Jacek Kowalski – „Średniowiecze. Obalanie mitów. Podręcznik bojowy” – recenzja i ocena
Jacek Kowalski – „Średniowiecze. Obalanie mitów. Podręcznik bojowy” – recenzja i ocena
Jacek Kowalski w swoich zainteresowaniach jako historyk sztuki oraz pieśniarz, zajmuje się przede wszystkim dwoma działkami: Sarmacją, i średniowieczem. Nic więc dziwnego, że parę lat po książce „Sarmacja. Obalanie mitów. Podręcznik bojowy” przyszedł czas na analogiczną pozycję dla średniowiecza. Struktura tych dwóch książek jest podobna – każda prezentuje pewną selekcję zabobonów na temat danej epoki, rozprawiając się z każdym po kolei, aby rozwikłać nieporozumienia i zakłamania, a wydobyć na wierzch prawdę.
Selekcja prezentowanych zabobonów jest oczywiście subiektywna, bo trudno, aby było inaczej – czy to o Sarmacji, czy o średniowieczu, krąży tak wiele błędnych poglądów, że nie sposób byłoby wszystkiego omówić w jednej książce. I tu paradoks – niewątpliwie, średniowiecze jako epoka historyczna jest tematem znacznie szerszym niż Sarmacja i na jego temat pokutuje znacznie więcej nieporozumień czy kłamstw. Tymczasem, gdzie w „Sarmacji” Jacek Kowalski rozprawił się z ponad czterdziestoma tematami, nie wspominając o wielu dodatkowych wątkach uwzględnionych w rozmaitych addendach, w „Średniowieczu” autor omawia zaledwie 22 tematy – a książka bynajmniej nie jest krótsza. Jest więc zdecydowanie bardziej konkretnie. Gdzie uprzednio niektóre tematy były omawiane pokrótce, tu mamy głębię. Gdzie poprzednio musieliśmy w jakimś stopniu po prostu ufać autorytetowi autora, tu mamy bogactwo przypisów i potężną bibliografię.
No, właśnie. Bogactwo przypisów. Bo skąd właściwie znamy średniowiecze? Cóż, prawie wszyscy – poza tymi którzy zajmują się historią tego okresu profesjonalnie i specjalistycznie – znamy średniowiecze tylko pośrednio, z lepszych czy gorszych opracowań. Ba! Wielu z nas zna średniowiecze tylko z opracowań napisanych na podstawie innych opracowań, a więc pisanych przez ludzi, którzy też nie mieli bezpośredniej styczności z oryginalnymi źródłami. Tymczasem, tu autor na każdym kroku wyciąga kolejne źródła podstawowe na wierzch, pozwalając, aby średniowiecze samo do nas przemawiało swoim własnym głosem. Wydaje mi się zresztą, że nikt inny w Polsce nie mógłby sobie lepiej poradzić z takim podejściem do tematu niż właśnie Jacek Kowalski. Poświęcił całe lata na zapoznanie się z repertuarem średniowiecznych trubadurów i truwerów, zapoznawał się z otaczającymi tę tematykę rozprawami, średniowieczną korespondencją, itd. Jest wielu autorów, którzy znają średniowiecze, ale Jacek Kowalski idzie o krok dalej – on średniowiecze czuje, i potrafi, na tyle na ile to w ogóle jest możliwe dla człowieka współczesnego, biegle operować ówczesnym kodem kulturowym.
Wydobywanie na wierzch źródeł podstawowych nie oznacza jednak, że autor ignoruje późniejsze opracowania. Tam, gdzie tego potrzeba, przytacza późniejsze opinie, także współczesne nam. Nie stara się wszystkiego odkrywać na nowo i często podpiera się opiniami innych badaczy – tylko po prostu, jak każdy dobry badacz powinien robić (z praktyką jest… różnie), Jacek Kowalski nie polega na autorach wyłącznie na podstawie ich wyrobionego autorytetu, ale weryfikuje ich, sprawdzając źródła, aby ustalić realną wartość danego opracowania.
Głębia, na jaką autor sobie pozwala przy kolejnych tematach nie oznacza bynajmniej, że selekcja tematów jest wąska. Przeciwnie: mamy tu tematy tak różnorodne jak polityka sporów polsko-krzyżackich (jak bardzo źli byli ci Krzyżacy?), krucjaty, relacje damsko-męskie (romanse dworskie czy zwykłe wyuzdanie?) i w ogóle pozycja kobiety w społeczeństwie (niewolnica?), kwestię płaskiej ziemi (ktoś w to wierzył?), historię Jana Husa (reformator czy heretyk?), żydowskie profanacje eucharystyczne (były, czy nie były?), czy kwestia humoru (śmiech to grzech?). Przede wszystkim zaś – pamiętajmy, Jacek Kowalski to historyk sztuki – mamy tu bogate omówienie wielu nieporozumień dotyczących stylu gotyckiego (ale jednego stylu czy wielu stylów? No właśnie!).
Swoboda wypowiedzi autora w tak różnorodnej tematyce jest ogromnym atutem tej książki. Jest jednocześnie też jej wadą. Jacek Kowalski pisze ze swadą, z dowcipem, i potrafi zafascynować tematem nawet tak niszowym jak kościół św. Anny w Wilnie. Mimo to, czasem pozwala sobie trochę właśnie za daleko pogalopować z tematem – lub przeciwnie, nie pójść wystarczająco daleko. Tak jest właśnie w przypadku św. Anny. Widzimy w jaki sposób omówienie tego faktycznie ciekawego kościółka przybliża nas do prawdy w temacie „narodowych” wariacji stylu gotyckiego, a jednak trudno nie odnieść wrażenia, że w tym miejscu szczegółowe omówienie jednego przypadku mogło z powodzeniem i korzyścią dla całości zostać zastąpione mniej szczegółową, ale bardziej syntetyczną dyskusją nad kilkoma przypadkami. Jednak w ostatecznym rozrachunku jakże tu mieć pretensję do autora, że w kilku przypadkach pozwala sobie „odpłynąć” ze swoją pasją i zamiłowaniem do tematu – gdy przecież właśnie ta pasja i zamiłowanie sprawiają, że całokształt jest tak ciekawy i poczytny? Zresztą, autor sam obronił swoje dzieło już na wejściu, zaznaczając na odwrocie książki, iż jego dzieło ma być z założenia swobodnym spacerem, gawędą o średniowieczu.
Skoro już mowa o wadach, warto poruszyć jeszcze parę istotnych mankamentów które nie są winą autora, ale wydawcy. Litościwie pominiemy tu osobliwą okładkę – de gustibus i tak dalej, pewnie niektórym się spodoba – natomiast „Średniowiecze” ewidentnie nie zostało dopieszczone przez prowadzącego redaktora. W książce wielokrotnie napotykamy drobne błędy, literówki, a w jednym miejscu (s. 115), coś „zjadło” kawałek tekstu, i chyba niemały – z kontekstu można zgadywać, że nie było to parę słów, ale raczej kilka zdań, jeśli nie więcej.
Nie dopilnowano również wykazu ilustracji i ich źródeł. Fakt, że w wielu przypadkach miast porządnego źródła, otrzymujemy kilku- a nawet kilkunastoliniowy link do wyniku wyszukiwania w Google’u, jest karygodnym naruszeniem prawideł sztuki po stronie redaktora. Oczywiście, redaktor mógł te linki otrzymać właśnie w takiej formie od autora – ale jego obowiązkiem było, aby każdy z tych długaśnych ciągów losowych znaków zweryfikować, za ich pośrednictwem dotrzeć do tej konkretnej strony internetowej z jej konkretnym adresem i wreszcie, aby zastąpić w wykazie ilustracji te długie ciągi normalnym linkiem, takim, który mógłby zostać potem wykorzystany przez czytelnika. Tymczasem niestety, czytelnikom, którzy chcieliby dotrzeć do tych ilustracji w Internecie, można tylko życzyć powodzenia w żmudnym przepisywaniu googlowskich – za przeproszeniem – wymiocin.
Wymienione tu wady to jednak mało istotne drobiazgi. Jako całokształt, książka prezentuje się okazale, jest ładnie wydana, i bogata w ilustracje – nie tyle potrzebne, co wręcz nieodłączne, gdyż często stanowią część rozważań autora. A rozważania te, nawet jeśli faktycznie czasem zbyt długo zatrzymują się w jednym miejscu, a za krótko w innym, jako całość są fascynujące. Zdradzając tu nieco główne przesłanie książki muszę powiedzieć, że Jacek Kowalski przede wszystkim pokazuje nam, iż największym błędem jaki współcześnie popełniamy, jest wyobrażanie sobie, że w średniowieczu wszyscy byli tacy a tacy. Nie ważne jak wyobrażamy sobie ludzi średniowiecza: pozytywnie, czy negatywnie, zbyt często pozwalamy sobie na tworzenie w wyobraźni jednego monolitycznego obrazu społeczeństwa średniowiecza. Jacek Kowalski zaprasza nas tymczasem na spacer po średniowieczu nie po to, aby wytłumaczyć jaki obraz tego monolitu jest prawdziwy, ale właśnie, aby pokazać, że tu nic nie jest oczywiste.
Średniowiecze prezentowane przez Jacka Kowalskiego jest jak te witraże kościelne, które po drodze omawia. Tu rycerz, tu potwór, tu król, tu żebrak. Tu święty, tu nierządnice. A wszystko bajecznie kolorowe i niejednoznaczne. Jest na co patrzeć – i jest to czytać!