Jak Piłsudski narzucił Rosji granicę Polski?
Zobacz też: Józef Piłsudski i przewrót majowy
„Piękny wiek XIX” skończył się w Europie na przełomie lipca i sierpnia 1914 roku. Zaczęła się Wielka Wojna. W czasie jej trwania upadł ostatecznie, jak się zdawało, porządek polityczny nazywany od konferencji, która dała mu początek sto lat wcześniej, wiedeńskim. Nowy porządek, jaki wyłonił się po Wielkiej Wojnie, w 1919 roku, nosił nazwę — po kolejnej wielkiej konferencji dyplomatycznej — wersalskiego. Nie trwał długo. Rewidowany skutecznie od początku lat trzydziestych, upadł z większym hukiem niż poprzedni w 1939 roku. Następna Wielka Wojna okazała się jeszcze straszniejsza od poprzedniej. Po niej nikt już chyba nie odważyłby się nazwać XX wieku pięknym.
Czy mogło być inaczej? Czy po tragicznym doświadczeniu lat 1914–1918 nie było możliwe ułożenie trwałego ładu w Europie, zabezpieczającego pokój, a przynajmniej odsuwającego na czas dłuższy niż jedno pokolenie następną wojnę światową? Do tego pytania wciąż wracają historycy, sięgają do niego nawet politycy. W nieco może naiwnym uproszczeniu, redukującym dzieje świata do historii politycznej, do konsekwencji decyzji kilku mężów stanu, sadza się na ławie oskarżonych autorów głównych postanowień konferencji wersalskiej, zarzucając im — a raczej stworzonemu przez nich w Europie porządkowi międzynarodowemu — fatalne wady, które miały pociągnąć świat ku katastrofie drugiej wojny.
Wśród tych, którzy podejmują w ogóle tego rodzaju rozważania, powtarzają się porównania „dobrego” systemu wiedeńskiego z XIX wieku i „złego” systemu wersalskiego z początku XX. To, co miało je zasadniczo różnić, na niekorzyść tego drugiego, to niewłaściwe zbilansowanie interesów wielkich mocarstw. W systemie wiedeńskim pięć głównych mocarstw europejskich, w tym pokonana Francja, odnalazło względnie akceptowalny modus vivendi. W systemie wersalskim zabrakło od razu miejsca dla dwóch wielkich potęg kontynentalnych — pokonanych Niemiec i nieobecnej w Wersalu, ogarniętej gorączką rewolucji bolszewickiej Rosji. Pozostałe mocarstwa — zwycięskie Wielka Brytania i Francja — były (po wycofaniu się Ameryki na pozycje izolacjonistyczne) zbyt słabe, by udźwignąć na swych barkach nowy porządek. Ten zarzut, podnoszony między innymi przez takich badaczy wielkiej dyplomacji, jak Henry Kissinger czy George Kennan, wskazuje od razu na najbardziej newralgiczny punkt, wokół którego koncentrował się sprzeciw obu wyalienowanych z nowego porządku mocarstw. Tym punktem była odbudowana w systemie wersalskim niepodległa Polska. Polska stanęła między Rosją a Niemcami. Niemcy nie mogły się pogodzić z utratą na jej rzecz części Śląska, Wielkopolski, a przede wszystkim pomorskiego „korytarza”. Rosja, która była matecznikiem światowego systemu komunistycznego, nie tylko traciła na rzecz Polski obszary stanowiące od czasów Katarzyny II i Aleksandra I jej strategiczne zachodnie rubieże, lecz także połączenie z Niemcami — oczekiwanym z niecierpliwością głównym partnerem europejskiej rewolucji.
Czy po 1918 roku Rosja (także sowiecka) i Niemcy mogły się pogodzić z odbudową niepodległej Polski? Na jakich warunkach? — tak mogłoby brzmieć w istocie pytanie o to, czy możliwe było stworzenie stabilnego ładu wersalskiego. Inny, już nie geopolityczny, ale ideologiczno-społeczny aspekt tego wielkiego pytania wymagałby zastanowienia się, czy i na ile możliwe byłoby zharmonizowanie zwycięskiego ostatecznie w wojnie domowej w Rosji systemu komunistycznego z niekomunistyczną Europą.
Przeczytaj:
Te pytania, może banalne w swej oczywistości, ujawniły dramatyczną trudność w kolejnych próbach znalezienia na nie praktycznych odpowiedzi. Ustalenia, przyjęte w ciągu pierwszej połowy 1919 roku na konferencji pokojowej w Paryżu, takiej odpowiedzi nie zawierały. Trwała wojna domowa w Rosji i zwłaszcza Francja miała nadzieję, że „biali” generałowie odbudują jeszcze szansę na strategiczne partnerstwo na osi Paryż–Piotrogród, blokujące możliwość niemieckiej rewizji traktatu wersalskiego. Gdyby tak się stało, Francja, Wielka Brytania, Stany Zjednoczone, a także Włochy — czyli cztery z pięciu zwycięskich mocarstw — zgodnie zdecydowałyby niewątpliwie o przywróceniu partnerstwa z Rosją odrodzoną w granicach z 1914 roku (jedynie bez terytoriów Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Fińskiego, uznanych już przez mocarstwa za podstawę geograficzną dwóch nowych, „zalegalizowanych” państw: Polski i Finlandii). Japonia, mająca wielkie apetyty na Dalekim Wschodzie, zapewne musiałaby się tej większości podporządkować. Powstająca na drugim, zachodnim krańcu Rosji nowa Polska — oczywiście także. Polska byłaby wtedy małym, mającym niewiele ponad 150 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni i piętnaście–osiemnaście milionów ludności, zachodnim aneksem Republiki Rosyjskiej. Stany Zjednoczone i Francja były zgodne co do tego, iż przy odrodzonej Rosji nie ma miejsca na niepodległą Litwę, Łotwę czy Estonię. Wielka Brytania, przychylniejsza ze względu na swe morskie (bałtyckie) interesy choćby ograniczonej niezależności nadbałtyckich republik/guberni, z pewnością nie byłaby gotowa kruszyć z nikim kopii o ich niepodległość. Ukraina mogłaby liczyć wyłącznie na dobrą wolę władz rosyjskich, czyli w najlepszym razie na podtrzymanie wyrażonej przez Rząd Tymczasowy w 1917 roku deklaracji o pewnych formach autonomii.
I wszyscy żyliby dalej „długo i szczęśliwie”, bez bolszewizmu?
Tego oczywiście nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że ta potencjalnie istniejąca jeszcze w 1919 roku szansa skorygowania i utrwalenia systemu wersalskiego poprzez dołączenie doń Rosji (niebolszewickiej) zniknęła wraz z ostateczną klęską wojsk generała Antona Denikina. W 1920 roku resztki formacji „białych” pod wodzą generała Piotra Wrangla mogły walczyć co najwyżej o przetrwanie. Na wschodzie Europy pozostawała Rosja — ale sowiecka.
Inną szansę umocnienia systemu wersalskiego — poprzez dopisanie doń jego „wschodniego rozdziału” — dostrzegał Józef Piłsudski. I zaryzykował próbę praktycznej odpowiedzi na sformułowane wyżej, jasne dla niego już wtedy pytania. Rosja, każda Rosja, również sowiecka, a także Niemcy miały się pogodzić z niepodległością Polski i wielu innych, powstałych między Bałtykiem a Morzem Czarnym, nowych państw, w ostatecznej zaś konsekwencji z systemem wersalskim, dzięki zbudowaniu szerszej, opartej na osi Warszawa–Kijów, wspólnoty politycznej na wschodzie Europy. Zamiast cienkiego polskiego „przepierzenia” (jak to określił Stalin w artykule zapowiadającym w listopadzie 1918 roku jego zburzenie przez idącą na Berlin Armię Czerwoną) miała powstać nowa geopolityczna konstrukcja: z Polską, Ukrainą, zapewne także związaną z Polską Litwą (i Białorusią), jak również z nowymi państwami nadbałtyckimi i Rumunią. Miała ona wypełnić przestrzeń między Rosją a Niemcami na tyle solidnie, by jej zniszczenie okazało się dla obu sąsiadów zniechęcająco trudne. Mocarstwa zachodnie nie były przygotowane na taką koncepcję. Piłsudski jednak wierzył, że zwycięska kampania pozwoli przekonać je, iż nowy układ geopolityczny na wschodzie kontynentu da się pogodzić z ich istotnymi interesami ekonomicznymi i stabilnością całego systemu wersalskiego.
Tekst jest fragmentem książki „Pierwsza zdrada Zachodu. 1920 - zapomniany appeasement”:
Polski Naczelnik Państwa linię graniczną na wschodzie chciał Rosji narzucić siłą. Nie zakładał dobrowolnego przyjęcia przez Moskwę nie tylko takiej granicy, jaką uważał za najkorzystniejszą dla Polski — z niepodległą Ukrainą i odbudowanym przy Polsce „byłym Wielkim Księstwem Litewskim” — lecz także granicy „inkorporacyjnej”, jaką nakreślił w instrukcjach listopadowo-grudniowych z 1918 roku dla swojej delegacji na konferencję pokojową w Paryżu. By jednak doprowadzić do sytuacji, w której taka czy inna, „biała” czy „czerwona” Rosja musiałaby po prostu przyjąć nowy, stworzony przez Polskę układ sił we wschodniej Europie, Piłsudski musiał uwzględniać w swych rachubach także Wielką Brytanię. W warunkach 1919 roku, aby uzyskać wbrew Rosji trwały, nowy układ polityczny na wschodzie Europy — a już na pewno nad Bałtykiem — trzeba się było starać o poparcie brytyjskie. W każdym razie nader trudno było sobie wyobrazić możliwość forsowania takiego układu wbrew Wielkiej Brytanii.
Latem 1919 roku Piłsudski nie tracił nadziei, że ten problem rozwiąże. 16 lipca spotkał się z ministrem pełnomocnym rządu brytyjskiego w Warszawie, sir Percym Wyndhamem, by przedstawić mu swoją koncepcję współpracy polsko-brytyjskiej nad Bałtykiem jako jedynej realnej przeciwwagi dla podporządkowania tego regionu imperialnym pretensjom Niemiec i Rosji. Usprawiedliwiając swoją nową ofensywę na odcinku białorusko-litewskim, tłumaczył, że Polska nie może przyglądać się wydarzeniom w Rosji z bezpiecznego dystansu (jak Anglicy), ale „musi się bić z bolszewikami albo zawrzeć z nimi pokój”. Ponieważ zawarcie pokoju „jest ze wszech miar niepożądane, musi się z nimi bić”.
W skierowanych do Wyndhama uwagach Piłsudskiego skrywała się przestroga pod adresem Brytyjczyków, a szerzej — całej ententy. Polska chce się bić z bolszewikami, może być na tym polu skuteczna, skuteczniejsza niż faworyzowani przez Zachód dawni carscy generałowie. Polska ma jednak też inną możliwość — „ze wszech miar niepożądaną” (jak wierzył Piłsudski — niepożądaną zwłaszcza w kręgu przywódców ententy): zawarcia pokoju z bolszewikami, wciąż aktualnymi gospodarzami Kremla. Podnoszenie tej możliwości w poufnych rozmowach dyplomatycznych z przedstawicielami mocarstw zachodnich, a w szczególności Wielkiej Brytanii, miało im unaocznić pewną swobodę manewru polityki polskiej, która nie była skazana na bezwarunkowe podporządkowanie się strategicznym planom ententy, uwzględniającym przede wszystkim interesy przyszłej Rosji.
Cały, uwidoczniony już dotąd, sposób postępowania Piłsudskiego u steru polityki zagranicznej Polski od listopada 1918 roku zdawał się świadczyć o trzeźwym rozeznaniu jej uwarunkowań i ograniczonych możliwości, które nakazywały mu rozmaitymi sposobami starać się o pozyskiwanie przychylności mocarstw ententy. Piłsudski nie chciał stracić tych partnerów. Przeciwnie, nadal zamierzał cierpliwie zabiegać o zrozumienie z ich strony dla polskich planów. Nigdy nie odwrócił się od Zachodu, ententy, systemu wersalskiego. Ale, gdy nie widział innego wyjścia, gotów był poprowadzić politykę wschodnią niezależną od planów Paryża czy Londynu, bez jakichkolwiek gwarancji ze strony ententy, na własny, polski rachunek. W konsekwencji to było najważniejsze: w przypadku niepowodzenia rzeczywiście mogła grozić redukcja osamotnionej między Rosją a Niemcami Polski do pozycji „obszelmowanego kraiku”, wegetującego w cieniu potęgi jednego, czy też obu sąsiadów, przy cichej Schadenfreude stolic ententy, które mogłyby dostrzec w takim losie zasłużoną karę za niepodporządkowanie się Polaków układom przygotowanym przez jedynie powołane do tego mocarstwa.
Przeczytaj:
- 11 listopada 1918 i odzyskanie niepodległości przez Polskę
- Wojna polsko-bolszewicka, czyli cuda na ekranie
Sytuacja w lecie 1919 roku skłoniła Piłsudskiego do kroku świadczącego o zdolności do podjęcia takiego ryzyka w imię wykorzystania jedynej okazji „dokonania wielkich rzeczy”, uchwycenia szansy postawienia „całej wielkiej i potężnej Polski” w roli równorzędnego Rosji bieguna siły na wschodzie Europy. Chwilowe sukcesy sił „białej” Rosji pod dowództwem generała Antona Denikina usztywniły negatywne stanowisko tak Paryża, jak i Londynu w sprawie politycznych rozstrzygnięć, które mogłyby istotnie uszczuplić suwerenność odrodzonej Rosji na obszarze bałtycko-czarnomorskiego międzymorza, a już zwłaszcza uszczuplić ją na korzyść „polskiego imperializmu”. Być w zgodzie z ententą oznaczało w tamtym momencie skoordynowanie działań wojennych przeciw bolszewikom z Denikinem, by utorować mu drogę do Moskwy, i… odbudowanie wielkiej, uznanej przez Zachód za jedynego partnera na europejskim wschodzie Rosji. W tej sytuacji Piłsudski zdecydował się na wznowienie sondażowych rozmów politycznych z bolszewikami. O konsekwencjach, nie tylko geopolitycznych, tego ruchu pisałem gdzie indziej.
Na początku 1920 roku Piłsudski próbował realizować własną wielką grę o zmianę, a raczej istotną korektę wersalskiego systemu na wschodzie. Jego kalkulacje i nadzieje jednak zawiodły. Kiedy po siedmiu tygodniach pobytu w Kijowie Wojsko Polskie musiało się w czerwcu 1920 roku wycofać znad Dniepru, wprowadzona tam władza Symona Petlury nie zyskała w tak krótkim czasie szerszego poparcia ukraińskich mas, a na północy, przez Białoruś, ruszyła w kierunku Polski wielka ofensywa Armii Czerwonej. Wówczas pytania o przyszłość systemu wersalskiego na wschodzie Europy powróciły z całą siłą.
Wspominając po kilku latach swoje niepowodzenie w tej dramatycznej próbie przekonania do wizji nowego porządku na wschodzie Europy mocarstw zachodnich, Piłsudski tłumaczył owo niepowodzenie w znamienny sposób: „Pojęcia bowiem świata były układane na podstawie względnie niedawnej przeszłości, która była przeciwko nam. Świat cały był zdania, że wszelkie pretensje Polski do ziem przekraczających linję Bugu są agresją, że ziemie te są zdobyczą na ciele Rosji. Sto lat niewoli, którąśmy przebyli, zostawiły ślady nie tylko w nas, a i w panach całego świata”.