KL Auschwitz – bunt Sonderkommando
Pod koniec lata 1944 roku dla więźniów Sonderkommando stało się oczywiste, że w związku ze zmniejszeniem się liczby transportów żydowskich kierowanych na zagładę do Auschwitz i rozpoczęciem stopniowej ewakuacji obozu grozi im fizyczna likwidacja. Ich obawy potwierdziły się, gdy we wrześniu 1944 roku esesmani zamordowali ok. 200 więźniów z obsługi krematoriów.
Konspiracja i plany powstania w Auschwitz
Początki konspiracji wśród więźniów komanda obsługującego krematoria sięgają jesieni 1943 roku. Grupa konspiracyjna skupiała głównie więźniów-Żydów przywiezionych z terenów okupowanej Polski. Byli to: Załmen Gradowski, Lejb Langfus, Załmen Lewental, Abraham i Szlomo Dragonowie. Oprócz nich do grupy konspiracyjnej należeli Żydzi deportowani z okupowanej Francji, w tym członkowie partii komunistycznej i uczestnicy wojny domowej w Hiszpanii – Jankiel Handelsman i Josef Dorębus oraz grecki oficer pochodzenia żydowskiego i członek greckiego ruchu oporu – Alex Errera. Konspiratorzy z Sonderkommando sądzili, że skuteczne podjęcie przez nich walki będzie miało szanse, gdyby doszło do wybuchu powszechnego powstania więźniów w obozie.
Ewentualność wybuchu takiego powstania była rozważana latem 1944 roku przez polską konspirację więźniarską jako ostateczność w razie podjęcia przez SS próby likwidacji obozu poprzez wymordowanie wszystkich więźniów. Zdawano sobie sprawę, że ze względu na znaczną dysproporcję sił, w tym słabość Okręgu Śląskiego AK, oraz niemożliwość ukrycia kilkudziesięciu tysięcy więźniów, powstanie takie byłoby przedsięwzięciem bardzo ryzykownym, które przyniosłoby ocalenie tylko nielicznym. W związku z tym, że esesmani nie podjęli jednak próby zgładzenia wszystkich więźniów Auschwitz, do powszechnego powstania nie doszło.
Oprócz przygotowań do buntu, konspiratorzy z Sonderkommando nielegalnie dokumentowali popełniane przez Niemców zbrodnie ludobójstwa. Kilku z nich prowadziło potajemne notatki, będące świadectwem osobistych przeżyć i obserwacji. Rękopisy te, zakopane na terenie krematoriów, zostały odnalezione po wojnie i stanowią bezcenny dowód zbrodni popełnionych w Auschwitz. Jeszcze ważniejszym dowodem są trzy fotografie, wykonane potajemnie przez konspiratorów z Sonderkommando latem 1944 roku. Przedstawiają one Żydów zmuszanych do wejścia do komory gazowej oraz spalanie zwłok zamordowanych ofiar. Fotografie te zostały kanałami konspiracyjnymi przekazane w ręce Armii Krajowej i trafiły na Zachód.
Próby buntu
Do pierwszej próby buntu Sonderkommando doszło latem 1944 roku. Nie można ustalić dokładnej daty tej akcji, której wstrzymanie w ostatniej chwili doprowadziło do dekonspiracji i śmierci m.in. Jakuba Kamińskiego – jednego z przywódców konspiracji wśród więźniów Sonderkommando.
Z odnalezionego po wojnie rękopisu Załmena Lewentala wynika, że zamierzano zaatakować w godzinach popołudniowych strażników z nocnej zmiany, udających się na służbę w wieżach wartowniczych, położonych w bezpośrednim sąsiedztwie krematoriów. Następnie więźniowie z Sonderkommando uzbrojeni w broń zdobytą na zabitych wartownikach mieli wkroczyć do poszczególnych odcinków obozowych, gdzie przyłączyliby się do nich członkowie konspiracji więźniarskiej. Z ich pomocą miano zdobyć kolejne wartownie i wyeliminować esesmanów. Na końcu miało nastąpić podpalenie baraków obozowych i urządzeń krematoryjnych, przecięcie ogrodzenia obozowego i powszechna ucieczka więźniów. Z perspektywy obecnej wiedzy na temat ówczesnej sytuacji w obozie oraz sił konspiracji obozowej i przyobozowej można stwierdzić, że plan ten nie miał realnej szansy powodzenia.
Wzrost napięcia wśród więźniów Sonderkommando został spowodowany przez wydarzenia z 6 października 1944 roku. W krematorium II i III na terenie obozu KL Auschwitz II-Birkenau pracowało kilkunastu jeńców radzieckich, których wiosną 1944 roku przywieziono z KL Lublin (Majdanek). Tego dnia jeden z nich wdał się w sprzeczkę z esesmanem, która przerodziła się w rękoczyn. Rosjanin został zastrzelony, a pozostałym jeńcom esesmani zapowiedzieli, że odejdą wraz z najbliższym transportem. Było oczywiste, iż kryła się za tym groźba ich fizycznej likwidacji.
7 października 1944 roku stan obsługi krematoriów w KL Auschwitz II-Birkenau wynosił 663 więźniów. Tego dnia rano więźniarska organizacja ruchu oporu w KL Auschwitz zawiadomiła konspirację z Sonderkommando, że ich wywiad uzyskał informację o planowanej przez władze obozowe w najbliższym czasie zagładzie komand pracujących przy spalaniu zwłok w krematoriach. Wiadomość ta zbiegła się z informacją o realizacji zapowiedzianej wcześniej akcji zmniejszenia komand krematoriów IV i V. Łącznie chodziło o 300 ludzi, którzy mieli zostać włączeni do rzekomego transportu.
Masakra
Najprawdopodobniej informacja o groźbie buntu w Sonderkommando została zdradzona przez jednego z więźniów, który współpracował z esesmanami. Było to powodem bardzo szybkiej akcji garnizonu SS.
Około godz. 13.00 7 października 1944 roku na terenie krematoriów IV i V esesmani ogłosili zbiórkę więźniów z komanda 59-B. Około godz. 13.30, podczas wywoływaniu po numerach więźniów przeznaczonych do rzekomego transportu zagrożona grupa rzuciła się na wartowników SS z młotami, siekierami i kamieniami. Część więźniów uciekła następnie do budynku krematorium IV, który podpaliła przygotowanymi wcześniej prymitywnymi ładunkami. Prawdopodobnie liczyli oni na to, że podpalenie krematorium zostanie odczytane przez pozostałych więźniów Sonderkommando jako sygnał do ogólnego buntu. Esesmani szybko otoczyli budynek krematorium IV, a następnie lasek, do którego uciekła większość więźniów komanda 59-B – i dokonali ich masakry. Jej świadkiem był polski więzień polityczny Edward Sokół (nr 12982) – członek komanda obozowej straży pożarnej, która została wezwana przez esesmanów do ugaszenia pożaru krematorium IV. Egzekucję tę zrelacjonował on następująco:
Stałem bokiem do krematorium, twarzą do czworoboku esesmanów. Pochylali się nad masą rozebranych do naga ludzi. Wycelowane automaty terroryzowały biedaków. Leżeli twarzami do ziemi. Ręce wyciągnięte wzdłuż ciała nie pozwalały na podniesienie się i powstanie na nogi. Leżeli ciasno, jeden przy drugim. Było ich około dwudziestu w rzędzie. Rzędów może dziesięć. Boję się i liczę. Obserwuję Clausena, jednego z naszych Rapportführerów. Ubrany w długie, gumowe buty depcze po drugim rzędzie uprzednio rozstrzelanych więźniów. Przykłada lufę karabinu do karku kolejnej ofiary z rzędu trzeciego. Strzał. Głowa mordowanego podskakuje, opada i chwieje się na boki, a Oberscharführer Clausen morduje następnego więźnia. Płaty krwi spływają po karku każdej z ofiar. Jest coś strasznego w schematycznych, zautomatyzowanych ruchach oprawcy. Po drugiej stronie czworoboku stał lagerkomendant z jakimś wyższym rangą oficerem w zielonej furażerce oblamowanej srebrną taśmą. Otaczało ich kilkunastu oficerów SS. Odwróciłem oczy na stertę pasiaków, z których sterroryzowani więźniowie musieli rozebrać się do egzekucji (…)
Równoczesną akcję podjęli więźniowie z komanda 57-B, zatrudnieni w krematorium II. Widząc z daleka płomienie i słysząc strzelaninę uznali, że jest to sygnał do ogólnego powstania w obozie. Najpierw zaatakowali oberkapo – Niemca Karla Toepfera. Ugodzonego nożem wrzucili do rozpalonego pieca krematoryjnego. Jednego z esesmanów rozbroili i również wrzucili do pieca, a drugiego zabili. Gdy tyraliera esesmanów zbliżyła się do bram wejściowych na teren krematoriów, około 80 więźniów komanda 57-B wydostało się z krematorium II. Przygotowanymi wcześniej nożycami rozcięli ogrodzenie z drutu kolczastego otaczające krematorium i ruszyli w kierunku południowym. Wcześniej rozcięli też ogrodzenie obozu kobiecego BIb, ponieważ wciąż byli przekonani, że jest to powstanie powszechne i chcieli umożliwić ucieczkę więźniarkom.
Buntu nie podjęli natomiast więźniowie z komand 58-B i 60-B, zatrudnieni w krematorium III. Cześć więźniów tych komand nie była wtajemniczona w plany buntu, a próbę podjęcia akcji przez pozostałych sparaliżował więzień Lemke Pliszko, najprawdopodobniej współpracujący z esesmanami.
Uciekający więźniowie z komanda 57-B zostali zaskoczeni przez pościg SS w Rajsku. Zabarykadowali się wówczas w stodole, stawiając opór. Esesmani podpalili stodołę i wymordowali więźniów. W walce zginęło ogółem ok. 250 więźniów z komand 57-B i 59-B. Wśród nich znajdowali się organizatorzy buntu: Załmen Gradowski z Suwałk, Josef Dorębus vel Warszawski z Warszawy (deportowany z obozu Drancy), Józef Deresiński spod Grodna, Ajzyk Kalniak z Łomży, Lajb Langfus z Warszawy i Lajb Panusz z Łomży. Wszystkich zabitych więźniów zwieziono wieczorem na teren krematorium IV. Esesmani zebrali tam resztę Sonderkommando i rozstrzelali dodatkowo ok. 200 więźniów z komand, które wznieciły bunt. Po egzekucji zastępca komendanta obozu powiedział do pozostałych przy życiu więźniów Sonderkommando, że za powtórzenie podobnego buntu zostaną rozstrzelani wszyscy więźniowie KL Auschwitz. Pozostałych przy życiu więźniów skierowano do pracy w krematoriach II, III i V.
Podczas buntu Sonderkommando zostali zabici przez więźniów trzej esesmani: SS-Unterscharführer Rudolf Ester, SS-Unterscharführer Willi Freese i SS-Unterscharführer Josef Purke. Ponadto dwunastu esesmanów odniosło rany.
Kto pomagał powtańcom?
14 października 1944 roku czternastu spośród pozostałych przy życiu członków grupy konspiracyjnej w Sonderkommando osadzono w podziemiach bloku 11 w obozie macierzystym KL Auschwitz I, gdzie zostali poddani brutalnemu śledztwu. W jego rezultacie zginęli m.in. Jankiel Handelsman z Radomia (deportowany z Drancy) oraz polscy Żydzi o nazwiskach Jukl i Wróbel.
Materiał wybuchowy, który posłużył więźniom Sonderkommando do skonstruowania prowizorycznych granatów dostarczyły im wcześniej nielegalnie cztery więźniarki-Żydówki zatrudnione w zakładach Union-Werke: Ella Gärtner, Regina Safir (vel Szafirsztajn) i Estera Wajcblum. Do obozu w Birkenau nielegalnie przeniosły go wymienione więźniarki oraz Róża Robota – polska Żydówka deportowana do KL Auschwitz w listopadzie 1942 roku z Ciechanowa. Przemycały materiał wybuchowy w niewielkich ilościach, jednorazowo nie więcej niż 250g, zawinięty w szmatki lub kawałki papieru i ukryty pod odzieżą. Odbiorem materiału wybuchowego zajmował się m.in. wspomniany więzień o nazwisku Wróbel. Więźniarki zajmujące się dostarczaniem materiału wybuchowego dla konspiratorów z Sonderkommando zostały aresztowane przez wydział polityczny (obozowe gestapo) 10 i 14 października 1944 roku, a 6 stycznia 1945 roku powieszono je obozie kobiecym KL Auschwitz II-Birkenau.
Prawdopodobnie więźniarki zatrudnione w Union-Werke nie były jedynym źródłem pozyskania materiału wybuchowego przez więźniów z obsługi krematoriów. Potwierdza to relacja, którą 12 października 2004 roku złożył były więzień Artur Radvanský, który stwierdził, że:
Materiał wybuchowy dla organizacji ruchu oporu w Sonderkommando przekazywałem razem z więźniem Imo (Imrich) Gönczi (Żyd ze Słowacji) więźniowi Šaňo Princ z Pferdenstellekommando. Materiały te nielegalnie zabierali z Hygiene Institut więźniowie Imo Gönczi i Robert Alt (obecnie Robert Bartek), którzy tam pracowali, a ja nielegalnie przewoziłem je do Birkenau. Tymi materiałami wybuchowymi były środki używane przeciw komarom i składowane w magazynach SS-Hygiene Institut: Holzkohlenpulver, Kaliumtetrachlorid (KClO4) i Schwefelpulver. Było możliwe przetransportowanie tych materiałów wózkiem do Birkenau, ponieważ w ramach małej Postenketty mogłem poruszać się bez eskorty esesmanów (nosiliśmy niebieskie opaski z białym napisem SS-Lazarett lub SS-Revier na rękawie).
Z relacji żydowskiego więźnia Dawida Józefowicza (nr 143048) wynika z kolei, że ostatnia partia materiału wybuchowego miała zostać przekazana więźniom Sonderkommando w dniu wybuch buntu 7 października 1944 roku. Józefowicz pochodził z Sieradza, a do KL Auschwitz trafił pod koniec sierpnia 1943 roku z obozu pracy w podpoznańskich Krzesinach, mając 16 lat. W obozie Birkenau pracował w komandzie instalatorsko-budowlanym BBD (Baubetriebsdienststelle). Podczas pracy w tym komandzie nawiązał kontakt z więźniami Sonderkommando. Otrzymywał od nich potajemnie kosztowności i pieniądze – pozyskane nielegalnie prawdopodobnie podczas przyjmowania transportów żydowskich na rampie – za które za pośrednictwem polskich robotników cywilnych-murarzy z komanda BBD kupowano nielegalnie żywność dla więźniów.
Od więźniów Sonderkommando Józefowicz dowiedział się o szczegółach śmierci w KL Auschwitz pod koniec sierpnia 1944 roku Chaima Mordechaja Rumkowskiego – przewodniczącego Judenratu w getcie łódzkim, uważanego przez większość Żydów za kolaboranta. Wedle relacji Józefowicza:
Po odejściu innych do komór gazowych, Rumkowskiego z rodziną, a także kilku innych Żydów z gettopolizei, poprowadzono do krematoriów. Po drodze więźniowie-Żydzi z obsługi krematoriów pytali Rumkowskiego czy wiedział dokąd wysyłał wcześniejszymi transportami swoich współziomków. Następnie więźniowie-Żydzi z obsługi krematorium nr IV mieli żywcem spalić Rumkowskiego i członków jego rodziny, wrzucając ich na płonący stos.
W dniu wybuchu buntu Józefowicz miał dostarczyć więźniom z Sonderkommando materiał wybuchowy. Dwie metalowe puszki zawierające materiał wybuchowy miały zostać dostarczone więźniom z Sonderkommando przez niego i innych więźniów z komanda murarskiego BBD w kotle na zupę podczas przerwy obiadowej. W obecności Józefowicza więźniowie z Sonderkommando otworzyli puszki i wyjęli z nich kuliste przedmioty powiązane taśmą, a następnie polecili mu szybko opuścić teren krematorium IV.
Zaangażowanie więźniów z komanda BBD w przekazywanie materiału wybuchowego dla Sonderkommando potwierdził również polski więzień polityczny Leon Szwengler (nr 1125), który w tym uczestniczył. W swojej relacji wspomina o tym następująco:
Pracowałem jako murarz przy budowie baraków przeznaczonych na magazyny. Idąc do pracy, przechodziliśmy obok zakładów Union-Werke. Nawiązaliśmy kontakt z kobietami pracującymi w tych zakładach. Pamiętam imię młodej Żydówki z Warszawy – Estera. (…) Od organizacji przez Bernarda Świerczynę otrzymałem polecenie przenoszenia do obozu prochu wyrabianego w Union-Werke. Estera również była członkiem Ruchu Oporu. Miała mi dostarczać proch z zakładów. W umówionym miejscu pod parkanem chowała dla mnie paczuszki z prochem. Początkowo zapakowany był w papier, a później w małej buteleczce od lekarstw. Z kolei ja podawałem paczuszkę młodym Rosjanom, którzy ze mną pracowali w komandzie i oni przenosili ją do obozu, gdzie proch oddawaliśmy Żydom, a ci dostarczali go członkom Sonderkommando w Brzezince. (…) Taki stan trwał dwa miesiące. Przez ten okres czasu dostarczyliśmy do obozu pół kilograma prochu. Więźniowie robili z niego petardy, gdyż Sonderkommando przygotowywało się do powstania.
W świetle relacji Leona Szwenglera uczestniczył on w przekazywaniu materiału wybuchowego dla Sonderkommando z polecenia Bernarda Świerczyny (nr 1393) – członka kierownictwa polskiej konspiracji wojskowej w KL Auschwitz (Rada Wojskowa Oświęcim). Potwierdza to, że polskiej konspiracji więźniarskiej znane były plany konspiracji żydowskiej odnośnie buntu Sonderkommando i współdziałała z nią w przygotowaniach do tego buntu.
Po stłumieniu buntu Sonderkommando Leon Szwengler został aresztowany i osadzony w areszcie obozowym w bloku 11 obozu macierzystego KL Auschwitz I. Ocalał dzięki temu, że Estera Wajcblum, od której odbierał materiał wybuchowy dla Sonderkommando, nie wydała go podczas śledztwa połączonego z torturami. Bernard Świerczyna został aresztowany przez wydział polityczny po nieudanej próbie ucieczki z obozu 27 października 1944 roku i powieszony w publicznej egzekucji 30 grudnia 1944 roku w obozie macierzystym.
Zapewne nigdy nie poznamy wszystkich szczegółów dotyczących buntu Sonderkommando, a zwłaszcza tych dotyczących źródeł, z których przygotowujący bunt więźniowie otrzymali materiał wybuchowy i pomoc. Tragiczna historia buntu Sonderkommando pokazuje jak ryzykowną akcją byłoby powszechne powstanie więźniów w niemieckim obozie koncentracyjnym. Akcja taka mogła zakończyć się powodzeniem tylko w wypadku bliskiego wyzwolenia obozu i rozkładu załogi SS, jak to miało miejsce w wypadku powstań więźniów w KL Buchenwald (11 kwietnia 1945 roku) i KL Mauthausen (5 maja 1945 roku). W innym razie podjęcie takiej akcji miałoby sens tylko w obliczu bezpośredniego zagrożenia likwidacją więźniów, jak to miało miejsce w wypadku Sonderkommando. Powszechne powstanie więźniów KL Auschwitz w realiach roku 1944 doprowadziłoby do uratowania się najwyżej niewielkiej grupy spośród nich. Siły Okręgu Śląskiego AK oraz polskiej konspiracji wojskowej w KL Auschwitz były za słabe nawet, żeby pospieszyć ze skuteczną pomocą Żydom z Sonderkommando. Ponadto pomoc taka mogła zakończyć się nieobliczalnymi konsekwencjami dla pozostałych więźniów KL Auschwitz oraz ich ogólną masakrą.
Bibliografia:
- Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau. Zespół Wspomnienia, t. 52, k. 69, wspomnienia byłego więźnia Leona Szwenglera; t. 68, k. 165-169, wspomnienia byłego więźnia Edwarda Sokoła pt. „Kamienie milowe”; Zespół Oświadczenia, t. 45, k. 12, relacja byłego więźnia Leona Szwenglera; t. 119, k. 2-5, relacja byłego więźnia Dawida Józefowicza; t. 160, k. 66, relacja byłego więźnia Artura Radvansky’ego (w obozie Tüberger);
- Adam Cyra, Spadochroniarz „Urban”_, Oświęcim 2005, s. 47-49;
- Igor Bartosik, Bunt Sonderkommando 7 października 1944 roku, Oświęcim 2014;
- Danuta Czech, Kalendarz wydarzeń w KL Auschwitz, Oświęcim 1992, s. 777-779, 781-782, 831;
- Henryk Świebocki, Ruch Oporu, [w:] Wacław Długoborski, Franciszek Piper (red.), Auschwitz 1940-1945. Węzłowe zagadnienia z dziejów obozu, Oświęcim 1995, t. IV, s. 68-71, 106-107.
Redakcja: Michał Przeperski