Jerzy Główczewski – „Ostatni pilot myśliwca. Wspomnienia” – recenzja i ocena
Autor, urodzony w 1922 roku mieszkaniec w ścisłego centrum Warszawy, był potomkiem dobrze sytuowanej rodziny o francuskich korzeniach. Jak sam zauważa, niewiele interesował się wielką polityką i nie bardzo potrafił nawet na jej temat rozmawiać.
We wrześniu 1939 splot nieoczekiwanych zdarzeń cisnął będącym u progu dojrzałości autorem nie w szeregi mobilizowanej armii polskiej, a w strumień ewakuowanych do Rumunii wojskowych i cywili. Od tego momentu jego wojenne losy stają się coraz ciekawsze. Dość zaznaczyć, że zanim ten żołnierz Brygady Strzelców Karpackich trafił w końcu do Anglii, gdzie mógł zostać tytułowym pilotem myśliwca, jego szlak prowadził przez Egipt, libijską pustynię, Związek Afryki Południowej i Stany Zjednoczone.
Angielska część biografii autora znacznie różni się od wspomnień innych pilotów. We wspomnieniach Jerzego Główczewskiego nie znajdziemy opisu pierwszych wojennych lat spędzonych przez Polaków na Wyspach, lat gorącego przyjęcia i wdzięczności ze strony naszych sojuszników. Tytułowy Pilot znalazł się w Anglii, gdy nasz wkład w wysiłek wojenny Aliantów był już propagandowo umniejszany, zaś stosunek miejscowych zmieniał się na gorsze. Wśród samych Polaków zaczęło pojawiać się zniechęcenie i wątpliwości: co dalej?
Autor ostatecznie trafił do 308. Dywizjonu, wraz z którym wyzwalał Francję i Belgię, by szlak bojowy zakończyć w okupowanych Niemczech. Podobnie jak wielu innych stanął przed dylematem – wracać czy nie wracać do ojczyzny opanowanej przez Sowietów? W przeciwieństwie do setek pozbawionych rodziny żołnierzy autor miał wybór – część jego rodziny zamieszkiwała we Francji, mógł więc zostać i starać się o ściągnięcie swojej najbliższej rodziny, jako obywateli francuskich, z Warszawy na zachodnią stronę żelaznej kurtyny.
Mimo tej szansy autor zdecydował się na powrót do zniszczonej wojną Polski. Tutaj czekały na niego dwa wielkie wyzwania. Jako student architektury brał udział w odbudowie stolicy. Talent i umiejętności pozwoliły mu ostatecznie znaleźć się w gronie architektów zajmujących się budową Stadionu Dziesięciolecia. Drugim wyzwaniem była walka o zachowanie kamienicy i zakładu należących przed wojną do rodziny. Powrót po wielu latach młodego, odważnego i chwytającego każdą chwilę życia człowieka do stalinowskiej już Polski był okazją do poczynienia wielu ciekawych spostrzeżeń, którymi autor chętnie dzieli się z czytelnikami.
Nie mniej okazji do czynienia spostrzeżeń podsunęły czasy, gdy jako uznany już architekt opuścił za zgodą władz PRL, by pracować na budowach całego świata. Czekały na niego wzywania od nadmorskich dzielnic egipskiej Aleksandrii, przez budynki uniwersyteckie w Stanach Zjednoczonych po afrykański Suaziland. Komentarze, porównania i spostrzeżenia są chyba największą siłą książki. Autor nie boi się własnych poglądów, śmiało porównuje to, co zastał w obcych krainach ze wspomnieniami z Polski. Przede wszystkim, jego doświadczenia umożliwiają spojrzenie z ciekawej perspektywy na to, jak historyczne wydarzenia w Polsce odbierano w Afryce czy USA oraz na to. Autor śmiało wypowiada się na tematy takie, jak wolność obyczajowa czy rasizm, wyraża swoje niezrozumienia dla antysemityzmu (tak przed, jak i po wojnie) czy pogardy dla emigrantów.
Życiem autora można by obdarzyć kilka osób. Miał (nie)szczęście być naocznym świadkiem wielu przełomowych wydarzeń oraz spotkać osoby znane z podręczników historii. Żeby zaznaczyć tylko kilka przykładów: do jego znajomych i przyjaciół należeli bohater podziemia Jan Rodowicz „Anoda” czy literat Leopold Tyrmand, zaś jego zderzenie ze stalinowskimi służbami bezpieczeństwa skończyło się spotkaniem samej Julii Brystgier. Los dał autorowi takie możliwości, jak obserwowanie strajków studenckich lat 60. z pozycji wykładowcy uniwersyteckiego czy społecznych skutków wojny w Wietnamie, zaś jego prace w roli architekta w Afryce Północnej przerwała wojna sześciodniowa.
Obecnie, Jerzy Główczewski, jeden z ostatnich pilotów-weteranów Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie występuje z odczytami na wielu uroczystościach, przypominając o polskim wkładzie w pokonanie państw osi. Jest to piękne zwieńczenie bogatego życiorysu człowieka, który nigdy nie bał się brać życia w swoje ręce.