Jacek Inglot – „Wypędzony” – recenzja i ocena
Lato 1945 roku. Jan Korzycki, członek rozwiązanego oddziału AK, wpada w ręce Urzędu Bezpieczeństwa. Po brutalnym przesłuchaniu udaje mu się uciec. Postanawia ukryć się tam, gdzie wpływy UB nie są jeszcze tak wielkie, aby prowadzić tam poszukiwania ludzi z akowską przeszłością. Wybiera Wrocław, jeszcze niedawno zwany Breslau, w którym trwa zakrojona na wielką skalę akcja rugowania wszystkiego, co niemieckie, z samymi niemieckimi mieszkańcami włącznie. Znajduje zatrudnienie w Milicji Obywatelskiej, gdzie wkrótce odnosi wielki sukces – znajduje i zabija samozwańczego komendanta Breslau. Okazuje się jednak, że nawet taka zasługa nie jest w stanie oczyścić go w oczach funkcjonariuszy UB.
Tyle fabuła książki – chociaż trzeba podkreślić, że wobec obrazów powojennego Wrocławia schodzi ona na dalszy plan. To oczami Korzyckiego oglądamy zniszczony niemiecki Breslau, razem z nim odbywamy wędrówkę po mieście obróconym w stertę gruzów – mieście, które było twierdzą bronioną do ostatniego dnia wojny i które zapłaciło za to ogromnymi zniszczeniami. Jednak gehenna jego mieszkańców wcale się nie zakończyła wraz z końcem wojny, a może nawet jeszcze się wzmogła. Rabowani przez szabrowników, którym rabowanie zniszczonego miasta już nie wystarczało, niepewni jutra, cierpiący głód, mimo wszystko nadal trwali w swoim mieście. Aż w końcu przyszedł ostateczny cios: kazano im to miasto opuścić. Przymusowe wywózki do Niemiec rozpoczęły się jeszcze w 1945 roku. To był prawdziwy koniec Breslau. Miejsce wysiedlonych Niemców zajmowali głównie przesiedleńcy zza Buga. Tak zaczynał się rodzić się Wrocław.
Jan Korzycki jest postacią fikcyjną. On sam nigdy nie istniał, ale jego postać została stworzona na podstawie pamiętników i wspomnień osób pamiętających tamten Wrocław z pierwszych miesięcy po wyzwoleniu. Jeden z bohaterów książki mówi, że przyjechał tu, aby przeżyć przygodę. Miał rację, do tego Wrocław nadawał się znakomicie, tylko że w mieście bezprawia taka przygoda mogła się skończyć tragicznie.
Jacek Inglot dał się już poznać jako pisarz opowiadań i powieści fantastycznych, tym razem sprawdza się zaś w tematyce twardo trzymającej się rzeczywistości. Jak się Państwo zapewne domyślają, mieszka we Wrocławiu. W jego przypadku to rozliczenie z trudną przeszłością swego rodzinnego miasta.
Z całą pewnością książkę tę powinni przeczytać wrocławianie, choć oczywiście nie tylko. Przecież historia tego miasta jest częścią historii naszego kraju, podobną książkę można by pewnie napisać o niemal każdym poniemieckim miasteczku i wiosce. Wrocław z racji swej wielkości skumulował zaś wszystko, co jest charakterystyczne dla umacniania polskiej władzy na Ziemiach Odzyskanych. Książka Jacka Inglota to także, tak po prostu, świetna powieść. Dzięki temu zaś, że obiektywnie pokazuje ona tamte czasy i nie mamy tu do czynienia wyłącznie z dobrymi Polakami i złymi Niemcami, moim zdaniem można liczyć na jej poczytność również u naszych zachodnich sąsiadów.
Zobacz też:
- Kamila Kędziora – „Nazewnictwo ulic Wrocławia w latach 1945–1994”;
- Oblicza miasta – Wrocław w prozie.
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska