Jak Polacy szpiegowali nazistów?
Odrodzone państwo polskie niemal natychmiast rozpoczęło rozbudowę tajnych struktur wywiadowczych. Szczególną rolę odegrały one w pokonaniu bolszewików w 1920 roku. Uświadomiło to Sztab Generalny WP, iż inwestycja w rozwój wywiadu i kontrwywiadu to gra warta świeczki. Zdawano sobie sprawę z trudnego położenia geograficznego Polski, a konkretnie z wrogiego sąsiedztwa. Dlatego bardzo szybko powstały dwa główne kierunki, którymi miała zajmować się służba wywiadowcza: niemiecki i sowiecki.
Polski szpieg na berlińskich salonach
Największe sukcesy Oddział II Sztabu Generalnego Wojska Polskiego odnosił na kierunku niemieckim. Szczególną rolę odegrała placówka IN-3, prowadzona przez majora Jerzego Sosnowskiego. Przełomowy okazał się rok 1922. Wtedy Niemcy i Sowieci podpisali układ w Rapallo, który otwierał stosunki dyplomatyczne i współpracę gospodarczą pomiędzy oboma krajami. W Polsce układ odbierano jako politycznie i militarnie wymierzony w Polskę. Sytuacja polityczna uzasadniała więc potrzebę posiadania informacji o planach Niemców. W ich zdobyciu pomóc miał rotmistrz Jerzy Sosnowski. Urodzony w zamożnej, arystokratycznej rodzinie herbu Nałęcz, dobrze wykształcony, znający języki obce, patriota, odznaczony czterokrotnie Krzyżem Walecznych i w dodatku posiadający liczne kontakty. Sosnowski był kawalerzystą i członkiem reprezentacji Polski w jeździectwie. Z licznych (wygranych) konkursów znał wielu niemieckich oficerów. Obracał się w kręgach elit i miał powodzenie u kobiet. Krótko mówiąc, był kandydatem idealnym.
Po zwerbowaniu Sosnowski wyjechał do Paryża. Stamtąd po niespełna dwóch miesiącach przeniósł się do Berlina. Od maja 1925 roku rozpoczął budowanie siatki szpiegowskiej. Bardzo szybko odnalazł się na berlińskich salonach. Olbrzymie sumy pieniędzy, jakie otrzymywał od „Dwójki”, wystarczyły mu na pokrycie wystawnego stylu życia. Organizował uroczystości, bale czy wyścigi konne. Na jego temat zaczęto plotkować. Powtarzano, że wyjechał z Polski ze względów politycznych (był rzekomym przeciwnikiem Piłsudskiego) oraz nienawidził komunistów (Sosnowski twierdził, że należy do antybolszewickiej organizacji). Dodatkowo lubił chwalić się wyczynami na froncie z 1920 roku. Polski szpieg zachwycał salonowym obyciem, elokwencją i pieniędzmi. Hojnie opłacał uroczystości oraz uchodził za zwolennika porozumienia polsko-niemieckiego.
Kluczem do zinwigilowania Reichswehry były kobiety. Sosnowski szybko to zrozumiał, dlatego zacieśnił relacje z Benitą von Falkenhayn, którą znał wcześniej. To ona wprowadziła go do śmietanki towarzyskiej i umożliwiła kontakt ze swoim mężem Richardem, który miał dostęp do osób pracujących w ministerstwach. Tą drogą Sosnowski dowiedział się, iż Niemcy łamią postanowienia traktatu wersalskiego – testują broń i szkolą się na poligonach sowieckich, a także sami podejmują radzieckich oficerów, którzy dzielą się wiedzą wojskową.
Kolejnym osiągnięciem polskiego oficera było zwerbowanie do współpracy Güntera Rudolffa – oficera Abwehry w Berlinie. Pozyskanie tak cennego agenta zapewniły pieniądze. Rudolf był potężnie zadłużony u Polaka. Nie mogąc spłacić długu, zdecydował się na współpracę. Rudolf przekazał cenne informacje dotyczące kooperacji niemieckiej i sowieckiej siatki szpiegowskiej na terenie II RP.
Sosnowskiemu pomagał też urok osobisty. Udało mu się pozyskać do współpracy Irenę von Jena i Renate von Natzmer. Pierwsza kobieta pracowała w ministerstwie Reichswehry. Od niej polski szpieg otrzymał tajne dokumenty, poświadczające przekazywanie dużych kwot na rozbudowę niemieckiego potencjału militarnego (zwłaszcza lotnictwa) na terenie ZSRR. W tym samym czasie oficjalnych komunikatach rząd niemiecki twierdził, że nie ma pieniędzy na spłatę reparacji wojennych. Z kolei z planów otrzymanych od Natzmer pracującej w Ministerstwie Wojny wynikało, że Niemcy chcą rozbudować wojska pancerne.
Działalność Sosnowskiego przynosiła więcej informacji niż praca pozostałych agentów. Zaczęło to wzbudzać podejrzenia w sztabie Oddziału II. Obawiano się, że polski agent jest „karmiony” rewelacjami przez niemiecki kontrwywiad. Latem 1929 roku Sosnowski zaproponował kupno Organisation-Kriegsspiel, tzw. OK-planu, dotyczącego potencjalnej wojny z Polską. Olbrzymia cena (40 tysięcy marek), natarczywość Sosnowskiego nakłaniającego oficerów do zakupu dokumentu i odmowa powrotu do Polski, spowodowały, że przełożeni szpiega nabrali podejrzeń co do autentyczności dokumentu oraz wartości przekazywanych informacji. Sosnowski zdyskredytował się, gdy „Dwójka” dowiedziała się, że polski agent w Niemczech złożył ofertę kupna OK-planu Francuzom. Ostatecznie wysłał on dokument do Warszawy za darmo. Zaufania przełożonych jednak nie odzyskał.
27 lutego 1934 roku Jerzy Sosnowski świadomy tego, że został rozpracowany, postanowił wydać bankiet dla berlińskiej elity i uciec. Tego wieczora został aresztowany przez Gestapo. W ujęciu szpiega ważną rolę odegrała Lea Niako, kochanka i agentka Sosnowskiego, która się od niego odwróciła. Niemiecki sąd skazał go na dożywocie. W 1936 roku w ramach wymiany szpiegów na dworcu w Zbąszynie Sosnowski wrócił do Polski. Został jednak aresztowany i skazany na 15 lat więzienia. Polskie służby miały wątpliwości co do lojalności Sosnowskiego. Podejrzewano go o to, iż został podwójnym agentem lub o to, iż nie zachował odpowiedniej czujności i został przez Abwherę zainspirowany fałszywymi dokumentami. Zarzucano mu także rozrzutność finansową i lekkomyślność. Okoliczności jego śmierci nie są znane i do dziś budzą wiele wątpliwości.
Polecamy e-book Szczepana Michmiela – „II wojna światowa wybuchła w Szymankowie”
„Wózkiem” po informację
Kluczową rolę w pracy szpiegowskiej odgrywały ekspozytury terenowe Oddziału II. W przeciwieństwie do referatów, które prowadziły szeroką działalność wywiadowczą, ekspozytury miały za zadanie rozpoznawać tereny niemieckie w pobliżu Polski. Mimo tej zasady, w praktyce ekspozytury cieszyły się dużą niezależnością i pracowały poza wytyczonymi ramami.
Aresztowanie Sosnowskiego przyczyniło się do zmniejszenia wiedzy o tajnych planach Niemców. Okazją do zapełnienia luki informacyjnej, okazał się tranzyt niemieckiej poczty. Gdy polska strona odkryła fakt, że Niemcy nie sporządzają dokładnych ewidencji, a w protokole jedynie notują liczbę przesyłek, postanowiono zastosować „ciotkę”, co w żargonie szpiegów oznaczało lustrację korespondencji. Taki kryptonim wybrano dla akcji przechwytywania niemieckich tajnych listów. 4 marca 1936 roku Jan Żychoń zmienił kryptonim akcji na „Wózek” z przyczyn konspiracyjnych.
Ekspozytura nr 3 prowadziła „Wózek” w kilku punktach: na trasie Tczew – Chojnice, Bożepole Wielkie – Gdynia – Gdańsk, Tczew – Malbork. Akcję przechwytywania listów prowadzono także w Wielkopolsce. Metoda działań była dokładnie opracowana. Pociągi z niemieckim tranzytem musiały przejechać przez terytorium Polski. To właśnie po przekroczeniu granicy, Niemcy przekazywali pieczę nad pociągiem polskiej obsłudze, która dalej wiozła przesyłki i pasażerów do kolejnej granicy z Niemcami. W przypadku pociągów w kierunku Malborka leżącego w Prusach Wschodnich, kluczową stacją okazywał się leżący w Polsce Tczew.
Z reguły transporty odbywały się późnym wieczorem. Zwerbowana przez polskie służby obsługa, tj. maszynista, palacz czy kierownik pociągu, była dokładnie poinstruowana i wspólnie z agentami, których werbowano spośród urzędników pocztowych, wykradała określone listy. Polscy kolejarze mieli także odwracać uwagę niektórych Niemców. Mjr Witold Lagenfeld, bliski współpracownik Jana Żychonia, opisywał: „nierzadko odbywał się w czasie jazdy poczęstunek kolegów niemieckich wódką polską czystą”. W razie wpadki mieli twierdzić, iż przeszukiwali listy w poszukiwaniu pieniędzy, a nie tajnych dokumentów. Podczas procesu zostaliby skazani za próbę kradzieży, a nie szpiegostwa. Do trudniejszych zadań wynajmowano kasiarzy, skazanych za kradzieże, którym oferowano złagodzenie wyroków za pomoc „Dwójce”. Świetnie sprawdzali się na przykład przy otwieraniu sejfów. Ich obecność w pociągu na stacji z pewnością zostałaby zauważona, dlatego w umówionym punkcie dawali maszyniście sygnał światłem latarki. Parowóz zwalniał, a kasiarze szybko wskakiwali na schodki wagonu.
Niemcy ulepszali systemy zabezpieczeń m.in. plombując worki i skrzynie oraz instalując lustra, aby kolejarze widzieli odbicie całego przedziału. Wstrzymywało to akcje Polaków na kilka miesięcy. Mimo to udawało się omijać te przeszkody. Z Gdańska załatwiano niemieckie plomby, kłódki, odpowiednie sznurki czy druty. Kasiarze spokojnie mogli zrywać zabezpieczenia, przeszukiwać i wybierać to, co interesujące, a następnie zakładać nowe (identyczne) oplombowanie. Worek, w którym umieszczono listy, zabierano i w pośpiechu przekazywano kierownikowi akcji. W pobliżu kolei polskie służby wynajęły lokal, w którym zespół wyspecjalizowany w otwieraniu kopert, dokładnie fotografował całą korespondencję, a następnie pakował listy z powrotem, przywracając kopertom pierwotny wygląd. Cała akcja trwała około doby. Listy wracały do innego pociągu tranzytowego.
Polacy, wykorzystując zaniedbania niemieckie, potrafili zdobyć nawet ok. 60% bezcennych dokumentów, co rekompensowało luki w źródłach informacji. Przy czym koszt akcji wynosił zaledwie 1 tys. zł miesięcznie. Polacy zdobyli niemieckie instrukcje wojskowe, tabele wyposażenia armii, dane techniczne czołgów i samochodów używanych przez wojsko niemieckie, przyrządy optyczne, celownicze, rodzaje pocisków karabinowych, przeciwlotniczych czy przeciwpancernych, a w 1935 roku na trasie do Poznania nawet lotniczy karabin maszynowy.
Agenci „Lu” i „Wiktor”
W połowie lat 30. Ekspozytura Nr 3 przeżywała złoty okres. Major Żychoń znalazł sposób, aby usprawnić działania placówek oraz werbować nowych agentów. Wciąż jednak pozostawała kwestia rozpracowania działań Abwehry na terenie Wolnego Miasta Gdańska. Potrzebny był ktoś, kto miał duże możliwości dotarcia do ścisłych kręgów na Pomorzu. Uwagę służb przykuła Paulina Tyszewska. Była żoną oficera niemieckiego wywiadu kmdr ppor. Reinholda Kohtza, który był zastępcą szefa gdańskiej placówki Abwehry. Co istotne, Tyszewska miała polskie pochodzenie. Wywiad, wykorzystując jej problemy finansowe oraz groźbę eksmisji z mieszkania (zaległości za nieopłacony czynsz), zaproponował Tyszewskiej współpracę. Nie przyniosło to jednak rezultatu – kobieta czuła się Niemką. Wobec tego polski wywiad nawiązał kontakt z siostrą Tyszewskiej – Franciszką Brucką i jej mężem Brunonem. W przeciwieństwie do siostry, Franciszka deklarowała polską przynależność narodową. Małżeństwo zamieszkało w Gdyni, gdzie Brucki otrzymał stałą pracę (załatwioną przez „Dwójkę”). Ich zadaniem było częste odwiedzanie Pauliny, aby dowiedzieć się jak najwięcej o jej mężu oraz jego pracy. Z kolei Franciszka miała postarać się namówić siostrę do współpracy.
Przełom w sprawie nastąpił w 1937 roku, gdy Tyszewska będąc w coraz trudniejszej sytuacji finansowej, wyraziła zgodę na współpracę. Stała się agentką nr 1216 o pseudonimie „Lu”. Oddział II spłacił część jej zadłużenia oraz przekazywał miesięcznie 300 guldenów (600 zł). Szybko okazało się, że kobieta nadaje się do tej pracy. Inteligencja, gadatliwość i brak podejrzeń ze strony Kohtza sprawiły, że agentka łatwo dowiadywała się wszystkiego o jego pracy. Dodatkowo Tyszewska przeglądała dokumenty męża i podsłuchiwała jego rozmowy telefoniczne. Informacje, które dostarczyła „Lu” były bezcenne. Wiedza polskiego wywiadu dotycząca Abwehry zwiększyła się. Znane były szczegóły dotyczące oficerów Abwehry, ich pseudonimy, lokale i skrzynki kontaktowe, pojazdy, którymi się poruszali, a także tożsamości szpiegów, których posiadali w Polsce. W ten sposób udało zatrzymać się wielu bardzo groźnych informatorów. Polacy dokładnie znali działania Niemców w Gdańsku, np. inspekcję Wilhelma Canarisa czy delegacje oficerów kontrwywiadu z Rzeszy. Tyszewska potrafiła także zdekonspirować niemieckich szpiegów. Ostrzegła Oddział II o zdradzie Władysława Mamela.
Polecamy e-book: „Czerwone mundury. Armia Brytyjska w czasach wojny o niepodległość USA”
Działalność „Lu” w Wolnym Mieście Gdańsku pozwoliła Polakom na osiągnięcie przewagi nad stroną niemiecką do roku 1938. Wtedy z Abwehry zwolniony został Kohtz. Paulina Tyszewska sporadycznie kontynuowała pracę do 1939 roku. Kohtz, m.in. po wstawiennictwie Arthura Greisera, otrzymał pracę w stoczni gdańskiej i wciąż utrzymywał kontakty z wpływowymi nazistami. Informacje przekazywane przez agentkę nie były już wartościowe, w związku z czym współpraca została wygaszona.
Kolejnym cennym nabytkiem polskiego wywiadu był obywatel Niemiec polskiego pochodzenia – Wiktor Katlewski. Uważany jest za jednego z najlepszych agentów „Dwójki”. Pracował na stanowisku księgowego w Urzędzie Uzbrojenia Kriegsmarine. Dla polskiego wywiadu posiadanie agenta w takiej lokalizacji było na wagę złota, ponieważ Katlewski miał nieograniczony dostęp do najważniejszych dokumentów. Zwerbowano go w 1935 roku. Duży udział w namówieniu „Wiktora” do współpracy miał kuzyn jego matki – Konrad Smoczyński. Następnie doszło do spotkania Katlewskiego z dwoma agentami „Dwójki” w Gdyni. „Wiktor” prawdopodobnie poszedł na współpracę, ponieważ chciał szybko zarobić pieniądze.
Od 1937 roku Katlewski regularnie przekazywał materiały stronie polskiej. Z reguły odbywało się to na Stettiner Bahnhof (Dworcu Szczecińskim w Berlinie), gdzie spotykał się z nim ppor. Stefan Kucharski. Od 1938 roku Katlewski dostarczał także własnoręcznie wykonane fotografie aparatem, który otrzymał od polskich służb. Jak cennym agentem był „Wiktor”, może świadczyć fakt, że przekazał Polakom informacje na temat planów fortyfikacji wybrzeża Bałtyku, z uwzględnieniem obrony przeciwlotniczej. Oddział II pozyskał także dane dotyczące rozmieszczenia poligonów wojskowych, prowadzonych ćwiczeń, sieci łączności oraz transportów wojskowych.
Jednak najważniejszym dokonaniem Katlewskiego było przekazanie informacji o budowie ośrodka Peneemünde na wyspie Uznam, gdzie Niemcy prowadzili testy rakiet. Agent przekazał rysunki techniczne oraz dokumentację dotyczącą baterii „Thiele” i „Stein” w Piławie, ciężkiej baterii „Goeben” w Swinemünde (Świnoujściu) oraz baterii w Ustce, Darłówku, Międzyzdrojach, Warnemünde i Travemünde. Wielką wartość tych danych oddają słowa majora Wiktora Lagenfelda: „Materiały, jakie agent ten dostarczał, właściwie ocenić się nie dadzą. Przedstawiają one dla wywiadu wartość wprost bezcenną”. Mimo to polska strona nie zrobiła z tych wiadomości większego użytku. Dokumenty dotyczące rozmieszczenia rakiet przekazano sojusznikom, tj. Wielkiej Brytanii i Francji. Baterie niemieckie stały się celem bombardowań w trakcie II wojny światowej.
Utrata archiwum w 1939 roku
Widmo zbliżającej się wojny najbardziej widoczne było na terenie Wolnego Miasta Gdańska. W samym mieście nie było dnia bez prowokacji antypolskich.
25 sierpnia do portu w Gdańsku zacumował pancernik „Schleswig-Holstein”. Polacy zdawali sobie sprawę, iż jego położenie umożliwia idealny ostrzał Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Z kolei inne niepokojące doniesienia o koncentracji wojsk płynęły z okolic Tczewa. Wywiad zdawał sobie sprawę, że most kolejowy przez Wisłę łączący wieś Liessau (Lisewo) leżącą w Wolnym Mieście Gdańsku i polski Tczew ma strategiczne położenie i jest niezbędny do transportu ciężkiego sprzętu. 1 września pierwsze ataki Niemcy rozpoczęli właśnie od uderzenia na Westerplatte i próby zdobycia mostu w Tczewie.
Dla Abwehry cel był tylko jeden – zdobycie pełnego archiwum Oddziału II. Gdy 5 września 1939 roku Niemcy wkroczyli do Bydgoszczy, w siedzibie Ekspozytury nr 3 znaleźli jedynie wizytówkę majora Jana Żychonia, którą zostawił na biurku. Również po kapitulacji Warszawy Niemcom nie udało się odnaleźć niczego wartościowego. Wydawało się, że Polacy wzorem Czechów w porę wywieźli dokumentację. Mimo to, przypadkiem, jeden z członków Abwehry sprawdzał Fort Legionów przy ul. Zakroczymskiej w Warszawie, gdzie natrafił na archiwum Ekspozytury III. Stało się jasne, że major Żychoń popełnił błąd. Wprawdzie ewakuował „papiery” z Bydgoszczy, ale nie dopilnował ich zniszczenia, ani nie ukrył lepiej w Warszawie. W rękach Niemców znalazły się wszystkie szczegóły operacji prowadzonych przez Oddział II wraz z nazwiskami agentów. Dokumenty przewieziono sześcioma ciężarówkami do Gdańska, gdzie rozpoczęto ich analizę. Walter Schellenberg przyznał we wspomnieniach, iż spędził dwa dni, ślęcząc nad polskimi dokumentami, nie mogąc uwierzyć, jak dużo Polacy wiedzieli.
Wkrótce Niemcy rozpoczęli aresztowania niczego nieświadomych polskich agentów. Taki los spotkał m.in. Paulinę Tyszewską, jej męża Reinholda Kohtza i małżeństwo Bruckich. Wyrok za szpiegostwo był tylko jeden: kara śmierci. 21 marca 1941 roku Tyszewska oraz Franciszka i Brunon Bruccy zostali ścięci toporem. Reinhold Kohtz został ukarany 5-letnim pozbawieniem wolności. Również Wiktor Katlewski został zatrzymany. Jeszcze w 1940 roku polski wywiad próbował się z nim skontaktować, lecz bezskutecznie. 23 stycznia 1940 roku Katlewski był już w rękach Niemców. Przeszukanie jego mieszkania, tylko utwierdziło Abwehrę w przekonaniu, iż pracował dla Polaków. Został skazany na śmierć. Sąd w uzasadnieniu stwierdził, że wartość przekazywanych przez niego informacji była bardzo duża. Wyrok wykonano 19 sierpnia 1940 roku w Berlinie. Szacuje się, iż Niemcy zidentyfikowali i aresztowali ponad 100 polskich agentów.
Zapisz się za darmo do naszego cotygodniowego newslettera!
Bibliografia:
Gondek L., Wywiad Polski w III Rzeszy. Sukcesy i porażki, wyd. Bellona 2011.
Jendrzejewski A., Polski wywiad wojskowy w Wolnym Mieście Gdańsku w latach 1920-1939, wyd. Marpress 2013.
Kołakowski P., W obliczu wojny. Polski wywiad wojskowy na hitlerowskie Niemcy 1933-1939, wyd. Bellona 2023.
Rak K., Polska niespełniony sojusznik Hitlera, wyd. Bellona 2019.
Schellenberg W., Wspomnienia, wyd. Krajowa Agencja Wydawnicza 1989.
Śledziński K., W tajnej służbie. Wojna wywiadów w II RP, wyd. Znak 2018.
Zacharski M., Krwawiąca Granica. Kulisy wywiadu II RP, wyd. Zysk i S-ka 2014.
redakcja: Jakub Jagodziński