Jerzy Ossoliński w Rzymie. Poseł doskonały?
Wraz z postępem cywilizacyjnym sztuka dyplomacji stała się w zasadzie autonomiczną dziedziną życia społecznego i międzynarodowego, podlegającą pewnej kodyfikacji i standaryzacji. Kontakty dyplomatyczne i poselstwa aby spełnić swoje zadanie musiały przybierać rozmaite formy, wszak kontakty dyplomatyczne nie sprowadzały się tylko do relacji międzypaństwowych. Organizacje religijne na przestrzeni wieków wytwarzały własne systemy i centra władzy, budowały często ponadnarodowe i ponadpaństwowe hierarchie, będące zazwyczaj jednymi z kluczowych elementów świata politycznego. W takich sytuacjach stosunki dyplomatyczne także musiały być ożywione.
Symboliczna przysięga posłuszeństwa
W przypadku stosunków pomiędzy krajami, w których dominowała wiara katolicka (a co za tym idzie, co do zasady, także panujący był wyznawcą tej religii) a Kościołem katolickim, jednym z najistotniejszych ich elementów były poselstwa obediencyjne. W ich trakcie sami władcy lub ich przedstawiciele udawali się do Rzymu, aby ślubować papieżowi posłuszeństwo. Sprawowanie owych poselstw było bardzo uroczyste, opierały się one bowiem na ogólnie przyjętym zwyczaju i podejmowane były w trzech przypadkach: kiedy na Tron Piotrowy wybierano nowego papieża, kiedy w danym kraju koronowano nowego władcę oraz kiedy kraj związany obediencją rozszerzał swoje terytorium.
Początków zwyczaju delegowania posłów do głowy Kościoła niektórzy upatrują już w XII wieku, wiążąc go z zawarciem konkordatu wormackiego w roku 1122 pomiędzy cesarzem Henrykiem V a papieżem Kalikstem II. Amerykański jezuita i historyk Robert A. Graham wysunął tezę, że zwyczaj ten ukształtował się ostatecznie w czasie pontyfikatu Grzegorza XIII (1572-1585), czego może dowodzić fakt, że jego poprzednik Pius IV toczył spór z posłami cesarza Ferdynanda I Habsburga, domagając się od nich oficjalnego użycia słowa oboedientia w czasie przemowy na publicznym konsystorzu. Wcześniej używano słów reverentia, observantia i obsequium.
Te rozważania wskazują, że ów zwyczaj nie miał wcześniej sztywnych ram, a formę ostatecznie unormowaną zyskał pod koniec XVI stulecia. Nad kwestią faktycznego sensu i konsekwencji tych przyrzeczeń zastanawiał się już Jan Ostroróg w wieku XV. Sądził on, iż król polski, jako suwerenny władca swojego państwa, nie może nikomu ślubować absolutnego posłuszeństwa we wszystkim, bo odpowiada jedynie przed Bogiem. Był on zwolennikiem tego aby w czasie poselstwa „obediencyjnego” przekazywać papieżowi jedynie gratulacje lub wyrazy czci i królewskiego szacunku, a unikać zaciągania krępujących i niezgodnych z obowiązującą wykładnią władzy królewskiej zobowiązań.
Jednym z przełomowych momentów w historii składania papieżom przysięgi wierności i posłuszeństwa była Reformacja. Około roku 1505 takie poselstwa wysyłano z 26 państw. Po burzliwych kolejnych dekadach wieku XVI, które przyniosły ze sobą wydarzenia takie jak wystąpienie Marcina Lutra w roku 1517, bunt Tomasza Münzera w roku 1524 czy ogłoszenie Aktu Supremacji przez Henryka VIII w roku 1534, zwyczaj ten kontynuowało jedynie 16 państw. Ta dysproporcja ukazuje jak wielki wpływ na międzynarodową arenę polityczną i dyplomatyczną miały konflikty religijne. Jakie mogły być konsekwencje nie złożenia obediencji? Zwłaszcza takie postępowanie jak Henryka VIII mogło zaostrzyć obawy papieży i chęć zapobiegania podobnym sytuacjom w przyszłości. Po tych wydarzeniach Rzym kilkakrotnie próbował wyciągać konsekwencje z opóźniania poselstwa lub jego zupełnego braku. Mogło to poskutkować zastosowaniem przez Stolicę Apostolską sankcji wobec danego kraju, jak choćby niezatwierdzanie wyboru dostojników kościelnych mianowanych przez nieposłusznego władcę.
Polskie perypetie obediencyjne
Warto tutaj wspomnieć przykład Zygmunta III Wazy, który poselstwo obediencyjne wysłał nie bez problemów dopiero trzy lata po swej elekcji. Powodem tego opóźnienia był na pewno konflikt towarzyszący podwójnej elekcji roku 1587 oraz trudności w znalezieniu odpowiedniego posła. Sykstus V za pośrednictwem nuncjusza i polskiego posła nadzwyczajnego w Rzymie, Stanisława Reszki, ponaglał nawet nowego polskiego króla w tej sprawie. Osobno należy też rozpatrywać trudności wynikające z ówczesnej interpretacji praktyk obediencyjnych. Zdarzało się, że nowy król, który wstępował na tron za życia papieża, któremu posłuszeństwo przysięgał jego poprzednik, nie wysyłał już swojego poselstwa, a czynił to dopiero kiedy na tron apostolski wstępowała nowa głowa Kościoła. Wystarczy spojrzeć na przedostatniego Jagiellona na polskim tronie – w źródłach nie ma poświadczonego poselstwa obediencyjnego Zygmunta Starego do Juliusza II, za to do jego następcy, Leona X, król posłał jeszcze w roku jego wyboru (1513). Co ciekawe, Zygmunt I zastosował tę nową regułę także w drugą stronę – dwóm następcom Leona X nie złożył obediencji, tak samo jak Juliuszowi II.
Tę zagadkę rozwiązuje treść listów wymienianych między monarchą a kanclerzem Krzysztofem Szydłowieckim. Król usprawiedliwiał swoje postępowanie faktem, że Węgrzy wysyłają specjalne poselstwa do Stolicy Apostolskiej tylko kiedy potrzebują pomocy, a także czysto pragmatycznym podejściem – król stwierdzał, że znalezienie odpowiedniego posła byłoby dość trudne, a tym bardziej gdy nowy papież jeszcze nie został wybrany.
Jerzy Ossoliński posłem do Rzymu
Przykłady polskich królów, Zygmunta I oraz Zygmunta III, dobitnie świadczą o tym, że znalezienie odpowiedniego kandydata, który mógłby podjąć się i przeprowadzić tę wymagającą i trudną misję dyplomatyczną do Rzymu nie były łatwe. Przed podobnym wyborem stanął w 1633 roku król Polski Władysław IV Waza. Dokonał go jednak i na swego posła wyznaczył Jerzego Ossolińskiego. Z pewnością stwierdzić można iż nie był to wybór pochopny, gdyż Pan na Ossolinie miał ogromne doświadczenie polityczne i dyplomatyczne. Pełnił już funkcję podstolego wielkiego koronnego oraz marszałka sejmu. Przede wszystkim zaś w 1621 roku był ambasadorem Polski w Anglii – pełniąc swoje obowiązki wykazywał się ogromnym talentem, który był powszechnie znany.
Polecamy e-book Sebastiana Adamkiewicza „Zrozumieć Polskę szlachecką”
Książkę można też kupić jako audiobook, w tej samej cenie. Przejdź do możliwości zakupu audiobooka!
Jako że Jerzy Ossoliński przybywał do Rzymu jako poseł nadzwyczajny, przysługiwał mu przywilej uroczystego, wystawnego wjazdu do Wiecznego Miasta. Datę jego wyznaczono na 27 listopada Roku Pańskiego 1633, a cała uroczystość odbiła się szerokim echem w Europie – była zorganizowana z taką precyzją i w tak niesamowitej, pełnej przepychu oprawie, że owo poselstwo opisywane jest w wielu dziełach jako „jedno z najświetniejszych o jakich wspomina historia”. Ossoliński miał za zadanie ukazać w pełnej krasie splendor i dumę Sarmatów, udowodnić wyjątkowość polskiego obyczaju, wielkość i chwałę swojego króla i narodu.
W przemarszu uroczystego orszaku brały udział familie kardynałów oraz innych posłów rezydujących w Rzymie. Jego trasę, czas i przebieg ustalał ceremoniarz papieski. Szlak jakim orszak miał przechodzić przez miasto zazwyczaj był wyznaczany tak, żeby mogła go obserwować jak największa liczba ludzi. Często kładziono także nacisk na to, aby przebiegał on obok Zamku św. Anioła, skąd dawano salut armatni dostojnikom. Nie inaczej było w przypadku poselstwa sprawowanego przez Ossolińskiego. Jego znakiem szczególnym było to, że w odróżnieniu od większości legacji z innych krajów, jego uczestnicy podczas uroczystego wjazdu ubrani byli w tradycyjne stroje polskie, a nie na modłę zachodnioeuropejską (poza nielicznymi wyjątkami) i miejscową. Wspaniałość całego widowiska była taka, że opisywano ją w wielu odpisach za granicą i rozpowszechniano kopie rytownicze. Jednym z bardzo bogatych przekazów na ten temat jest poemat Władysław IV, ułożony przez Samuela ze Skrzypny Twardowskiego na podstawie kronikarskich opisów. Dokładne jego przedstawienie można znaleźć także w wielu współczesnych opracowaniach.
Niewyobrażalny przepych
Po tym, jak od samego rana pod willą posła nieopodal bramy miejskiej gromadzili się i byli witani rozmaici dostojnicy świeccy i duchowni, którzy mieli towarzyszyć Ossolińskiemu, orszak wyruszył spod samej bramy. Pochód otwierali dwaj członkowie szlacheckiej służby posła. Za nimi, ciągnięte przez woły, jechały dwadzieścia dwa wozy okryte bogato drogą materią szkarłatną, na której widniały herby polskich wielmożów towarzyszących w tej wyprawie Jerzemu Ossolińskiemu. Następnie służba złożona z Ormian i Tatarów prowadziła 10 wielbłądów. Zarówno ludzie jak i zwierzęta przybrani byli w drogocenne szaty i narzuty, wyszywane złotem i srebrem.
Za wielbłądami podążało czterech trębaczy z proporcami, na których widniał bogato haftowany herb Ossolińskich: Topór. Za nimi jechało trzydziestu uzbrojonych i pięknie przybranych kozaków, następnie oddział jazdy papieskiej, a dalej familie kardynalskie, starszy pokojowy posła Kociszewski i trzydziestu pokojowych, przybranych i uzbrojonych po żołniersku (wśród nich kilku młodych szlachciców). Dalej służący prowadzili pięć szlachetnych koni tureckich, z których każdy miał rząd i siodło wysadzane innymi drogocennymi kamieniami – rząd ostatniego był pokryty diamentami tak gęsto, że materiał właściwie nie wystawał spod kamieni. Następny jechał koniuszy posła, za nim dworzanie posła hiszpańskiego, szlacheckie familie kardynałów i innych posłów przebywających w Rzymie oraz dworzanie Ossolińskiego i innych świeckich dostojników.
Dalej nadciągała najznakomitsza część orszaku: polscy i rzymscy arystokraci, synowie największych polskich rodów magnackich i dostojnicy dworu króla Władysława IV. W końcu, za dwoma mistrzami ceremonii i osobistym oddziałem zbrojnej piechoty, w eskorcie papieskiej gwardii szwajcarskiej, na koniu z rzędem rubinowym, w siodle sadzonym niezwykłą ilością drogocennych kamieni, jechał Ossoliński. Ubrany był w biały altembasowy dołman i delię ze złotymi kwiatami, mającą w sumie czterdzieści pętlic z diamentowymi guzami. Przy boku wisiała szabla w złotej pochwie wysadzanej rubinami. Na głowie miał zaponę z kitą, która także usiana była diamentami. Za nim podążali arcybiskupi, biskupi i prałaci przysłani przez Ojca Świętego.
Na końcu kawalkady jechała niezwykle zdobiona kareta poselska ciągniona przez trzy pary szlachetnych koni z królewskiej stajni. Ubiory wszystkich członków tego orszaku były niezwykle wystawne, piękne, kolorowe i bogate, a wspaniałość oprawy tego niesamowitego wjazdu poselstwa zapierała gapiom dech w piersiach. Koniom spod kopyt sypały się celowo źle zamocowane złote podkowy, a w rękach służby prowadzącej wierzchowce pękały osłabione ogniwa złotych łańcuchów – wszystko to sprawiło, że pamięć o tym wydarzeniu jeszcze długo była żywa, zwłaszcza wśród gapiów rzymskich, którzy na pewno przy tej okazji zadbali o namacalne tego dowody...
Uroczysty wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu zakończył się pod pałacem Trinita dei Monti, który od tego czasu stawał się oficjalną siedzibą poselstwa. Następnie złożono podziękowanie wszystkim dostojnikom, którzy mu towarzyszyli i odprowadzano ich do bramy pałacu, z zachowaniem kolejności i wszelkich honorów. Po ich odjeździe tego dnia ani w kolejnych poseł nie zapraszał do swej nowej siedziby już nikogo – zadość uczyniono jedynie staremu zwyczajowi i papieskich szwajcarów ugoszczono posiłkiem, winem i pieniędzmi. Czas pozostały do złożenia uroczystej przysięgi wykorzystywano na wszelkie do niej przygotowania.
Składanie obediencji
Po kilku dniach oczekiwania, 6 grudnia Roku Pańskiego 1633 nadeszła pora, aby w czasie zaszczytnego publicznego konsystorza, poseł królewski złożył w imieniu swego władcy obediencję Ojcu Świętemu Urbanowi VIII. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami i tradycją, Jerzy Ossoliński przybył w towarzystwie całego swojego orszaku do pałacu watykańskiego najprawdopodobniej w godzinach około południowych (uroczystości te wyznaczano zazwyczaj właśnie o tej porze, między dziewiątą rano a pierwszą popołudniu). Wstępnym aktem konsystorza, po wejściu Ojca Świętego w szatach liturgicznych obowiązujących przy tej okazji, było homagium kardynałów – każdy z nich miał obowiązek uczestniczyć w uroczystości. Po kolei podchodzili do papieża, przyklękali przed nim i całowali jego stopę, co było powtórzeniem już złożonej przez nich obediencji. Następnie dwaj kardynałowie diakoni stawali po obu stronach tronu papieskiego.
Polecamy e-book Michała Gadzińskiego – „Tudorowie. Od Henryka VIII do Elżbiety”
Kiedy tylko na znak papieskiego ceremoniarza do pałacu wszedł poseł króla polskiego, swój popis zakończył adwokat konsystorialny, który miał zapowiadać całej zebranej publiczności kto i po co przybywa – zapobiegało to wrażeniu, że to papież czeka na kogoś kto się spóźnia. Ossoliński był ubrany w najokazalszy, kosztowny strój, który zgodnie z instrukcją ukazywał jego sarmacki i wojskowy splendor. Szedł w otoczeniu czterech biskupów, a w drodze do tronu papieskiego przyklękał trzy razy, zgodnie z ceremoniałem. Kiedy dotarł do podwyższenia tronowego, ukląkł na dwa kolana i ucałował Urbana VIII w stopę. Następnie ten, okazując mu łaskę dostąpienia zaszczytu, podał mu do ucałowania swą dłoń, a następnie podniósł z kolan, aby ten mógł ucałować jego twarz. Po wręczeniu Ojcu Świętemu listu uwierzytelniającego zszedł z podwyższenia i przeszedł do miejsca dla niego wyznaczonego – za ławkami kardynalskimi. Wtedy odczytano wręczony list, w którym król Władysław IV zapewniał Urbana VIII, że reprezentuje go jeden z najznamienitszych dostojników Rzeczypospolitej.
Wtedy nastąpił szczytowy punkt całej uroczystości – podskarbi wielki koronny powstał i rozpoczął orację. W rzeczywistości Jerzy Ossoliński mowę swoją wygłosił w sposób dość dowolny. Jego instrukcje poselskie zawierały nakreślony już plan wypowiedzi, w którego duchu miał zwracać się do papieża, jednak śledząc tekst dostrzegamy, że znacząco odszedł od postawionego mu toku wypowiedzi. Oczywiście nie miało to żadnego negatywnego wpływu na jego odbiór w Stolicy Apostolskiej. Sama treść wygłoszonego przemówienia jest warta indywidualnego zgłębienia, gdyż jest dowodem na to, że król nie pomylił się wybierając swego posła. Jerzy Ossoliński nie bez powodu wśród ludzi jemu współczesnych jak i dzisiejszych badaczy uchodzi za jednego z najbardziej utalentowanych oratorów w polskiej historii.
Efekty wizyty posła doskonałego
Podstoli wielki koronny zasłużył w pełni na podziw jaki wzbudził w samym Ojcu Świętym i wszystkich obecnych. Przemowa była doskonałym popisem sztuki oratorskiej, w dodatku wygłoszona płynną, uczoną łaciną, co było niezwykłym wyjątkiem – polscy posłowie jako jedyni oprócz legacji cesarskich nie posługiwali się (poza kilkoma wyjątkami) wynajętymi oratorami rzymskimi tudzież innymi. Papież porównał Jerzego Ossolińskiego i jego wymowę do Cycerona, a efektem całej wizyty, która obejmowała też wiele prywatnych audiencji u Jego Świątobliwości, oprócz bardzo pozytywnie rozpatrzonych spraw polskich, był tytuł księcia Świętego Cesarstwa Rzymskiego, nadany przez głowę Kościoła Jerzemu, Panu na Ossolinie.
Przyjęcie obediencji przez papieża było uznaniem suwerennych praw monarchy i państwa. Ze względu na naczelne stanowiska papiestwa w świecie katolickim miało to znaczenie na forum międzynarodowym. Rezultaty poselstwa warte były tych kosztownych, a propagandowo udanych efektów, dzięki czemu Ossoliński mógł triumfalnie opuścić Rzym. Poselstwa obediencyjne należały do tzw. większych poselstw, posiadały więc większy autorytet zwłaszcza, że powierzano je osobom wybitnym, wykształconym i obeznanym ze światem, takim właśnie jak Jerzy Ossoliński.
Warto jeszcze wobec wszystkich przytoczonych wyżej faktów wspomnieć, że polscy posłowie z reguły cieszyli się w Stolicy Apostolskiej poważaniem, a ich mowy uważane były przez kurię rzymską za bardzo dobre. W dyplomacji liczyła się umiejętność dobrego reprezentowania danego kraju i politycznej propagandy, a poselstwa obediencyjne dawały wiele możliwości na tym polu. Uroczysty wjazd, wystąpienie na publicznym konsystorzu i mowa obediencyjna spełniały rolę reprezentacyjną. Poselstwa te górowały nad wszystkimi innymi z dwóch powodów. Odbywały się systematycznie do każdego nowego papieża i od każdego nowego monarchy, dodatkowo zaś mogły się zaprezentować wobec licznych w Rzymie posłów rezydencyjnych i obediencyjnych z różnych krajów. Można śmiało rzec, że Jerzy Ossoliński podniósł wysoko poprzeczkę dla innych poselstw, a jego słynny wjazd oraz mowa, przez wieki przechowywane w ludzkiej pamięci i na kartach historii, trwać w niej będą jeszcze bardzo długo.
Bibliografia:
- Banaszak Marian, Uroczyste składanie obediencji papieżom, „Studia Theologica Varsaviensia”, 10, 1972, nr 2, s. 147-154;
- Banaszak Marian, Z dziejów dyplomacji watykańskiej. Poselstwa obediencyjne w latach 1534-1605, cz. 1-3, Akademia Teologii Katolickiej, Warszawa 1975;
- Barłowska Maria, Jerzy Ossoliński – orator polskiego baroku, Wydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego, Katowice 2000;
- Bohomolec Franciszek, Życie J. Ossolińskiego, Kanclerza Wielkiego Koronnego, lubelskiego, lubomskiego, lubaczowskiego, Bogusławskiego, brodnickiego, ryckiego, derpskiego, adzielskiego, stanisławowskiego i bydgoskiego, starosty, Wyd. Breitkopf & Haertel, Lipsk 1838;
- Makowski Tomasz, Przesławny wjazd Jerzego Ossolińskiego do Rzymu, „Spotkania z zabytkami”, nr 9, 2007, s. 9-13;
- Makowski Tomasz, Z dziejów stosunków państwa i Kościoła. Polskie poselstwa obediencyjne w XVI i XVII wiek, „Teologia Polityczna”, 1/2003-2004, s. 201-211.
Polecamy e-book Mateusza Będkowskiego pt. „Polacy na krańcach świata: średniowiecze i nowożytność”:
W sprzedaży dostępna jest również druga część e-booka!