Kalina Jędrusik - fascynująca muza PRL (cz. 1)
„Bardzo lubię starszych panów.
– To znaczy telewizyjny Kabaret i wszystkie jego wersje i odmiany, wcześniejsze i późniejsze? – upewniałem się.
Od Kaliny usłyszałem nieco chichotliwe potwierdzenie:
– W ogóle starszych panów. A tych w szczególności”.
Jeremi Przybora i Kalina Jędrusik w scence telewizyjnej (w 1963):
Przybora: – Pani Kalino…
Do publiczności: – Zwracamy się do naszej ulubionej pieśniarki.
Do Kaliny Jędrusik: – Zechce pani przyjąć ten bukiet przechodni za interpretację piosenki?
Jędrusik: – Ach! Dziękuję bardzo.
Przybora: – Czy można panią prosić o króciutki wywiad?
Jędrusik mruczy przyzwalająco.
Przybora: – Pani Kalino, jak to się stało, że znalazła się pani w Kabarecie Starszych Panów?
Jędrusik: – A, to już, wie pan, właściwie cztery lata temu było.
Przybora: – Cztery lata…
Jędrusik: – Cztery lata temu powstałam ze zbędnego żeberka od kaloryferów…
Przybora: –…żeby stać się nasza najniezbędniejsza pieśniarka. Hm-hm-hm.
Jeremi Przybora (w filmie TV Nie odchodź…):
Kalina się pojawiła w naszym kabarecie w pięćdziesiątym dziewiątym roku i myśmy jej od razu… właściwie myśmy szukali z Jerzym Wasowskim takiej postaci, która by była nosicielką jakiegoś takiego wątku lirycznego w Kabarecie, który dawałby trochę odpoczynku od tych żartów, których Kabaret był głównie widownia, a dawał jakąś taką chwilę zadumy, refleksji. Myśleliśmy właśnie o takiej kobiecej postaci trochę tajemniczej, trochę zagadkowej, niedopowiedzianej do końca, która pojawia się, przychodzi nie wiadomo skąd, odchodzi nie wiadomo dokąd, i pojawia się, i znika z muzyka piosenki, która śpiewa. No i tak rozglądaliśmy się wtedy (a był to, jak powiadam, koniec lat pięćdziesiątych) po firmamencie naszej ówczesnej polskiej piosenki i jakoś nie widzieliśmy zupełnie tych gwiazd, które by nam pasowały. Które warunkami zewnętrznymi i głosowymi, i właściwie klimatem postaci pasowałyby do tej roli, która takiej osobie chcieliśmy powierzyć.
I wtedy, pamiętam, podczas jakichś rozmów w telewizji ktoś powiedział, że podobno Dygatowa dobrze śpiewa. Ja spytałem:
– Kto to jest Dygatowa?
– Kalina Jędrusik.
To było wtedy dla mnie jeszcze mało znane nazwisko, bo Kalina była znana już na samym początku istnienia telewizji ze swoich kreacji, zresztą znakomitych, w teatrze Adama Hanuszkiewicza. Głównie w sztukach Giraudoux. Ale ja nie miałem telewizora i w ogóle nie oglądałem jej w tych sztukach […].
Dla telewizyjnego i radiowego Kabaretu Starszych Panów rzeczywiście odkrył artystkę Starszy Pan B, czyli Jeremi Przybora. Nie jest jednak prawdą, że zauroczony jej osobowością, głosem, muzykalnością czy/i charyzmą napisał, z myślą o tych i jeszcze kilkunastu jej przymiotach, piosenkę Nie odchodź!. Ten tekst powstał dużo wcześniej, bo jeszcze w 1947 roku, i gdzie indziej: w Bydgoszczy, dokładniej – w Rozgłośni Pomorskiej Polskiego Radia, w której był Przybora zatrudniony, między innymi jako współautor audycji satyrycznej Pokrzywy nad Brdą. Tam właśnie przyszły przebój miał premierę, ale z muzyką… Kazimierza Serockiego.
Jeremi Przybora – ogólnie (chyba w latach siedemdziesiątych): „ Nie odchodź! to był tekst, który […] – jakoś tak się dziwnie złożyło – czekał […] na Kalinę. I kiedy pomyśleliśmy o Kalinie jako o Damie Piosenki Kabaretu, Jerzy Wasowski dopisał [nową] muzykę do tego tekstu”.
Jeremi Przybora – bardziej szczegółowo (w 1992): „Jesienią 1959 roku poszukiwaliśmy aktorki śpiewającej do programu Kaloryfeeria. Miała to być dziewczyna z piosenką, która wyłoniła się z żeberka kaloryfera. Piosenka była gotowa i usilnie poszukiwaliśmy wykonawczyni”.
Jeremi Przybora – indagowany w tej sprawie dziesiątki razy (przy „jakiejś” okazji): „Kalina pojawiła się w moim życiorysie dość dawno. […] Przy czwartym, gwiazdkowym programie doszliśmy do wniosku, że właściwie dobrze by było zaangażować jakąś dziewczynę stale śpiewającą liryczne albo żartobliwie liryczne piosenki. Chcieliśmy, żeby wprowadziła przewijający się stale wątek liryczny. Dawałby on odpoczynek od tej k a n o n a d y ż a r t ó w, a może trafniej byłoby powiedzieć: odwracałby uwagę od nieustannego wysiłku autora, żeby być dowcipnym. Widz mógłby trochę odpocząć przy czymś, co się nie stara być dowcipne (chociaż w piosenkach lirycznych Kaliny, jak na przykład Romeo, wątek żartobliwy też się często przewija).
No i tak zastanawialiśmy się i nie mogliśmy znaleźć nikogo takiego. Świecące ówcześnie na polskich estradach gwiazdy piosenki nie bardzo nam jakoś odpowiadały. Poza tym chodziło nam o taką piosenkarkę, która by jednocześnie była aktorką. I wtedy ktoś na próbie powiedział, że «podobno Dygatowa nieźle śpiewa».
– A kto to jest Dygatowa? – spytałem.
– No, Kalina Jędrusik.
I wtedy przypomniałem sobie, że pisałem dialogi do filmu Ewa chce spać Chmielewskiego. Była tam taka zabawna scenka, właśnie z Kalina i Kobuszewskim. Bardzo mi się spodobała w tej scence – taka sexy, apetyczna, ładniutka i przy tym bardzo dowcipnie podająca tekst w dialożku z «narzeczonym». I wtedy, jak to sobie skojarzyłem, stwierdziłem, że trzeba spróbować”.
Jeremi Przybora – jeszcze inaczej (w telewizyjnej rozmowie, w 1978, tak mówił
do Kaliny Jędrusik):
„Widziałem ciebie po raz pierwszy w większej roli, to była rola Polly w Operze za trzy grosze we Współczesnym: rola wspaniała, dla mnie to była w ogóle najlepsza rola całego spektaklu. Byłaś niezwykła zupełnie, Polly grałaś – w narzeczu recenzenckim to się nazywa «z przymrużeniem oka» – czyli z cudownym, dowcipnym dystansem do postaci, którą kreowałaś. Nawet wtedy wahałem się z zaproponowaniem ci udziału w Kabarecie; myślałem sobie: Artystka dramatyczna tej miary? gdzie ona będzie śpiewała piosenki w kabarecie? A tu się okazało, że bardzo chętnie na to przystałaś i odtąd byłaś jakby nosicielką wątku irycznego. […] W pewnym sensie upoważniłaś mnie do pisania piosenek lirycznych przez sposób, w jaki je wykonywałaś”.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Dariusza Michalskiego pt. „Kalina Jędrusik”:
Maria Wasowska: „To rzeczywiście wyszło od Przybory. Zastanawiali się razem z Jerzym, kto by to mógł u nich zaśpiewać, bo już w tamtym programie chodziło im o taka właśnie diwę śpiewającą. I ktoś powiedział:
– Słuchajcie, jest przecież Dygatowa: śpiewa u Axera.
No i Jeremi tam poszedł.
A w ogóle ona była bardzo atrakcyjną dziewczyną, a to zawsze działało na Jeremiego, więc natychmiast ja zgarnął do Kabaretu. No i tak to się zaczęło”.
Jeremi Przybora: „No i zaraz się okazało, że określenie ni e ź l e ś p i e w a w jej przypadku to jest swoisty eufemizm à rebours. Ona naprawdę śpiewała bardzo «nieźle». […] Natychmiast […] powiedziałem o niej Jerzemu Wasowskiemu.On bez wahania zaakceptował moja sugestię”.
Maria Wasowska: „Jerzemu nigdy nie było wszystko jedno, kto śpiewa w Kabarecie; kto, co i jak. Oni to ustalali bardzo precyzyjnie, pisali pod tych swoich aktorów. Oczywiście aktorów śpiewających”.
Jeremi Przybora: „Kiedy zaprosiliśmy Kalinę na próbę, dając do zaśpiewania piosenkę Nie odchodź!, zorientowaliśmy się z Jerzym, że to właściwie gotowa pieśniarka. […] No i ją zaangażowaliśmy. […]
Już na pierwszej próbie Kalina ujawniła swoje ogromne możliwości interpretacyjno-wokalne i śpiewała tak, jak myśmy z Jerzym marzyli. Nie potrzebowała żadnej reżyserii, chociaż była bardzo ważną postacią każdego kolejnego wieczoru, nie była związana z akcją sceniczną [czasami jednak tak – przyp. D.M.], miała się pojawić, zaśpiewać i zniknąć jak sen. Kalina czyniła to znakomicie. Z biegiem lat z dziewczyny przeobraziła się w damę z piosenką jak Ciepła wdówka na zimę ”.
Adam Sławiński, przyszły współpracownik artystki: „Od pięćdziesiątego siódmego pracowałem w telewizji jako tak zwany redaktor muzyczny; niby byłem tym redaktorem (wystąpiłem nawet dwa razy w Pegazie), jednak właściwie przygotowywałem oprawy muzyczne do programów, głównie informacyjnych, rzadziej artystycznych, jak Teatr TV, i biegałem ze stoperem oraz taśmami po piętrach gmachu przy placu Powstańców Warszawy. Nie pamiętam, w jakich okolicznościach poznałem Kalinę Jędrusik. Wtedy w telewizji wszyscy wszystkich znali, wszyscy się fraternizowali w maleńkim bufecie, do którego mógł wejść każdy z ulicy. Kalina też tam rezydowała w dniach prób i emisji. Jej słynny dekolt był elementem ówczesnego pejzażu telewizji i po pewnym czasie nikogo nie szokował; wszyscy wiedzieli, że jak Kalina, to dekolt, jak nie z przodu, to z tyłu.
Pamiętam chwilę, gdy jeszcze przed emisja wpadła mi do ucha melodia ze słowami «Zmierzch wszedł cicho przez sień…»; właśnie zaszedłem w jakiejś sprawie do studia, gdzie się odbywała próba Kabaretu Starszych Panów, usłyszałem pierwsza frazę, zobaczyłem Kalinę w monitorach i natychmiast zostałem urzeczony i muzyka, i wykonaniem”.
Gwoli przypomnienia: aktorskiego „przymrużenia oka” wymagał od Kaliny Jędrusik już gdański Teatr Satyry. Że ta sceniczna konwencja nie jest jej obca, dowodzi jej udział, we wrześniu i październiku 1958, w telewizyjnej składance estradowej Pif-paf, czyli satyryczny jarmark rymów, a także w telewizyjnym programie Z minionych lat lub… Wieczór satyry rewolucyjnej (w marcu 1959). Toteż w Kabarecie Starszych Panów, w którym zadebiutowała w poniedziałek 30 stycznia 1960, artystka najpierw zakrzyknęła, potem się pokazała, dopiero później (ale nie od razu) zaśpiewała.
Prawidłowego tytułu tamtego wieczoru kabaretowego nasza prasa chyba nigdy nie zdołała wydrukować: redaktorzy i zecerzy uznali słowo Kaloryfeeria za niepotrzebnie długie o jedno „e”. Jak to u Przybory, mistrza inteligentno-dowcipnej polszczyzny (z przewagą jednej i drugiej cechy), tytuł był zabawnym w y t r y c h e m do zawartości jego kabaretu. Oto przyjmując wizytę nieco spienionego Mikołaja, gospodarze (programu i mieszkania) oddawszy Świętemu dopiero co otrzymane prezenty (Mikołaj: „Bo pula darów nieduża, a obywateli – masa! Musi starczyć dla wszystkich. Dalej, ptaszyny, do następnych klientów! Kochani, nie bądźcie egoistami, pomóżcie aniołkom. Dostaliście, nacieszyliście się, to teraz pomóżcie wynosić!”), cieszą się gorąco z nieco chłodniejszej atmosfery w swoim pied-à-terre (Mikołaj: „Myślę, że jakbyście mieli o jedno żeberko przy kaloryferze mniej, to nawet nie poczulibyście”). Wyniesione do łazienki zbędne żeberko przemienia się w atrakcyjna kobietę (Pan A: „Z żebra, które wyjął nam przed chwila Święty Mikołaj, powstała ta panienka, która w tej chwili pluszcze się w łazience. […] Przecież był już raz taki przypadek, opisany w autorytatywnym dziele”.). Jest ona zrazu tylko Głosem z Łazienki („Hop! Hop! Gdzie są ręczniki? […] Mydło mi wyleciało! Proszę mi podnieść!”), żeby już niedługo zostać narzeczoną Pana B, a potem żona Pana A.
Maciej Maniewski: „[Starsi Panowie Dwaj] tworzyli na poły nierealny pejzaż, w którym [Kalina Jędrusik] mogła po prostu być – być sobą, jak śpiewała w jednej z piosenek. Istniała obok wydarzeń, pojawiała się i znikała. Jedyną racją jej bytu pozostawało miłosne wyznanie, deklaracja uczucia grzesznego, bo odwołującego się do sfery zmysłów, ale jednocześnie absolutnego i idealnego, bo nieskierowanego do żadnego konkretnego partnera. Była to pierwsza w tamtych latach otwarta manifestacja niczym nieskrępowanej zmysłowości”.
Iwona Kurz (w książce Twarze w tłumie. Wizerunki bohaterów wyobraźni zbiorowej w kulturze polskiej lat 1955–1969) : „Nie mieliśmy nigdy dotąd takiej kobiety ani takiej aktorki. Kobiety, która byłaby projekcja męskich oczekiwań, która staje się wcieleniem seksualności oczekującej na męskie spełnienie”.
Starszopanowa Narzeczona-Żona zyska imię Kaloryny (ale w radiowej wersji audycji Pan A nazwie ja Żebrowska) i w Kabarecie Starszych Panów pozostanie już na zawsze: jako Klementyna, Sex-Bomba, Laura, najczęściej Dziewczyna (Jesienna, Z Walizka, Na Stacji, Wołająca O Pomoc…).
Maciej Maniewski: „Początkowo pojawia się w Kabarecie jako długowłosa blondynka, lecz potem skraca włosy, naturalny blond zastępuje – już na zawsze – kolorem kasztanowym [w telewizyjnym programie Żegnaj, Marilyn powróci do koloru blond – przyp. D.M.]. Śmiałym makijażem wyrażenie zaznacza kształt ust i oczu. Linię figury podkreśla krojem sukni z głębokim dekoltem. Te cechy pozostaną znakiem rozpoznawczym Kaliny”.
Tamten, czwarty, program właśnie jej zawdzięcza uznanie recenzentów i popularność u publiczności, bo to Kalina Jędrusik sprawiła, że w jej wykonaniu Nie odchodź! wciąż spełnia wszelkie warunki evergreenu, czyli przeboju wiecznie młodego.
Lampy dziś nie zgaszę,
Będzie świecić ci przez mgły.
Wiatr szeleści czasem,
A ja wtedy myślę – ty…
Błądzisz poród nocy,
Chcesz próg ominąć mój…
Otwieram drzwi i wołam: – Stój!
Nie odchodź! Nie odchodź!
Z mych tęsknot ciebie znam.
Nie odchodź! Nie odchodź!
Tak długo byłeś sam.
Przychodzisz późno,
Tak wcześnie chcesz iść.
Dlaczego dziś,
Dlaczego właśnie dziś?
Nie odchodź! Nie odchodź!
Patrz – zaczął padać deszcz.
Nie odchodź! Nie odchodź!
Tak trudno czekać, wiesz…
Za brama został czas –
Niech sam dziś odejdzie, zostawi nas.
Nie odchodź! Pada deszcz. […]
Powyższy tekst jest fragmentem książki Dariusza Michalskiego pt. „Kalina Jędrusik”:
Jeremi Przybora: „Widocznie w tym tytule Nie odchodź! było coś takiego magicznego, że nigdy już Kalina nie odeszła i zawsze, ilekroć w naszym programie pojawiała się jakaś piosenka liryczna, a pojawiała się niemal w każdym, śpiewała ja Kalina”.
Tak naprawdę jednak to nie ta piosenka była kabaretowym debiutem Kaliny, lecz o kilka teleekranowych minut wcześniejszy duet W zimowym parku, w którym po słowach Pana Jeremiego B:
Spójrz, najmilsza, w tym parkuśmy sami.
Nic dziwnego, dokoła już zima.
Wyłączyła natura mechanizm…
Kaloryna Jędrusik odśpiewuje mu:
I na drzewach listeczków już ni ma.
Wiatr, goryczą pachnący, park studzi,
Liście z parku wymiata i ludzi […].
Jeremi Przybora (o kulisach tamtego programu): „Był tu taki moment, kiedy panienka wykluwa się z żeberka od kaloryfera i zażywa kąpieli w łazience. Ja miałem zaglądać do tej łazienki. Kalina postanowiła zrobić mi zaskakujący dowcip, ukazując mi się w tej wannie w stroju Ewy. Tylko nie przewidziała tego, że układ dekoracji był taki, że ja jej nie mogłem zobaczyć. To było takie fałszywe zaglądanie do łazienki. Krótko mówiąc – udawanie zaglądania. Natomiast elektryk, który wymieniał żarówkę, wlazł na drabinę i zobaczył to, czego mnie nie było, niestety, dane zobaczyć (a słyszałem wiele entuzjastycznych opinii pań o wyjątkowo bujnej i pięknej budowie Kaliny). Ten elektryk po prostu o mało nie zleciał z drabiny z wrażenia. Takie to były jeszcze niewinne, niestriptizowe czasy.
Pamiętam, jak któraś z pań, biorących udział w programie, opowiadała to zdarzenie z elektrykiem. Powiedziałem wtedy:
– No, dobrze, ale czy Kalina się nie zasłaniała rękami?
– Tak, ale ona ma bardzo drobne ręce – powiedziała na to owa pani.
Dopiero po latach miałem okazję zobaczyć na plaży marmurowobiałe, piękne ciało Kaliny na tle banalnie opalonych ciał innych dziewczyn: kiedyś wspólnie spędziliśmy wakacje i wtedy często ja widywałem na plaży. Nie opalała się. Była tak samo inna, jak w życiu”.
Piaty program Kabaretu Starszych Panów, Druga wiosna, miał premierę w telewizji w maju 1960 i przyniósł same przeboje, z których jednak Dla ciebie jestem sobą Jędrusik musiał ustąpić popularności przede wszystkim fokstrotowi Piosenka jest dobra na wszystko (Przybora i Wasowski) i szybkiemu marszowi Wesołe jest życie staruszka (Michnikowski).
W październiku 1960 wieczór szósty, czyli Smuteczek, objawił publiczności Jesienną Dziewczynę, która w duecie ze Starszym Panem B zaśpiewała swój przebój-wizytówkę oraz To będzie miłość nieduża – komplementowana przez prasę jako artystka wielotalentowa, wszechstronna, coraz oryginalniejsza. Ale bo też telewidzom Teatru TV pokazała się w tym samym roku jako Sally (w spektaklu Pola Elizejskie 1945), zaś radiosłuchaczy zadziwiła interpretacja przeboju Mój pierwszy bal.
Pan A: – No, a co z twoja Jesienną?
Pan B: – Dziewczyną?
Pan A: – No…?
Pan B: – Patrz! Chryzantemy.
Pan A: – A rzeczywiście – chryzantemy.
Pan B: – Skąd one się tu wzięły? Może znów przechodziła tędy, kiedy
rozmawialiśmy […], niedostrzeżona…
Pan A: – Może, może…
Pan B: – I teraz zostały mi same kwiaty.
Po tym programie Jesienna Dziewczyna była już (też) Dziewczyną z Chryzantemami.
Kalina Jędrusik: „Do tej pory bawiłam się tym wszystkim – radiem i telewizją, sceną i estradą, nagraniami i filmami. Niespodziewanie zaczęłam to wszystko przeżywać. Nie tyle recenzje czy głosy tak zwanej branży, bo na nie znieczulił mnie mój mąż (powiedział mniej więcej, chociaż bardziej dosadnie: «Nie przejmuj się nimi»), ile wszystkie moje role i rólki, kreacje i interpretacje. Nawet jak przychodziłam do radia na nagranie, to sobie myślałam: A może by spróbować tak? Albo: Porozmawiam z pianistą, on mi najlepiej doradzi, jak mam zaśpiewać. W telewizji wszystko było proste, bo Jeremi pisał moje kwestie dla mnie (dobrze mnie już znał), zaś pan Wasowski jeszcze lepiej wiedział, co może być dla mnie, a co nie, więc żadnej piosenki mu nie zepsułam, bo to było niemożliwe”.
Powyższy tekst jest fragmentem książki Dariusza Michalskiego pt. „Kalina Jędrusik”:
Maria Wasowska (w książce Romana Dziewońskiego Kabaretu Starszych Panów wespół w zespół): „Kalina wspaniale śpiewała. Ale nie czuła zupełnie swingującej muzyki Jerzego. Nagrania odbywały się więc trochę nietypowo. Jerzy stał naprzeciw niej. Dawał sygnał – Kalina startowała. Miała refleks geparda. Zawsze trafiała”.
Prawdziwie firmowy przebój Kaliny w Kabarecie Starszych Panów pojawił się w siódmym programie Zielony karnawał (w maju 1961), w którym Irena Kwiatkowska była Doktorową Praszczadkową, Edward Dziewoński – Zdunem Kilkuszewskim: („Zadatek wzięłem […] i nie wróciłem, bo mnie czeladnik sukinsyn rozpił […], ale onegdaj przestaliśmy, przełom przeszliśmy”), ona zaś Seks-Bomba kontynuująca pozakulisowa scenkę z debiutanckiego programu Kaloryfeeria. Tak jest! Jeremi Przybora pozwolił sobie na niewinny żart środowiskowy, pisząc dla artystki następującą kwestię:
Wchodzi Seks-Bomba (z gabinetu dr Praszczadka, którego zastępował Pan B): – Pański przyjaciel zemdlał. […] Kazał mi się rozebrać i zemdlał, kiedy to zrobiłam.
Dosyć już mam tych starszych panów. Bądź co bądź jestem wojewódzką mistrzynią strip-teasu amatorskiego. Guzik od stanika rozpinam tak, że jeden staruszek umarł.
Pasek rozluźniam razem z obyczajami mężczyzn, którzy na to patrzą, a sznurowadło rozwiązuję wraz z ich węzłami małżeńskimi.
Śpiewa piosenkę o seksie:
Bo we mnie jest seks,
Gorący jak samum.
Bo we mnie jest seks,
Któż oprzeć się ma mu?
On mi biodra opływa, wypełnia mi biust,
Żar sączy do ust.
Bo we mnie jest seks,
Co pali i niszczy.
Dziesiątki już serc
Wypalił do zgliszczy.
Kogo zmysłów pożoga ogarnie, już ten,
Nie zazna już ten,
Co spokój i sen.
Lecz gdy ofiarę
Trawię pożarem
I żądza suszę,
Wiem, żem ja cała
Nie tylko z ciała,
Że oprócz ciała mam przecież i duszę!
Bo we mnie jest seks,
Jak chwast ja zagłusza,
Nikt nie wie, że jest
Pod seksem i dusza.
Więc o takim wciąż marzę, co całość ogarnie
I duszy latarnie
Ze zmysłów wygarnie.
Takiemu ja oddam wśród łez
I duszę, i seks!
Chociaż od Wasowskiego i Przybory otrzymała wcześniej trzy wyborne piosenki (Nie odchodź!, Dla ciebie jestem sobą, Jesienna dziewczyna), Kalina poczuła się pełnoprawną piosenkarką dopiero w tym programie:
„Wiem, że wszyscy mnie utożsamiają z piosenka Bo we mnie jest seks, bo na pewno uważają, że ona o mnie opowiada, bo ja na pewno taka jestem i w życiu. Ale mnie najwięcej zadowolenia sprawiły te wszystkie slowfoksy, jak je wtedy nazywano, a tak naprawdę to były bluesy, bardzo stylowe, bardzo jazzujące i bardzo trudne do zaśpiewania. Gdyby nie one – moje abecadło muzyczne! – to Seksu prawdopodobnie nigdy bym nie zaśpiewała. […] O ile pan Przybora pisał w tekstach dla mnie to, co do mnie, zdaje się, czuł, to znajomość z panem Wasowskim była zupełnie inna: to był bardzo surowy nauczyciel, którego się nie oszuka minką, żarcikiem, wymówką – on wszystko słyszał, wszystko wiedział, na muzyce się znał jak nikt inny. On żadnego b r a k u – jak wtedy mówiono – nie wypuścił. Strasznie się bałam prób i nagrań z panem Jerzym, ale ile one mi dały! Przecież ja nie miałam żadnego głosu – tylko szept, chrypkę, przydech – a jednak śpiewałam! To zasługa pana Wasowskiego, jego muzyki, jego anielskiej cierpliwości do mnie, jego, co tu dużo mówić, mistrzostwa”.
Z tej drogi, która przeszło
Za wiosna swoja lato,
Nie patrzę już na przeszłość,
Przed siebie patrzę za to.
Za wzrokiem na zakręcie,
Za którym jest już jesień,
Wciąż czekam nieugięcie,
Aż ona mi przyniesie
Jesienna dziewczynę,
Odmienną niż inne,
Dziewczynę z chryzantemami, z chryzantemami…
Dziewczynę jesienną,
Dziewczynę bezcenną
I niezamienna już na nic, już na nic…
Kalina Jędrusik: „Nagle dzwonek i maż mój puka do mojej sypialni i mówi: – Jednak musisz wstać, bo musisz to zobaczyć. Stoi ogromne drzewo, przecudownych złotych, ogromnych chryzantem, i bardzo piękny bilecik: «Naszej cudownej Jesiennej Dziewczynie Z Chryzantemami – Starsi Panowie Dwaj, z podziękowaniem» i tak dalej”.
W następnym programie (Niepotrzebni mogą podejść, w listopadzie 1961) Kaliny nie było. To ona miała wtedy zaśpiewać slowfoksa Herbatka jako Kelnerka-intelektualistka, z niewiadomych jednak powodów autor programu uznał, że ta rola do tej aktorki zupełnie nie pasuje. Były za to – i rola, i osoba, i piosenka (nawet cztery), w remanentowym II Nadprogramie Piosenkowym – Piosenka jest dobra na wszystko (w styczniu 1962, a potem jeszcze w dwukrotnej powtórce w sierpniu 1963): Jesienna dziewczyna, Nie odchodź! oraz Do ciebie szłam i Zupełnie jak ty, dwie ostatnie premierowe i ta druga, o dziwo, tak tajemnicza, że w archiwach Kabaretu Starszych Panów nie znalazłem żadnej o niej informacji.
W marcu 1962 telewizja pokazała dziewiąty program Zupełnie inna historia, w którym Kalina zaśpiewała Patrzę na ciebie (nagranie dla radia jest ciut dłuższe niż telewizyjne; wokalistce towarzyszą w nim obydwaj Starsi Panowie).
Dokładnie pół roku później Dwaj Starsi Panowie przeżywali, spóźniony o miesiąc, Niespodziewany koniec lata, Jesiennej Dziewczynie powierzając do wykonania… oczywiście Jesienna dziewczynę (w historii kabaretu po raz trzeci i nie ostatni; po raz czwarty zabrzmiała w styczniu 1965 w I Przypomnieniu Wieczoru VI – Pamięć płata figle). Dlaczego powtórka? Czy coś się psuło w ich współpracy? Nie mieli pomysłów „na Kalinę”?