Iława Pruska i Frydland. Ku zakończeniu wojny z IV Koalicją

opublikowano: 2022-03-31, 13:18
wszelkie prawa zastrzeżone
Bitwa pod Iławą Pruską stoczona w lutym 1807 roku okazała się jedną z najkrwawszych w w epoce napoleońskiej. Kolejna, pod Frydlandem (43 km od Królewca), zaowocowała zakończeniem wojny z IV Koalicją, Jej efektem był pokój w Tylży. Dla Polaków szczególnie ważny – uznano wówczas istnienie Księstwa Warszawskiego.
reklama

Ten tekst jest fragmentem książki Archibalda Gordona Macdonella „Napoleon i jego marszałkowie”.

Habsburgowie i Romanowowie zostali pobici pod Austerlitz, Hohenzollernowie zaś pod Jeną. Romanowowie szybko podźwignęli się po porażce: żołnierze Aleksandra zaczęli płynąć na zachód ze swoich bagien i stepów, a przygotowania do wiosennej i letniej kampanii 1807 roku były w pełnym toku. Napoleon jednak był wodzem, który nie dbał o porę roku, późną jesienią 1806 roku wkroczył do Polski i już w końcu listopada przednie placówki francuskiej i rosyjskiej armii weszły w styczność ze sobą o 50 kilometrów na zachód od Warszawy.

Główne siły armii pod Lannes’em, Davoutem, Soultem, Augereau, Bernadottem i Neyem przeszły przez Brandenburgię oraz Pomorze i weszły do Poznania. Lannes uskarżał się cesarzowi, że piaski Brandenburgii były gorsze niż Syrii. Ale od Poznania warunki pogorszyły się jeszcze bardziej. Wspaniała polska jesień, z całą swą krasą złotych lasów, szkarłatnych grusz i jabłoni, ostatnich motyli, panowała wtedy, gdy działa grzmiały pod Jeną i Auerstädtem. Wtedy jednak, gdy Murat, wielki książę Bergu, harcował na koniu ku Warszawie, deszcze już lały jak z cebra. Aż do końca listopada pogoda była wyjątkowo ciepła, bez śniegu i mrozów. Mróz jednak byłby o wiele lepszy od deszczu. Nawet bowiem główna droga prowadząca z Poznania do Warszawy nie miała ani twardej nawierzchni, ani rowów po bokach. Tam zaś, gdzie przechodziła ona przez niezliczone mokradła, wyglądała wprost jak stos kłód leżących jedna obok drugiej w trzcinach.

Napoleon na polu bitwy pod Pruską Iławą (mal. Antoine-Jean Gros)

Na wschód od Poznania głód zaczął doskwierać żołnierzom, gdyż ludność miejscowa uciekła w lasy, zabierając ze sobą cały swój dobytek. Dwudziestego ósmego listopada Murat wjechał do Warszawy i został owacyjnie przyjęty przez ludność.

Marszałkowie znów zaczęli patrzeć na siebie podejrzliwie i z ukosa. Z tytułami się jeszcze nie oswoili, a tu niewątpliwie pachniało tytułami w powietrzu. W 1792 roku łatwo było byle sierżantowi z przedrewolucyjnych czasów dostać dowództwo brygady czy dywizji, lecz tylko ludzie wyjątkowych zasług doszli do marszałkowskiej buławy. Jeśli zaś zasługi ich były tak wyjątkowe, dlaczego by nie mieli zajść jeszcze dalej? Bernadotte i Berthier byli już książętami, Murat – panującym wielkim księciem na prawdziwym choć małym księstwie. A co takiego zrobił Józef Bonaparte, żeby zostać królem Neapolu? Tu zaś była Polska, piękne historyczne królestwo, wzdychające do niepodległości i prawdziwie wojowniczego króla, który by ujął miecz Jagiellonów i Sobieskiego. Muratowi ten pomysł bardzo się podobał, ludności zaś Warszawy bardzo podobał się Murat, gdy wjeżdżał do stolicy na czele swoich wojsk, ubrany w złotem szyty mundur i kapelusz ze strusimi piórami. Książę Poniatowski ofiarował mu szablę Stefana Batorego, co Murat przyjął za dobry omen. Davout i Bernadotte wciąż nienawistnie patrzyli na siebie. Bernadotte zaraz zabrał się do studiowania obyczajów i tradycji kraju. Ney badał rozległe niziny z myślą o zdobyciu na nich jeszcze większej sławy wojennej. Augereau z obrzydzeniem patrzył na kraj nierokujący żadnych nadziei na cenniejszy łup, wzdychał do diamentów Italii i wreszcie, chory na reumatyzm, położył się do łóżka. Od wieków reumatyzm jest ucieczką starych żołnierzy. Soult nie zdradzał się ze swymi myślami. Lannes, szorstki i bezinteresowny, ostrzegał Napoleona, że Polacy są żołnierzami niezasługującymi na zaufanie. Davout powiesił kilku dezerterów. Żołnierze klęli obrzydliwe piwo i kwatery, które dzielić musieli z krowami i nierogacizną.

reklama

Na zabawy i wypoczynek w miłej Warszawie było niestety mało czasu i armia powlokła się po błocie ku północnemu wschodowi. Dziwny to był kraj, do którego wkroczyła obecnie Wielka Armia. Gaje oliwne i winnice Italii, lesista dolina Dunaju i żyzne ziemie Niemiec południowych wydawały się pięknym wspomnieniem dalekiej przeszłości. Miasta trafiały się rzadko, wsie były małe i niewiarygodnie brudne, domy składały się niemal z czterech ścian z bierwion i olbrzymiego pieca z gliny i wszędzie było pełno Żydów. Żydzi byli właścicielami sklepów, Żydzi wyrabiali wódkę, Żydzi sprzedawali suszone ryby, Żydzi wreszcie mówili językiem, który miał pewne oddalone podobieństwo do języków słyszanych przez żołnierzy dawniej. Jedynymi polskimi słowami, których armia szybko się nauczyła, były „chleb” i „nie ma”. Pożywieniem żołnierzy były przeważnie tylko woda i ziemniaki a i tego brakło, bo lekka kawaleria idąca przodem zjadała wszystko, co było do zjedzenia. Piechota przywiązywała sznurkami do nóg buty, aby nie pogubić ich w błocie, karabiny zaś miała na plecach, aby obie ręce były wolne do wyciągania kolejno każdej nogi z lepkiej błotnistej mazi.

Połyskujący złotem marszałkowie ciężko wzdychali, zazdroszcząc Mortierowi pędzącemu wygodne życie w Hanowerze a jeszcze bardziej staremu Massénie wygrzewającemu się w słońcu Italii, robiącemu doskonałe interesy na sprzedaży licencji na handel z Anglią i romansującemu, gdzie się dało. Nowe dekrety ber[1]lińskie, zaostrzające kontynentalną blokadę przeciw Anglii, musiały dobrze robić Massénie. Im przepisy były surowsze, tym większe łapówki musieli przecież dawać kupcy staremu przemytnikowi. Wypoczynek w Warszawie był bardzo przyjemny – cesarz wiedział o tym najlepiej – lecz poza stolicą, w brudzie, błocie i robactwie młody Lasalle myślał o swoich ukochanych bulwarach paryskich, Berthier zaś tęsknił za madame de Visconti. Okropny to był kraj, okropna zima i okropna kampania. Rozprzęgły się nerwy. Ney rozgniewał się na Bessières’a i posłał mu za pośrednictwem Bernadotte’a obelżywy list. Bernadotte miał tyle taktu, że list ten zniszczył. Sam Bernadotte gorzko uskarżał się na Berthiera, jakoby stale antydatującego przysłane mu rozkazy, aby narazić go na gniew Napoleona, że zawsze przybywa zbyt późno. Soult zaś był święcie przekonany, że Berthier z rozmysłem utrudnia awanse jego „młodym ludziom”.

reklama
Wielkie Szarże pod Iławą Pruską (mal. Jean-Antoine-Siméon Fort)

Tylko jeden Murat był w doskonałym nastroju, ponieważ to morze błota z czasem mogło stać się jego królestwem. Swoją garderobę wzbogacił o polski płaszcz do konnej jazdy, białe futrzane buty i olbrzymie futro. Do swojej ogromnej kolekcji nakryć głowy dodał kilka polskich czapek i posłał do Paryża po strusie pióra za dwadzieścia siedem tysięcy franków. Chcąc pokazać Polakom, że jest zu[1]pełnie czymś innym od swoich kolegów, kazał swoim adiutantom zdjąć francuskie mundury i ubrać się w liberię wielkiego księstwa Bergu. Była to bardzo piękna liberia, utrzymana w barwie białej, złotej i amarantowej, lecz młodzi zapaleńcy z jego sztabu gorąco zaprotestowali. Twierdzili oni, że są żołnierzami cesarza, a nie jakimiś pachołkami synka oberżysty. Cały sztab pod przewodnictwem młodego M. De Flahaulta, powstał przeciw rozporządzeniu Murata. Młody de Flahault, nieprawy syn Talleyranda, przystojny chłopiec śpiewający jak anioł, nie chciał w żaden sposób ubrać się w liberię dla zachcianki księcia. Gdyby tego chciała wielka księżna, to byłoby co innego, jak o tym wiedział cały Paryż i cały Berg. (Młody de Flahault był później kochankiem królowej holenderskiej Hortensji, jeszcze zaś później – dziadkiem piątego lorda Lansdowne.)

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Archibalda Gordona Macdonella „Napoleon i jego marszałkowie” bezpośrednio pod tym linkiem!

Archibald Gordon Macdonell
„Napoleon i jego marszałkowie” (edycja specjalna)
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
266
Premiera:
11.03.2022
Format:
165x235[mm]
ISBN:
978-83-11165-46-5
EAN:
9788311165465

Ten tekst jest fragmentem książki Archibalda Gordona Macdonella „Napoleon i jego marszałkowie”.

Lecz opłakane warunki z czasem przygnębiły nawet Murata i pewnego razu powiedział do Soulta: „Co za klimat i co za okropny kraj! Czy te osły w Warszawie naprawdę wyobrażają sobie, że cesarz da im ich królestwo? A to byłby ładny prezent. Nie dotknąłbym go za żadną cenę”.

reklama
Napoleon pod Frydlandem (mal. Horace Vernet)

W grudniu mróz i odwilż następowały szybko po sobie i Berthier nie wypuszczał termometru z ręki. Murat, który szedł w straży przedniej na czele własnej kawalerii i piechoty korpusu Soulta, z niepokojem zauważył, że konie jego chudną i słabną z każdym dniem. Wpadł wtedy na pomysł, aby używać piechoty do zasłaniania kawalerii. Nic dziwnego, że Soult szalał z wściekłości. Przez dziesięć dni z rzędu, od świtu aż do dziesiątej wieczorem Murat trzymał piechotę na nogach. Soult zemścił się w potyczce pod Heilsbergiem, gdy huzarzy Lasalle’a zostali rozbici i Lasalle, Murat i Soult musieli się schronić wewnątrz czworoboku półbatalionu 105. pułku piechoty liniowej. Czworobok cofał się w zupełnym porządku i Murat wesoło wołał swoim gaskońskim akcentem:

„Tenez bon mes amis c’est le cas”. Soult wtedy wskazał na równinę pokrytą pierzchającą kawalerią i powiedział do Murata: „No, cóż teraz powiesz o zasługach piechoty i kawalerii, mój chłopcze?” Wielki książę nagle przestał wołać i nie odpowiedział ani słowa. Trzeba mu jednak oddać sprawiedliwość, że choć nigdy nie lubił Soulta, po tym wypadku posłał mu w podarunku jedną ze swoich słynnych szpad ze złotą rękojeścią.

Brnącą z wysiłkiem po błocie armię otaczała dniem i nocą chmara wygłodzonych maruderów. Nawet żelazna dyscyplina Davouta nie mogła powstrzymać jego żołnierzy od oddzielania się od wojska w poszukiwaniu pożywienia i wódki. Korpusy, gdzie tylko mogły, wzajemnie kradły sobie żywność i marszałkowie patrzyli na to przez palce. Jeden z generałów z korpusu Soulta siłą zagarnął partię chleba i wina przeznaczoną dla korpusu Neya, zmniejszając w ten sposób zdolność bojową tego korpusu, który i tak utracił większą część koni i topniał skutkiem dezercji rekrutów znad Dolnego Renu.

Zimowy sezon w Paryżu był natomiast bardzo ożywiony. Wszyscy ministrowie wydawali wspaniałe przyjęcia, Karolina, wielka księżna Bergu, była królową sezonu, pani zaś marszałkowa Ney, występując w teatrach amatorskich, wykazała zdumiewający talent dramatyczny.

Cesarski żołnierz zniósłby bez szemrania głód, chłód, wilgoć i błoto, gdyby cesarz żądał od niego tych poświęceń w imię wielkich celów. Po raz pierwszy jednak Cesarska Maszyna zaczęła zawodzić. Pierwsze niepowodzenie nastąpiło pod Lidzbarkiem (Heilsbergiem), drugie – pod Pułtuskiem. Nie były to wprawdzie bitwy w całym znaczeniu tego słowa, lecz ze starć tych wynikało, że Rosjanie byli bardziej wytrzymali niż Austriacy lub Prusacy, cesarz zaś pomimo całej swej genialności z trudem tylko radził sobie z błotem. Wreszcie pod wioską Iławą, siódmego lutego 1807 roku udało mu się dopaść armię rosyjską.

reklama
Pole bitwy pod Frydlandem. Napoleon salutuje 12 Pułkowi Kirasjerów (mal. Jean-Louis-Ernest Meissonier)

Okolica Iławy jest pozbawiona wzgórz. Są tam liczne jeziora, lecz owej zimy jeziora te pokryły się grubym lodem, wytrzymującym ciężar kawalerii. Armia rosyjska liczyła 75 000 ludzi, Napoleon zaś rankiem ósmego lutego miał ze sobą tylko Augereau, Soulta, Murata i gwardię, łącznie 50 000 żołnierza.

Davout obchodził Rosjan z prawej strony. Neya cesarz zawezwał z północy, Bernadotte zaś znajdował się o dwa dni marszu w tyle, ponieważ nie doszły wysłane do niego rozkazy. Aby odwrócić uwagę Rosjan od oskrzydlającego ruchu Davouta, cesarz pchnął na przód Augereau i marszałek, z głową owiązaną wielkim białym szalem dla ochrony przed zimnem, poprowadził osobiście swój korpus do ataku. Zamieć śnieżna dęła ze wschodu wprost w twarz Francuzom i Augereau stracił orientację co do kierunku. Zamiast zaatakować nieprzyjaciela z frontu, poszedł ukośnie i dostał się pod obstrzał rosyjskiej artylerii, która z małej odległości raziła go z boku morderczym ogniem i w kilka chwil rozbiła jego korpus. Sam Augereau był ranny. Jeszcze ani razu od czasu bitwy pod Marengo żadna z armii Napoleona nie znajdowała się w tak trudnym położeniu, z którego mógł ją wybawić tylko jakiś rozpaczliwy czyn. Na szczęście Napoleon miał ze sobą człowieka, który do takiego czynu był zdolny. Sto tysięcy ludzi obydwóch armii z podziwem patrzyło na jedno z najwspanialszych widowisk w dziejach wojen, gdy dziewięćdziesiąt szwadronów kawalerii rezerwowej pogalopowało po śnieżnej równinie do ataku na rosyjską piechotę i artylerię. Była to jedna z najsłynniejszych szarż w całej historii wojen. Sam Murat, w złotem szytym mundurze, z pękiem strusich piór na kapeluszu, z laską o złotej gałce w ręce, prowadził tę szarżę, siedząc na siodle podesłanym zamiast czapraka lamparcią skórą. Wielka Armia została ocalona, lecz straciła tego dnia 15 000 ludzi i mimo wszystko nie zdołała rozbić nieprzyjaciela. Nawet Ney o żelaznych nerwach, który przybył tego wieczoru, gdy następnego ranka objeżdżał pole bitwy, był do głębi wstrząśnięty widokiem pobojowiska.

Wśród szeregów wojska wołających, jak zwykle, gdy przejeżdżał Napoleon, Vive l’Empereur, po raz pierwszy od pamiętnych dni 1796 roku słychać było okrzyki: „Vive la Paix”, „Vive la France et la Paix” oraz „Du Pain et la Paix”.

reklama

Wieczorem dnia bitwy Soult przyjechał przez zaspy śnieżne do kwatery cesarza i obydwaj poszli do szopy będącej salą operacyjną naczelnego chirurga, generała Larreya. Chirurdzy pracowali gorączkowo pomimo silnego zimna, utrudniającego im władanie narzędziami i we wszystkich kątach szopy piętrzyły się stosy amputowanych rąk i nóg. Szybko zmyto stół operacyjny, rozłożono na nim mapy i przyniesiono świece. W chwilę później nadeszli Berthier oraz Murat i cztery głowy pochyliły się nad mapami rozmawiając szeptem. Wreszcie zapadła decyzja pozostania pod Iławą przynajmniej przez dzień następny. Gdy Soult opuszczał szopę wracając do swego korpusu, odezwał się do niego cesarz: „Marszałku, Rosjanie wyrządzili nam wielką szkodę”. „A my im” – odrzekł Soult – „nasze kule też nie są z waty”. Lecz gdy w ciemności wracał do swoich wojsk, ciągle brzmiały mu w uszach słowa cesarza: „Rosjanie wyrządzili nam wielką szkodę”.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Archibalda Gordona Macdonella „Napoleon i jego marszałkowie” bezpośrednio pod tym linkiem!

Archibald Gordon Macdonell
„Napoleon i jego marszałkowie” (edycja specjalna)
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
266
Premiera:
11.03.2022
Format:
165x235[mm]
ISBN:
978-83-11165-46-5
EAN:
9788311165465

Ten tekst jest fragmentem książki Archibalda Gordona Macdonella „Napoleon i jego marszałkowie”.

Pod Iławą po raz pierwszy w historii wojen artyleria wykazała swą przewagę nad kawalerią i piechotą. Tę przewagę utrzymała ona po dzień dzisiejszy. Tego samego wieczora minister marynarki wydał wspaniały bal w Paryżu, na który zaprosił tysiąc czterysta najznakomitszych osób.

Według madame Junot, natychmiast po bitwie doszło do gwałtownego zajścia pomiędzy Muratem z jednej strony, Augereau i Lannes’em z drugiej. Ta dowcipna pani pisze w swych pamiętnikach, że język Augereau był wprost okropny, Lannes zaś mówiąc do cesarza, nazwał jego szwagra, wielkiego księcia Bergu, szelmą ustrojoną w pióra jak tańcujący pies, błaznem, linoskoczkiem, wygalonowaną małpą. Gdy cesarz protestował, blady z wściekłości Lannes napadł na niego i drwił, że nie udało mu się pobić Rosjan. Ale Lannes’a wcale nie było pod Iławą. Leżał chory na febrę w Warszawie. Być może to, co pisze madame Junot, mówił Augereau. Bardzo to na niego wygląda.

4 Pułk Huzarów w bitwie pod Frydlandem (mal. Édouard Detaille)

Przez cały tydzień armia pozostała pod Iławą, w pobliżu nieszczęsnego pola bitwy, potem zaś powoli wróciła do kwater w Prusach Wschodnich. Tu rozwiązano korpus Augereau i ocalałe resztki wcielono do innych korpusów. Było to pierwsze rozwiązanie jednego z korpusów armii spod Boulogne. Żołnierze potrząsali głowami i twierdzili, że to zła wróżba. Ale ich cesarz przywiązywał wagę tylko do dobrych wróżb, jak jego gwiazda lub słońce pod Austerlitz i w czasie, gdy żołnierze Wielkiej Armii tysiącami wałęsali się wśród jezior mazurskich i pustkowi Prus Wschodnich w poszukiwaniu kęsa pożywienia, ściągał posiłki z południa i zachodu. Mortier udał się do Stralsundu, by pilnować Szwecji; Masséna niechętnie przybył z Italii, klnąc w duszy Polskę i opłakując swe ukochane południe; szedł rekrut zza Renu i Łaby; marszałek Lefèbvre otrzymał 25 000 żołnierzy, przeważnie Niemców i Polaków, oraz rozkaz zdobycia starożytnego miasta Gdańska.

reklama

Posiadanie Gdańska było potrzebne cesarzowi z trzech powodów. Po pierwsze, Gdańsk nawet w większym stopniu niż Stralsund, zagrażał długiej i trudnej linii komunikacyjnej Napoleona przez północne Niemcy. Po drugie, w Gdańsku, starym grodzie hanzeatyckim, znajdowało się wiele zboża, oliwy, wina i paszy. Po trzecie wreszcie, cesarz chciał zrobić dalsze ostrożne posunięcie na drodze stwarzania nowej arystokracji. Chodziło mu znów o republikanów. Sądził, że jeśli Lefèbvre gładko przełknie podsuniętą mu książęcą mitrę, wówczas już nikt inny nie może mieć najmniejszego prawa do uskarżania się. To po prostu usunęłoby grunt spod nóg republikanom. Cała trudność polegała na tym, że Lefèbvre nigdy nie dokonał takiego czynu wojennego, który by zasługiwał na nadanie mu książęcego tytułu i słaba była nadzieja, by kiedykolwiek w przyszłości mógł się takim czynem pochlubić. Chyba że zrobiłoby się mu specjalne ułatwienia i niejako podało gotową sławę na półmisku. Gdańsk był jakby z nieba zesłaną sposobnością. Całym zadaniem Lefèbvre’a było nierobienie nic, gdyż wszystko pozostałe zrobiliby jego ludzie i działa. Lecz na wszelki wypadek, gdyby staremu marszałkowi udało się utrafić jedną szansę na sto i nie zdobyć miasta, ostrożny Napoleon kazał Lannes’owi i Oudinotowi być w pobliżu ze swymi diabelskimi kolumnami grenadierów aby w razie potrzeby przyszli z pomocą. Surowo im jednak zabronił udzielać rad Lefèbvre’owi lub przyjmować udział w operacjach oblężniczych, o ile się do nich nie zwróci o to sam marszałek. Ich rolą była rola widzów. Lecz Oudinot nawet w charakterze widza umiał dać się zranić. W czasie wojen napoleońskich Oudinot był ranny trzydzieści cztery razy.

reklama

Jedenastego marca 1807 roku Francuzi oblegli miasto. Baterie francuskie oddały pierwszy strzał do miasta 24 kwietnia. (Jak z tego widać, Lefèbvre nie był gorączką.) W końcu maja Gdańsk się poddał. Niezadługo później pani marszałkowa księżna Gdańska, poczciwa wesoła stara praczka, udała się do Tuilerii, aby podziękować za tytuł cesarzowej w imieniu swym i swego małżonka księcia. Nowy książę i nowa księżna byli prostymi ludźmi. Księżna najczęściej rozpoczynała swe opowiadania od słów: „Gdy przyjmowałam do prania”, Książe zaś był naiwnie dumny ze swego nowego dostojeństwa. Ale zdawał sobie dobrze sprawę z tego, ile lat ciężkiej pracy kosztowało go zdobycie wysokiego stanowiska. Pewnego razu jeden z przyjaciół młodości Lefèbvre’a zazdrośnie podziwiał przepych jego domu w Paryżu. „Zazdrościsz mi” – rzekł stary weteran – „dobrze, chodźmy na podwórze. Strzelę do ciebie dwadzieścia razy z odległości trzydziestu kroków. Jeśli nie trafię, cały mój dom ze wszystkim, co się w nim znajduje, będzie należał do ciebie”. Przyjaciel nie chciał skorzystać z tej propozycji. „A jednak” – zauważył Lefèbvre – „do mnie strzelano tysiące razy ze znacznie mniejszej odległości, zanim doszedłem do tego, co posiadam obecnie”. Rzecz możliwa, że Lefèbvre jeszcze przed otrzymaniem książęcego tytułu ochłódł w swych republikańskich uczuciach. W krótkiej bowiem mowie, którą raz miał do przedstawicieli małego frankońskiego miasta, użył następującego zwrotu: „Przynosimy wam wolność i równość, lecz nie traćcie głowy z radości, gdyż jeśli się którykolwiek z was ruszy stąd bez mego pozwolenia, każę go rozstrzelać”.

Upadek Gdańska i przyjście wiosny poprawiły stan moralny i materialny Wielkiej Armii. Chmury pyłu i roje much lepsze były od błota, gangreny oraz głodu i gwiazda Napoleona znów zaczęła świecić jasnym blaskiem. Na początku wiosny Rosjanie napadli na samotny korpus Neya i bardzo się rozzuchwalili, gdy im się udało ten korpus odepchnąć. Ney wycofał się w najzupełniejszym porządku, wykazując wówczas po raz pierwszy wielki talent w przeprowadzaniu odwrotu, utracił jednak przy tym cały osobisty bagaż i był zmuszony pożyczyć od Soulta parę spodni. Śmiejąc się wesoło powiedział wtedy, że ta para nankinów, co je włożył na siebie, jest jedyną, jaką posiada. Później Rosjanin Bennigsen zaskoczył Lannes’a między rzeką a lasami, przebył rzekę w bród i zaatakował go. Lecz Lannes nie był tak izolowany, jak się wydawało. Inni marszałkowie pośpieszyli mu na pomoc i wywiązała się walna bitwa w sprzyjających warunkach, czego właśnie chciał Napoleon.

Levin August Bennigsen (mal. George Dawe)

W tej bitwie pod Frydlandem, czternastego czerwca 1807 roku, w rocznicę bitwy pod Marengo, armia rosyjska została zupełnie rozgromiona. Ney prowadził główny atak na prawym skrzydle. Berthier w liście pisanym po bitwie do Paryża mówi: „Nie masz wyobrażenia, jaką szaloną odwagę wykazał Ney. Jemu głównie zawdzięczamy powodzenie tego pamiętnego dnia”.

Pod Frydlandem Napoleon, cesarz-artylerzysta, po raz pierwszy zastosował huraganowy ogień artyleryjski.

Kampania zatem została zakończona decydującym zwycięstwem. Ale nawet podczas pertraktacji pokojowych w Tylży, gdzie gwardia cesarska podejmowała wspaniałym bankietem gwardię cara Aleksandra, wśród całego przepychu, tłumu uwijających się wypudrowanych w białych fartuchach kucharzy, niewielu chyba było takich, którym nie stałyby w oczach zamiecie śnieżne i rzeź pod Iławą.

Napoleon kończył wtedy trzydzieści osiem lat, Bennigsen miał lat sześćdziesiąt dwa.

Zainteresował Cię ten fragment? Koniecznie zamów książkę Archibalda Gordona Macdonella „Napoleon i jego marszałkowie” bezpośrednio pod tym linkiem!

Archibald Gordon Macdonell
„Napoleon i jego marszałkowie” (edycja specjalna)
cena:
44,90 zł
Podajemy sugerowaną cenę detaliczną z dnia dodania produktu do naszej bazy. Użyj przycisku, aby przejść do sklepu — tam poznasz aktualną cenę produktu. Szczęśliwie zwykle jest niższa.
Wydawca:
Bellona
Rok wydania:
2022
Okładka:
miękka
Liczba stron:
266
Premiera:
11.03.2022
Format:
165x235[mm]
ISBN:
978-83-11165-46-5
EAN:
9788311165465
reklama
Komentarze
o autorze
Archibald Gordon Macdonell
(1895–1941) brytyjski pisarz, autor powieści kryminalnych, pasjonat historii wojskowości.

Zamów newsletter

Zapisz się, aby otrzymywać przegląd najciekawszych tekstów prosto do skrzynki mailowej. Tylko wartościowe treści, zawsze za darmo.

Zamawiając newsletter, wyrażasz zgodę na użycie adresu e-mail w celu świadczenia usługi. Usługę możesz w każdej chwili anulować, instrukcję znajdziesz w newsletterze.
© 2001-2024 Promohistoria. Wszelkie prawa zastrzeżone