III rząd Wincentego Witosa (cz. 1)
Rząd Aleksandra Skrzyńskiego, mający już co najmniej od kwietnia 1926 roku charakter władzy tymczasowej, choć mającej wciąż szerokie umocowanie polityczne, był konsekwencją prowadzonej przez Związek Ludowo Narodowy i Polskie Stronnictwo Ludowe „Piast” przemyślanej gry, nastawionej na dobicie politycznych targów. Obu kontrahentom po wycofaniu się z gabinetu Skrzyńskiego Polskiej Partii Socjalistycznej zależało na utrzymaniu się przy władzy – stąd duża intensywność spotkań liderów obu bloków w okresie poprzedzającym Wielkanoc. Jedyną możliwością pozostawał ponowny alians tych dwóch sił, których wcześniejszym owocem był pakt Lanckoroński z 1923 roku i tzw. rząd Chjeno-Piasta. Warunki objęcia przez nich rządów były jednak trudne - i to co najmniej z kilku powodów.
Niełatwe warunki
Po pierwsze, w 1923 roku rząd Wincentego Witosa miał za sobą legitymizację społeczeństwa uzyskaną na drodze niedawnych wyborów. W obecnej sytuacji zebrana z trudem większość sił prawicy i centrum nie odbijałaby nastrojów większości społeczeństwa. Co więcej, pozostawałaby nawet w sprzeczności z opinią publiczną. Zresztą ilość mandatów, jakimi miały w sumie dysponować stronnictwa potencjalnych kontrahentów, również nie odpowiadała rzeczywistości politycznej zaistniałej w 1926 roku. Od ostatnich wyborów parlamentarnych w 1922 roku w PSL „Piast” nastąpiły dwie secesje, widoczny był zwrot społeczeństwa w kierunku lewicowym, dostrzegalny choćby przez wzrost poparcia dla PSL „Wyzwolenie”, Stronnictwa Chłopskiego i Niezależnej Partii Chłopskiej.
Po drugie, problem stanowiła już sama osoba Witosa. Prezes „Piasta” był kandydatem „prowokującym” lewicę. Osoby Chacińskiego czy Jana Dębskiego, również rozpatrywane w kontekście premierostwa (byli oni podobnie jak Witos politykami prawicowymi), nie nastręczały partiom lewicowym podobnych emocji. Wyraz obawy i żywego niepokoju co do urzeczywistnienia się rządów Witosa, czy szerzej „Chjeno-Piasta”, jako „czerwonej płachty” dla lewicy, podkreśla z całą mocą w swych pamiętnikach, wyjątkowo dobrze zorientowany w sytuacji i rozgrywkach politycznych, przede wszystkim z racji sprawowania urzędu marszałka Sejmu, Maciej Rataj. Tak oto wspomina swoją rozmowę z 5 maja 1926 roku z Prezydentem Wojciechowskim:
„Wykładam mu sprawę „gabinetu ludzi i programu”. Radzę, by nie urządzał korowodu posłów do Belwederu. Niech zaprosi Trąmpczyńskiego ewentualnie jednego przedstawiciela prawicy i jednego lewicy. Niech upatrzy kandydata i powierzy mu misję. Wymieniają kandydatów: Witosa, Chacińskiego, Dębskiego i Skrzyńskiego. Ostrzegam przed Witosem, który będzie czerwoną płachtą”.
W podobnym tonie – tj. powszechnego wśród ludowców niepokoju i wątpliwości, co do „zamiaru powtórzenia (przez Witosa – R.J.) błędnego kroku z roku 1923” - przywołuje swoją rozmowę z Witosem Jan Madejczyk. Tak oto relacjonuje swoje spotkanie z Witosem:
„Przed świętami wielkanocnymi 1926 r. wracałem z Krakowa i spotkałem w pociągu Witosa, który opowiadał mi, że wraca z Zakopanego, gdzie przeprowadził wiele politycznych rozmów. Powiada, że zamierza stworzyć ze stronnictwami prawicowymi nowy rząd, ze trzeba skończyć z tym marazmem politycznym w Polsce. Rozwiąże się Sejm, przeprowadzi nowe wybory, z których musi się wyłonić większość (myślał, oczywiści, o większości Piasta z prawicą). Od razu poczułem w sobie trwogę, że to będzie coś niedobrego. „Prezesie - powiadam – gdy cała lewica i mniejszości narodowe pójdą do ostrej opozycji przeciwko nam, a na czele tego wszystkiego stanie Piłsudski, nie wytrzymamy, wieś stracimy”. Na to Witos: „Piłsudskiego ja znam najlepiej, potrzebuje on rok myśleć, by lada głupstwo wymyślić”.
Z cytowanego fragmentu, oprócz sygnalizowanego już lęku działaczy „Piasta” przed obarczonym złymi doświadczeniami aliansem politycznym z prawicą, przebrzmiewa brak zorientowania w nastrojach społecznych Witosa oraz jego zupełna niewiara w możliwość „wyjścia Piłsudskiego z ukrycia”. Bezpośredni wyraz temu dał zresztą Witos w wywiadzie prasowym, określanym nie bez racji jako sensacyjny i kłopotliwy, w „Nowym Kurierze Polskim” z 9 Maja. Czytamy tam mianowicie:
„Niechże wreszcie Marszałek Piłsudski wyjdzie z ukrycia, niech stworzy rząd, niech weźmie do współpracy wszystkie czynniki twórcze, którym dobro państwa leży na sercu. Jeśli tego nie zrobi, będzie się miało wrażenie, że niezależny mu naprawdę na uporządkowaniu stosunków w państwie (…). Może po nią (władzę – R.J.) pójść do Belwederu (…). Gdybym ja miał pewne obiektywne dane jak on, o których w tej chwili nie chcę mówić, to stworzyłbym rząd”.
Owe „obiektywne dane” to wojsko i objęcie władzy za pomocą siły, słowa które zniknęły z artykułu by nie podgrzewać i tak już gorącej politycznej atmosfery. Sam Witos zebrał od Rataja za ów artykuł nie mało słów krytyki. Trudno wyrokować czy marszałek Sejmu widział jeszcze szanse jakiejś innej niż ludowo-prawicowa konfiguracji politycznej. Witos w taką możliwość, powstałą na drodze praworządnej, legalnej i konstytucyjnej, wtedy już nie wierzył.
Niech Piłsudski wyjdzie z ukrycia!
Faktem jest, że najlepszym wyjściem z sytuacji było dla Rataja stworzenie gabinetu przejściowego, jak sam to określa: „gabinetu tęgich ludzi i wielkiego programu”, który notabene jeszcze 19 kwietnia, według relacji Rataja, popierał i Witos, będąc najprawdopodobniej pod wrażeniem zabójstwa byłego prezesa PKO H. Lindego. Jednak, jak oceniają Andrzej Garlicki i Arkadiusz Kołodziejczyk, rząd „specjalistów” nie był w tym momencie wariantem możliwym do urzeczywistnienia. Przyczyną była, jak się wydaje, gra na czas samego Piłsudskiego, obliczona jedynie na zyskanie cennych chwil, a pozwalających mu na przechwycenie władzy z rąk znienawidzonej przez siebie sejmokracji.
Nie bez znaczenia był i afront, jakiego dopuścił się Piłsudski wobec prezydenta. Narodowa Demokracja natomiast nie była zainteresowana pozbywaniem się władzy czy nawet dzieleniem się nią z lewicą, stąd też i ich wcześniejsze staranie o jak najdłuższe, nastawione na zyskanie potrzebnego czasu, istnienie okrojonego rządu Skrzyńskiego. Zresztą główny ideolog i patron narodowych demokratów – Roman Dmowski, przebywał w tym czasie za granicą, co stanowić mogło również pewną barierą dla realizacji zamysłu Rataja. Stąd hasło – „gabinetu ludzi”, choć i racjonalne, i pomyślnie funkcjonujące w latach wcześniejszych pozostać musiało polityczną ułudą. Optymistyczna uwaga Rataja: „grunt przygotowałem, tylko kończyć!”, miała się właśnie z powyższych powodów nie ziścić.
Jeszcze 5 maja, już po poddaniu się przez rząd Skrzyńskiego do dymisji, wieczorem w Belwederze Głąbiński zadeklarował wolę utworzenia rządu parlamentarnego, w skład którego miały wejść kluby: ZLN, ChD, „Piast” i NPR. Tak skonstruowana większość parlamentarna miała niezwłocznie desygnować na prezesa rady ministrów Wincentego Witosa. Wojciechowski wizję rządu parlamentarnego przyjął, akcentując przy tym, iż musi liczyć się z większością parlamentarną oraz głosząc, że „nie chce iść przeciw woli Sejmu”. Jednak sama już osoba Witosa była dla prezydenta trudna do zaakceptowania. Stąd i propozycje tworzenia rządu złożone przez Wojciechowskiego, i Chacińskiemu, i Dębskiemu – obie jednak dosyć szybko negatywnie zaopiniowane przez samych zainteresowanych. Wobec nieposiadania innych alternatyw osobowych, prezydent skierował ofertę budowy rządu do Witosa, który z kolei poprosił o potrzebny mu czas do namysłu.
Witos nie docenił przeciwników?
Witos, świadomy niechęci części członków klubu „Piasta” do rządów ludowców z prawicą uzależnił podjęcie się misji tworzenia rządu od stanowiska swojego klubu. Rano 6 maja rozpoczęto obrady. Mimo zapowiedzi i pouczeń Witosa, co do wymaganej frekwencji, związanej z doniosłością decyzji, które należało podjąć, „komplet był bardzo słaby”. Należy zapewne tłumaczyć to lękiem wielu parlamentarzystów „Piasta” przed potencjalnymi implikacjami poruszanych na posiedzeniu kwestii. Tak oto relacjonuje samą debatę w klubie oraz jej konsekwencje marszałek Sejmu:
„Bardzo krytyczne głosy w klubie w sprawie premierostwa Witosa i brania olbrzymiej odpowiedzialności na stronnictwo. Tradycyjnie wyrażono Witosowi votum zaufania i uchwalono konieczność silnego rządu parlamentarnego, ale Witos wyczuwając niechęć w klubie, niezbyt wielki zapał do niego na prawicy i w ChD, a zdecydowaną niechęć na lewicy, odpowiedział Wojciechowskiemu odmownie”.
Wobec braku pełnego poparcia w Klubie oraz nadmiernych roszczeń wysuwanych przez prawicę w sprawie obsady stanowisk rządowych (sprawy wewnętrzne miały być oddane w ręce S. Grabskiego, który wcześniej rościł sobie prawo do nadzoru nad wojskiem, a armia spocząć w gestii Władysława Sikorskiego), Witos zrzekł się misji tworzenia rządu. „Przyczyniło się do tego – zauważa Kołodziejczyk – zapewne i oświadczenie zblokowanej lewicy (PPS, PSL „Wyzwolenie”, Stronnictwo Chłopskie, Klub Pracy), że rząd utworzony przez prawicowo-centrową większość pod kierownictwem Witosa uważany będzie za reakcyjny, prowokacyjny dla całej Polski pracującej i napotka najostrzejszy opór ze strony „zorganizowanej demokracji”.
Prezydent został zmuszony raz jeszcze złożyć ofertę kreacji rządu Chacińskiemu. Ten, tym razem nieco wbrew sobie, z powodu niemożności wypracowania konsensusu (problem z podziałem tek) musiał ponownie odmówić. Wojciechowski postanowił po raz kolejny złożyć propozycję powołania rządu Witosowi.
Ponowna propozycja
Ten, 7 maja już „od rana konferuje” – jak zanotował w swym dzienniku Rataj. Poglądy i stanowiska działaczy Piasta, w kwestii utworzenia rządu pod przewodnictwem Witosa z ugrupowaniami prawicowymi, były nadal dosyć podzielone. Za przyjęciem premierostwa przez Witosa optują nadal Stanisław Osiecki i Władysław Kiernik – persony mające ogromny wpływ na prezesa Piasta, jednak „nie cieszące się uznaniem i większą sympatią zarówno w stronnictwie, jak i poza nim”. Działacze ci, w praktyce nie mieli większych szans na urobienie przychylnego stanowiska, tak władz Piasta, jak i jego szeregowych członków. W zarządzie Witos na krótka chwilę przełamuje jednak opór – dzieje się to zapewne za sprawą informacji, iż Marek i Niedziałkowski są gotowi z czasem wstąpić do koalicji, „jeżeli gabinet nie będzie prowokacyjny (zamiast Zdziechowskiego Byrka i nie Sikorski) i jeżeli Witos zdecyduje się załatwić sprawę Piłsudskiego”. Ci jednak, po alarmie wzniesionym w szeregach PPS-u przez piłsudczykowskich polityków: Miedzińskiego i Poniatowskiego, muszą ze swojej „elastycznej” oferty się wycofać. Interesujące, że cały czas niewzruszenie w „cichej” opozycji do Witosa pozostają Rataj oraz Dębski. Witos był częściowo świadom dwuznacznej gry Dębskiego. W swych wspomnieniach dotyczących posiedzenia z 6 maja 1926 roku zanotował:
„Zebrał on się (Klub PSL „Piast” – R. J.) na posiedzenie celem powzięcia decyzji. Udział w nim wzięło zaledwie 15 posłów, bo reszta zmęczona oczekiwaniem umknęła po cichu z Warszawy, zostawiając usprawiedliwienie. Po krótkiej dyskusji nastąpiło głosowanie. Dwóch posłów głosowało przeciw objęciu przeze mnie premierostwa, a poseł Dębskiego wstrzymał się od głosowania. Uderzyło mnie to niesłychanie, gdyż do jego stanowiska przywiązywać musiałem dużą wagę i on moją kandydaturę na formalnej konferencji wysunął. Zapytałem go, co ma znaczyć podobne postępowanie. Odpowiedział mi zdenerwowany, że on to zrobił z pewnych względów, ale ja mogę na niego zawsze liczyć”.
Więcej światła na tą sprawę rzuca relacja marszałka Sejmu:
„Jeden Dębski wstrzymuje go (zarząd Piasta – R. J.) pod moim wpływem, ale skrępowany, bo nie chce się narazić na podejrzenie, że działa na rzecz swojej kandydatury. Ja wywieram nacisk na Witosa, by nie brał premierostwa, chyba, by PPS poszło”.
Wydaje się, że na postawę Dębskiego wpływ miały, oprócz osoby Rataja, jego pro-piłsudczykowskie zapędy oraz ambicje sięgnięcia w niedalekiej przyszłości po stanowisko premiera (proponowane mu zresztą) lub prezesa Piasta. Być może cechował go i realizm polityczny, umiejętne odczytanie konsekwencji przyjęcia misji tworzenia rządu przez tak znienawidzonego przez lewicę i Piłsudskiego polityka, jakim był Witos. Bardziej prawdopodobne wydaje się, iż Dębski dysponował pewnymi przeciekami z nieformalnego ośrodka skupionego wokół osoby Marszałka. Był świadom zbliżającego się powrotu do polityki Piłsudskiego, który mógł pewnie i jemu samemu przynieść określone korzyści. Raz, zyskać mógł w nowej rzeczywistości politycznej jako polityk konsensu i współpracy. Dwa, wygrać dla siebie mocniejszą pozycję w „Piaście”. Pewnym potwierdzeniem tego mogłyby być relacje z posiedzeń Klubu „Piasta” bezpośrednio po przewrocie majowym oraz zabiegi czynione przez niego dla aprobaty w PSL-u kandydatur na prezydenta, najpierw Piłsudskiego, potem Mościckiego.
Rataj cały czas pozostawał niechętny przyjęciu misji tworzenia rządu przez Witosa. Ten jednak „ze zdaniem marszałka Sejmu (…) w tym momencie się nie liczył”. Jednak i ta, już druga próba zakończyła się fiaskiem. Prawdopodobnie na decyzję Witosa miały niebagatelny wpływ trudności czynione mu przez ZLN i ChD w obsadzie poszczególnych ministerstw. Wpływ mogła też mieć odmowa wejścia do nowego rządu przez niedawnego jeszcze premiera Skrzyńskiego. Rataj wezwany do Belwederu tak potem relacjonuje spotkanie z Prezydentem Wojciechowskim:
„Ograniczam się do ściśle informacyjnej roli, bo widzę, że Wojciechowskim ktoś kieruje, ktoś mu sufleruje. Płacze, jęczy, ale robi po swojemu. Komunikuje mi, że powierza misję Markowi. Marek zjawia się w Belwederze około północy, zastrzegając sobie, że przyjdzie z świadkiem Niedziałkowskim (!). Przyjmuje misję warunkowo – da odpowiedź stanowczą jutro do godziny 2”.
Tak minął trzeci dzień przesilenia rządowego – podobnie jak dwa wcześniejsze nie przyniósł żadnych rezultatów.
Zobacz drugą część artykułu.
Zobacz też:
- Spór o mit założycielski Drugiej Rzeczypospolitej, czyli dlaczego świętujemy 11 listopada?;
- Tradycja piłsudczykowska w micie genezy IV RP (cz. 1, cz. 2);
- W cieniu dwóch postaci... Dyskusja pt. „Wizje niepodległości: Roman Dmowski kontra Józef Piłsudski”;
- Moralizatorstwo w starym, krakowskim wydaniu, czyli Michał Bobrzyński a spory niepodległościowe;
- Zamach majowy Józefa Piłsudskiego – okoliczności;
- Rocznica zamachu majowego: polityka i ofiary.
Zredagował: Kamil Janicki