Jak wyglądali rycerze w średniowieczu?
Wzorowy rycerz powinien się szlachetnie urodzić i wszechstronnie wykształcić, zawsze stosownie do czasu, w jakim przyszło mu żyć. Nie bez znaczenia dla jego wartości, w kontekście uwarunkowań genealogicznych, pozostawały też walory fizyczne, bo „wzrost, siłę i piękność – te człowiek rodząc się otrzymuje”.
Tężyzna fizyczna to zaleta, którą wysoko ceniono już w okresie plemiennym. Nie mniej ważne miejsce zajmowała ona w kulturze rycerskiej. Jak mówi Jacques Le Goff:
ideał rycerski wielbi ciało w takiej samej mierze, w jakiej je ideał chrześcijański poniża.
Stąd też bohaterowie opiewani przez zachodnioeuropejską literaturę, którym wszyscy pragną dorównać, na ogół są rosłymi, barczystymi, a przy tym pięknymi atletami, stworzonymi do walki na koniu. Podobnie kroniki średniowieczne pełne są aplauzu dla nadzwyczajnej sprawności, tak niezbędnej przecież w skutecznym władaniu mieczem, w dźwiganiu coraz cięższej zbroi, w dotrzymywaniu kroku nieprzyjaciołom podczas bitewnych zmagań. Tężyzna zatem to znaczący walor królów, książąt i rycerzy. Nic więc dziwnego, że Kadłubek, chcąc dodać splendoru pierwszym Piastom, stawiał „siłę ciała” w parze ze „szlachetnością umysłu”, bo te wartości były cenione najwyżej. Ciało w metaforycznym ujęciu kronikarza było „rydwanem cnót”, a co za tym idzie – jedno i drugie współistniało na zasadzie naczyń połączonych:
Zniszcz jedno lub drugie, zabijesz człowieka. Ktokolwiek więc polega jedynie na siłach ciała, bądź na przebiegłości, a nie liczy na siły, takiego poczytuję nie tyle za ułomnego, ile w ogóle mam go za nic. Bo nie wystarczy do lotu jedno skrzydło bez drugiego, ani nie przyda się jedno koło u wozu – bez pozostałego.
Słowa te paradoksalnie wskazują, że bliżej Mistrzowi Wincentemu, w końcu osobie duchownej, do autorytetów antycznych i rycerskich niż do pokrewnych sobie ojców Kościoła czy średniowiecznych kaznodziejów. Pozostaje on daleki od typowej dla tych ostatnich pogardy wobec doczesnej cielesności. W żadnym razie nie podziela chrześcijańskiej maniery stawiania mocy fizycznej w szeregu ziemskich marności, a wręcz przeciwnie, nadaje jej jednoznacznie dodatni wymiar. Co więcej, w swoim stanowisku nie jest odosobniony. Praktycznie wszyscy kronikarze przydawali królewskim i książęcym wzorom osobowym siłę, która w ich wypadku wydawała się wykraczać ponad przeciętność. Według Galla nadzwyczajna tężyzna była udziałem Bolesława Krzywoustego, skoro jeszcze jako chłopiec potrafił zmierzyć się z dzikiem i niedźwiedziem i te nierówne starcia wygrać. Siłą, w ocenie Janka z Czarnkowa, dysponował „hojnie przez naturę uposażony” Kazimierz Wielki. Jego wnuk Kaźko słupski był wprawdzie „ciała wątłego”, ale braki te z powodzeniem równoważył życiową energią i niezwyczajną aktywnością. W portrecie Władysława Jagiełły, skreślonym piórem Jana Długosza, wyraźnie została odnotowana wytrzymałość króla „na trud, zimno, upał, wiatry i dym”, co także świadczy o jego dobrej kondycji fizycznej.
W podobnej konwencji przedstawiano rycerzy uosabianych przez możnowładców, bo to oni w głównej mierze byli bohaterami średniowiecznego piśmiennictwa. Jednym z nich, według Kadłubka, był Piotr Włostowic,
wysokiego rodu wielmoża i godnością księciu najbliższy, mąż szlachetnej wielkoduszności, tyleż silnoręki co i gorliwego serca.
Wytrwałość wojenna podyktowana zapewne siłą i sprawnością fizyczną to zaleta między innymi Jaśka Kmity, Bartosza z Wezenborga, Sędziwoja z Szubina i Bartosza z Sokołowa, których pamięć utrwalił Janko z Czarnkowa. W tym samym szeregu należy postawić wspomnianego przez Długosza Bernarda Zręcznego, który dzięki wyjątkowej sprawności zasłynął dość niezwykłymi umiejętnościami:
Był bowiem tak dalece zręczny, że na czternaście belek ustawionych w jakimś budynku jedna na drugiej w górę, jak przy budowie, w szybkim rozpędzie wskakiwał, a zeskakując stawał mocno na nogach.
Na tężyznę fizyczną i słuszny wzrost zdaje się wskazywać jednoznacznie brzmiący w swojej wymowie przydomek Abrahama Sochy. Niepospolitą siłę, mimo mało imponującego wzrostu, przypisywano też Stanisławowi Ciołkowi z Ostrołęki. Nie dostawał swoim przeciwnikom, więc miał on zwyczaj wchodzić na podwyższenie i z tej perspektywy chwytać nawet po dwie osoby za kark, podnosić je w górę i energicznie nimi potrząsać, doprowadzając do bolesnego zderzenia. W tym przypadku tężyzna fizyczna to walor niezwykle spektakularny, wyrastający ponad istniejącą normę. Generalnie jednak oczekiwano jej od każdego, kto parał się rycerskim rzemiosłem.
O ile wymóg siły należał do wymogów kategorycznych, o tyle uroda nie wydaje się wartością równie bezwzględną. W żadnym razie jednak uwaga ta nie odnosi się do literackich wzorów osobowych. Bohaterowie eposów, romansów, a także skandynawskich sag są doskonali, zarówno w sensie wewnętrznym, jak i zewnętrznym. Nic dziwnego więc, że Sygurd, kluczowa osoba Eddy poetyckiej, ma „szlachetną postać z wejrzenia”. Podobnie hrabia Ganaleon z Pieśni o Rolandzie :
oczy ma innobarwne, twarz wielce dumną, ciało szlachetne, pierś szeroką; jest tak piękny, że wszyscy panowie mu się przyglądają.
Nikt jednak pod względem męskiej urody nie mógł się równać z Lancelotem:
Usta miał małe, wargi czerwone i ładnie zarysowane, zęby białe drobne i ścisłe. Brodę miał kształtną, z dołkiem pośrodku; nos z lekkim garbkiem; oczy niebieskie […]. Czoło miał wysokie, brwi gęste i pięknie zarysowane, a miękkie jego włosy jasne były i połyskliwe, póki był dzieckiem: później pociemniały i stały się popielate, zachowały jednak falistość swoją i połysk. Szyja zaś jego, ani zbyt wysmukła, ani za długa, ani za krótka, nie przysporzyłaby wstydu najurodziwszej damie. Słusznej był postawy, w ramionach szeroki, ręce miał długie, proste, a wszystko w nich było doskonałe: kości, unerwienie, muskuły. […] Lędźwie zaś jego i biodra uformowane były tak wspaniale, iż żaden z rycerzy nie byłby go przewyższył. Stopę wysoką miał w podbiciu, nogi proste, tak iż nikt nie stąpał piękniej od niego.
Tekst jest fragmentem książki Urszuli Świderskiej-Włodarczyk „Homo militans. Rycerskie wzory i wzorce osobowe w średniowiecznej Polsce”:
Zawarty w tym opisie kanon ludzkiego piękna jest zapewne odpowiedzią na zapotrzebowanie estetyczne epoki. Można z tego wnioskować, że nie tylko w krajach zachodnich, lecz także w Polsce za wzór urody uchodzili mężczyźni o jasnych, falistych i dłuższych włosach, niebieskich oczach, symetrycznym kształcie twarzy bez zarostu,
harmonijnej sylwetce, wysokim wzroście, a więc dalecy zarówno od niedostatków, jak i przerostów w jakąkolwiek stronę. Literacki portret Lancelota rozumiany jako postulat doskonałości fizycznej jest szczególnie cenny dla badacza wzorów osobowych. Wskazuje bowiem z jednej strony na urodę jednostki rozumianą jako wartość uniwersalną, z drugiej strony zaś określa jakość komponentów tej urody, co w przypadku rodzimego piśmiennictwa, zupełnie pozbawionego tego rodzaju przedstawień, pozwala na odwołanie się do obcych analogii. W żadnym wypadku nie oznacza to jednak, że podziw dla ujmującej aparycji był Polakom całkowicie obcy. Już w kronice Galla pojawia się zapis na temat syna Bolesława Śmiałego, Mieszka, który „przewyższał wszystkich […] szlachetnymi obyczajami i pięknością”. Jeszcze ciekawszy opis, choć oczywiście nieprzystający do komplementarnego portretu Lancelota, pozostawił Kadłubek w odniesieniu do Kazimierza Sprawiedliwego. Jak na osobę duchowną przystało, już na wstępie kronikarz poczynił zastrzeżenie, że:
nie wypada zajmować się zewnętrznymi przymiotami jego ciała, które już samym wdziękiem swoim niby promieniami słońca [oczy] patrzących czarują. Nadzwyczaj szlachetna [jest] wytworność tak [jego] postaci, jak rysów twarzy oraz sama wysmukła budowa ciała, nieco przerastająca ludzi średniego wzrostu. Spojrzenie jego ujmujące, nacechowane jednak jakąś pełną szacunku godnością. Mowa zawsze skromna, zaprawiona jednak wytwornym dowcipem. Komuż to tak niezbadany schowek duszy, tak wspaniałe skarby serca, tak nieocenione wyposażenie umysłu i natura dała i łaska utwierdziła?
W tym przypadku, podobnie zresztą jak w pozostałych, piękno zewnętrzne idzie w parze z pięknem wewnętrznym. Nie może więc dziwić fakt, że Długosz, odnosząc się krytycznie do moralności Bolesława Rogatki i stawiając mu zarzuty nieobyczajnego życia oraz niesprawiedliwego postępowania, nie mniej krytycznie ocenił książęcą powierzchowność. Zdaniem kronikarza, miał być to człowiek łysy, a do tego:
mówił tak niewyraźnie i prędko, że najczęściej budził u słuchaczy śmiech i urąganie
Ten sam Długosz, co zauważyła Maria Koczerska, traktuje opis zewnętrzny jako ważną część wizerunku postaci. Nie bez przyczyny więc wysoko oceniany przez dziejopisa Kazimierz Odnowiciel doczekał się bardzo pochlebnej recenzji na temat swojego wyglądu; miał to być „mężczyzna wysoki, dobrze zbudowany i przystojny”. Na nie mniejszy podziw kronikarza zasłużył Bolesław Krzywousty.
Długosz wystawił wysoką ocenę jego talentom militarnym, przymiotom moralnym, patriotyzmowi i sprawiedliwości wobec poddanych. Nie mógł więc pozwolić, aby na portrecie kogoś tak zasłużonego zaciążyła jakakolwiek skaza. A zatem z tej skazy, wpisanej zresztą w książęcy przydomek, postanowił uczynić zaletę. Miał więc Bolesław „w kąciku ust pewne skrzywienie, które dodawało mu raczej wdzięku, niż go szpeciło”. Fizyczny minus został przekształcony w wartość dodatnią, bo nieskazitelna uroda wzmacniała kronikarski przekaz o doskonałym władcy i rycerzu.
Uroda stanowiła istotny wyróżnik rodzimych wzorów osobowych. Wydaje się jednak, że w przeciwieństwie do świata zachodniego nie należała do warunków sine qua non. W żadnym razie bowiem niedostatki ciała nie przekreślały człowieka do końca. Świadczy o tym cała plejada książąt o pejoratywnie kojarzących się przydomkach, takich jak Garbaty, Brzuchaty, Otyły, Plątonogi, Laskonogi, Mały czy Łokietek, którego „z powodu zbyt małego wzrostu nazywano łokciowym”. Niski wzrost nie zaszkodził też cieszącemu się sławą siłacza wspomnianemu już Stanisławowi Ciołkowi. Ideałem urody, jako brunet, zapewne nie był też Zawisza Czarny, a mimo to dzierżył palmę pierwszeństwa wśród rycerskich wzorów osobowych.
O ile Polacy, jak pisał Marcin Kromer, „do urody i jej powabów niewielką przywiązują wagę”, o tyle nie można tego samego powiedzieć o stroju. Strój podkreślał walory fizyczne. Zwłaszcza moda gotycka, która dotarła także do Polski, pozwalała uwypuklić tors, podkreślić kształt bioder, nadać sylwetce smukłą linię. Umożliwiała też skuteczne tuszowanie wszelkie niedoskonałości ciała, aby można było zaprezentować się korzystniej, niż pozwalał na to rzeczywisty wygląd. Dużo ważniejsza jednak wydaje się funkcja społeczna ubioru.
W tym aspekcie, zdaniem J. Le Goffa, staje się on swoistym „mundurem”, który stawia wyraźną granicę pomiędzy rycerstwem, chłopstwem, mieszczaństwem i duchowieństwem. Średniowieczny strój miał zatem dużo większy ciężar gatunkowy niż dzisiejsze pojęcie dress code’u. Od tego ostatniego był zdecydowanie bardziej kategoryczny i znaczący. Jakością odzieży mierzono przecież nie tylko różnice stanowe, ale i stopień zamożności. Im człowiek był bogatszy, tym szybciej nadążał za nakazami mody i używał lepszych gatunkowo materii: jedwabiu, adamaszku, atłasu i aksamitu. Strój jest także środkiem do manifestacji rycerskiego indywidualizmu, podkreślanego kontrastowością barw, wymyślnością detali, niepowtarzalnością biżuterii i odrębnością znaków herbowych. Pozwala błyszczeć nie tylko na tle gorzej urodzonych, lecz także wyróżniać się wśród stanowych współbraci. I na nic się tu zdały narzekania duchownych moralistów, chociażby w osobach przeora Geoffreya z Vigeois pod Limoges czy kanonika krakowskiego Frowinusa.
Konsekwentnie, choć bez skutku, krytykowali oni zbyt obcisłe nogawice, nisko zawieszony pas, rękawy zakończone ostro ściętym zwisem, wszelkie ozdobne wykończenia w postaci doszywanych kulek i wycinanych ząbków. Próbowali dezawuować to, co potwierdzało rycerski autorytet, co posiadało moc pożądanego daru, jak to, zdaniem Galla, miało miejsce w przypadku dwóch Bolesławów, Chrobrego i Krzywoustego. Ten sam kronikarz wydaje się doskonale rozumieć wartość dodaną stroju. Świadczy o tym niepozbawiony przesady, choć pewnie świadomie użytej, opis mody na dworze pierwszego króla:
za czasów Bolesława każdy rycerz i każda niewiasta dworska zamiast sukien lnianych i wełnianych używali płaszczy z kosztownych tkanin, a skór, nawet bardzo cennych, choćby były nowe, nie noszono na jego dworze (bez podszycia) kosztowną tkaniną i bez złotych frędzli.
W kontekście przytoczonego fragmentu, a także kolejnej adnotacji kronikarza na temat złotych łańcuchów, noszonych przez komesów i szeregowych rycerzy, można mówić o jeszcze jednym aspekcie stroju, a mianowicie o jego wymowie propagandowej. Niewątpliwie wszystkie one dodawały splendoru i wzmacniały znaczenie monarchów i ich specjalistów od władania mieczem. Stąd też jedni i drudzy dbali, aby zawsze pokazać się z jak najlepszej strony. Doskonałym przykładem jest tutaj wzór rycerskości Zawisza Czarny, a szczególnie jego uroczysty i publiczny wjazd do Konstancji w czasach słynnego soboru. Najpierw on sam i towarzysząca mu delegacja zdobyli uznanie dla orszaku złożonego z dwudziestu czterech koni, co ewidentnie świadczy o zamożności właściciela. Później zadziwił gospodarzy niecodziennym ubiorem, przystrojonym pękiem różnobarwnych strusich piór.
Wzorowy rycerz powinien się wyróżniać. Powinien też umieć dostosować odzienie zależnie od okoliczności. Inny strój obowiązywał bowiem w czasie oficjalnych uroczystości, inny w podróży, inny na polowaniu, a jeszcze inny na wojnie. Doskonale rozumiał tę zasadę Mikołaj z Popielewa, o czym świadczy jego wizyta u arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, późniejszego króla Niemiec i cesarza. Szczególnie cenna jest tutaj bezpośrednia relacja, w której autor potwierdza wagę przywdziewanego na niecodzienną okoliczność stroju:
Ja ubierałem się też i nosiłem ku czci księcia stale coraz wspanialej. Gdy to Francuzi widzieli, dopiero uznali mnie za dobrze urodzonego człowieka i okazywali mi więcej szacunku niż przedtem.
Przytoczona adnotacja jest interesująca z wielu powodów. Przede wszystkim ewidentnie zaprzecza popularnemu dziś powiedzeniu o szacie, która nie zdobi człowieka. Optyka średniowiecza była zgoła inna. Dla ówczesnych ludzi strój miał kapitalne znaczenie. Nie tylko zdobił, ale wręcz czynił człowieka.