Jak Polacy ze Śląska pomagali więźniom i uciekinierom z KL Auschwitz?

opublikowano: 2022-03-31, 18:07
wszelkie prawa zastrzeżone
Niemcy usunęli Żydów z terenów przedwojennego województwa śląskiego niemal całkowicie do połowy 1940 roku. Pomoc, jakiej udzielali Polacy, była zróżnicowana. Stała się widoczna zwłaszcza w okresie przeprowadzenia tzw. marszów śmierci z KL Auschwitz, co było wywołane współczuciem na widok wygłodniałych i wynędzniałych ludzi.
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Aleksandry Namysło „Po tej stronie był również Człowiek. Mieszkańcy przedwojennego województwa śląskiego z pomocą Żydom w okresie II wojny światowej”.

Od sierpnia 1943 r., po likwidacji gett zagłębiowskich, jedynym miejscem jawnej egzystencji Żydów w rejencji katowickiej był KL Auschwitz i jego podobozy zlokalizowane na Górnym Śląsku. Część z nich znajdowała się w przedwojennym województwie śląskim. Większość więźniów tych podobozów stanowili Żydzi, pochodzący z terenów okupowanych: GG, Węgier, Francji, Włoch, Grecji oraz Jugosławii. W tym okresie niemiecka administracja lokalna musiała się zmierzyć z kolejnym problemem: zbiegostwem Żydów z miejsc odosobnienia, z transportów do obozów pracy i obozów zagłady, a w styczniu 1945 r. z transportów ewakuacyjnych („marsz śmierci”). Zjawiska te były integralnie związane z poszukiwaniem przez uciekinierów pomocy wśród okolicznych mieszkańców. Ich wsparcie mogło mieć charakter doraźny (dostarczanie żywności, opatrzenie rany) lub polegać na krótkotrwałym lub długotrwałym ukrywaniu zbiegów.

Likwidacja getta w Sosnowcu

Pomocy okazjonalnej (okolicznościowej) udzielano przede wszystkim w miejscach wspólnej pracy więźniów żydowskich, więźniów przymusowych (nieżydowskich) i robotników „cywilnych”, zamieszkałych w okolicy podobozu. Dzięki pracownikom nieosadzonym w obozach więźniowie otrzymywali żywność, lekarstwa, papierosy, odzież oraz korespondencję. W nielicznych wypadkach cywilni robotnicy pomagali organizować ucieczki z obozów przez umożliwienie więźniom nielegalnego opuszczenia miejsc pracy, dostarczali cywilną odzież, pośredniczyli w znalezieniu kryjówki czy sami ukrywali zbiegów.

Nawiązywanie nielegalnych kontaktów było uwarunkowane wieloma czynnikami. Jednym z nich było odnoszenie się obsady pilnującej do więźniów. Sprzyjająca sytuacja panowała w tych podobozach, gdzie załogę stanowili żołnierze Wehrmachtu, a nie esesmani. Tak było np. w podobozie Laurahütte, w Siemianowicach Śląskich. Innym czynnikiem były warunki pracy, które umożliwiały wzajemne kontakty i lepsze poznanie siebie nawzajem. Na postawę robotników cywilnych wobec robotników przymusowych (nieżydowskich) oraz więźniów – Żydów wpływ miało propagowanie przez władze obozowe lub przełożonych w miejscu pracy fałszywych informacji na temat przyczyn pozbawienia wolności osadzonych. W wielu zakładach majstrowie byli poddawani nazistowskiej propagandzie i instruowani, aby przekazywali podwładnym, że więźniowie są groźnym przestępcami, a kontaktowanie się z nimi grozi wywózką do KL Auschwitz.

reklama

O pomocy udzielanej Żydom przez robotników kopalni Charlotte w Rydułtowach przez mieszkańców tego miasta wspominał Andrzej Strzelecki, badając tamtejszy podobóz KL Auschwitz. Na podstawie ich relacji, złożonych w zespole „Oświadczenia” w Archiwum PMAB, ustalił nazwiska: Beniowski, Józef Trontowy, Wawrzyn Urbański, Wilhelm (Paweł) Fojcik, Wilhelm Frydrych, Jan Grycman, którzy dostarczali więźniom różne produkty żywnościowe. Pracujący w kopalni robotnicy funkcyjni wspomagali żydowskich więźniów, kierując ich do lżejszej pracy, w pomieszczeniach zamkniętych, bo mogli tam się ogrzać i wypocząć.

Do wspierania Żydów przyznawał się po wojnie Emanuel Hibner, górnik zatrudniony w tej kopalni. Pracował on wraz z żydowskimi więźniami pochodzącymi z getta łódzkiego, Węgier, Rumunii, Czech i Słowacji, Niemiec, Holandii, Belgii, Francji, Włoch i Grecji, przebywającymi w przykopalnianym obozie. Jak zeznawał Hibner: „Od 1940 roku do stycznia 1945 roku, tj. czasu ewakuacji pracowałem wspólnie z Żydami na dole. Z nazwiska przypominam sobie tylko jednego Żyda, Abrama Abrachamowicza, z którym pracowałem około trzech lat. Ze mną pracowała grupa Żydów, zawsze około 18, ale nazwisk pozostałych nie pamiętam. Najbardziej ufałem Abrachamowiczowi i z nim pozostawałem w stałym kontakcie. Abrachamowicz pochodził z Czechosłowacji, miał około 38 lat, był żonaty i wiem, że żonę z dziećmi Niemcy też aresztowali i że w obozie oświęcimskim rozdzielono ich. […] W okresie kiedy pracowałem z Abramem Abrachamowiczem, a więc przez okres trzech lat, systematycznie zaopatrywałem go w żywność w postaci chleba i gotowanych ziemniaków”. Hibner, według zeznania, dostarczał mu również odzież oraz wspomagał innych więźniów. Materialne wsparcie więźniów żydowskich deklarował także kolega Hibnera z kopalni – Emil Mrózek. Twierdził on, że szczególnie wspomagał Żyda z Włoch, któremu przynosił „w pewnym okresie lekarstwa, a to w związku z owrzodzeniem nogi”.

Żydzi w getcie w Zawierciu

W podobozie Günthergrube w Lędzinach pomocy żywnościowej więźniom udzielała Maria Piecha. Przynosiła im cukier, papierosy, chleb, wysyłała listy. W podobozie Althammer pomocy takiej udzielał stróż Jan Juraszczyk. W podobozie KL Auschwitz „Golleschau” aktywnie wspierał więźniów Andrzej Szturc, pracownik cementowni. Wysyłał on listy do rodzin więźniów, m.in. dzięki niemu żydowskiego robotnika o nazwisku Schlezinger, pracującego w parowozowni, odwiedziła żona. W tym samym obozie chleb więźniom dostarczał właściciel piekarni Szoblik, pośredniczył także w przekazywaniu paczek żywnościowych i korespondencji. Isaac Grinberg, o czym wspomniał po wojnie, otrzymywał pomoc od Karola Szczugiela. Grinberg był krawcem, który, na polecenie esesmanów, naprawiał ich płaszcze i odzież. Ponieważ nie było maszyny w obozie, korzystał ze sprzętu w zakładzie krawca Szczugiela. Ten dożywiał więźnia i innych więźniów w obozie. Ryszard Kołaczek z Katowic pracował w okresie wojny w prywatnej firmie, która zajmowała się pracami na kolei. W 1943 r. do pracy przy torach kolejowych przyprowadzono grupę żydowskich więźniów z obozu w Szopienicach. „Z tego, co się mówiło w mojej rodzinie, dziadek nosił Żydom chleb, bo wynędzniali byli. Pewnie w ten sposób jakoś się zaznajomił z niektórymi, bo pewnego dnia jeden z nich poprosił dziadka o szczypce do przecinania drutu – i otrzymał je” – relacjonowała jego wnuczka.

reklama

Tego samego dnia w domu Kołaczka zjawiło się dwóch zbiegów z obozu. Byli w cywilnych ubraniach, a naszytą na ubraniach gwiazdę Dawida posmarowali sadzą. „Drzwi otworzyła im babcia (Łucja Kołaczek), która zdaje się nie miała pojęcia o dziadkowych poczynaniach, ale kiedy ten przybysz zapytał, czy ich przyjmie, ponoć odpowiedziała, że jako chrześcijanka musi” – opisywała to zdarzenie wnuczka. Jednym ze zbiegów był mężczyzna, który prosił Kołaczka o narzędzia. Nazywał się Ignacy Honig. Przed wojną wyemigrował ze Lwowa do Antwerpii. Więzień, który mu towarzyszył nie pochodził z Polski. Zbiegowie przebywali u Kołaczków kilka dni, po czym udało im się wyjechać do Belgii.

Na temat pomocy żydowskim więźniom zeznawała po wojnie przed Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Katowicach Marta Rajman. Jej mąż Jan był w okresie niemieckiej okupacji pracownikiem PKP. We wrześniu 1939 r. brał udział w obronie kopalni Kleofas, za co został wysłany do obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie. Tam przebywał do 1943 r., po czym został zwolniony z powodu choroby. Po powrocie pracował nadal na kolei, gdzie zetknął się z żydowskimi więźniami z Holandii pracującymi przy budowie bocznicy kolejowej w Załężu – dzielnicy Katowic. „Z opowiadania męża wiem – relacjonowała Marta – że udzielał im pomocy przez cały okres ich pobytu w Katowicach w obozie pracy w ten sposób, że realizował żywność na kartki żywnościowe i dostarczał im chleba, zupy w proszku, kartofle itd. Chcąc mieć więcej kartek, zabierał je od moich córek i również wykupywał środki żywnościowe dla tych Żydów. Nazwiska tych Żydów i bliższe dane są mi nieznane, mąż mówił mi o tym, ale ja już zapomniałam tych nazwisk”. Marta nosiła również listy pisane przez nich do Amsterdamu i wrzucała je do skrzynek pocztowych w Bytomiu, aby nie zdradzić miejsca ich wysyłki.

reklama

Max Drimmer oraz Herman Shine (Scheingesicht) z Berlina w 1939 r. zostali deportowani do KL Sachsenhausen, skąd w październiku 1942 r. przetransportowano ich do KL Auschwitz. Tam pracowali w podobozie w Monowicach (Buna I IG Farben). Razem z nimi pracował polski robotnik Józef Wrona. Dostarczał im żywność, lekarstwa i pośredniczył w tajnej korespondencji. Józef był poszukiwany przez gestapo. We wrześniu 1944 r. zaoferował im, że wyprowadzi ich i ukryje w swoim domu. Powiedział, że chce to zrobić, ponieważ słyszał, że Niemcy planują zabić wszystkich Żydów. Drimmer i Scheingesicht uciekli z obozu 20 września. Z Monowic przeszli piechotą 18 km do wioski Nowa Wieś, gdzie mieszkał Wrona. Ukrywali się z tyłu jego domu, w stodole, do początku stycznia 1945 r. Nie mogąc narażać Wrony na niebezpieczeństwo, zbiegowie zdecydowali się go opuścić. Udali się na pobliską stację kolejową bez żadnych papierów i wyjechali do Gliwic, gdzie Scheingesicht znał rodzinę Schlesinger. Żona Schlesingera była chrześcijanką. Mieszkali z trzema córkami. Schlesinger ukrył ich przez tydzień, po czym znalazł im kryjówkę w Rybniku, gdzie przebywali do końca stycznia, do momentu wkroczenia Armii Czerwonej do miasta.

Piaskowa Góra w Wodzisławiu Śląskim. Mogiła i pomnik 44 więźniów-ofiar marszu śmierci z KL Auschwitz do Wodzisławia (aut. Piotr Hojka; CC BY-SA 3.0)

Z Monowic, 19 stycznia 1945 r., w dniu ewakuacji więźniów, pod komendą Alfreda Panica uciekło z obozu sześć osób, z czego pięć było Żydami – Jan Trajster, Hauser (Leo Hanser), Roman Kornreich, Mieczysław Maneli i Leon Stasiak (Laizer Sylman). Dzięki Panicowi dotarli do domu Wilhelma Kostki, który pod swój dach przyjął także dwóch innych uciekinierów, Samuela Radzyńskiego i Alfreda Bessermana, którzy na własną rękę opuścili obóz. W pomoc uciekinierom zaangażował się jego brat Wincenty i bratanica Erna.

Pomocy żydowskim więźniom udzielali również inni robotnicy przymusowi osadzeni w obozie. Polegała ona przede wszystkim na dzieleniu się żywnością, którą otrzymali oni w paczkach od swoich rodzin. Było to wielkim wsparciem, zważywszy, że Żydzi nie mogli dostawać paczek z zewnątrz.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Aleksandry Namysło „Po tej stronie był również Człowiek. Mieszkańcy przedwojennego województwa śląskiego z pomocą Żydom w okresie II wojny światowej” bezpośrednio pod tym linkiem!

Aleksandra Namysło
„Po tej stronie był również Człowiek. Mieszkańcy przedwojennego województwa śląskiego z pomocą Żydom w okresie II wojny światowej”
cena:
35,00 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Instytut Pamięci Narodowej, 2022
Rok wydania:
2022
Liczba stron:
256
Format:
168x240 [mm]
ISBN:
978-83-8229-368-5
EAN:
9788382293685
reklama
Komentarze
o autorze
Aleksandra Namysło
Doktor nauk humanistycznych, pracowniczka OBBH IPN w Katowicach oraz Domu Pamięci Żydów Górnośląskich - oddziału Muzeum w Gliwicach, członkini zarządu Fundacji Brama Cukermana w Będzinie, stypendystka Institute for Holocaust Research Yad Vashem w Jerozolimie. Autorka publikacji na temat historii Żydów na Górnym Śląsku i w Zagłębiu Dąbrowskim, ze szczególnym uwzględnieniem okresu Zagłady, a także prac dotyczących relacji polsko-żydowskich w okresie II wojny światowej. Autorka m.in. książek: „Zanim nadeszła Zagłada... Położenie ludności żydowskiej Zagłębia Dąbrowskiego w okresie okupacji niemieckiej” (2009); „Utracone nadzieje. Ludność żydowska w województwie śląskim/katowickim w latach 1945-1970” (2012).

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone