Jak Nabatejczycy zwalczali przykre zapachy?
Ten tekst jest fragmentem książki Piotra Kołodziejczyka „Tam, gdzie mieszka wiatr. Archeologiczne zagadki Bliskiego Wschodu”.
Bliski Wschód, ze względu na swoją dziejową różnorodność etniczną, językową czy religijną, jest często nazywany „tyglem kultur”. Metafora ta jest używana najczęściej do opisywania przestrzeni, w których różne społeczności konfrontują ze sobą swój kulturowy bagaż i wzajemnie na siebie wpływają, co z kolei prowadzi do powstania nowej, złożonej tożsamości. W przypadku Bliskiego Wschodu to niezwykle celne porównanie podkreśla rolę regionu, który na przestrzeni wieków był świadkiem przepływu i mieszania się różnych tradycji, co skutkowało narodzinami niejednego unikalnego zjawiska kulturowego.
Jednym z dowodów na takie właśnie procesy kulturowe, najbardziej frapującym badaczy przeszłości, jest historia Nabatejczyków. Unikalność ich trwającej kilkaset lat kultury polegała na zdolności do syntetyzowania wpływów z różnych kierunków i adaptowania ich na swoje potrzeby, z jednoczesnym poszanowaniem własnej tradycji. Wynikiem tej syntezy była mieszanka kulturowa, która uwidaczniała się Egzemplarz recenzencki. Nie do dystrybucji w sztuce, architekturze, języku i praktykach społecznych. Dziedzictwo Nabatejczyków jest dziś najbardziej rozpoznawalne w imponujących reliktach architektonicznych, ale także w wielu badanych przez archeologów, historyków czy epigrafów śladach ich obecności na tym obszarze. W 2007 roku jedna z największych światowych atrakcji tury stycznych, czyli nabatejska stolica Petra, z jej spektakularnymi fasada mi wykutymi w skałach i zaawansowanymi systemami wodnymi, została wskazana w międzynarodowym konkursie jako jeden z siedmiu istniejących cudów świata. Nic więc dziwnego, że miejsce to zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO i nieustannie stanowi magnes przyciągający badaczy oraz turystów z całego świata, za czarowanych widocznym tu na każdym kroku unikalnym połączeniem natury, ludzkiej kreatywności i technicznego geniuszu. Przenieśmy się zatem na chwilę do królestwa Nabatejczyków, by dotknąć tego, co po nich zostało, i spróbować zrozumieć ich hipnotyzujący czar.
Gdybyśmy mogli cofnąć się w czasie i udać na przechadzkę uliczkami jednego z antycznych śródziemnomorskich miast, zapewne obok zachwytu nad dziełami architektów i artystów poczulibyśmy niezbyt przyjemny zapach. Starożytne miasta w dobie narodzin Cesarstwa Rzymskiego po prostu śmierdziały. Rozkładające się w ciepłym klimacie resztki żywności, gnijące owoce i ryby, zwierzęce odchody, zapachy kuchni i sklepów w połączeniu z domowymi nieczystościami, wylewanymi często wprost na ulicę, musiały czynić gorące dni nieznośnymi. Zły duch zgnilizny, uosabiany przez odrażającego demona Eurynomosa, musiał być często obłaskawiany modłami i magicznymi zabiegami. Jeśli dodamy do tego zwyczaje higieniczne starożytnych, zgodnie z którymi kąpiel traktowano jako czynność zalecaną raczej „od święta”, zrozumiemy, dlaczego nasze nosy nie byłyby dziś zadowolone z takiego spaceru. A jednak mieszkańcy Imperium Romanum mieli swoje sposoby na uczynienie świata znośniejszym. Wiedzieli, że ich komfort w zakresie zapachu i higieny zależy od dużych ilości substancji aromatycznych (głównie żywic), maskujących słodkawy odór brudu i cierpki smak codzienności. Jednak wszystkie te pachnidła trzeba było najpierw gdzieś zdobyć – najlepiej nawiązując relacje z tymi, którzy specjalizowali się w handlu takimi towarami.
I tu w sukurs mieszkańcom antycznych miast przychodził przez stulecia fascynujący semicki lud zwany Nabatejczykami. Jako bliskowschodni nomadzi Nabatejczycy pierwotnie zajmowali się przede wszystkim pasterstwem, ale z czasem zyskali niegasnącą do dziś sławę jako biegli kupcy i „spedytorzy”. Wykorzystując swoją znajomość pustynnych terenów, stali się kluczowymi graczami w handlu pachnidłami (zwłaszcza kadzidłem i mirrą), które były niezwykle cennym towarem w starożytnym świecie. Kontrolowane przez nich szlaki obejmowały Półwysep Arabski, pustynne i skaliste rejony dzisiejszych Jordanii i Syrii, aż do portów położonych nad Morzem Czerwonym, a nawet (w niektórych momentach historii) nad Morzem Śródziemnym.
Dla badaczy zajmujących się tym okresem w historii Bliskiego Wschodu nie jest do końca jasne, jak Nabatejczycy weszli na arenę dziejów. Początek ich istnienia wiąże się zazwyczaj z wędrownymi plemionami, które pojawiały się w rejonie dzisiejszej południowej Jordanii, północnej Arabii i południowej Syrii około VI wieku przed Chrystusem. To właśnie w górskich rejonach Jordanii, czyli tam, gdzie leży słynna Petra, archeolodzy znajdują dziś na szczytach wzniesień ołtarze, schody i półki, pieczołowicie wycinane niegdyś w skałach. Są to ślady po rytuałach i misteriach sprawowanych w tych miejscach przez wspominanych już poprzedników Nabatejczyków – Edomitów. Lud ten, wymieniany w biblijnych epizodach (np. w Księdze Królewskiej czy Księdze Kronik) i zajadle atakowany przez biblijnych proroków (np. w Księdze Amosa czy Księdze Ezechiela), budował swoją kulturę na tym obszarze w epoce żelaza, czyli między XII a IX–VIII wiekiem przed Chrystusem.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Piotra Kołodziejczyka „Tam, gdzie mieszka wiatr. Archeologiczne zagadki Bliskiego Wschodu” bezpośrednio pod tym linkiem!
Choć historyczna wartość tekstów biblijnych dziś często jest podawana w wątpliwość, to trudno polemizować z odkryciami archeologicznymi dokonywanymi na Bliskim Wschodzie od dziesięcioleci. Tradycyjnie uważani za potomków biblijnego Ezawa krewniacy Izraelitów, Edomici, zwani też czasem w hellenistycznym świecie Idumejczykami, stworzyli na tym obszarze państwo oparte na nowym, półkoczowniczym schemacie, skutecznie opierające się zakusom sąsiadów i po raz pierwszy kultywujące zwyczaje religijne oraz społeczne, których część przejmą później stopniowo ich następcy – Nabatejczycy (o Edomitach była już mowa w rozdziale szóstym). Między VIII a VI wiekiem przed Chrystusem zachodzi dość płynne przejście tradycji i kultury edomickiej w nowy, nabatejski wzorzec. Przybysze z głębi Półwyspu Arabskiego osiedlają się tu zapewne już od jakiegoś czasu, a gdy północno arabskie imiona pojawiają się na znajdowanych przez archeologów pieczęciach, staje się dla nich jasne, że rozpoczyna się nowy rozdział w dziejach tego regionu.
W okresie od I wieku przed Chrystusem do I wieku po Chrystusie Nabatejczycy osiągnęli szczyt potęgi. To w tym czasie panowali najbardziej zasłużeni dla rozwoju królestwa władcy. Ten okres prosperity i pokoju, nazywany czasem Pax Nabateana, sprzyjał także rozwojowi oryginalnej sztuki i kultury, inspirowanej obserwowanymi przez nich wzorami z terenów ościennych.
Rozrastające się państwo starożytnych Rzymian stopniowo i nieuchronnie zajmowało jednak coraz większe terytoria Europy, Afryki i Azji. Niosąc rzymski „kaganek oświaty” (zatknięty zresztą często na ostrzu miecza) w dalekie zakątki znanego sobie świata, Rzymianie poznawali jednocześnie kulturę duchową i materialną innych ludów, a w konsekwencji często dopasowywali jej doceniane przez siebie elementy do własnych potrzeb. Nie mogli zatem nie dostrzec potencjału drzemiącego w orientalnych żywicach i przyprawach, które do dzisiaj wabią nozdrza osób odwiedzających Bliski Wschód. Ich uwagę musiał przyciągnąć tak zwany Szlak Kadzidlany, czyli drugi po Szlaku Jedwabnym pomost handlowy i kulturowy łączący w starożytności Orient z Okcydentem. Przemierzały go karawany wielbłądów i osłów, transportujące z głębi Półwyspu Arabskiego drogocenne w tamtym czasie towary: kadzidło, mirrę czy szafran. Przez kilkaset lat ów szlak był kontrolowany właśnie przez lud Nabatejczyków, którzy czerpali z tego niemałe korzyści, jednak wraz z ekspansją Imperium Romanum na Bliskim Wschodzie sytuacja zaczęła się zmieniać. W 106 roku po Chrystusie, za panowania cesarza Trajana, Nabatea została wcielona do Rzymu jako prowincja Arabia Petraea. Ten „urzędowy” zwrot pociągnął za sobą stopniowe rozprzestrzenianie się wzmagających się już od jakiegoś czasu wpływów rzymskich i zainicjował kluczowe zmiany w kulturze Nabatejczyków. Zaczęli tracić swoją odrębność, a ich język i pismo ustępowały miejsca grece i łacinie. W ciągu kolejnych stuleci, pod wpływem zarówno zewnętrznych, jak i wewnętrznych czynników, Nabatejczycy powoli zanikali jako odrębna grupa etniczna i kulturowa.
Trwające kilkaset lat relacje między Rzymianami a Nabatejczykami były złożone i ewoluowały w czasie. Początkowo opierały się głównie na handlu, ponieważ Rzymianie, ceniący luksusowe towary, byli za interesowani utrzymaniem dobrych stosunków handlowych ze społecznością, która posiadała monopol na ich dostarczanie. Nabatejczycy, kontrolujący szlaki handlowe, którymi przewożono na przykład pachnidła, byli więc w tej wymianie naturalnymi partnerami dla Rzymu. W miarę ekspansji najpierw republiki, a potem Cesarstwa Rzymskiego pojawiły się kontakty dyplomatyczne, które obejmowały także sojusze i traktaty. Stosunki te były bardziej lub mniej przyjazne, w zależności od politycznego krajobrazu regionu i interesów obu stron, a w niektórych przypadkach Rzymianie starali się nawet wykorzystać Nabatejczyków jako bufor przeciwko innym, regionalnym mocarstwom. Musimy jednak zdawać sobie sprawę, że niezależnie od temperatury tych relacji prowadziły one nieuchronnie do przemian kulturowych. Nabatejczycy pozostawali pod silnym wpływem kultury hellenistycznej i rzymskiej, co widać doskonale w ich sztuce, architekturze i niektórych zwyczajach. W historii kontaktów między Rzymem a Nabatejczykami oczywiście następowały również okresy zaognionych konfliktów. Wiemy ze źródeł pisanych, że w 62 roku przed Chrystusem wojska rzymskie pod dowództwem słynnego Pompejusza wkroczyły na tereny Nabatejczyków, co skłoniło ich do zawarcia pokoju i uznania po raz pierwszy zwierzchności Rzymu.
By zrozumieć rolę Nabatejczyków w tamtym czasie i poznać materialne przejawy ich bogactwa, badane dzisiaj przez archeologów, mu simy powiedzieć kilka słów o produktach, które stały się jego źródłem, i przyjrzeć się metodom, jakimi posługiwali się w swoim „handlowo spedycyjnym” rzemiośle.
Jeden z najbardziej pożądanych w starożytności towarów stano wiło bez wątpienia kadzidło. Sprzedawane w formie olibanum, było pozyskiwane z licznej rodziny osoczynowatych drzew Boswellia (kadzidłowiec). Rosły one przede wszystkim w południowej części Półwyspu Arabskiego (dzisiejsze Oman i Jemen) oraz w Afryce Wschodniej (dzisiejsze Somalia i Etiopia). Białych grudek kadzidła używano w rytuałach religijnych właściwie w całym starożytnym świecie, od Egiptu po Grecję i Rzym. Jego aromatyczny, zawierający dużą ilość olejków eterycznych dym uważano za święty i często wykorzystywano w ceremoniach, także jako dar ofiarny. Nierzadko służył też do poprawiania jakości powietrza, czyli po prostu do zabijania smrodu. Drugim cennym produktem naturalnym była mirra, czyli aromatyczna żywica, również pozyskiwana z drzewa z rodziny osoczynowatych – Com miphora habesinica (balsamowiec). Drzewa tego gatunku występują w podobnych niszach środowiskowych co drzewa Boswellia. Mirra była ceniona ze względu na swój intensywny, przyjemny zapach oraz właściwości lecznicze. Stosowano ją jako składnik perfum i olejków, a ponadto w medycynie, konserwacji, na przykład wina, oraz w procesie balsamowania zwłok. W połączeniu z kadzidłem mirry także używano w rytuałach religijnych i magicznych.
Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Piotra Kołodziejczyka „Tam, gdzie mieszka wiatr. Archeologiczne zagadki Bliskiego Wschodu” bezpośrednio pod tym linkiem!
Trzeci wart naszej szczególnej uwagi produkt, którym handel był domeną Nabatejczyków, to szafran, czyli substancja pozyskiwana z rośliny z rodziny kosaćcowatych – Crocus dativus (szafran uprawny). Delikatne elementy jego kwiatów wykorzystywano jako przyprawę do potraw, ale także jako kosmetyk i lekarstwo. Do dziś pozostaje on jedną z najdroższych i najczęściej podrabianych przypraw, ze względu na trudność w jego pozyskaniu. W czasach Nabatejczyków płacono za niego krocie, czasem nawet równowartość jego wagi w złocie. Nic więc dziwnego, że społeczność, która potrafiła robić użytek z monopolu na handel szafranem, szybko się bogaciła.
Nie ulega wątpliwości, że Nabatejczycy perfekcyjnie wykorzystywali położenie swojego państwa oraz dogłębną znajomość pustynnych szlaków, aby stworzyć rozbudowaną sieć handlową. Ich karawany przemierzały trudne pustynne tereny, łącząc Półwysep Arabski z portami na Morzu Czerwonym oraz z basenem Morza Śródziemnego. Dzięki temu mieli pełną kontrolę nad towarami, którymi handlowano na tym obszarze. Wiemy też, że byli mistrzami w utrzymywaniu w tajemnicy swoich szlaków. Pilnie strzegli wiedzy o niezagrożonych przejściach między skałami, źródłach wody i ścieżkach przez pustynię, co dawało im logistyczną przewagę nad ewentualną konkurencją. Należało to także do działań zabezpieczających karawany, ponieważ szlaki handlowe często były narażone na ataki rabusiów, łaknących łatwego zarobku. Dzięki przemyślanej strategii zapewniano więc bezpieczny transport towarów przez niebezpieczne tereny.
Wzdłuż szlaków handlowych powstawały stacje-oazy, które służyły jako miejsca odpoczynku i zaopatrzenia dla karawan. W obrębie państwa Nabatejczyków zakładano także miasta, stające się ważnymi centrami handlowymi, a zarazem punktami kontrolnymi, pozwalającymi na przykład na pobieranie opłat czy sprawdzanie ilości przewożonych towarów. Nie bez znaczenia było to, że Nabatejczycy wypracowali za awansowane jak na tamte czasy metody hydrotechniczne, takie jak systemy kanałów i zbiorników wodnych, co pozwalało im choćby na uprawę ziemi w trudnych warunkach pustynnych*. Dodatkowo w miastach takich jak Petra Nabatejczycy budowali zaawansowane systemy magazynowe, konstrukcje wykute w skale, które przeznaczano do składowania towarów w suchym i chłodnym środowisku. Było to szczególnie ważne dla takich produktów, jak kadzidło, mirra czy przyprawy, podatnych na niekorzystne warunki przechowywania.
Musimy także pamiętać, że z powodu dogodnej pozycji między wschodem a zachodem Nabatejczycy byli w stanie zaangażować się w szeroki handel międzynarodowy, nie popadając w uzależnienie gospodarcze od jednego typu towarów. Oprócz najwyżej cenionych kadzidła i mirry handlowali również przyprawami, tkaninami, metalami i kamieniami szlachetnymi, które zdobywali dzięki swojej dominacji w regionalnych „sieciach handlowych”. Ta unikalna zdolność do zarządzania warunkami środowiskowymi i zależnymi od nich szlakami handlowymi biegnącymi przez trudno dostępne tereny, kontrola nad licznymi cennymi towarami i umiejętność adaptacji do zmieniających się uwarunkowań i potrzeb zewnętrznych uczyniły ich jednymi z najbardziej wyrafinowanych „specjalistów” starożytnego świata.
Następstwa tego stanu rzeczy – rosnącego bogactwa Nabatejczyków – odnajdujemy przede wszystkim w niezwykłym przepychu stolicy ich pustynnego państwa, którą zwiedzają dziś miliony tury stów rocznie. Petra, zwana Czerwonym Miastem, zlokalizowana na skrzyżowaniu starożytnych szlaków handlowych, była ukryta w górskich dolinach Pustyni Południowej na wysokości od 900 do 1500 metrów n.p.m. Nazwę zyskała dzięki czerwonawym, piaskowcowym i wapiennym skałom. W języku greckim πέτρα (petra) oznacza właśnie skałę, choć niektórzy sądzą, że nazwa ta pochodzi raczej z języka arabskiego (al-Batrā). Dziś Petra to jedno z największych na świecie stanowisk archeologicznych, zajmujące kilkaset hektarów, i jedna z największych atrakcji Jordanii. Dla człowieka przyglądającego się historii to jednak przede wszystkim niepodważalny dowód na gospodarność i pragmatyczność tego enigmatycznego ludu.
Nabatejczykom udało się bowiem nie tylko zmonopolizować na długi czas handel pachnidłami i przyprawami, czerpiąc z tego spore zyski, ale także stworzyć rzadko spotykany kulturowy „patchwork”, obejmujący zarówno lokalne tradycje koczownicze, jak i te zaczerpnięte z wierzeń i zwyczajów, a nawet osiągnięć architektonicznych społeczności, z którymi przyszło im się stykać. Najlepiej widać to w ich politeistycznej religii, złożonej i wykazującej wpływy z różnych źródeł, co było zapewne odzwierciedleniem ich rozległych interakcji z sąsiednimi kulturami. […]