„Innego końca świata nie będzie” – recenzja i ocena
Kiedy pytamy o polską filozofię studenta-humanistę, przed oczami staje mu obraz pożółkłych kart podręcznika Stanisława Tatarkiewicza albo posiwiała głowa profesora Kołakowskiego. Dla wielu znanych mi studentów prestiżowych (podobno) uczelni Barbara Skarga jest postacią całkowicie anonimową. Co bardziej oczytani mgliście kojarzą ją z komentarzami w „Tygodniku Powszechnym” albo „Gazecie Wyborczej”. Sam już nie wiem, czy taki stan rzeczy fatalnie świadczy wyłącznie o intelektualnej atmosferze w światku studenckim, czy również o poziomie, uważanych za elitarne, kierunków humanistycznych. W każdym razie jest się czego wstydzić, bowiem pani Skarga to postać wśród polskich intelektualistów wybitna, a na dodatek niezwykle ciekawa.
Zresztą, nie chcę tutaj robić za sumienie braci studenckiej. Sam o kolejach życia Barbary Skargi pojęcie miałem nadzwyczaj blade. Jak się zresztą okazało, nie tylko o nich. Dopiero lektura „Innego końca świata […]” pokazała mi jak słabo rozumiem skomplikowaną historię Polski. Bo życie Barbary Skargi to właściwie historia Polski XX wieku, skondensowana w egzystencji jednego człowieka. Chronologiczny układ książki wcale nie nuży. Z zaciekawieniem śledzimy poszczególne etapy życia tej niezwykłej kobiety: dzieciństwo, następnie czas okupacji, lata spędzone w łagrze, gorzki powrót do polskiej „normalności”, wreszcie nadzieje związane z opozycją oraz opis teraźniejszości. Pani Profesor niewiele tutaj mówi o filozofii, a jeśli już, to jakby przy okazji. Sednem tej książki jest bowiem przede wszystkim Barbara Skarga jako człowiek, nie jej myśl filozoficzna.
Wychowana w rodzinie ziemiańskiej na terenach, o których zwykło się myśleć jako o Wschodzie. Dorastając, obserwowała kolejne lata odrodzonej Polski, przesiąkała odzyskaną niepodległością. Zawsze bliżej do Wilna niż do Warszawy, zawsze wśród Litwinów, Białorusinów, tutejszych. Dlatego tak wrażliwa na inność. Przywykła do ziemiańskiego trybu życia, wcale nie łatwego, wypełnionego pracą, blisko natury. Od dzieciństwa niepokorna, inteligentna i zdecydowana, była ciekawa świata, otwarta na pomysły. Ani kalwinka, ani katoliczka, lecz nieszablonowa ateistka.
Taki wizerunek Barbary Skargi jawi się po lekturze pierwszych rozdziałów książki. Jej słowa kreślą nie tylko fascynujący autoportret, ale również interesujący szkic przedwojennego życia. Z szeroko otwartymi ustami czyta się opis zwykłych dni w ziemiańskiej rodzinie. Dosłownie tuż za miedzą zaczynały się Sowiety, zupełnie inny świat, wówczas jeszcze prawie nieznany. Uzbrojeni radzieccy żołnierze pilnowali pracujących w polu chłopów, bowiem ktoś może chcieć uciec do Polski, przepłynąć rzeczkę i opowiedzieć, jak tu jest źle. Gdy Skarga pisze o sianokosach, smaku ziemniaków z mlekiem, kiedy przywołuje dawno nie opowiadane rodzinne anegdoty, robi to niezwykle obrazowo i prawdziwie. To chyba zresztą najlepsza część książki. — Takiego świata już nie ma — zdaje się mówić Pani Profesor. — Może nawet naprawdę nie było, bo to wspomnienia. Dzieckiem byłam, dziecko patrzy inaczej na świat.
Z kolei wspomnienia z lat wojny posłużyć mogą za osnowę nowych odcinków „Stawki większej niż życie”. Partyzantka, zdrady, tajemnice, kilka razy o krok od śmierci. Wreszcie klęska — celem była niepodległa Polska, a tam, gdzie toczyła się walka, Polski nie będzie.
Następnie proces, długie lata spędzone w łagrze. Nawet wspominając tamte trudne dni, Barbara Skarga nie wpada w patos. Dzięki temu właśnie łatwiej jej zaufać. Nie chce się nad swoim losem użalać, podobnie jak w całej książce nie daje się sprowokować pytaniami o życie osobiste. — Moje lata w łagrze to w sumie ciekawe doświadczenie, tylko trwało cokolwiek za długo — taki szokujący wniosek formułuje, podsumowując pytania o tamten czas. To oczywiście charakterystyczna dla Pani Profesor przekora, ale czy nie bardziej szczera niż patetyczny ton wielu, którzy nie przeżyli czegoś podobnego?
Rzeczywistość w komunistycznej Polsce nie jest jednak dla Barbary Skargi czarno-biała. Nie zamierza nikomu wbijać szpilek, na dosadną krytykę pozwala sobie jedynie w stosunku do kilku osób. Przyznaje, że było zarówno dobrze, jak i źle. Niektórzy zdeklarowani komuniści okazywali się przyzwoitymi ludźmi, pewni przedstawiciele strony opozycyjnej udowodnili swoją karykaturalną małość. Słowa profesor Skargi prowokują do myślenia o tamtych latach. Przecież kobieta, której komunistyczne łagry ukradły najlepsze lata życia, mogłaby wylewać gorycz na służących idei, której była ofiarą. Jednak stać ją na próbę obiektywnego spojrzenia. Przyznaje, że komunizm był zły i każdy, kto twierdzi inaczej, kłamie. Ale pamięta też, że w tym systemie żyli prawdziwi ludzie z ich codziennymi problemami, ciężkimi wyborami i banalnymi historiami. Ot, zwykła rzeczywistość. Barbara Skarga o tym pamięta i zdaje się przestrzegać uczestników dzisiejszych polemik przed wydawaniem pochopnych sądów i ocen.
Tak świetna zawartość omawianej publikacji jest jednak zasługą nie tylko tej niezwykle mądrej i doświadczonej życiowo kobiety. Katarzyna Janowska i Piotr Mucharski, przepytujący naszą bohaterkę, umiejętnie kierują rozmową. Od czasu do czasu próbują przycisnąć, dowiedzieć się czegoś więcej, jednak Pani Profesor się nie daje. Rozmowa skrzy, jest żywa i pozbawiona schematyzmu. Rozmówcy sprawnie i inteligentnie kierują wypowiedzi Barbary Skargi na ciekawe tory. Sama zainteresowana niejednokrotnie im w tym pomaga: — Wprawdzie mnie o to nie pytacie, ale ja się chcę z Wami podzielić takim wspomnieniem. Po czym opowiada jak w jej rodzinie kradło się dzieci.
Książkę polecam absolutnie każdemu, kto lubi czytać. Błyskotliwa rozmowa z mądrym człowiekiem. Napisana tak, aby nie wydawała się przesadnie uczona i zbyt wymyślna. Czego chcieć więcej?