Kampania w niemieckiej Afryce Południowo – Zachodniej 1914-1915 (cz. III)
++<< Zobacz też poprzednią część artykułu++
Żołnierze zgrupowani w oddziałach konnych, na których oparte były krajowe siły obronne pomyślane jako siły szybkiego reagowania, mieli duże doświadczenie wojskowe – dzięki szkoleniom i niedawno odbytej wojnie 1899 – 1902. W Namibii pokazali również swoją dużą skuteczność ofensywną, pod energicznym dowództwem dokonując niezwykłych manewrów i szybkich przemarszów przez tak trudne tereny, jak pustynie Namib i Kalahari. Strategia gen. Bothy przyniosła efekty – oparta była na współdziałaniu operujących w różnych rejonach kolumn mobilnego wojska, którego szybkość pozwalała na narzucanie Niemcom tempa i nie dopuszczała do przejęcia inicjatywy przez wroga. Szyk ofensywny przyjęty przez Burów okazał się bardzo skuteczny – artyleria i oddziały zaopatrzeniowe posuwały się powoli w centrum, lecz właściwy rozmach nadawały kampanii konne formacje piechoty. Dokonywały one szerokich objazdów zwiadowczych i jednocześnie dezorganizowały obronę Niemców, którzy – zanim nadarzała się sposobność stawienia oporu wojskom południowoafrykańskim – musieli się pośpiesznie wycofywać by nie zostać okrążonymi.
Jak farmerskie wojsko bez dyscypliny pokonało armię niemieckiego imperium?
Żołnierze burscy byli przygotowani na wojnę pełną niewygód, brak wody i żywności, a także długie okresy nieprzerwanej konnej jazdy. Przy siodle członek burskich oddziałów miał wszystko co najpotrzebniejsze – broń, ładownicę z amunicją, płaszcz, koc do spania, chlebak i manierkę. Dodatkowe pasy z amunicją narzucał sobie na ramiona. Dobrze znoszący drobniejsze rany, Burowie nie potrzebowali ustawicznej opieki medycznej. Nie nosili mundurów tylko farmerskie luźne ubrania, głowę zabezpieczając przed słońcem kapeluszem z szerokim rondem. W wojsku burskim nie obowiązywała ścisła dyscyplina – szeregowcy nie salutowali oficerom, a podczas rajdów na niemieckim terenie zdarzało się iż samowolnie oddalali się, urządzając małe polowania. Jako urodzeni jeźdźcy nie musieli zbyt często schodzić z siodła. Wojna w ich pojęciu polegała głównie na szybkich konnych manewrach – choć stanowili konną piechotę, to walczyli głównie jak kawaleria, podczas śmiałych szarż strzelając z siodła. Różnili się pod wieloma względami od imperialnych żołnierzy rodezyjskich czy poborowych z Natalu i Kolonii Przylądkowej, którzy zachowywali w walce i w marszu reguły żelaznej dyscypliny, stąd często dochodziło do waśni między nimi.
Burowie byli bardzo zżyci ze swoimi rodzinami, co utrudniało utrzymanie porządku w oddziałach na froncie podczas rebelii w kraju – większość ludzi chciała wracać do domu i bronić swych bliskich i majątków. Gen. Botha pojechał na wojnę z żoną Annie, córką i 11-letnim synkiem Jantje, podczas gdy jego najstarszy syn – Manfred – już od jakiegoś czasu był na froncie. Żona zajęła się wkrótce organizacją szpitala polowego w Swakopmund, zszokowana jego fatalnym stanem sanitarnym, czym zaskarbiła sobie wdzięczność żołnierzy. W korespondencji Bothy z gen. Smutsem pojawia się motyw obniżenia się morale żołnierzy z powodu nie otrzymywania listów z domu. Okazało się, iż wynikło nieporozumienie – żołnierze w Namibii mieli nie nalepiać znaczków na listach do kraju, natomiast ich żony zrozumiały że również nie muszą tego robić – w ten sposób poczta nie dostarczała w ogóle listów dla wojska. Generał Botha musiał podczas kampanii rozwiązywać liczne tego typu problemy, które w ciężkich warunkach walki mogły skomplikować sytuację. Gdy zmuszony do kilkumiesięcznego stania w miejscu gen. McKenzie odmówił rozpoczęcia ofensywy bez zaopatrzenia, Botha przysłał mu najlepsze działa okrętowe i zjawił się osobiście, by podwyższyć morale jego ludzi – żołnierzy z Natalu. Poważnym kryzysem z punktu widzenia samopoczucia żołnierzy groziła bezczynność w warunkach dokuczliwego klimatu. Było to jednak nie do uniknięcia – zanim mogła ruszyć ofensywa należało przeprowadzić ogrom prac transportowych, by przerzucić armię w głąb interioru. Botha – człowiek z natury niecierpliwy – nie mógł znieść opieszałości swoich inżynierów i saperów, pracujących jednak od rana do nocy przy zniszczonych nasypach i torach kolejowych, wykrywaniu min i posyłaniu pociągów z zaopatrzeniem na pozycje wojsk. Zastosowanie przez Niemców min oburzyło Burów, którzy mieli swoje wyobrażenie o wojnie jako o okazji dla każdego mężczyzny do zdobycia sławy, wykazania się honorem i odwagą, wreszcie zaszczytnej śmierci. Widzieli śmierć swych towarzyszy broni od min, i uważali iż zabijanie w taki sposób odbiera człowiekowi godność, pokonaną przez techniczne wynalazki.
Zatruwanie studni czyli... niemiecka taktyka wojenna
Jednak prawdziwą burzę spowodowali Niemcy zatruwając studnie w zdobywanych przez wojska Unii miejscowościach. Było to w opinii Burów działanie nie mieszczące się w zakresie cywilizowanych działań wojennych; po prostu „nie fair” w wojnie traktowanej przez nich trochę jak zawody sportowe. Gen. Botha, dowiedziawszy się o tej niemieckiej taktyce, zadepeszował do podpułk. Victora Franke – w ostrych słowach piętnując barbarzyństwo takiej wojny i powołując się na artykuł 23.a Konwencji Haskiej z 1907 r. definiujący wskazane działanie jako wykraczające poza ustalone prawa wojenne. Franke, zdając sobie sprawę z totalnego charakteru wojny prowadzonej przez Niemcy, nie przejawiał równiej burskiemu premierowi wrażliwości na zasady prowadzenia wojny. Mimo to usprawiedliwiał się, twierdząc iż jego ludzie zawsze zostawiają karteczki z ostrzeżeniem, jeśli woda w istocie jest zatruta. Burowie mówili, że nigdy nie było żadnych karteczek, a Botha groził osobistym pociągnięciem do odpowiedzialności Frankego po wojnie, jeśli nie przerwie tego procederu, co też poskutkowało.
Kwestia ta okazała się być tak drażliwą z uwagi na ogromne problemy z wodą w Afryce Południowo – Zachodniej – nierzadko ta znajdowana w jamach kopanych w korytach rzek i tak nie nadawała się do picia, obojętne więc było czy Niemcy zatruwali ją w innym miejscu. Na wybrzeżu woda ze studni była w dużym stopniu zasolona, co także czyniło ją niezdatną do spożycia. Podczas uciążliwych walk na pustyni żołnierze obu stron rozwinęli coś w rodzaju handlu wymiennego – Niemcy nie musieli pić miejscowej wody dzięki piwu, którego mieli pod dostatkiem, zdarzało się więc iż w opuszczonym obozie Burowie znajdowali kilka butelek z piwem i dołączoną prośbę o papierosy. Wyjściem było organizowanie transportów z wodą, którą dowożono na statkach a następnie przechowywano w specjalnych zbiornikach, gdzie jednak nie mogła pozostawać zbyt długo ponieważ szybko gorzkniała. Pierwszoplanową sprawą było więc dostarczenie środków transportowych – czym zajmował się w kraju gen. Smuts, którego korespondencyjnie gen. Botha informował o nowych potrzebach armii. I tak na statkach przez ocean i promami przez rzekę Oranje przerzucano do Namibii tabor kolejowy, lokomotywy, wozy, muły, konie, wielbłądy i ciężarówki, które Smuts sprowadzał także ze Stanów Zjednoczonych. Najważniejsze były konie, które musiały wytrzymywać długie podróże transportowcami przez ocean, a następnie potrzebowały dużo świeżej wody. Dochodziło do sytuacji, gdy oddzielnie wysłane formacje Burów przybywały na miejsce, lecz nie było dla nich koni, które w ogóle nie docierały do punktu zgrupowania. Gen. Botha zarządził śledztwo i wyszło na jaw, iż oficerowie zaopatrzeniowi działając w zmowie dopuszczali się kradzieży, dzieląc konie między siebie. Oficerowie ci zostali odesłani do Kapsztadu, a kontrolę nad przerzutem koni przejął wyznaczony przez Bothę członek sztabu głównego. Z żywnością dla wierzchowców sytuacja była lepsza, w głębi kraju bowiem teren przeobrażał się w sawannę z dużą obfitością trawy.
Wojna białych i rasowe zniewagi
Podczas kampanii gen. Botha stanął przed jeszcze jednym problemem – stosunku do tubylców. W armii południowoafrykańskiej czarni pełnili wyłącznie rolę tragarzy, co wynikało w dużej mierze z rasistowskich poglądów większości Burów. Propaganda towarzysząca kampanii głosiła, iż wojska burskie przybyły by uwolnić uciemiężone plemiona Afryki Południowo – Zachodniej od niemieckiej tyranii. Odwoływano się do pamięci o zbrodniach Niemców z czasów wojny z Hererami i Hotentotami. Gdy Niemcy rozpoczęli ewakuację swoich jednostek z południa kolonii do Windhuk, 18 kwietnia 1915 r. wybuchły rozruchy plemienia Bastardów osiadłego w okolicach miasta Reheboth. Zabito kilku niemieckich farmerów, spalono ich majątki, a wódz Bastardów Cornelius van Wyk dowiedziawszy się o obecności pierwszych patroli burskich w pobliżu, osobiście pojechał by spotkać się z generałem Bothą i zaoferować swój udział w walce z Niemcami. Z uwagi na związki krwi Burów i Bastardów liczył on na przychylne odniesienie się do jego inicjatywy, lecz choć dobrze przyjęty, spotkał się z odmową. Generał odżegnał się od wszelkiego pokrewieństwa z Bastardami, według niektórych przekazów mówiąc iż jest to „wojna białych”, stąd nie potrzebuje ich pomocy. Wykorzystywano tubylców biorąc ich do prac inżynieryjnych, wykrywania min i jako przewodników. Zdarzył się jednak też przypadek użycia autochtonów do sprawdzania czy woda w studni została zatruta. Ku ogólnej uciesze mianowano murzyńskiego chłopca „nieoficjalnym probierczym wody” jednego z pułków strzeleckich. Jeńcy burscy zaś, zgromadzeni przez Niemców w jednym z obozów jenieckich na północy, najbardziej mieli im za złe to, że do ich pilnowania oddelegowali czarnych Hotentotów, co wzięto za dotkliwą zniewagę.
Niemiecka taktyka odwrotu
W połowie maja 1915 r. sytuacja wojsk niemieckich była trudna – bez walki opuściły stolicę i pozwoliły wrogowi zająć większość kraju, samemu będąc zmuszonymi do odwrotu na północ – do baz zaopatrzeniowych. Zgodnie z memoriałem swojego poprzednika, od początku 1915 r. podpułkownik Franke ograniczał działania Schutztruppe do powstrzymywania marszu wroga – głównie poprzez niszczenie linii kolejowych, jednocześnie wykorzystując je do szybkiego przerzucania jednostek w głąb kraju. Strategia opóźniania postępów wroga dopuszczała możliwość sporadycznych ataków – takich jak wypad Heydebrecka pod Sandfontein – lecz jednocześnie nakazywała przebijanie się w sytuacji grożącej okrążeniem.
Wobec miażdżącej przewagi liczebnej Burów ataki stały się niemożliwe – dochodziło do nich tylko podczas odwrotu na północ, jak pod Gibeon, czy też przypadkowo – jak w czasie rekonesansu pod Trekkopjes. Poszczególne jednostki stawiały opór wyłącznie w przypadku gdy nie było szans na wycofanie się – kończyło się to szybką ich kapitulacją. W warunkach nagłego ataku licznych sił burskich, które konno zajeżdżały Niemcom drogę ucieczki ze wszystkich stron, walka wydawała się bezcelowa. Taktyka niemiecka okazała się nieskuteczna wobec wojsk Unii. Oddziały niemieckie również składały się z konnej piechoty, lecz w odróżnieniu od Burów – walczącej jako piechota, po zejściu z koni. Mobilność zapewniała Niemcom kolej, lecz z drugiej strony powodowało to, iż kierunki posunięć Schutztruppe były całkowicie przewidywalne, podczas gdy nie mogli oni przewidzieć zbyt szybkich i licznych manewrów burskich. Taktyka Niemców zakładała możliwość okopania się i obrony pozycji w górach na południu kraju, z dodatkowym wsparciem artylerii, jednakże nie przewidziano iż Burowie – niezbyt odporni na zmasowany ogień – po prostu ominą przeszkodę i pójdą naprzód, wysyłając mniejszy oddział by blokował obrońców. Niemcy nie mogli powstrzymać ruchów nieprzyjaciela na ich tyłach – a ponieważ starali się nie rozpraszać swoich sił, tak więc podejmowali odwrót, wiedząc że obrona i tak nie zahamuje marszu Burów. Franke zdawał sobie sprawę z atutów wroga – przewagi liczebnej i mobilności zapewnianej przez konie – starał się więc uderzyć w samą podstawę burskiej ofensywy. Wydał rozkaz by żołnierze strzelali do koni, co istotnie przyczyniło się do sporych strat, natychmiast jednak pokrywanych transportami ze Związku. Ochrona koni stała się jednym z głównych zadań burskich oficerów, gen. Botha poświęcił tej kwestii miejsce w korespondencji z gen. Smutsem, gdy ten objął dowództwo na południu.
Co dzień wołowina. „Fatalne” warunki w niemieckich obozach
Niemcy, choć oskarżani o barbarzyństwo związane z zatruwaniem studni i stosowaniem min ziemnych, przestrzegali zasad Konwencji Haskiej odnośnie traktowania jeńców. Na początku kampanii w okolicach Tsumeb na północy zbudowali obozy jenieckie, dokąd trafili już żołnierze gen. Lukina spod Sandfontein. Jeńcy byli tam dobrze karmieni, choć skarżono się na monotonię wołowiny. Mieli sporo rozrywek – pozwolono im zatrzymać noże, którymi rzeźbili w drewnie, uprawiali sport, robili różne występy, czytali książki. Wykorzystywano ich do pracy przy torach kolejowych lub w warsztatach, za co otrzymywali wynagrodzenie pozwalające na zakup tytoniu, jedzenia i ubrań, w które mogli się zaopatrzyć w pobliskim mieście. Podczas robót zaczęły nawet mnożyć się kradzieże. Mimo tych warunków strona burska do swej listy oskarżeń wobec Niemców dołączyła też te dotyczące... fatalnej sytuacji w obozach.
Wojna bez cywilów?
Interesującą kwestią jest także stosunek władz kolonialnych do niemieckiej ludności cywilnej. Choć przed wojną robiono wszystko by ściągać do kolonii jak najwięcej osadników wraz z rodzinami, to w warunkach wojennych ani gubernator Seitz ani dowódcy Schutztruppe nie przejawiali zainteresowania ich losem, nie próbowano nawet porozumiewać się z wojskami Unii aby chociaż uzyskać dla ludności gwarancji bezpieczeństwa. Nie przygotowano dla niej zapasów żywności, którą zgromadzono dla wojsk kolonialnych. Tylko niewielka część oddziałów miała bronić farm przed ewentualnym powstaniem murzyńskim – gdy jednak wybuchło wśród Bastardów, nie próbowano go tłumić. Wcześniej, w Luderitzbucht, pozostawiono cywilów samym sobie – próbowali oni dotrzeć do swoich wojsk, one jednak pośpiesznie wycofały się, aż Burowie okrążyli wszystkich i odesłali do ZPA. Szczególnie beztrosko władze kolonialne postąpiły z kobietami i dziećmi, które przed wojną pełniły tak ważną rolę w polityce kolonizacyjnej. Blisko 3 tys. kobiet i dzieci pozostawiono w Windhuk bez środków do życia. Mężczyźni pojechali na północ wraz z Schutztruppe, natomiast kobiety – nauczycielki, telefonistki, bufetowe – pozostały bez pracy w wymarłym mieście. Po wkroczeniu wojsk burskich 12 maja dla wielu z nich jedynym wyjściem stała się prostytucja. Gdy tylko siły burskie opanowały miasto, gen. Botha kazał ludności zebrać się przed ratuszem, gdzie wygłosił przemówienie po angielsku, niemiecku i holendersku, proklamując tutaj prawo wojenne, obowiązujące odtąd na wszystkich terenach okupowanych przez wojska południowoafrykańskie. Ogłaszał, iż zagrożona ludność może oddawać się pod opiekę jego armii, gdzie otrzyma żywność, a ci którzy będą chcieli zostać na swoich farmach mogą to uczynić, lecz gdy wymagać tego będzie sytuacja wojenna, na jego rozkaz zostaną deportowani do innego rejonu kolonii. Botha oficjalnie raz jeszcze potępił postępowanie niemieckich sił kolonialnych, mówiąc o zatruwaniu studni.
Burowie w zetknięciu z niemiecką misją cywilizacyjną. Próba zawieszenia broni
W Windhuk naczelny wódz zamierzał stacjonować jakiś czas by pozwolić swojej armii odpocząć. Zdobyto nieuszkodzoną radiostację, 12 lokomotyw i trochę broni – cel został osiągnięty, jednak kampania zdaniem Bothy musiała zostać doprowadzona do końca – czyli do zniszczenia Schutztruppe. W tym czasie doszło w ZPA do ostrych wystąpień antyniemieckich wyrażających oburzenie po zatopieniu przez Niemców „Lusitanii”. W takich warunkach Botha czuł dodatkową presję, by jak najszybciej doprowadzić walkę do zwycięskiego końca. Tymczasem jego żołnierze podziwiali niemiecką cywilizację, spędzając czas w stołecznym mieście, kontrastującym z opustoszałym krajem. Położone na malowniczych wzgórzach Windhuk, składało się z wielu solidnych domów przypominających styl budowania w Rzeszy. Spośród nich wyróżniał się budynek w formie stylizowanej na średniowieczny zameczek. W centrum miasto przecinała wybrukowana szeroka ulica – Kaiser Wilhelmstrasse, przy której Burowie znaleźli klub oficerski będący obecnie jedynym źródłem rozrywki.
Niemcy zdawali sobie sprawę iż celem Unii było opanowanie portów i stolicy kolonii, dlatego po zajęciu tych obiektów przez wroga uznali, iż teraz można będzie wynegocjować zawieszenie broni. Ich pokojowe intencje wzmocnić miało oddanie Windhuk bez walki.
Gubernator Seitz telefonicznie umówił się z gen. Bothą na rokowania, które odbyć się miały 20 maja w Giftkop, kilkadziesiąt km na północ od Karibib. Tego dnia rozpoczął się 48- godzinny rozejm, który zamierzano spożytkować na rozmowy. Dr Seitz rozpoczął przypominając incydenty graniczne z sierpnia 1914 r., insynuując iż to Burowie rozpoczęli wojnę wbrew woli Niemców, na co Botha odpowiedział iż Związek nie mógł pozostać neutralny gdy Wielka Brytania uwikłała się w wojnę z Rzeszą. Niemcy, licząc na pomyślne wieści z Europy, optowali za zachowaniem status quo – mieli zatrzymać północ Namibii, podczas gdy reszta kolonii miała przypaść Burom. Na skargi Seitza iż Burowie uzbrajali tubylców przeciw farmerom, Botha przypomniał, iż przybyli oni na tą ziemię właśnie w celu ochronienia miejscowych plemion przed Niemcami, którzy wcześniej ujawnili swoje niecne zamiary wobec nich. Przebiegające w złej atmosferze rozmowy zostały szybko przerwane. Gen. Botha zniweczył nadzieje Niemców, żądając bezwarunkowej kapitulacji, na co Seitz odpowiedział zrywając negocjacje.
Droga na północ. Kontynuacja burskiej ofensywy
Na kolejny miesiąc działania wojenne zamarły. Żołnierze Unii wykorzystali ten czas na odpoczynek, koncentrację sił w Windhuk, naprawę linii kolejowej. Uzupełniano również zaopatrzenie potrzebne do ostatecznego uderzenia. 9 czerwca wysłany na północ patrol burski ostrzelał grupę Niemców pod Okahandya nad rzeką Swakop, lecz nie zdążył wziąć ich do niewoli. Dopiero tydzień później wojska Bothy, połączone z oddziałami Smutsa przerzuconymi koleją do Windhuk, były w stanie rozpocząć właściwą ofensywę. Gen. Botha objął dowodzenie w centrum, posuwając się wzdłuż linii kolejowej, podczas gdy w charakterze ruchomych flanek mieli działać na prawym skrzydle płk Myburgh, a na lewym płk Coen Brits. 2 brygady artylerii konnej pod wodzą płk. Bevesa miały iść wraz z głównym korpusem Bothy. 20 czerwca osiągnięto pierwszy sukces – Botha bez walki zajął Omaruru, miejscowość leżącą tuż przy linii kolejowej, która biegła stąd dalej w kierunku północno-wschodnim. Z Omaruru korpus Bothy ruszył energicznym marszem naprzód – w stronę umocnionej pozycji niemieckiej w Kalkfeld odległego o 65 km. Tu jednak również nie doszło do walki i miasto 24 czerwca znalazło się w rękach Burów. W ciągu tygodnia przebyli oni ponad 190 km i 30 czerwca podeszli pod Otavi, gdzie znajdowały się duże zapasy broni i żywności, a w okolicy również obóz jeniecki. Idący na prawo od głównego kierunku ataku płk Myburgh zdobył 28 czerwca Waterberg na południe od Otavi, a do samego Otavi 1 lipca dotarł płk. Coen Brits.
Tutaj gen. Botha postanowił zaczekać na posiłki w piechocie i artylerii nadjeżdżające koleją, oraz dać wytchnienie ludziom i koniom – od wznowienia kampanii przeszli oni ponad 400 km, robiąc 130 km w 4 dni, zaś ostatnie 70 km w 36 godzin. Przez cały ten czas musiała im wystarczyć ćwierć dziennej racji wody i żywności. Konie masowo padały z wycieńczenia, a wydłużenie linii komunikacyjnych poważnie utrudniło dowóz podstawowych artykułów – zamiast potrzebnych 130 ton zaopatrzenia dziennie docierało zaledwie 20 ton. Rząd w kraju naciskał na zakończenie ciążącej na budżecie wojny, a Niemcy wciąż wycofywali się, wysadziwszy za sobą most w Usakos. Dodatkowo cała okolica Otavi została zaminowana, a na północy pod Tsumeb – końcowej stacji kolei – Niemcy skoncentrowali swe wciąż kilkutysięczne siły. W tej trudnej sytuacji Botha zgodził się na proponowany przez nich tymczasowy rozejm, obowiązujący od 1 lipca. Tymczasem płk. Myburgh, posuwający się z Waterbergu, przekroczył w początku lipca linię kolejową między Otavi a drugą stacją końcową w Grootfontein (kolej w Otavi rozwidlała się na dwie odnogi biegnące na wschód). Udało mu się 4 lipca okrążyć Niemców w pobliskim mieście Gaub, jednocześnie docierając do rubieży niemieckich pozycji w Tsumeb. Płk Myburgh dostrzegł w Gaub białą flagę wywieszoną na znak rozejmu. Po chwili jednak odezwały się niemieckie działa z pozycji dookoła miasta. To przekonało Myburgha, iż rozejm był wybiegiem wroga, dlatego kazał swym konnym oddziałom zająć Gaub. Burowie wdarli się tam galopem, pędząc przez ulice i ostrzeliwując się na wypadek kontrataku. On jednak nie nastąpił, ponieważ Niemcy naprawdę nie chcieli walki – chwilowy ogień artyleryjski był efektem fatalnej pomyłki. Miejscowy dowódca Schutztruppe wyszedł na spotkanie Myburghowi i oświadczył, iż od 1 lipca obowiązuje chwilowe zawieszenie broni, w co jednak burski dowódca nie uwierzył i zażądał udostępnienia mu telefonu. Żołnierze obu stron wykorzystali przerwę na obrzucanie się przekleństwami, a płk Myburgh dzwonił do Bothy by wyjaśnić sytuację. Naczelny wódz burskiej armii uznał rozejm za obowiązujący tylko w Otavi i okolicach, wobec czego płk Myburgh zażądał od Niemców kapitulacji, którą złożyli jako że już stracili kontrolę nad miastem. W ten sposób bez strat udało się zdobyć dwa potencjalne punkty oporu wroga – Gaub i Tsumeb – z wielkim arsenałem broni i magazynami pełnymi żywności. Uroczyście oswobodzono też obóz jeniecki, które to wydarzenie uczczono śpiewając hymn Związku Południowej Afryki. Jednocześnie żołnierze płk. Coena Britsa 6 lipca odbili obóz dla oficerów burskich w Namutoni, 65 km na północny zachód od Tsumeb. 170 oficerów i żołnierzy niemieckich z dużą ilością amunicji poddało się tutaj bez walki. Mimo to główne siły niemieckie wraz z podpułkownikiem Franke i gubernatorem Seitzem stały nienaruszone w Korab, w pobliżu zajętego przez Myburgha Tsumeb. Gen. Botha nie wiedział, czego się po nich spodziewać, wydał więc rozkaz obsadzenia wszystkich wiosek od Omaruru do granicy portugalskiej Angoli 50-osobowymi garnizonami, a w Grootfontein – na wschodnim krańcu jednej z odnóg kolei – umieścił większe siły pod wodzą gen. Lukina na wypadek gdyby Niemcy próbowali tędy się wycofywać.
Namibia kapituluje
W tym czasie wojska Bothy, Myburgha i Britsa szybko okrążały Niemców w Korab. Wreszcie 9 lipca doszło tam do spotkania między dowódcami obu stron – ppłk Franke przy poparciu gubernatora Seitza podpisał akt bezwarunkowej kapitulacji, po czym 204 oficerów i 3293 żołnierzy złożyło broń. Zdobyto też 22 karabiny maszynowe i 37 dział.
Tego samego dnia gubernator Seitz nadał telegram do cesarza Wilhelma II informując go o kapitulacji. Jako przyczyny tego kroku podał odcięcie Schutztruppe od baz aprowizacyjnych – Otavi, Namutoni, Gaub, Tsumeb oraz utratę większości koni, co w sytuacji opanowania przez wroga linii kolejowej uniemożliwiało wojsku poruszanie się. Warunki pokojowe Bothy były łagodniejsze od spodziewanych – oficerom pozwolono zatrzymać broń, lecz bez amunicji. Rezerwiści mogli zachować karabiny wraz z amunicją i powrócić na swoje farmy. Botha zdecydował się zostawić im broń na wypadek ataków tubylczych plemion. Przybyli z Niemiec żołnierze wraz z gubernatorem i ppłk. Franke mieli zostać internowani w przygotowanym dla nich obozie w Heusis. Gen. Botha oficjalnie proklamował przejęcie Afryki Południowo – Zachodniej pod kontrolę Związku Południowej Afryki. Rozpoczął się tryumfalny powrót do kraju. 30 lipca w Kapsztadzie i później w Pretorii owacyjnie witany Botha wygłaszał przemówienia honorujące jego dzielnych żołnierzy i akcentujące wspólny wysiłek narodu burskiego w osiągnięcie zwycięstwa. Dla ludności pochodzenia brytyjskiego stał się niezaprzeczalnym bohaterem, natomiast większość Burów bardziej cieszyła się z zakończenia trudnej kampanii w obcej sprawie i ze spotkania z bliskimi, niż z klęski Niemców. Botha chciał jednak by to wydarzenie stało się zaczątkiem istnienia nowego, zjednoczonego narodu i przyćmiło pamięć niesławnej rebelii 1914 r., jednocześnie wzmacniając jego przewagę wobec opozycyjnej Partii Narodowej. By to osiągnąć, rozpętano nacjonalistyczną propagandę dążącą do przyłączenia całej Afryki Południowo – Zachodniej, która wzmogła się po zakończeniu walk w Europie 11 listopada 1918 r.
Podczas konferencji w Wersalu reprezentujący Związek gen. Christiaan Smuts optował za przyznaniem Namibii swojemu krajowi jako najprostszym rozwiązaniem, w sytuacji gdy spory o los niemieckich kolonii okazały się tak skomplikowane. Wielka Brytania po wielu dyskusjach poparła pomysł prezydenta USA Wilsona utworzenia terytoriów mandatowych kontrolowanych przez Ligę Narodów. Z uwagi na warunki rozwoju społecznego i gospodarczego podzielono niemieckie kolonie na mandaty „A” „B” i „C”. Namibia została określona jako jedna z najbardziej zacofanych kolonii i jako mandat „C” została przyznana Związkowi, co faktycznie było aneksją podbitego terenu i sukcesem ZPA.
Takim też sukcesem była sama kampania, przeprowadzona z niewielkimi stratami i wobec ogromu problemów strategicznych i transportowych – dobrze zorganizowana i szybko zakończona. Poważnie zagroziło jej powstanie burskie w 1914 r., lecz po jego skutecznym stłumieniu przystąpiono do systematycznych ofensyw według wcześniejszych planów, umiano je skoordynować i w ciągu półrocza opanować olbrzymi obszar Namibii, dokonując po drodze niezwykłych operacji inżynieryjnych i manewrów. Dzięki szybkiej odbudowie kolei Burowie potrafili obrócić największy atut Niemców na własną korzyść, z wielkim rozmachem przygotowując zaplecze zaopatrzeniowe dla będącego w ciągłym ruchu 60-tysięcznego wojska. Gen. Botha pokazał, że wciąż jest wytrzymałym żołnierzem i świetnym strategiem – wykorzystując w pełni przewagę liczebną odebrał wrogowi wolę walki.
Niemcy – oceniani później jako pozbawieni inicjatywy tchórze – niewiele więcej mogli zrobić poza niszczeniem kolei i szybkim odwrotem. Należy wszelako docenić skuteczność ich działań: nie pozwolili Burom osaczyć swych sił na południu i północy, a po utracie Windhuk nadal dysponowali zwartą siłą zbrojną, która odpowiednio wykorzystana mogła stawić skuteczny opór. Dowódcy niemieccy – Heydebreck, Franke – również potrafili koordynować działania i przeprowadzać ryzykowne ataki, jak pod Sandfontein, Gibeon czy Trekkopjes. Nie próbowali aktywniej przeszkadzać odbudowie kolei, ponieważ wiedzieli iż na otwartym terenie nie mają szans z osłonowymi siłami unijnymi. Ponosili spore straty nie nadążając z ewakuacją ludzi i koni. Do końca kampanii stracili 1331 zabitych. Armia afrykanerska miała zaledwie 113 zabitych w walce, 153 zmarłych na skutek chorób i wypadków, 263 rannych. Te nieduże straty były jednak po części spowodowane faktem strzelania przez Niemców głównie do koni. Do momentu utraty stolicy Niemcy działali zgodnie ze swoim planem zawartym w memoriale Heydebrecka, unikając ryzyka i rozsądnie posługując się swoimi niewielkimi siłami.
Jednakże ocena ich działań w ciągu dwóch ostatnich miesięcy kampanii musi być negatywna. Celem Schutztruppe było nie zniszczenie wroga – gdyż jeszcze przed wojną Heydebreck uznał to za niemożliwe wobec tak nielicznych oddziałów własnych – lecz powstrzymywanie go tak długo jak to możliwe, najlepiej do rozstrzygnięcia w Europie. Wiadomo było, iż walka będzie niemożliwa bez kolei, która łączyła oddziały z bazami zaopatrzeniowymi. Dlatego Niemcy powinni bronić linii kolejowych do ostatniego naboju, jednocześnie okopując się i przygotowując do obrony swoje ostatnie bazy z żywnością i dużymi zapasami amunicji – rejon między Otavi a Tsumeb. Konieczne stało się większe zaktywizowanie obrony, zmiana taktyki gdy wiadomo było, iż już niedługo nie będzie dokąd uciekać. Nic takiego jednak się nie działo – Niemcy wobec pochodu Burów zachowywali się jeszcze bierniej niż dotychczas, a gdy wreszcie pozwolili się okrążyć – poddali się. Mieli pod dostatkiem amunicji, byli wypoczęci, mogli wykorzystać swoją przewagę w artylerii i walczyć aż do wyczerpania się podstawowych materiałów, nie były im potrzebne konie. Tymczasem Botha mógł ich okrążyć licznym wojskiem, które mimo miesięcznego wypoczynku szybko ulegało zmęczeniu, potrzebowało zaopatrzenia powoli docierającego z Windhuk w stopniu niewystarczającym, było zależne od koni, których coraz więcej tracono. Wcześniejsze walki pokazały niską skuteczność Burów jako atakujących obronną pozycję wroga, tym bardziej pod gęstym ogniem karabinowym i artyleryjskim, którym Niemcy byliby w stanie ich zatrzymać. Wystarczyło zmusić Burów do ataku. Poniesienie ciężkich strat i porażka wtedy – w początkach lipca – gdy wszyscy z nadzieją oczekiwali codziennie końca walk i powrotu do domu mogły spowodować wielkie osłabienie morale wojsk Bothy i w efekcie zmusić go do tymczasowego przyjęcia niemieckich warunków na zasadzie zachowania status quo. Twarda obrona w tym kluczowym momencie stwarzała przynajmniej hipotetyczną szansę na zachowanie północnej części Namibii aż do końca wojny w Europie w rękach Niemców. Jednakże – być może wskutek braku woli dowództwa, które straciło kontrolę nad sytuacją, co pokazuje incydent w Gaub – Niemcy nie stawili żadnego oporu, bez walki tracąc swoje główne bazy. Reasumując, trzeba więc przyznać iż mimo skutecznych akcji niemieckich w oparciu o korzystne warunki naturalne w pierwszym etapie kampanii, pod jej koniec Schutztruppe nie potrafiło zmusić się do walki, zaprzepaszczając istniejące możliwości realizacji postawionych sobie celów. Takich błędów nie popełniły wojska Związku Południowej Afryki.
Zobacz też
- W drodze do apartheidu. Historia Afryki Południowej w wielkim skrócie (cz. 1)
- Apartheid: Apogeum i upadek. Historia Afryki Południowej w wielkim skrócie (cz. 2)
- Na szerokich wodach polityki światowej. Niemiecki kolonializm w Południowej Afryce
- Pomoc z doczepioną metką. Rozmowa z dr hab. Michałem Leśniewskim
- Odkupuje nas tylko idea
- Zabłąkani żołnierze. Niemcy w kampanii w Afryce Wschodniej 1940–41
- Obama: dość zwalania winy na kolonializm
Bibliografia
Źródła
- Der Weltkrieg 1914 bis 1918 bearbeitet in Reichsarchiv, Band 9, Berlin 1925.
- Europäischer Geschichtskalender, herausg. von H. Schulthess, Nordlingen 1914 – 1915.
- The Annual Register or a view of the history, politics and literature for the year 1914 – 1915, London 1915.
- Hancock W.K., Poel Jean van der, The selections from the Smuts papers, Cambridge University Press, Cambridge 1966.
- The Times History of the war 1914 – 1918, vol. VIII, London, The Times, 1916.
Opracowania
- Bartnicki Andrzej, Konflikty kolonialne 1869 – 1939, Warszawa 1971.
- Czapliński Marek, Niemiecka polityka kolonialna, Poznań 1992.
- Farwell Byron, The great war in Africa 1914 – 1918, London – New York 1986.
- Hancock W.K., Smuts – the sanguine years 1870 – 1919, Cambridge 1962.
- Hladkiewicz Wiesław, System kolonialny Rzeszy Niemieckiej 1884 – 1919, Zielona Góra 1986.
- Piekałkiewicz Janusz, Kalendarium wydarzeń I wojny światowej, Warszawa 1999.
- Schnee Heinrich, Die deutschen Kolonien vor, in und nach dem Weltkrieg, Leipzig 1939.
Zredagował: Kamil Janicki