Jak Sowieci prezentowali wojnę polsko-bolszewicką w filmach fabularnych? [Fragmenty książek Wydawnictwa IPN]
Przez wieki nieliczni szukali sposobów, aby ze swoim przekazem dotrzeć do wielu. W sytuacji, gdy umiejętność czytania była wyjątkowym uzdolnieniem, do dyspozycji musiały pozostawać inne narzędzia. Często była to szeroko pojęta sztuka – obrazy, rysunki, rzeźby. To one miały przemawiać do odbiorców. Ich podstawową wadą była statyczność – z czasem powszedniały oczom odbiorców. Dlatego niekiedy sięgano do bardziej atrakcyjnych metod. Wystarczy przywołać chociażby wykorzystywane przez Kościół misteria wielkanocne czy jasełka. Na widzach robiły one wielokrotnie większe wrażenie niż statyczne sakralne figury. Tu jednak barierą była konieczność stałego angażowania aktorów, a przede wszystkim ograniczona liczba widzów takich spektakli.
Na początku XX w. bariera ta pękła – narodziło się kino. Dzięki celuloidowej taśmie z atrakcyjnym przekazem można było dotrzeć w krótkim czasie do milionowej widowni. Ruchome obrazy robiły na widzach ogromne wrażenie. W dodatku koszty takiego dotarcia były minimalne. Za to przekaz był atrakcyjny do tego stopnia, że pochłaniali go zarówno analfabeci, jak i starannie wykształcona elita. Propaganda zachłysnęła się nowym narzędziem przekazu. Wystarczyło tylko nieco zaangażowania, aby treści sloganowych broszur i plakatów ożyły. Film jako narzędzie propagandy wykorzystywali więc wszyscy – od Francuzów, Brytyjczyków czy Amerykanów po Niemców i Sowietów. Było to narzędzie o wiele bardziej efektywne (i efektowne!) niż wiece, zebrania, prelekcje czy – czasami z trudem przyswajane – materiały drukowane. Filmy wywoływały emocje, uczyły i bawiły. Jednocześnie mobilizowały i jednoczyły, straszyły i przestrzegały. Zaszczepiały „postępowe” idee, wskazywały i piętnowały wrogów. Personifikowały dobro i zło. W ten sposób zwłaszcza nieznany widzom świat otrzymywał kształt nadany mu przez propagandę. Nie dziwi więc, że Lenin mówił: „Z całej sztuki najważniejsze dla nas jest kino”.