Janosik. Prawdziwa historia (reż. Katarzyna Adamik, Agnieszka Holland) – recenzja i ocena filmu

opublikowano: 2009-09-20, 09:27
wolna licencja
„Długo oczekiwanym filmem” nazwał słowacki dystrybutor najnowszą produkcję Agnieszki Holland i jej córki Katarzyny Adamik pt. „Janosik. Prawdziwa Historia”. W założeniu autorek najbardziej znany karpacki zbójnik z niezniszczalnego herosa, zabierającego bogatym a dającym biednym, zamienić miał się w Juro Janosika z krwi i kości, którego krótka zbójnicka kariera zainspirowała niegdyś poetów ludowych, czyniąc z niego wzór cnót i niezniszczalny symbol Karpat i góralszczyzny. Czy to się jednak udało?
reklama
Janosik. Prawdziwa historia
Reżyseria:
Katarzyna Adamik, Agnieszka Holland
Czas:
140 minut

Juro Janosik to niewątpliwe postać niezwykle ważna dla kultury pogranicza polsko-słowackiego. Na Słowacji traktowany jest jak bohater narodowy, w Polsce zaś jak tajemniczy zbójnik, którego duch wędruje wciąż po pasmach Tatry, Pienin i Beskidów. Film Agnieszki Holland i Kasi Adamik miał być swoistym paktem pokojowym w odwiecznym polsko-słowackim sporze o narodowość karpackiego zbója. Wielka koprodukcja zrzeszająca producentów z Polski, Słowacji, Czech i Węgier miała pokazać życie człowieka, którego krótka, bo zaledwie 2-letnia, kariera zbójnika odcisnęła potężne piętno na kulturze i świadomości mieszkańców środkowo-wschodniej Europy.

Janosik jest bowiem postacią, która podobnie jak Robin Hood, Wilhelm Tell, William Wallace, stała się elementem narodowych mitów i legend kształtujących kolejne pokolenia i trwale wchodzących do wszelkiego rodzaju kanonów kultury. Słynne wezwanie z drzeworytu Jerzego Skoczylasa nie bez przypadku głosi, iż: „Janosika imię nigdy nie zaginie!”.

Prawda do bólu

Jak to się jednak stało, że jeden z wielu zbójników grasujących na ówczesnym pograniczu polsko-węgierskim, zyskał tak wielką popularność i cieszy się sławą ponadczasowego herosa? Na to pytanie chciały odpowiedzieć Agnieszka Holland i Kasia Adamik za podstawę swego filmu przyjmując nie janosikowy mit, nie opowieści Sabałów, nie treści romantycznych ballad, lecz twardą rzeczywistość historyczną obnażającą Janosika z cudownych właściwości.

W produkcji prawdziwość bije z ekranu ze wzmożoną siłą. Reżyserki wykorzystały niemal każdą sposobność aby udowodnić widzowi, że akcja filmu dzieje się w konkretnym czasie historycznym, a bohaterowie są ludźmi z krwi i kości. Mamy więc zarówno pięknie przedstawioną obyczajowość góralszczyzny karpackiej (podkreśloną świetną praca scenografów i twórców kostiumów), wszechobecny naturalizm w pokazywaniu śmierci, zwierzęcą seksualność wymieszaną z namiętnym erotyzmem. Nie mamy tu idealnego świata znanego z serialu „Janosik” Jerzego Passendorfera (opowiadającym zresztą o zupełnie innym Janosiku), gdzie górale do roboty szli niemal w strojach ludowych. Scenom towarzyszy brud, a opary alkoholu i zapach marnego tytoniu z góralskich fajek unoszą się z ekranu.

reklama

Naturalizm w filmie Agnieszki Holland i Kasi Adamik jest niewątpliwie ogromną zaletą. Z rzadką w polskim kinie odwagą, pokazują one świat takim jakim on był, a może nadal jest. Nie ma tu wstydliwej pruderyjności, „artystycznego” kamuflażu, liczenia na „mądrość” widza. Świat jest jaki jest i takim należy go pokazać, w tym zaś świecie błąka się pewien młodzieniec imieniem Juro Janosik, podobny do innych młodzieńców.

Nie jest on typem herosa. Chudy, nie wyposażony przez naturę w potężny tors a la Marek Perepeczko. Nieco zniewieściały, żujący bezustannie źdźbło trawy z błahego skądinąd powodu jego słodkości. Oczywiście, sam Janosik różni się od pozostałych członków bandy. Urokliwy, przystojny, inteligentny, potrafiący czytać, wyróżnia się spośród innych bohaterów filmu. Jak wskazują jednak źródła historyczne Janosik po prostu taki był. Być może to było źródłem jego popularności i legendy, która nie zaszczyciła innych karpackich rozbójników?

Vaclav Jiracek – którego wybór wzbudzał, zwłaszcza wśród polskich widzów przyzwyczajonych do mocarnego Marka Perepeczki, wiele kontrowersji – pasował do tej roli znakomicie. Odpowiada wszelkim wymogom, jakie możemy stawiać „naturalnemu” Janosikowi. Nie ma w nim ani nadludzkiej siły, ani bezwzględnej odporności na ból (na torturach sypie aż miło), nie ma figury z renesansowych posągów, nie brakuje mu jednakże i urody, i stanowczości, i inteligencji.

Naturalni są również jego kompani. Nie oczekujmy tutaj zwycięskich bitew zbójeckiej bandy z pokracznymi i tchórzliwymi hajdukami i stojącym na ich czele murgrabią. Wręcz przeciwnie, „ludzie Janosika” wolą skromnie chronione powozy lub kupieckie karawany. Ewentualnej walki z hajdukami unikają, uciekając gdzie pieprz rośnie. Są ludźmi prostymi, choć jednocześnie za każdym z nich plącze się oddzielna historia i legenda. Mamy więc Gabora i Satore (według zapisów historycznych pochodzących z Polski) i tajemnicę ich przedziwnego sporu (świetna rola Marka Probosza jako Satory), mamy młodego zbójnika Vavrka (w tej roli Borys Lankosz) i historię jego miłości do karczmarki Zuzki, mamy Tomasza Uhorczika (Ivan Martinka) doświadczonego zbója, byłego harnasia, który chce wieść spokojne życie, czy wreszcie okrutnego i chciwego Huncagę (genialna rola Michała Żebrowskiego), i wielu innych. Dla każdego z nich zbójowanie będzie czymś innym, każdy będzie miał swoją drogę życia, choć przecież łączyć ich będzie wspólna dola.

reklama

Wielość postaci, odmienność charakterów i historii, służy niewątpliwie pokazaniu, że legenda Janosika to nie tylko uwielbienie dla niego jako postaci nietuzinkowej, to również wielka zasługa ludzi, którzy go otaczali i od których uczył się zbójeckiej codzienności. Nie tylko Janosik jest legendą, lecz są nią też pozostali zbóje, których dzieje i epizody z życia roznoszone są może teraz po góralskich chałupach.

O ile zabieg ten można wytłumaczyć, o tyle nie broni on się na ekranie. Z czasem główna postać filmu znika w wielowątkowej opowieści o karpackich rozbójnikach. Film wydłuża się w nieskończoność, a wątków przybywa. Ich wielość nie pozwala jednak na dłuższe zatrzymanie się przy każdej z postaci, których historie mogłyby być kanwą nie dla jednego, lecz co najmniej kilku filmów. Odnosi się więc wrażanie, że „Janosik” nie jest zwartą opowieścią, lecz raczej filmem zmontowanym z wycinków najlepszych scen serialu (Agnieszka Holland pracuje obecnie nad serialową wersją Janosika dla TVP).

Urok mitu?

Jednak nie tylko niespójność fabularna i nadmierna długość jest wadą filmu o karpackim zbójniku. Wbrew deklaracjom autorki uległy presji legendy Janosika, i na niewiele zdało się tu ekranowe urealnianie jego postaci i miejsc, w których żył. Nie wiedzieć czemu w tym świecie rodem z „Padliny” Charlesa Baudelaira, Janosik doznaje cudownego objawienia Matki Boskiej (przy czym scena trąci kiczem i wulgaryzmem realizatorskim), unosi się nad Tatrami (ktoś odpowiedzialny za efekty specjalne powinien zawisnąć na haku obok Janosika), rozmawia z diabłem (scena udana, choć czy potrzebna...?), przenosi się w czasie, skacze jak gdyby miał czarodziejskie kierpce.

reklama

Widz oderwany raptem zostaje ze świata realnego a przeniesiony w świat mitu, co w żaden sposób nie ułatwia nam odnalezienia tej „prawdziwej historii”. Juro Janosik jest też w filmie postacią ze wszech miar pozytywną. Nawet do jego zbójowania podchodzimy ze zrozumieniem, oglądając jak grabi i ogałaca nieco groteskowych i rubasznych żupników, hrabiów, sędziów i kupców. Nie mamy zresztą dla nich nawet krzty współczucia, ciesząc się z każdego obrabowanego bogacza.

Janosikowy paradygmat tego, który „zabierał bogatym a dawał biednym” nie zostaje przezwyciężony, wręcz przeciwnie, widz wychodzi z kina z przeświadczeniem, że w sumie dobry chłopak z niego był. Runie więc jak domek z kart założenie o urealnieniu Janosika i ukazaniu jego prawdziwej twarzy. Chuderlawy Vaclav Jiracek staje się herosem, który może wyglądu herosa nie ma, ale walczy w powstaniu Rakoczego o słuszną sprawę, karze głupkowatych posiadaczy ziemskich i drwi z cesarza. Nie widać tu cynicznego młodzieńca, który stał się zbójnikiem dla sławy. Nie ma lokalnego podrywacza, który zaciąga kobiety do łóżka na swój kapelusz harnasia, nie ma złodzieja, który kradnie dla zysku i nie ma ludzi, którzy z powodu kradzieży ponoszą realną stratę. Czy wpływ słowackiego ministerstwa kultury był tak silny, że „dolegendyzowano” prawdziwą historię Janosika?

Nie inaczej jest zresztą z jego kompanami. Możemy odnieść wrażenie, że nikt z nich nie chciał być zbójnikiem, a zostali nimi z przypadku, lub tak jak jeden z nich... bo jako zbój nie musiał zabijać. Nawet zdradziecki Huncaga nie wydaje Janosika z powodu niskiej pobudki takiej jak zazdrość, chciwość, ale z powodu rozpaczy po stracie dziecka. Jeżeli zbójnicy popełniają więc grzechy to nie z powodu swoich wad, lecz ciężkich przeżyć.

Te drobne w istocie fragmenty i dodatki, psują ze skrupulatnością budowany naturalizm filmowy. Z jednej strony „Janosik” odarty jest z legendy, z drugiej zaś ciągle pozostaje w jej uroku.

reklama

Początków tej legendy ze świecą szukać...

I wreszcie chyba zarzut najcięższy. Agnieszka Holland i Kasia Adamik twierdziły wielokrotnie, iż ich film jest opowieścią o powstawaniu legendy. Mi jako widzowi trudno jednak tę legendę dostrzec. Nie widzę wcale aby Janosikiem zafascynowanych było więcej osób niż tylko te, które zamieszkiwały jego rodzinną wieś. Odniosłem wrażenie, że w zasadzie tylko tam cieszy się on popularnością i niekłamaną legendą. A co z całą Słowacją? A co ze skalistym Podhalem?

Nie czuje się, moim zdaniem, że na naszych oczach rodzi się legenda. Nie wiadomo od czego zaczął się mit Janosika i czemu tak szybko się rozprzestrzenił. A być może wystarczyłoby rozwlekłe sceny, opowiadające historie poszczególnych zbójników Janosika, zastąpić dyskusjami strwożonych przekupek na rynku w Żychlinie, niesamowitymi historiami obrabowanych, czy niestworzonymi świadectwami uczestników procesu harnasia, aby poczuć, że równocześnie z hulaszczym życiem młodego zbójnika kwitła jego legenda. Jedynie ze słów matki Janosika dowiadujemy się, że „ludzie gadają” o tym, że narodził się z olbrzymów. To jednak za mało, aby w filmie wyczuwalna była siła rodzącego się mitu.

Jedyną sceną, która warta jest w tym kontekście odnotowania, jest opowieść Huncagi, który w tym samym czasie, kiedy Janosik poddawany jest torturom, przy ognisku – niczym podhalański Sabała – opowiada legendę o wspaniałym harnasiu, którego zdradziła karczmarka Anka. Czyż nie ta wersja dotrwała do naszych czasów? Namacalnie możemy tu dotknąć procesu powstawania mitu, którego autorem jest nie kto inny, jak ten, który swoja zdradą przyczynił się do śmierci Janosika.

Co z tym Janosikiem?

Czy więc autorki odpowiadają na pytanie co tkwi u podstaw legendy o Janosiku? Z pewnością nie. Realny świat, który pięknie zbudowały, runął pod scenami wyjętymi z kina klasy C. Wielowątkowość zrujnowała opowieść o młodym harnasiu, a brak legendy pozwala postawić pytanie: po co to wszystko?

reklama

„Janosik. Prawdziwa historia” nie jest jednak filmem złym. Wręcz przeciwnie, urzeka fenomenalną, absolutnie wybijającą się na tle innych polskich filmów, pracą reżyserską. Genialne zdjęcia Martina Straby, wybitna muzyka Antoniego Łazarkiewicza, wiele scen, pomysłów realizatorskich, naturalizm. Dla tego wszystkiego warto wybrać się do kina.

Problemem z pewnością jest scenariusz, który w moim przekonaniu psuje w znacznym stopniu efekt końcowy. Z jednej strony pragnie być on niezwykle szczegółowy, z drugiej zaś omija wątki, w moim przekonaniu, najistotniejsze. Wspaniała zabawa przy dobrze wykonanym filmie przygodowo-historycznym psuta jest przez dłużyzny, które nie przybliżają nas do odkrycia tajemnicy Janosika.

A skąd wzięła się jego legenda? Być może z tego, że był tak młody (niespełna 30-letni), cieszący się powodzeniem u kobiet. Być może zadbał o to sam Janosik, który wstąpił do bandy z nudów i braku pomysłu na życie. Być może nie brakowało mu fantazji, a sława łechtała jego próżność. Być może okradał nie dla zysku, ale właśnie dla chęci imponowania innym i tworzenia własnej legendy.

Wszystko to można wyczytać z akt sprawy Janosika, które ponoć, przed realizacją filmu zostały wielokrotnie przestudiowane. W bardzo dobrej produkcji Agnieszki Holland i Kasi Adamik, wątki te są jednak ledwie naruszone i znikają w natłoku innych zdarzeń i historii. Wyszedłem więc z kina nie wstrząśnięty (choć scena wbijana na hak może wstrząsnąć niejedną wrażliwą duszą) lecz zmieszany. Z jednej strony byłem pod wrażeniem hollywoodzkiego kina w środowo-wschodniej Europie, z drugiej zaś zawiedziony tym, że nadal nic o wspaniałej legendzie Janosika, przynajmniej dzięki filmowi, nie wiem.

***

Na marginesie: krytyka należy się autorkom za zakończenie filmu. Wiem, że narodziny potomka Janosika są happy endem w tej ponurej historii, ale czy każdy film o bohaterze ściętym lub powieszonym za żebro musi się kończyć w tak oklepany sposób? Przecież imię Janosika przetrwało nie z powodu jego licznego potomstwa, ale legend opowiadanych przy ogniskach i w bacowskich chałupach. To dzięki nim biega on nadal po karpackich szczytach i dolinach...

Zredagował: Kamil Janicki

reklama
Komentarze
o autorze
Sebastian Adamkiewicz
Publicysta portalu „Histmag.org”, doktor nauk humanistycznych, asystent w dziale historycznym Muzeum Tradycji Niepodległościowych w Łodzi, współpracownik Dziecięcego Uniwersytetu Ciekawej Historii współzałożyciel i członek zarządu Fundacji Nauk Humanistycznych. Zajmuje się badaniem dziejów staropolskiego parlamentaryzmu oraz kultury i życia elit politycznych w XVI wieku. Interesuje się również zagadnieniami związanymi z dydaktyką historii, miejscem „przeszłości” w życiu społecznym, kulturze i polityce oraz dziejami propagandy. Miłośnik literatury faktu, podróży i dobrego dominikańskiego kaznodziejstwa. Współpracuje - lub współpracował - z portalem onet.pl, czasdzieci.pl, novinka.pl, miesięcznikiem "Uważam Rze Historia".

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone