John Garth – „Tolkien i pierwsza wojna światowa. U progu Śródziemia” – recenzja i ocena

opublikowano: 2020-03-13, 09:00
wolna licencja
J.R.R. Tolkien zawsze był w naszym kraju pisarzem stosunkowo popularnym, a po ekranizacji „Władcy Pierścieni” jego twórczość jest w zasadzie powszechnie, choć nazbyt często jedynie pośrednio, znana. Oksfordzki profesor wiódł raczej żywot odpowiadający spokojnemu usposobieniu dzielonemu z wykreowanymi przez siebie hobbitami, jednak i on był świadkiem i uczestnikiem dramatycznej historii jako żołnierz walczący podczas Wielkiej Wojny.
reklama

John Garth – „Tolkien i pierwsza wojna światowa. U progu Śródziemia” – recenzja i ocena

John Garth
„Tolkien i pierwsza wojna światowa. U progu Śródziemia”
nasza ocena:
7.5/10
cena:
54,90 zł
Wydawca:
Zysk i S-ka
Rok wydania:
2020
Okładka:
twarda
Liczba stron:
450
ISBN:
9788381168564

W porównaniu z czasami sprzed blisko trzech dekad, kiedy podstawowym i w zasadzie jedynym źródłem informacji o życiu twórcy Śródziemia była kultowa już w pewnych kręgach publikacja Michała Błażejewskiego „Powiernik pieśni”, osoby zainteresowane badaniem życiorysu i ewolucji twórczości Tolkiena nie mają powodów do narzekania. Od dawna dysponujemy bodaj podstawowym źródłem historycznym dotyczącym Profesora, jakim jest zbiór jego „Listów” czy też fundamentalną biografią Humphreya Carpentera. Kolejne niepublikowane wcześniej pisma Tolkiena czy też prace mu poświęcone nie musiały długo czekać na polskie wydania. Ba, polska tolkienistyka i tolkienologia może pochwalić się własnymi osiągnięciami, i to niebagatelnymi – znany w środowisku Ryszard Derdziński ustalił niedawno ponad wszelką wątpliwość, że niemieckojęzyczni przodkowie angielskiego pisarza byli mieszkańcami Gdańska i poddanymi polskich królów.

Czytelnicy pragnący zaspokoić swoją ciekawość dotyczącą autora „Silmarillionu” nie mogą więc narzekać na brak odpowiednich pozycji, problemem może być raczej to, od których zacząć i które są naprawdę wartościowe. „Tolkien i pierwsza wojna światowa” Johna Gartha, w tłumaczeniu cenionej przez polskich wielbicieli Tolkiena Agnieszki Sylwanowicz to, jak wskazuje sam tytuł, nie całościowa biografia Anglika, a praca poświęcona udziałowi jej bohatera w Wielkiej Wojnie (szkoda, że wydawca nie zdecydował się pozostawić w tytule polskiego tłumaczenia tej nazwy konfliktu) i wpływowi jakie miały frontowe doświadczenia na jego późniejszą twórczość literacką. Ramy czasowe książki są niemal tożsame z tymi, jakie miał goszczący w zeszłym roku na ekranach kin film „Tolkien”, opowiadający o młodych latach i relacjach rodzinnych bohatera (wbrew twierdzeniom niektórych nie pomijający wątku katolicyzmu, będącego jednym z podstawowych wyznaczników tożsamości Tolkiena). Film poruszał temat rozwoju jego zainteresowań językowych, miłości do przyszłej żony Edith Bratt, mówił wreszcie o udziale w działaniach wojennych – i o tym jak to wszystko wpłynęło na tworzenie opowieści, które potem miały stać się mitologią Śródziemia. Jeśli więc komuś podobał się film (a choć nie był to obraz wybitny, to uważam że wbrew twierdzeniom krytyków mógł się podobać), kolejnym naturalnym krokiem wydaje się być sięgnięcie po książkę – i film, i książka opowiadają tę samą historię, przerywają ją w niemal tym samym momencie, z tym że film jest obrazem fabularnym, zaś omawiana publikacja reprezentuje gatunek non fiction, opiera się na owocach badania materiałów źródłowych, a z racji przystępnego stylu i udanych prób uczynienia książki „przyjazną dla czytelnika” możemy uznać ją za pracę popularnonaukową.

reklama

„Tolkien i pierwsza wojna światowa” dzieli się na trzy części. Pierwsza opisuje przedwojenne losy Tolkiena, szczególnie skupiając się na jego relacjach z kręgiem towarzyskim kryjącym się pod akronimem T.C.B.S. – Tea Club, Barrowian Society. Czterej młodzi mężczyźni (i kilku luźniej związanych z „klubem”) przy herbacie prowadzili dyskusje na temat swych zainteresowań naukowych i fascynacji intelektualnych, grywali również razem w rugby. Te niemal idylliczne opisy życia przed 1914 r. zapowiadają jednak przyszłe tragedie. To o właśnie o członkach T.C.B.S. napisał Tolkien w przedmowie do „Władcy Pierścieni”, że podczas wojny zginęli wszyscy jego najbliżsi przyjaciele z wyjątkiem jednego. Tym szczęśliwcem był Christopher Wiseman. Relacja Tolkiena i Wisemana wydaje się arcyciekawa z uwagi na to, jak przeciwstawnymi osobowościami byli. Z jednej strony Tolkien, katolik – syn konwertytów, którzy doświadczyli ostracyzmu ze strony swych protestanckich rodzin, konserwatysta z usposobienia, pozbawiony słuchu muzycznego, a z drugiej Wiseman – metodysta, syn pastora, polityczny liberał, aspirujący kompozytor. Ich przyjaźń bywała szorstka, ale na pewno była szczera i dla obu intelektualnie stymulująca. Utrzymywali ją zresztą przez całe życie, choć potem już bez przedwojennej zażyłości.

reklama

Przed wybuchem konfliktu zbrojnego Tolkien miał już pewne sprecyzowane zainteresowania i fascynacje. Jego predylekcja do tworzenia własnych języków jest powszechnie znana. Fragment poematu „Chrystus” Cynewulfa zainspirował go do stworzenia przetwarzanej potem po wielokroć historii wędrówki Earendila, stamtąd też zaczerpnął nazwę Śródziemie. Fascynował się „Kalewalą”, fińskim eposem. Nad „południowy” klasyczny antyk przedkładał surową germańską Północ. Z powodu tych zainteresowań, a także niemieckiego rodowodu rodziny, żartował, że czuję się nieswojo walcząc ramię w ramię z Francuzami (których kultura w ogóle go nie pociągała) przeciw Niemcom i wolałby wziąć udział w walkach w innej konfiguracji np. podczas wojny siedmioletniej. Historia chciała jednak inaczej – udziałowi Tolkiena w działaniach na froncie zachodnim I wojny światowej poświęcona jest druga część książki. John Garth pieczołowicie, w oparciu o bazę źródłową odtwarza szlak bojowy uczestnika bitwy nad Sommą, odesłanego potem do domu z powodu gorączki okopowej. Autor rozwiewa romantycznie brzmiące wizje Tolkiena piszącego swe opowieści w okopach – nie było ku temu warunków, a notatki łatwo mogły ulec zniszczeniu. **Garth stara się dociec wpływu wojennych doświadczeń na późniejszą twórczość autora „Władcy Pierścieni”. Sam Tolkien takiego wpływu wręcz nie dostrzegał, ale czy rzeczywiście tak było?**Kiedy patrzę na zdjęcia spod Passchendaele (bodaj najsłynniejsze z nich zdobi okładkę oryginalnego wydania książki, też chyba nie przez przypadek) od razu przychodzą mi na myśl Frodo i Sam wędrujący przez Martwe Bagna. A czy tylko mi scena z nocnym reflektorem w filmie „1917” skojarzyła się z wścibskim okiem Saurona? Świadkowie historii mogą być przez tę historię ukształtowani bardziej, niż sami dostrzegają...

Trzecia, moim zdaniem najciekawsza, część książki poświęcona jest analizie kolejnych wersji opowieści o upadku Gondolinu i próbie interpretacji jej także pod kątem doświadczeń I wojny światowej. Biorąc pod uwagę, że niedawno ukazało się polskie tłumaczenie „Upadku Gondolinu” jest to kolejny rarytas dla osób na tyle zainteresowanych tworzonymi przez Tolkiena opowieściami, że śledzącymi jak ewoluowały kolejne ich wersje. Autor książki wydaje się nie być w pełni usatysfakcjonowany kierunkiem tej ewolucji. Podoba mu się zamysł Tolkiena napisania „mitologii dla Anglików” (historia Earendila miała pierwotnie być odpowiednikiem „Odysei”), zachwyca się barwnością i plastycznością „Księgi zaginionych opowieści”, ale też boleje nad tym, że ostatecznym rezultatem okazał się nazbyt chyba suchy i lakoniczny w jego odczuciu „Silmarillion”.

reklama

Jak już wspomniałem, książka kończy się mniej więcej w zbliżonym momencie życia jej bohatera co film „Tolkien”. Weteran spod Sommy czyni kolejne kroki w drodze do rodzinnej i zawodowej stabilizacji, choć w sercu wciąż ma ból po stracie poległych przyjaciół. Na jego drodze pojawia się kolejna ważna dlań osoba – C.S. Lewis. Za jakiś czas pod wpływem rozmów z Tolkienem nawróci się on na chrześcijaństwo (choć ku jego niezadowoleniu, nie w wersji katolickiej). Ale to już zupełnie inna historia, której czytelnicy książki Johna Gartha nie poznają. Ale może skłoni ona ich do bliższego zapoznania się z tematem i pogłębią swą wiedzę choćby dzięki pracom Humphreya Carpentera o grupie Inklingów?

„Tolkien i I wojna światowa” to pozycja wciągająca, sprawnie napisana, rzetelna. Największym jej mankamentem jest to, że... nie jest specjalnie odkrywcza. Poza sprostowaniem pewnych mało znaczących błędów obecnych w biografii Carpentera w zasadzie nie wnosi nic nowego do naszej wiedzy o Tolkienie. Czy jednak każda nowość wydawnicza musi być nie wiadomo jak nowatorska? Książka porusza bardzo konkretny temat sprecyzowany w tytule i w zasadzie go wyczerpuje. Dla osób które od niedawna interesują się Tolkienem może być dobrym punktem startowym do dalszych badań, a także osoby głębiej siedzące w temacie docenią to, że tak dużo informacji o udziale Tolkiena w wojnie mogą mieć pod ręką w jednej książce. Pracą Johna Gartha nie zawiedzie się nikt, kto nie będzie miał wobec niej nazbyt wygórowanych oczekiwań.

Zainteresowała Cię nasza recenzja? Zamów książkę Johna Gartha – „Tolkien i pierwsza wojna światowa. U progu Śródziemia”!

reklama
Komentarze
o autorze
Michał Gadziński
Absolwent Instytutu Historycznego oraz Instytutu Nauk Politycznych UW. Interesuje się historią XIX i pierwszej połowy XX wieku. Pasjonat historii, kultury i polityki krajów anglosaskich.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone