólnego miejsca – ossuarium. Termin wywodzi się od łacińskiego słowa ossua oznaczającego kości. Mogła być to budowla lub pomieszczenie przykościelne w którym znajdowały się szczątki ludzkie. Zazwyczaj funkcjonowało ono w obrębie cmentarza. Ossuarium mogło też przyjmować formę intencjonalnie stworzonego miejsca na ziemi cmentarnej, gdzie składano kości zmarłych.
Zmiany, które kreowały podejście do śmierci w kolejnych epokach, również zmieniły podejście do miejsc, w których składano kości. Wydaje się, że główne przesłanie przetrwało i mimo różnych wyobrażeń na temat śmierci i jej przeżywania, ossuarium nadal pozostało formą dialogu między żywymi i zmarłymi.
Krypta Kapucynów w Palermo
Bracia kapucyni założyli swój konwent w Palermo na Sycylii ok. 1565 roku. Idea zbudowania katakumb towarzyszyła im niemal od momentu powstania. Początkowo zmarłych chowano na cmentarzu, ale bracia po odkryciu, że ciała nie uległy tak znaczącemu rozkładowi przenieśli je do podziemi klasztoru i w pewien sposób wcielili je znów do zakonu.
Budynek klasztoru znajduje się na spokojnym placu. Towarzyszy mu cmentarz, który zaczął sprawnie działać dopiero w XIX wieku. Wejście znajduje się trochę na uboczu. Schodząc schodami na dół człowiek nie jest przygotowany na to, że za chwilę przekroczy przejście do innego wymiaru, w którym dominującą rolę przejmują zmarli.
Pierwszym wrażeniem jest przestronność i nieoczekiwana w takich miejscach jasność. Korytarze są bardzo długie i wysokie. Na każdej ze ścian ustawiono rzędy umarłych. Wszystkie przyjmują pionową postawę, a ich marne szczątki przytrzymywane są za pomocą prętów i gwoździ. Widok ten z jednej strony budzi przerażenie, ale również zmusza do zadumy nad przemijaniem.
Korytarze są podzielone na duchownych i osoby, które za życia zajmowały się odmienną profesją. Najczęściej byli to lekarze i prawnicy, ale też m.in. żołnierze. Osobną ścianę otrzymały również kobiety, a w jednej z bocznych kaplic znajduje się miejsce przeznaczone dla młodych panien, których życie wygasło jeszcze przed zawarciem małżeństwa. Miały one być nieskazitelną ozdobą wśród rozkładu, ale z czasem same mu się poddały. Kaplica dziewic jest chyba jednym z miejsc, które najbardziej potęguje strach. Same szczątki go jednak nie wywołują – bierze się on ze świadomości, że te niegdyś młode dziewczęta, które zgodnie z tradycją przybrane są w białe suknie i wianki, stanęły na granicy i nie zdążyły jej przekroczyć. Jest to więc pierwotny strach przed śmiercią i zbyt szybkim przemijaniem, bo czy nie ma lepszego miejsca, aby się nad tym zastanawiać? Osobne miejsce otrzymały również ciała dzieci, które znajdują się w niewielkiej kaplicy. Ich małe ciałka, na wzór pozostałych, w większości także są przymocowane do wapiennych ścian katakumb. Małe zwisające ciałka dzieci dziś raczej przypominają upiorne lalki z filmów grozy, dlatego zwiedzający może w tej kaplicy czuć się dość nieswojo.
Chyba najbardziej niezwykłym zjawiskiem wśród postępującego rozkładu jest przypadek Rosalii Lombardo – małej śpiącej królewny. Gdyby nie trumna oraz zabrudzone kurzem i wiekiem poduszki i prześcieradła, można by pomyśleć, że ta mała dziewczynka zasnęła wczoraj. W 1920 roku Rosalia zmarła na zapalenie płuc mając zaledwie dwa latka. Zrozpaczony ojciec poprosił o pomoc słynnego balsamistę Alfredo Salafiego. Wykonał on swoją pracę tak doskonale, że dziewczynka po dziś dzień wygląda jakby nadal tkwiło w niej życie. Jej ciało zachowało się w praktycznie nieskazitelnym stanie. Przetrwały również włosy i rzęsy. Dziś jest postrzegana i traktowana niczym mała bogini – jej obraz zapada w świadomość, gdyż ukazuje cienką linię, która dzieli życie i śmierć.
Najstarsza zawieszona w Palermo mumia pochodzi z 1599 roku i należy do mnicha Silvestro da Gubbio. Zastanawiające jest skąd w Palermo wziął się w ogóle zwyczaj balsamowania zwłok? Z jednej strony mógł to być czysty przypadek – zauważono, że wapienne ściany katakumb oraz odpowiedni mikroklimat tego miejsca sprzyjają ich zachowaniu. Z drugiej strony Sycylia jest miejscem wielokulturowym, dlatego można pokusić się też o teorię, że jest to obyczaj obcy, ale zasymilowany. Być może mumifikacja również była echem dawnego, jeszcze przedchrześcijańskiego rytuału, który opierał się na magicznej mocy zmarłych, która była w stanie pomóc śmiertelnikom wkroczyć w zaświaty. Ta ostatnia koncepcja jest nawet rozsądna, jeżeli weźmiemy pod uwagę kaplicę w Palermo. Trudno w końcu poradzić sobie z uczuciem, które wzbudzają umieszczeni tam zmarli – wydają się być zatrzymani w pół kroku w podróży przed wiecznością. Miejsce to jest obdarzone magiczną aurą, ukazującą uniwersalne zmagania między życiem i śmiercią. Może rzeczywiście w tym sensie jest to granica, która nie rozdziela, lecz łączy świat żywych ze światem martwych.
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!
Paryskie katakumby
Paryskie katakumby można uznać praktycznie za drugie miasto znajdujące się we władaniu zmarłych. Wskazuje na to ich powierzchnia – olbrzymie ossuarium rozciąga się na obszar 770 hektarów oraz długość 50 kilometrów. Katakumby powstały na miejscu dawnych, wyeksploatowanych wapiennych kamieniołomów Denfert-Rochereau. Geneza ich powstania wiąże się głównie z przeludnieniem miasta, a tym samym przeludnieniem cmentarzy. Król Ludwik XVI ze względów sanitarnych, obawiając się kolejnej epidemii dżumy, zlecił architektowi odpowiedzialnemu za renowację tuneli w kamieniołomach, aby ten zaczął znosić tam szczątki ludzkie z „Cmentarza Niewiniątek”. Ten najstarszy i zarazem największy paryski cmentarz ze względu na przesyt zwłok miał zakaz zakładania nowych pochówków już w 1780 roku, a w 1785 oficjalnie go zamknięto. Ludwik XVI chciał, aby wielkie miejskie cmentarze stopniowo były likwidowane i przenoszone do nowopowstałych katakumb. Miało to choć w małym stopniu rozwiązać problem higieny, a być może nawet zlikwidować problem epidemiologiczny.
Przenoszenie wszystkich ludzkich szczątek do Paryskich Katakumb zakończyło się dopiero w 1860 roku. W 1810 roku Louis-Étienne Héricart de Thury postanowił zrealizować swój projekt uporządkowania zgromadzonych kości. Chciał przekształcić to bezkształtne ossuarium w niezwykłe mauzoleum, które potem będzie można udostępnić zwiedzającym. Chciał, aby miejsce to zmuszało do refleksji nad przemijaniem.
Do roku 1995 samodzielne zwiedzanie katakumb było legalne. Dziś jest to możliwe jedynie w ramach wycieczki z przewodnikiem. Trasa, która obejmuje zwiedzanie jest zaledwie ułamkiem tego, co można w Paryskich Katakumbach zobaczyć. Wejście do nich znajduje się przy stacji metra Denfert-Rochereau. Przed wejściem do Katakumb znajduje się napis: „Stój! To zejście do imperium śmierci”. Sama trasa obejmuje około 2 kilometrów, a zwiedzanie trwa 45 minut. Wśród „atrakcji” można zobaczyć fasady z czaszek oraz kości, niekiedy ułożonych bezwładnie, ale i przyjmujących kształty krzyża lub serca. Zwiedzający będzie mógł również podziwiać rzeźby, a nawet kaplice stworzone z ludzkich szczątek. Katakumby Paryskie przytłaczają. Korytarze z kości ludzkich ciągną się bez końca, choć to nie powinno nikogo dziwić, skoro zawarty jest w nich zbiór około sześciu milionów kości.
Kaplica św. Michała w Hallstatt
W austriackim miasteczku Hallstatt na stromych skałach góry Hallberg stoi niewielki dwunastowieczny kościółek pod wezwaniem świętego Michała. W jego piwnicy znajduje się mała kapliczka, która równie dobrze mogłaby sprawować funkcję karneru, czyli miejsca w którym składano ludzkie szczątki po likwidacji grobów. Tradycja karnerów czy też kostnic – miejsc przeznaczonych na wtórny pochówek kości – była kiedyś powszechna, dziś jest już jednak zapomniana. Kaplica św. Michała jest więc tym bardziej miejscem wyjątkowym, zważywszy, że znajduje się w niej największa kolekcja malowanych czaszek.
W przybliżeniu znajduje się tam około 600 czaszek, co jest prawie połową całkowitego zbioru znajdującego się w kostnicy. Liczba ta jest i tak zwodnicza, gdyż szacuję się, że na przełomie wieków kaplica mieściła ok. 4000 czaszek. Spora część zawartości ossuarium została z pewnością przeniesiona i poddana badaniom antropologicznym.
Kolekcja halsztackich czaszek jest cennym źródłem do badań genetycznych – są one ustawione grupami, które reprezentują ich więzi rodzinne. Ponadto każdej z czaszek towarzyszą dość kompletne informacje o dacie narodzin, zawarciu małżeństwa i zgonie. Przechowywane są one w księgach parafialnych, a zawarte w nich zapisy sięgają nawet XVII wieku. Jest to doskonała sytuacja, aby odtworzyć rodowody, ocenić stopień pokrewieństwa, a także ustalić, czy pewne cechy fizyczne są dziedziczone genetycznie.
Czaszki ułożone są w rzędach na drewnianych półkach kaplicy, pod którymi starannie poukładano kości długie. Oprócz imienia i daty śmierci spisanych na czole, czaszki zdobiono przeróżnymi motywami. Najbardziej klasycznym wzorem były okalające wieńce, które w zależności od płci przybierały postać kobiecych kwiatowych wianków oraz surowszych, przeznaczonych dla mężczyzn, wiązanek liści bluszczu lub laurów. Niektórym przedstawieniom roślinnym nadawano szczególne symboliczne znaczenie. Róża przywoływała na myśl miłość, bluszcz z kolei wieczne życie. Liście laurowe oznaczały zwycięstwo, a liście dębu chwałę. Inne motywy są ściśle związane z symboliką memento mori. Z przodu kaplicy znajdował się ołtarz z krzyżem. W tym miejscu ustawiono czaszki o najbardziej niezwykłym i bogatym zdobieniu – przy samym krzyżu znajdowały się dwie, z których oczodołów wypełzywały węże.
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!
Ułożenie czaszek, obserwacja motywów i zdobień, jakie na nich występują, również jest pewnym elementem narracji o człowieku. Przekazują nam one opowieść o życiu, obyczajach i ówczesnym stosunku do śmierci. Widząc samą czaszkę, czasem już nie widać w niej człowieka. W przypadku tych zdobionych halsztackich można śledzić daty, a czasem nawet wypisane profesje. Tworzy to wyobrażenie o ludzkiej historii. Zdobienia nadają wrażliwości i pozwalają dostrzec uczucie, jakim bliscy darzyli zmarłego.
Można się zastanowić, dlaczego taka forma ossuarium nadal funkcjonuje. Wynika to przede wszystkim z pragmatyzmu, determinowanego formą ukształtowania terenu, ograniczającą przestrzeń cmentarną. Zmarli nie mogą pozwolić sobie na komfort wiecznego spoczynku w jednym kawałku ziemi. Powtórny pochówek jest nieunikniony, gdyż po jakimś czasie należy zwolnić kwatery nowym grobom. Podobno kiedyś próbowano składać trumny pionowo, ale pomysł z Domem Kości okazał się znacznie praktyczniejszy.
Kościół w Nyamata – pomnik pamięci
W przeciwieństwie do innych przedstawionych powyżej przykładów, kościół w Nyamata w Rwandzie jest pomnikiem pamięci. Krwawa historia tego miejsca jest nadal żywa, gdyż rozgrywała się ona stosunkowo niedawno – sięga roku 1994 i wydarzeń związanych z ostatnią falą ludobójstwa w Rwandzie, kiedy to Hutu w najokrutniejszy możliwy sposób dziesiątkowali społeczność Tutsi.
Świątynie podczas pogromów, które zresztą nie pierwszy już raz zdarzały się na tych ziemiach, stanowiły tradycyjnie miejsce schronienia. Niestety tym razem ów azyl okazał się piekłem. W małym kościółku w Nyamata stłoczyło się ok. 10 tysięcy Tutsi. Nie mieli oni szans w starciu z granatami, które Hutu wrzucali każdym możliwym otworem. Ci, którym udało się przetrwać pierwszą falę, nie mieli już szans w drugim starciu. Każdy, który przeżył atak, zostawał z miejsca zamordowany w niezwykle bestialski sposób.
Odwiedzając Nyamata Memorial Site z początku wstępuje się do kościoła. Pierwsza rzecz, która zwraca uwagę to ławki. Znajdują się na nich stosy brudnych szmat, które w rzeczywistości były ubraniami ofiar. Jest ich ogrom. Następnie uwagę przyciąga ołtarz, a raczej materiał, który go pokrywa. Widnieją na nim plamy krwi. Każdy metr kwadratowy tego miejsca jest świadectwem bezsensownego okrucieństwa, którego był w stanie dopuścić się człowiek. Ceglane ściany wnętrza kościoła nadal są pokryte krwią ofiar, widać w nich ślady kul i odłamków granatu.
Schody prowadzą do kostnicy, znajdującej się w piwnicy pod kościołem. Miejsce to pokryte jest białymi kafelkami i jego sterylna czystość tworzy kontrast z tym, co spotyka się nad nią. Uwagę zwraca wystawiona trumna. Znajdują się w niej zwłoki kobiety, która została zgwałcona, a następnie wbita na pal. Jej przykład ukazuje, jak daleko byli w stanie posunąć się Hutu w swej bezsensownej nienawiści. Na poziomie powyżej trumny w szklanej szafce ustawione są półki, które zawierają wiele czaszek i kości oraz kilka eksponatów. Wśród nich można wyróżnić karty, po których mordercy Hutu rozróżniali Tutsi.
Za kościołem znajduje się duży metalowy dach, który osłania dwie krypty, będące jednocześnie masowymi grobami. Szczątki ułożone są na dwóch wysokich rzędach półek. Od podłogi do sufitu znajdują się kości i czaszki ofiar ludobójstwa. Na niektórych zachowały się ślady pęknięć i dziur pozostawionych przez maczety i inne „narzędzia” zwyrodnialców.
Szczątki ludzkie znajdujące się w tej świątyni mają przypominać o niewyobrażalnej zbrodni od której świat odwracał oczy – niech więc teraz patrzy i przypomina sobie o własnej winie. Ciekawe jest, że wnętrze świątyni ozdobione jest fioletowymi i białymi szatami, które są symbolicznymi kolorami Rwandy, a jednocześnie barwami żałoby oraz nadziei.
Przedstawione powyżej kaplice kości są przede wszystkim miejscami, w których człowiek w tych zabieganych czasach może choć na chwilę oderwać się od codzienności i poświęcić się refleksji nad przemijaniem. Jest to bardzo trudne, gdyż w naszej epoce śmierć została poddana totalnej marginalizacji. Ludzie nie chcą o niej myśleć ani rozmawiać. Takie doświadczenie mogłoby dla wielu z nas być jednak wyzwalające.
Bibliografia:
- Ariès Philippe, Człowiek i śmierć, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1992.
- Koudounaris Paul, The Empire of Death. A Cultural History of Ossuaries and Charnel Houses, Thames & Hudson, Londyn 2014.
- Toynbee Arnold, Człowiek wobec śmierci, Państwowy Instytut Wydawniczy, Warszawa 1973.
- Vovelle Michel, Śmierć w cywilizacji Zachodu. Od roku 1300 po współczesność, Słowo, obraz, terytorium, Gdańsk 2004.
Redakcja: Tomasz Leszkowicz
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite! Dowiedz się więcej!
Ten artykuł powstał dzięki Waszemu wsparciu w serwisie Patronite, a jego temat został wybrany przez naszych Patronów. Wesprzyj nas na Patronite i Ty też współdecyduj o naszych kolejnych tekstach! Dowiedz się więcej!