Jak powstał KL Plaszow?
Ten tekst jest fragmentem książki Ryszarda Kotarby „Żydzi Krakowa w dobie zagłady (ZAL/KL Plaszow)”.
W roku 1942, gdy ogromna machina ludobójcza działała na pełnych obrotach, zaostrzał się spór między władzami wojskowymi a SS, dotyczący wykorzystania żydowskiej siły roboczej w przemyśle wojennym Rzeszy. W tej kluczowej kwestii nie było zgodności wśród samych Niemców. Choć ideologia dyktowała najprostsze rozwiązanie, zmierzające do eksterminacji przez pracę, to jednak wobec narastającej mobilizacji wysiłku zbrojnego potrzeby gospodarki wojennej wymagały, aby siłę tę wykorzystywać racjonalnie i efektywnie.
We wrześniu 1942 r. minister uzbrojenia Albert Speer uzyskał zgodę Adolfa Hitlera na wstrzymanie likwidacji robotników żydowskich w zakładach przemysłu zbrojeniowego. Za aprobatą Heinricha Himmlera, po pertraktacjach między SS a Inspektoratem Uzbrojenia w Generalnym Gubernatorstwie, podpisano w październiku 1942 r. układy przewidujące m.in., że żydowskie obozy pracy przy placówkach wojskowych zostaną przekazane władzom SS, które spowodują włączenie ich w system obozów koncentracyjnych. Wszystkie kwestie dotyczące zakładów zbrojeniowych podlegających Inspektoratowi Uzbrojenia miały być rozstrzygnięte na mocy porozumienia między wyższym dowódcą SS i policji w GG, gen. Friedrichem Wilhelmem Krügerem, a szefem Inspektoratu Uzbrojenia, gen. Maxem Schindlerem. W początkach tego roku Inspektoratowi Uzbrojenia w GG, cieszącemu się całkowitym poparciem ministra Speera, podlegały 64 fabryki uznane za tzw. zakłady wojskowe (Wehrmachtbetriebe). Do października przy produkcji byli w nich zatrudnieni Polacy, zaś Żydzi tylko przy pracach pomocniczych. Po porozumieniach październikowych zaczęto masowo zatrudniać Żydów w oddziałach produkcyjnych, ale nie przysługiwały im żadne uprawnienia socjalne ani wynagrodzenie za pracę. Natomiast wszyscy pracodawcy mieli być zobowiązani do uiszczania opłat za każdego robotnika żydowskiego na rachunek urzędu dowódcy SS i policji w dystrykcie. Według okólnika z 1 grudnia 1942 r. wszyscy Żydzi w Generalnym Gubernatorstwie zostali uznani za więźniów HSSuPF (Arbeitshäftlinge). W praktyce podlegali dowódcom SS i policji w dystrykcie, a w zakresie produkcji – kierownictwu poszczególnych zakładów zbrojeniowych. Żydowskich pracowników bezpośrednio w fabrykach pilnowali strażnicy zakładowi (Werkschutz) pod nadzorem władz SS, przeważnie funkcjonariuszy z obozu pracy, z którego dochodzili robotnicy.
Przekształcanie w KL
Także przyszłe losy obozu w Płaszowie i osadzonych tam więźniów żydowskich w znacznym stopniu miały zależeć od ustaleń między wojskiem a SS. Po klęsce stalingradzkiej ogłoszono w Niemczech „wojnę totalną”, w tym totalną mobilizację gospodarczą, której głównym celem było wzmocnienie potencjału wojennego Rzeszy. W związku z tym potrzebowano do pracy każdej pary rąk, także niewolników żydowskich. Władze SS od dawna organizowały oparte na tej sile własne przedsiębiorstwa i spółki oraz tworzyły przy nich obozy. Wiosną 1943 r. w Generalnym Gubernatorstwie powstała z inicjatywy Głównego Urzędu Gospodarczo-Administracyjnego SS grupa przemysłowa pod nazwą Stowarzyszenie Przemysłu Wschodniego (Ost-Industrie G.m.b.H. – Osti), która miała eksploatować żydowską siłę roboczą w obozach pracy utworzonych przy istniejących fabrykach zbrojeniowych i organizowanych nowych zakładach. Na czele spółki stanął szef SS-WVHA, SS-Obergruppenführer Oswald Pohl, a w skład rady nadzorczej wszedł, oprócz Pohla, m.in. SS-Obergruppenführer Friedrich Wilhelm Krüger.
Inicjatywa powołania Osti niewątpliwie zmierzała do ograniczenia szerokich kompetencji ministra Speera w dziedzinie przemysłu wojennego. W pierwszej kolejności przedsiębiorstwa podległe Osti tworzono w dystrykcie lubelskim, w perspektywie miały one obejmować całe Gubernatorstwo. Od listopada miał obowiązywać dekret Hitlera z 2 września 1943 r., na podstawie którego minister Albert Speer otrzymał wyłączne pełnomocnictwa we wszystkich dziedzinach dotyczących produkcji wojennej i w sprawach mobilizacji siły roboczej. W związku z tym plany całkowitego przejęcia przez SS żydowskich robotników w GG budziły sprzeciw Inspektoratu Uzbrojenia i prywatnych firm. Z kolei kierownictwo SS-WVHA rozumiało, że zapowiadane dekretem regulacje są zagrożeniem dla koncepcji rozwoju koncernu Osti, stąd już 7 września 1943 r., na konferencji w SS-WVHA, postanowiono przekształcić 10 obozów pracy dla Żydów w dystrykcie lubelskim w podobozy KL Lublin i zapowiedziano przejęcie dalszych obozów pracy w GG mających wartość dla gospodarki wojennej. Posunięcia te oznaczały podporządkowanie obozów pracy dla Żydów Głównemu Urzędowi Gospodarczo-Administracyjnemu SS i przekształcenie ich w obozy koncentracyjne lub filie KL, przez co Himmler chciał uszczuplić szerokie kompetencje ministra Speera. Obozy miały zostać wyłączone spod kompetencji dystryktowych dowódców SS i policji, a robotnicy będący w wyłącznej dyspozycji SS mieli znajdować zatrudnienie tylko w zakładach przemysłu zbrojeniowego. Do władz SS należało kierować zapotrzebowania na żydowskich robotników i określać wymagania fachowe, aby do produkcji trafiali tylko ludzie zdolni do wykonywania nałożonych zadań.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Ryszarda Kotarby „Żydzi Krakowa w dobie zagłady (ZAL/KL Plaszow)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Można sądzić, że na przyśpieszenie realizacji tych planów miały również wpływ wydarzenia z lata i jesieni 1943 r. w gettach i obozach żydowskich. Fala buntów, która się przez nie przetoczyła (getto w Białymstoku, Treblinka, Sobibór), zaskoczyła i poważnie zaniepokoiła SS i w ogóle władze okupacyjne. Jesienią 1943 r. gubernator Hans Frank polecił gen. Schindlerowi i organom bezpieczeństwa SS sprawdzić stan obozów pracy dla Żydów w Generalnym Gubernatorstwie i ustalić, ilu więźniów jest faktycznie zajętych produktywną pracą w przemyśle zbrojeniowym, a więc potrzebnych gospodarce Rzeszy, a ilu jest zbędnych, których należy „ewakuować”, czyli poddać eksterminacji.
Więzień Mieczysław Pemper czytał w płaszowskim biurze raporty z narad u wyższego dowódcy SS i policji „Wschód”, podczas których dyskutowano m.in. na temat utrzymania niektórych obozów pracy dla Żydów. Stąd też wiedział, że Główny Urząd Gospodarczo-Administracyjny SS i jego szef, gen. Pohl, mając rozstrzygnąć, które z obozów utrzymać, kładli nacisk na ich znaczenie dla produkcji zbrojeniowej. Mieczysław Pemper, Jakub Stendig i wielu ludzi zarządzających tutejszymi warsztatami zdawało sobie sprawę, że produkcja płaszowskiego Rüstungswerke „była rzeczywiście przelewaniem w puste”. Nie miała zbyt wielkiego wojennego znaczenia, ale trzeba było utrzymać w miarę bezpieczne miejsca pracy dla więźniów i wygodne synekury dla esesmańskich figur. W tym momencie dogodnym rozwiązaniem okazało się planowane oddanie istniejących warsztatów firmie „D.A.W.” i chociaż nie ingerowano w charakter ich produkcji, to jednak istotna była zmiana nazwy, która podkreślała profil zbrojeniowy.
Duży udział w załatwianiu wielu kwestii związanych z dalszym funkcjonowaniem obozów pracy przymusowej w GG i przejmowaniem przedsiębiorstw działających w tych obozach, a prowadzonych przez dowódców SS i policji, miał SS-Standartenführer Gerhard Maurer, który stał na czele Urzędu D II Arbeitseinsatz zajmującego się sprawami zatrudniania więźniów, a jednocześnie był zastępcą szefa Grupy Urzędowej D (Amtsgruppe D) w SS-WVHA, gen. Richarda Glücksa. Według Maurera gen. Pohl miał duże wątpliwości co do wartości różnych firm wykorzystujących pracę przymusową więźniów z obozów na terenie GG i uważał je za „lewe przedsiębiorstwa” (Schwarzwerkstätten), dlatego też chciał poddać je kontroli i wcielić do swojej jednostki. Zarządził, aby z likwidacji wyłączyć tylko te żydowskie obozy pracy przymusowej, które mogą się wykazać produkcją „artykułów rozstrzygających o losach wojny”.
W tym kontekście, w czasie, gdy ważyły się również losy ZAL Plaszow, w samym obozie tworzono różne wersje rozgrywających się zakulisowo zdarzeń i formułowano teorie na temat działań ratujących obóz i ludzi. W 1956 r. Izaak Stern sporządził obszerny raport, w którym zawarł m.in. swoje uwagi, zatytułowane „Przekształcenie obozu pracy przymusowej Płaszów w obóz koncentracyjny Płaszów”. W tym fragmencie Stern określa siebie jako głównego inicjatora i architekta planu uchronienia obozu przed likwidacją i przekształcenia go w obóz koncentracyjny. W świetle zaistniałych zdarzeń, a w szczególności rozgrywek na szczytach władz III Rzeszy, wydaje się to jedynie kolejną powojenną legendą.
W ostatnich miesiącach 1943 r. zaczęto w Płaszowie mówić z nadzieją o spodziewanych zmianach organizacyjnych, o przekształceniu obozu i o jego przyszłości czy w ogóle o dalszym istnieniu. Optymiści utrzymywali, że w stosunku do Żydów nastąpią zmiany na lepsze. Michał Weichert wspominał, że z końcem listopada stało się wiadome, iż z dniem 15 grudnia obóz ma być wyjęty spod władzy dowódcy SS i policji dystryktu krakowskiego i włączony do sieci obozów koncentracyjnych Rzeszy. Później termin ten przesunięto na styczeń 1944 r. Według Jakuba Stendiga pierwsze plotki o powstaniu KL pojawiły się wśród więźniów już w grudniu.
Obóz odwiedzały „komisje z Berlina”, z pewnością w Płaszowie był Oswald Pohl. Te wydarzenia i wieści o planach zmian wywołały kolejne fale spekulacji. Szerzyły się nawet pogłoski, że istniały plany i terminy masowych egzekucji więźniów, ale zrezygnowano z nich po „porozumieniu SS z Wehrmachtem”. Mówiono, iż „nie wolno więcej Żydów strzelać, że obóz ma być przejęty przez Wehrmacht” oraz że zmiana jego charakteru będzie polegała na tym, że stanie się obozem „dla internowanych” (Internierungslager). Łudzono się, że opiekę nad więźniami obejmie Międzynarodowy Czerwony Krzyż, a Żydzi pozostaną przy życiu i w przyszłości będą wymieniani na Niemców. Krążyły nawet wieści, że to sam Amon Göth „uratował” obóz. Rzekomo miał otrzymać rozkaz jego likwidacji i „wystrzelania” 20 tys. ludzi, ale po usilnych staraniach w Berlinie uzyskał pozwolenie na dalsze funkcjonowanie placówki. Oczywiście miał to czynić we własnym interesie, wiedząc, że w przeciwnym wypadku straci spokojną „posadę” i zostanie wysłany na front; tym samym mimowolnie uratował także Żydów.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Ryszarda Kotarby „Żydzi Krakowa w dobie zagłady (ZAL/KL Plaszow)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Ostatecznie 22 października 1943 r. Oswald Pohl zarządził przekazanie podległemu mu urzędowi, w szczególności wydziałowi obozów koncentracyjnych (SS-Wirtschafts-Verwaltungshauptamt, Amtsgruppe D-Konzentrationslager, Berlin-Oranienburg), kilku obozów w Generalnym Gubernatorstwie, w tym i obozu płaszowskiego. Na podstawie porozumienia SS-Obergruppenführera Pohla z HSSuPF Krakau, SS-Obergruppenführerem Wilhelmem Koppem, podlegające dotąd dowódcom SS i policji obozy pracy przymusowej – „Krakau-Plaschow, Lemberg, Lublin und Radom-Blizyn in Konzentrationslager umgewandelt werden” – zostały przekształcone w obozy koncentracyjne. Nastąpiło to formalnie 11 stycznia 1944 r., a krakowski obóz otrzymał oficjalną nazwę Konzentrationslager Plaszow bei Krakau. Wszystkie działające tam warsztaty produkcyjne, oprócz tych, które pracowały na rzecz samego obozu oraz firm prywatnych Juliusa Madritscha i Oskara Schindlera, od tej chwili podlegały Deutsche Ausrüstungswerke G.m.b.H. Werk Krakau. Ich komisarycznym kierownikiem był SS-Obersturmführer Wolfgang Mohwinkel. Kierownikiem „D.A.W.” w samym obozie został SS-Untersturmführer Josef Neuschel („Pepi”), ur. w 1909 r. w Wiedniu, przyjaciel Götha z czasów młodości. W kierownictwie zakładów znaleźli się również funkcjonariusze obozowi, m.in. Ferdinand Glaser i SS-Untersturmführer Leonhard John. Mohwinkel, nieraz odwiedzający Płaszów, reprezentował centralę „D.A.W.” w Generalnym Gubernatorstwie.
Dokonana zmiana miała poważne następstwa dla więźniów. Najważniejsze było wprowadzenie ogólnych przepisów i regulaminu, które obowiązywały we wszystkich obozach koncentracyjnych. Jednakże regulamin KL opracowany został jeszcze przed wojną i nie przystawał do obecnych warunków i rzeczywistości w obozach. Kładł nacisk na obowiązki i kary i choć przewidywał nawet jakieś uprawnienia więźniów, to jednak okazywały się one niemożliwe do wyegzekwowania i w praktyce był to martwy dokument. Zasadnicze przepisy wymagały, aby kary dyscyplinarne i wyroki należały do kompetencji władz zwierzchnich, zaś komendant obozu miał obowiązek uzyskiwania każdorazowej zgody na wykonanie egzekucji.
Kończył się poprzedni okres samowoli i w zgodnej opinii więźniów, co zabrzmi paradoksalnie, warunki życia obozowego uległy pewnej poprawie, a złagodzenie codziennego terroru, wynikającego z nieprzewidywalnych zachowań Amona Götha i jego ludzi, było wyraźnie dostrzegalne. Więźniowie odczuli nie tylko poprawę, ale i zaczęli żywić pewną nadzieję: „[…] odnosiło się bowiem wrażenie, że z przejęciem Płaszowa jako KL ustała samowola władz lokalnych (SS- und Polizeiführer, komendant obozu) i że życie więźniów zależne jest od Berlina. A że z drugiej strony w Niemczech żyło kilkadziesiąt, co najmniej, tysięcy Żydów w KL, należało przypuszczać, że i my w Płaszowie objęci jesteśmy ogólnymi postanowieniami dotyczącymi więźniów KL i obawa o masowe wymordowanie tylko naszej grupy jest stosunkowo bardzo mała. Była to zasadnicza zmiana w porównaniu z beznadziejną sytuacją w r. 1943”.
Zmiany organizacyjne
Wszystkie te postanowienia, choć istotne i częściowo korzystne dla więźniów, nie mogły całkowicie zmienić rzeczywistości obozowej i wciąż nasuwały niektórym Żydom obawy i myśl, że być może SS przygotowuje likwidację obozu. Wcześniej słyszano plotki, że do Płaszowa ma przybyć wielu nowych esesmanów, co komentowano jako zapowiedź zmian na gorsze i jeszcze większej liczby ofiar. Jak się wkrótce okazało, były to głosy skrajnych pesymistów, a więźniowie żydowscy nie musieli już obawiać się powszednich dawniej zbiorowych egzekucji – odtąd sami stawali się świadkami masowych zbrodni na ludziach przywożonych z Montelupich i Pomorskiej. Terror w obozie nie ustał, a odstąpienie od egzekucji więźniów oznaczało powszechne i częstsze stosowanie innych kar regulaminowych, takich jak: chłosta, przeniesienie do kolumny karnej, wykonywanie robót terenowych i dodatkowej pracy nocnej, a także zmniejszenie racji żywnościowych. Los więźniów, szczególnie żydowskich, był nadal niepewny, choć ich zrównanie pod względem traktowania ogólnie zwiększyło poczucie bezpieczeństwa. Jak zapisała jedna z kobiet, „miałyśmy w końcu trochę spokoju, nastały czasy pod znakiem prawa i większych racji chleba”.
W ślad za tym wydano szereg zarządzeń organizacyjnych, które zmieniały porządek i wprowadzały organizację upodabniającą obóz do innych kacetów. Zlikwidowano dotychczasową odrębność obozu dla Polaków poprzez zniesienie wewnętrznych ogrodzeń i dodatkowych straży. Ogrodzenia te rozbierano w zimie, a jednocześnie zaczęto rozciągać nowe druty, odgradzające część mieszkalną obozu (na odcinku pomiędzy Bergstrasse a ul. Jerozolimską), oraz wzmacniać ogrodzenie zewnętrzne i uzupełniać tam drugą linię drutów kolczastych. Roboty te trwały od początku grudnia 1943 r. i zakończone zostały w styczniu 1944 r. Baraki nazywano od tej pory blokami i wprowadzono ich nową numerację. Wspólne apele więźniów żydowskich i polskich odbywały się dwa razy dziennie na placu apelowym. Roman Bosak zanotował, że pierwszy apel według „praw obozu koncentracyjnego” odbył się 1 lutego 1944 r.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Ryszarda Kotarby „Żydzi Krakowa w dobie zagłady (ZAL/KL Plaszow)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Likwidacji uległa Ordnungsdienst w kształcie, jaki właściwie istniał jeszcze w getcie, jednakże ci sami ludzie mieli odtąd tworzyć nową formację porządkową. Powstała bowiem straż „ogniowo-porządkowa” i większość dawnych członków OD pozostała w służbie jako tzw. feuermani, w praktyce nadal nazywani odemanami. Faktycznie więc niewiele się w tym przypadku zmieniło – rozwiązanie policji porządkowej było „wielką uciechą, jednak nie na długo”, jak zanotował jeden z więźniów. W obozie powstawała sieć prominenckich stanowisk, które obejmowali sprawdzeni już funkcyjni. Dotychczasowy komendant OD Wilhelm Chilowicz został starszym obozu męskiego (Lagerälteste), a jego zastępca Mieczysław Finkelstein bezpośrednio dowodził policjantami-strażakami. Odemani przestali pełnić funkcje wartownicze, gdyż przejęli je esesmani, natomiast zostali rozmieszczeni w poszczególnych placówkach roboczych i blokach, gdzie występowali jako nadzorcy grupy roboczej (kapo), kierownicy większych zespołów (oberkapo) czy też starsi bloków (Blockälteste). Stara elita wciąż dzierżyła niemałą władzę, ale pojawiła się nowa, konkurencyjna kategoria więźniów.
W tym czasie zaczęli napływać z innych obozów więźniowie niemieccy mający spory staż obozowy i doświadczenie, przeważnie przestępcy kryminalni i tzw. asocjalni, często z kategorii BV, zesłani do obozów za najcięższe zbrodnie. W Płaszowie dążyli oni do obejmowania prominenckich stanowisk i wyżywali się na więźniach, przenosząc najgorsze wzorce z innych placówek. Więźniowie stopniowo tworzyli jedną grupę: w lutym 1944 r. wprowadzono wspólną numerację, zaczynającą się od nr. 101, który nosił Lagerälteste Wilhelm Chilowicz. W tym czasie, według świadka Alojzego Lemparta, stare numery więźniów polskich sięgały liczby 3 tys., a numery Żydów – około 12 tys. Na początku lipca 1944 r. numerów obozowych miało być ponad 30 tys. Nie numerowano więźniów przejściowych oraz krakowian internowanych po masowej łapance w sierpniu 1944 r. Więźniów nie fotografowano i nie tatuowano im numerów, natomiast stosowano znaki i kolory powszechnie przyjęte w hitlerowskich obozach koncentracyjnych. Tylko więźniowie wychodzący czy pracujący poza obozem głównym (w filiach) mieli tatuaż „KL” na ramieniu.
Wprowadzano zarządzenie o jednolitych ubiorach, dwuczęściowych, w szaroniebieskie pasy (tzw. pasiakach). Mężczyźni nosili marynarkę i spodnie, a kobiety spódnicę i wierzchnią narzutkę. Zmian tych nie udało się szybko wprowadzić z powodu braku przepisowych ubrań. Przygotowywano je stopniowo dla wszystkich więźniów, żydowskich i polskich.
Jednocześnie odbierano odzież prywatną. Gdy przybyły pierwsze transporty Żydów z Lublina, pewną sensacją stało się to, że wszyscy oni byli ubrani w pasiaki. Bosak zapisał, że dopiero 12 maja 1944 r. „cały obóz dostał pasiaki”. W tym samym czasie rozkazano wszystkim, oczywiście z pewnymi wyjątkami dotyczącymi „osobistości” obozowych, ogolić głowy „na zero”. Natomiast „radosnym rozczarowaniem” okazało się ogłoszenie zwiększenia tygodniowej normy chleba: zamiast dotychczasowego jednego bochenka na tydzień trzy chleby z dodatkami, takimi jak margaryna, marmolada, kiełbasa i inne. Rzeczywiście, w krótkim czasie więźniowie zaczęli dostawać chleb i dodatki trzy razy w tygodniu. Cieszono się z otrzymania pościeli czy pozwolenia na świecenie światła w barakach (miało to być skutkiem starań odemanów).
Wszystkie kwestie dotyczące pracy więźniów rozpatrywał i rozstrzygał odtąd Urząd D II SS-WVHA. Praktycznie poprzez swoją ekspozyturę w obozie, czyli wydział III-Arbeitseinsatzführer, decydował on o przydziałach pracy i rozciągał swoje kompetencje na inne dziedziny, przynależne normalnie do wydziału politycznego. Tylko w wypadkach nagłego zapotrzebowania, przy małej liczbie więźniów i krótkich terminach, sam komendant mógł decydować o wysłaniu grupy roboczej (Arbeitskommando). W komendzie obozu przyjmowano zapotrzebowania składane przez zainteresowanych pracodawców i realizowano je po zbadaniu warunków bezpieczeństwa, tj. zabezpieczeń przed ucieczką więźniów, potencjalnych działań z zewnątrz zmierzających do ich uwolnienia czy też sprawy odizolowania więźniów od pracowników cywilnych w zakładzie i w ogóle od świata zewnętrznego. Codzienne sprawozdania o liczbie zatrudnianych stanowiły podstawę sporządzania miesięcznych wykazów należności wystawianych urzędom, wojsku i różnym firmom.
Wszystkie te podmioty wpłacały na konto SS-WVHA należne kwoty według przepisowych stawek za dzień roboczy więźnia określonej kategorii (mężczyźni, kobiety, młodociani, fachowcy, niefachowcy). Urząd decydował również o transportach do innych obozów, a stamtąd do zakładów i komand pracy. Dla więźniów była to sprawa fundamentalna, wiązało się z tym bowiem albo polepszenie dotychczasowego życia obozowego, albo jego drastyczne pogorszenie, jeśli w nowym miejscu panował ostrzejszy rygor i warunki pracy były wyniszczające. Wiadomo, że więźniowie, którzy w 1944 r. opuścili Płaszów w różnych transportach (m.in. do Gross-Rosen, Mauthausen czy Auschwitz), w większości nie przeżyli w warunkach nowych obozów i w kolejnych transportach ewakuacyjnych, szczególnie w zimie 1944/1945 r. (odkryte wagony towarowe, ekstremalna pogoda). Wszystkie te czynniki realnie decydowały o życiu lub śmierci.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Ryszarda Kotarby „Żydzi Krakowa w dobie zagłady (ZAL/KL Plaszow)” bezpośrednio pod tym linkiem!
Praca w obozie odbywała się tak jak dawniej, zachowano dotychczasowy regulamin. Ludzie z warsztatów zostali podzieleni na trzy szychty: nocną, dzienną i stałą dzienną, doszły więc stałe nocne zmiany i pod tym względem sytuacja się pogorszyła. Nocna praca wyczerpywała dodatkowo, w każdym baraku warsztatowym był wyznaczony kapo, który miał pilnować, aby ludzie byli bez przerwy zajęci. Śmiałkowie, których zaskoczono na odpoczynku lub drzemce, kończyli zwykle bardzo źle, a w najlepszym razie bicie dostawał kapo za zaniedbanie dozoru. Tu trzeba dodać, że nierzadko więźniowie byli pozbawiani snu na skutek innych nietypowych zdarzeń, np. rewizji nocnych, kąpieli, malowania ubrań czy nagle zarządzanych robót. Nowością było zorganizowanie – jak w każdym obozie koncentracyjnym – karnej kompanii (Strafkompanie, Strafkommando – SK). Słynna SK pochłaniała liczne ofiary i czasem określano ją mianem komanda śmierci. Trafiali tam więźniowie z wyznaczonymi karami za naruszenie regulaminu obozowego, w szczególności za podejmowanie prób ucieczki, ale i za drobniejsze uchybienia, takie jak spóźnienie się na apel czy zaniedbanie w pracy – takich „przestępców” najwięcej wskazywali odemani.
Więźniowie karni byli izolowani, nie chodzili na apele, mieszkali w osobnym bloku (nie udało się stwierdzić w którym), dla odróżnienia od innych malowano im na plecach duże koła w kilku kolorach. Ze względu na zakaz komunikowania się z resztą więźniów nie mieli też żadnej możliwości zdobycia dodatkowego jedzenia. W Steinbruchu pracowali od 4.00 rano do nastania nocy, z półgodzinną przerwą obiadową, a całą pracę i przejście na stanowiska musieli wykonywać biegiem (Laufschritt). Podobno też przychodziły czasem odgórne rozkazy „wykończenia do dwóch godzin” niektórych häftlingów. Chcąc ulżyć doli więźniów karnych, współwięźniowie organizowali w obozie zbiórki pieniędzy na łapówki dla kapomanów, aby ci mniej znęcali się nad ofiarami.
W 1943 r. funkcjonariusze SS pełnili tylko kilkanaście ważniejszych kierowniczych funkcji, a większość codziennych spraw w obozie była faktycznie w rękach funkcyjnych więźniów żydowskich. Dopiero na początku 1944 r. zaczęli napływać Niemcy i nastąpiło wzmocnienie załogi SS. Wszystkie placówki, kuchnie, piekarnie, magazyny, łaźnie, warsztaty „D.A.W.” i inne objęli esesmani, zastępując odemanów. Każda komórka administracyjna, każdy blok czy warsztat miały swojego nadzorcę z SS – jak mawiano w obozie, „swojego Rottenführera”. Funkcjonariusze, obejmując różne stanowiska kierownicze (Raportführer, Blockführer, Führer von Dienst), byli przydzielani, jak to ogólnie określano, do komendantury, tzn. formalnie należeli do któregoś z pięciu oddziałów (Abteilung) zarządu obozu i z racji wyznaczonych funkcji mogli wchodzić do części mieszkalnej i przemysłowej, w odróżnieniu od zwykłych strażników, którzy mieli zakaz wchodzenia tam, a nawet rozmawiania z więźniami. W czasach KL oddziały wartownicze zostały wzmocnione, ale składały się z takich samych kategorii funkcjonariuszy jak w okresie poprzednim: esesmanów, policjantów oraz wachmanów, którzy przybyli z obozu szkoleniowego SS w Trawnikach.
Utworzono również specjalny wydział polityczny (Politische Abteilung), który miał kontrolować ogólny stan bezpieczeństwa obozu i prowadzić kartoteki i ewidencję więźniów. W aktach tego wydziału znajdowały się informacje o powodach aresztowania, nakazy przyjęcia do obozu, ewentualnie zwolnienia. W stosunku do więźniów Żydów procedury biurokratyczne były uproszczone. Wprowadzono ścisłą ewidencję ofiar i założono specjalną księgę zgonów (Totenbuch), a przypadki śmierci odnotowywano w kartotekach. Do zadań wydziału należało zwalczanie ruchu oporu i zapobieganie ucieczkom więźniów z obozu, a metodą prowadzenia dochodzeń było wymuszanie zeznań i stosowanie tortur. Wszczynano także dochodzenia dotyczące członków załogi naruszających regulamin. Funkcjonariusze wydziału politycznego formalnie pozostawali w składzie załogi, ale mieli dużą samodzielność – w sprawach zasadniczych, dotyczących bezpieczeństwa, utrzymywali kontakty z kierownictwem placówki Gestapo przy ul. Pomorskiej i prawdopodobnie mogli się tam odwoływać w kwestiach spornych. W Płaszowie jednak wydział polityczny miał minimalną obsadę i nie przejawiał nadmiernej aktywności. Jego działalność była na tyle mało widoczna, że według Pempera wydział ten właściwie „nie istniał”.