Idzie nowe? Młodzieżówki
Zimny środowy wieczór w Warszawie. Zacinający deszcz i nieprzyjemny wiatr skutecznie zniechęcają do wychodzenia z ciepłego mieszkania na mokrą ulicę. Nieliczni przechodnie szybkim krokiem wracają z pracy do swoich mieszkań. Prawie nikt nie zwraca uwagi na kilkunastoosobową grupę młodych ludzi pod ambasadą Chińskiej Republiki Ludowej. Wiatr szarpie spory transparent, który przynieśli ze sobą, ciemność nie pozwala na odczytanie widniejącego na nim napisu. To akcja jednej z młodzieżówek partyjnych, reakcja na kolejne doniesienia o łamaniu w Chinach praw człowieka, informuje mnie jedna z uczestniczek, licealistka, sądząc z wyglądu.
– Niektórzy zaczynają od takich akcji i krok po kroku pną się w górę do wielkiej polityki. Inni startują z wysokiego pułapu, od razu są obecni przy liderach partii na konferencjach prasowych. Zależy od siły przebicia. Jak jej nie masz, do końca życia możesz rozdawać na ulicy ulotki wyborcze – mówi „Histmagowi” szef warszawskiego koła Młodych Demokratów, młodzieżówki Platformy Obywatelskiej, Dariusz Dolczewski.
Ma rację, bo w pierwszym szeregu każdej partii nietrudno wskazać co najmniej kilka młodych osób, których korzenie tkwią głęboko w strukturach młodzieżówek. „Nadzieja na przyszłość”, jak mówią o nich starsi koledzy. Ugrupowania potrzebują młodych już nie tylko do odwalania czarnej roboty w czasie kampanii. Młodość sprzedaje się dobrze, wyborca kupuje uśmiechniętą twarz. Nawet słabo kojarzona z takimi praktykami Samoobrona miała swoją Maję Jankowską, która znalazła się na czele listy tej partii w jednym z okręgów w wyborach do Parlamentu Europejskiego.
Zresztą wybory i ewentualne mandaty to tylko jeden z licznych rarytasów, jakie padają łupem młodych wilków decydujących się na karierę polityczną. Wielu z nich wypada nieźle w telewizji, dlatego partyjni decydenci wysyłają ich do programów telewizyjnych, by naganiali elektorat. – Błyskotliwy sposób argumentacji, chociaż kosztem treści, energia i zdecydowanie. To elektorat łatwiej przełknie niż zgraną twarz byłego ministra z kilkunastoletnim stażem w Sejmie – tłumaczył na łamach „Dziennika” fenomen młodych twarzy na wizji Michał Karnowski.
Ten trend jest obecny w krajowej polityce już od kilku lat. Przewodniczący Młodego Centrum Paweł Lisiewicz jeszcze kilkanaście miesięcy temu regularnie stawiał się na Woronicza, by z ramienia Unii Wolności dyskutować z czołowymi politykami w programie „Forum”. Prezes Forum Młodych PiS Adam Hofman mimo swych 26 lat już może się poszczycić nawet bogatszym doświadczeniem politycznym. W wyborach do Parlamentu Europejskiego w 2004 roku był jednym z najmłodszych kandydatów, ale 7 tysięcy głosów, które udało mu się zgromadzić, zaskoczyły nawet jego samego. Obecnie cieszy się godnością poselską, którą uzyskał dzięki startowi z listy Prawa i Sprawiedliwości.
Absolutnym sztandarem sukcesu młodości w polityce pozostaje jednak kariera Krzysztofa Bosaka. Prezes Młodzieży Wszechpolskiej jest najmłodszym posłem w obecnym Sejmie. W historii polskiego parlamentaryzmu tylko Adam Bielan, wybrany z listy AWS w 1997 roku, był młodszy w dniu objęcia swojego mandatu. Jednak ten ostatni nie był tak częstym gościem programów publicystycznych, gospodarzem konferencji prasowych czy podporą resortu edukacji narodowej. Bosak wyznaczył pewien styl i bez wątpienia w kolejnych kadencjach znajdzie godnych następców.
Wyborcze manewry
Takich gwiazdorów jak Hofman czy Bosak jest jednak najwyżej kilku w całym Sejmie. Mniej przebojowi członkowie młodzieżówek muszą zadowolić się najwyżej miejscem na liście wyborczej, ale zazwyczaj daleko z tyłu. Specyfika proporcjonalnego systemu wyborczego sprawia, że i tak nie mają szans na uzyskanie mandatu poselskiego, ale młodzi ludzie działają jak lokomotywki wyborcze. – Zagłosuje rodzina, znajomi, klub sportowy, jak się uda to i grupa studencka. Przy niskiej frekwencji wyborczej kilkadziesiąt głosów stanowi siłę nie do pogardzenia – tłumaczy Piotr Skubiszewski ze Stowarzyszenia Młodych Socjaldemokratów. – Bywa, że jesteśmy na czele listy nawet w wyborach do Sejmu. Ale tylko w takich okręgach, gdzie i tak nie ma szans na mandat – nie ukrywa.
Młodzi uczą się od starszej generacji wyrachowania i przebiegłości, ale tłumaczą się specyfiką dziedziny, w której się obracają. Gdy zbliżają się wybory, sentymenty idą w kąt. – Ja się zgadzam z panem – mówi „Histmagowi” Maciej Iwanicki, szef mazowieckiego regionu Młodego Centrum. – W wyborach samorządowych głosowanie na partie nie jest najszczęśliwszym rozwiązaniem, szczególnie na najniższym szczeblu. Ale dla mnie i dla wielu moich znajomych to jedyna szansa, żeby zacząć działać w radzie dzielnicy, bo dobry wynik mojej listy wciągnie mnie na to stanowisko.
Jest wiele racji w jego słowach, bo paradoksalnie młodzi na listach posiadają większe doświadczenie i kompetencje od starszych kolegów. Wielu rozmówców „Histmaga” podkreśla, że poważna działalność w młodzieżówce partyjnej wcześniej czy później nauczy człowieka trudnej sztuki załatwiania pozwoleń, organizowania imprez czy zdobywania funduszy na realizację pomysłów. Pieniądze partyjne nie są bowiem jedynym źródłem finansowania działalności młodzieżówki.
Wprawdzie na przykład Młodzi Demokraci są ściśle uzależnieni od partii matki, ale już w wypadku Stowarzyszenia Młodych Socjaldemokratów (związanym z SdPl) czy Młodego Centrum (związanego z PD) te więzi są o wiele słabsze. W takich sytuacjach młodzieżówki powołują specjalne grupy fundrisingowe zajmujące się wyszukiwaniem grantów, pieniędzy z funduszy i konkursów. – Może kariery w polityce nie zrobię, ale podszkolę się w wiedzy na temat funduszy unijnych. To może zaprocentować, gdy będę szukał pracy – zauważa znajomy z wrocławskiego koła Forum Młodych Socjaldemokratów.
Również w walce wyborczej młodzi osiągnęli już spore doświadczenie. Wciąż tryskają pomysłami, czym zaskakują starszych o kilkanaście lat kolegów z listy. – Gdy wyszedłem z pomysłem, by burmistrzowi dzielnicy, w której kandyduję, kupić laskę jako symbol tempa, w którym prowadził inwestycje, czterdziestolatki spojrzały na mnie z podziwem. Nie myślą w takich kategoriach – rzuca przykładem Iwanicki. Zbliżające się wybory samorządowe młodzi traktują jak ogromną szansę. – To dobry poziom na początek. Jeśli ktoś jest ambitny i zaradny, sporo się nauczy już przy samej kampanii. A ewentualny fotel radnego jest w zasięgu ręki, bo mamy wielu znajomych – potencjalnych wyborców. Muszę się pochwalić, że Młodzi Demokraci startują z list PO z miejsc biorących na poziomie rad dzielnic, rad gmin, a nawet powiatów – tłumaczy Dariusz Dolczewski. W podobnym tonie wyraża się o kampanii Piotr Skubiszewski z SMS. – Gdzieś trzeba zacząć działalność publiczną. Dzięki współpracy z SdPl, stosunkowo luźnej, co pragnę podkreślić, nasi członkowie uzyskali korzystne miejsca na listach wyborczych w zbliżających się wyborach.
W służbie idei
Nie ma sensu jednak popadać w krytyczny ton. Członkowie młodzieżówek ciężko pracują nie tylko dla dobra partii matki czy dla własnych korzyści. Opisywana na początku artykułu demonstracja jest jednym z niezliczonych przykładów akcji, w których chodzi o ideę, którą młodzi ludzie traktują naprawdę bardzo poważnie. Gotowi są na wiele wyrzeczeń i trudno doprawdy doszukiwać się w ich działaniu wyrachowania. Młodzi Demokraci, którzy wspierali na Majdanie Wolności pomarańczową rewolucję, teraz pomagają dysydentom politycznym z Białorusi, warszawskie koło Młodego Centrum było zaangażowane w pomoc dla czeczeńskich dzieci przebywających w Polsce, wszechpolacy organizują dyskusje o patriotyzmie i rozdają flagi – przykładów jest pełno, ale niestety umykają one w zgiełku medialnego przekazu.
Niemal wszyscy działacze młodzieżówek przyznają jednak, że na czas kampanii wyborczej trzeba zawiesić inną działalność. – Nie ma na to czasu. Przyznam, że kampania pochłania nas w 120%. A jeśli ktoś z innej młodzieżówki mówi, że jest inaczej, to delikatnie mówiąc, mija się z prawdą – nie ma zamiaru ukrywać Dariusz Dolczewski ze Stowarzyszenia Młodych Demokratów. Jedynie powiązane z SdPl Stowarzyszenie Młodych Socjaldemokratów lada dzień rozpocznie akcję „Myśl globalnie, działaj lokalnie”, promującą aktywność społeczną, a Młode Centrum ruszy z programem „Eurostudent”, dotyczącym współpracy między uniwersytetami w Europie.
Pomysłowość i inwencja to nieodłączne domeny młodych w polityce. Gdy w lipcu odbywało się głosowanie nad wotum zaufania dla gabinetu Jarosława Kaczyńskiego, na teren Sejmu wdarł się… człowiek kartofel. Budynek przy Wiejskiej nie stał się jednak obiektem ataku zmutowanych warzyw ani sceną dla taniego horroru. W taki sposób przeciwko nowemu premierowi chcieli się wypowiedzieć członkowie Forum Młodych Socjalistów, młodzieżówki SLD. Akcja przykuła na chwilę uwagę dziennikarzy, chociaż mało kto słuchał tego, co człowiek kartofel czytał z kartki na temat Jarosława Kaczyńskiego. Adam Hofman z PiS, wciąż działający w organizacji młodzieżowej swojej partii, potraktował całe zamieszanie pobłażliwie. – Młodość ma swoje prawa, ale gdzieś powinny być granice. To chyba wynik frustracji młodych sympatyków SLD, bo nie wróżę tej partii szybkiego powrotu do władzy – komentował.
Dodajmy jeszcze, że odkąd u władzy w Polsce jest partia braci Kaczyńskich, poziom wysublimowania politycznych happeningów zdecydowanie się obniżył. Tego samego dnia, w którym odbyła się Inwazja Kartofli (kartofel był symbolem urażonej dumy braci Kaczyńskich, którzy nerwowo zareagowali na artykuł w niemieckiej gazecie „Die Tageszeitung”), przed gmachem Sejmu demonstrowali przebrani za kaczki członkowie innych młodzieżówek partii opozycyjnych. Sztampowy pomysł nie był w stanie wzbudzić zainteresowania mediów, a to jest, jak nieoficjalnie przyznają młodzi ludzie, jedynym wyznacznikiem skuteczności takiej akcji.
Czym skorupka za młodu nasiąknie…
Klimat wielkiej polityki i polskiego piekiełka przebija się wcześniej czy później przez zbroję młodzieńczego entuzjazmu. W zbyt wielu sytuacjach młodzi ludzie naśladują najgorsze cechy starszego pokolenia. – Stanowiska. Ludzie kochają stanowiska, choćby były tylko pustym tytułem. My tutaj nie jesteśmy wyjątkiem – mówi szef wrocławskiej młodzieżówki. – Najpierw ktoś wygrywa wybory na skarbnika regionu, a potem się pyta wszystkich dookoła, co właściwie należy do jego obowiązków. Niemal w każdym kole, niezależnie od organizacji, nie brakuje karierowiczów, których nie bawi marznięcie przed chińską ambasadą czy pomaganie czeczeńskim uchodźcom. Chcą szybkimi skokami wspinać się po szczeblach kariery politycznej i szybko uczą się od starszych kolegów z partii brutalnych reguł gry. – My młodzi mamy prezentować nową jakość. Cenię ludzi, którzy niezależnie od funkcji i stażu w kole przyjadą na manifestację albo pomogą rozdawać ulotki. Na początku za nagrodę wystarczy uściśnięcie dłoni byłego ministra – mówi „Histmagowi” Dariusz Dolczewski z SMD.
Wielkie skandale i zawirowania dorosłej polityki odbijają się głośnym echem wśród młodych. Gdy powstawała Platforma Obywatelska, młodzieżówka Unii Wolności opuściła partię matkę i poparła nowe ugrupowanie. We wrześniu w lubelskiej Platformie Obywatelskiej doszło do buntu części działaczy przeciw przewodniczącemu regionu, Januszowi Palikotowi. Wśród rozłamowców wyróżniali się Młodzi Demokraci, nieprzebierający w słowach, gdy szło o ocenę Palikota i Donalda Tuska. W maju na stronie Młodzieży Wszechpolskiej zaroiło się od opinii krytycznych wobec koalicji LPR-u z PiS-em. Mediacyjnej misji między MW, szefostwem LPR-u i partią braci Kaczyńskich podjął się podobno Krzysztof Bosak.
Pełną wzajemnych uraz atmosferę uzupełniają animozje między młodzieżówkami, szczególnie silne w okresie przedwyborczym. Jeszcze do niedawna wszechpolacy nazywali młodocentrystów „pedełami” (od pierwszych liter Partii Demokratycznej), młodocentryści nie mówili o tych pierwszych inaczej jak „wieśpolacy”. W czasie prawyborów w 2005 roku we Wrześni nie zabrakło ostrzejszych wymian zdań między młodymi ze sztabów PD a PO. Z drugiej strony bywa i tak, że dwie młodzieżówki organizują wspólne akcje albo po prostu imprezy. Na wspomnianych prawyborach sztab wyborczy Włodzimierza Cimoszewicza wieczorami bawił się z młodymi od Henryki Bochniarz.
Momentem próby dla młodych działaczy są każdorazowo wybory. I chociaż rozmówcy „Histmaga” zarzekają się, że o miejsce w ławach poselskich powinni ubiegać się starsi politycy, to niejeden z nich usilnie starał się o to, by także jego nazwisko znalazło się na liście wyborczej. Wprawdzie z góry wiadomo, że na mandat szans żadnych nie ma, ale sama kandydatura nobilituje. – To chyba kwestia prestiżu. Później się można znajomym pochwalić własnym plakatem – próbuje tłumaczyć kolegów Piotr Skubiszewski z SMS. Z drugiej strony metryka partyjna może być kamieniem młyńskim i doskonale wiedzą o tym również młodzi ludzie.
– Z dawnej Unii Wolności nie zostało nic, dlatego Młode Centrum chwyta się różnych pomysłów w czasie wyborów. Z lewicą mało kto z nas chce się wiązać, więc we Wrocławiu na przykład założyliśmy własny komitet wyborczy. Wielu z młodocentrystów zainicjowało kilka miesięcy temu rozłam w Patii Demokratycznej i współtworzyło Forum Liberalne – tłumaczy Maciek Iwanicki. Znamienne, że młodzi z partii kanapowej przesiedli się na jeszcze ciaśniejszy fotelik. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że członkowie MC z Forum wciąż chcieli korzystać z siedziby Młodego Centrum w budynku PD. Ten numer jednak nie przeszedł, bo władze PD dowiedziały się o tym, że założyciele FL będą w nadchodzących wyborach startować z list Platformy Obywatelskiej. Na drzwiach biura MC w Warszawie zawisła lista z nazwiskami osób, których Partia Demokratyczna nie życzy sobie widzieć na terenie swojego lokalu.
Chcąc nie chcąc, młode pokolenie dzieli błędy starego. Prawie każdy z rozmówców „Histmaga” był w stanie wskazać osobę, która chociaż młoda wiekiem, ma już bogatą metrykę partyjną. Najbardziej znamienny jest tu przykład ze Szczecina, gdzie pewien młodzieniec zaliczył już Forum Młodych Socjalistów, później uciekł do rodzącej się Partii Demokratycznej, z której po klęsce w wyborach udał się do Platformy Obywatelskiej. Młodość ma swoje prawa, ale gdy patrzy się na taki wzór postępowania, niepokojące jest uczucie, że znamy doskonale takie wzorce z pierwszej ligi dojrzałej polityki.