Hooman Majd – „Demokracja ajatollahów” – recenzja i ocena
Hooman Majd jest irańskim dziennikarzem, pisarzem i publicystą żyjącym w Nowym Jorku. To autor dwóch książek, z którym pierwsza, zatytułowana „Ajatollah śmie wątpić”, ukazała się w Polsce w 2010 r.
Majd jest człowiekiem rozdwojonym: zarówno w sensie cywilizacyjnym, jak i politycznym. Irańczyk, muzułmanin wyznania szyickiego, urodzony w rodzinie dyplomaty w Teheranie, dorastał poza Iranem. Ukończył szkołę i studia na Zachodzie i tam pozostał. Jego rodzina należała do elity politycznej za rządów szacha. Jego ojciec był ambasadorem, a brat ojca wicepremierem. Po upadku cesarstwa i powstaniu Islamskiej Republiki Iranu ojciec stracił pracę i pozostał na emigracji. Z drugiej strony Majd, którego dziadek ze strony matki był ajatollahem, jest spowinowacony przez żonę z byłym prezydentem republiki Mohammadem Chatamim, najbardziej liberalnym i reformatorskim islamskim politykiem irańskim. Majd, związany emocjonalnie z politycznym obozem Chatamiego, jest zwolennikiem republiki islamskiej, którą chciałby widzieć jako kwintesencję najlepszych cech zachodniej demokracji i szyickiego islamu.
Książka napisana jest lekkim stylem, w formie publicystyczno-reporterskiej. W sposób logiczny wyjaśnia ona niuanse polityczne i kulturowe Iranu. Poświęcona jest najnowszej historii Islamskiej Republiki Iranu z wieloma nawiązaniami do przeszłości. Podstawowym celem autora jest pokazanie obrazu prawdziwego Iranu – kraju, którego wizerunek według Majda jest na Zachodzie wypaczony. Majd pokazuje Iran w sposób niezwykły: jako kraj dążący do normalności, a jednocześnie pełen paradoksów. Tytuł książki jest dość przewrotny i należy go rozumieć jako: demokracja tylko dla ajatollahów.
Treścią książki są trzy luźno powiązane ze sobą tematy: analiza wyborów prezydenckich w Iranie w 2009 r., stosunki Iranu z Ameryką i mocarstwowe ambicje Teheranu, a także sytuacja irańskiej mniejszości żydowskiej.
Autor, pisząc książkę, niewątpliwie musiał tak kluczyć, żeby z jednej strony nie zamknąć sobie drogi do odwiedzania Iranu, a z drugiej nie pisać rzeczy niezgodnych z prawdą, które zrujnowałyby jego zawodowy prestiż. Dlatego też na początku książki używa słów „o domniemanym fałszerstwie wyborczym”, a następnie opisuje wybory prezydenckie z 2009 r. w ten sposób, by czytelnik nie miał wątpliwości, że jednak zostały sfałszowane. Można powiedzieć, że Majd z tej próby wychodzi zwycięsko, przy czym niewątpliwie pomocny był mu fakt politycznego pęknięcia nie tylko wśród ajatollahów, ale także wśród konserwatystów zarówno świeckich, jak i duchownych, uważanych do tej pory za jądro islamskiego establishmentu rządzącego Iranem. Ten rozłam pozwala mu pisać więcej, np. że najwyższy przywódca, ajatollah Chamenei, kazał zamknąć niesławny areszt Kahrizak, „z powodu praktykowanego tam znęcania się nad więźniami, w tym torturowania i gwałtów na osobach obu płci” (s. 168). To znaczniej więcej, niż można było do niedawna napisać o kraju będącym totalitarną teokracją, jednocześnie nie otrzymując wilczego biletu.
Autorowi należy się podziw za to, że nie waha się pisać także o negatywnych stronach irańskiej rzeczywistości w stosunku do mniejszości, np. o prześladowaniu Bahaitów. W rozdziale poświęconym irańskim Żydom pisze: „Historia Iranu nie jest jednak wolna od wielkich fal antysemityzmu ani brutalnych represji przeciwko Żydom”. Dodaje przy tym, że mimo iż 4/5 irańskich Żydów wyemigrowało z Iranu po powstaniu republiki islamskiej, to mają oni ustawowo zagwarantowane jedno miejsce w parlamencie. Przeciwstawia to zresztą sytuacji w Arabii Saudyjskiej – bliskiej sojuszniczce USA – gdzie za samo posiadanie Biblii grozi kara śmierci.
Bardzo interesująco Majd pisze o międzynarodowych aspektach polityki Iranu. Porównuje republikę islamską z wczesnym Związkiem Sowieckim, uważając, że rewolucja islamska jest rewolucją misyjną, która – jak komuniści – postawiła sobie za cel nawrócenie świata. Stąd też różnego rodzaju przedsięwzięcia, jak zakładanie baz szyizmu w Ameryce Płd. w celu nawrócenia tamtejszych katolików na szyizm czy jawne prowokowanie arabskich sunnitów perspektywą rewolucji islamskiej w ich krajach. Zakończyło się to moim zdaniem tym, że przerażeni arabscy władcy dozbroili najsilniejszego z nich – Saddama Husajna i rozpoczęli wojnę prewencyjną, która zakończyła marzenia Iranu o podboju Bliskiego Wschodu. Majd pisze też z ironią o próbach zaprowadzeniu islamskiej rewolucji na świecie przez kraj, który sam nie potrafi rozwiązać swoich podstawowych problemów wewnętrznych i de facto nic w sferze niematerialnej nie ma do zaoferowania światu.
Najważniejszą częścią książki „Demokracja ajatollahów” jest jednak sprawa prezydenckich wyborów w 2009 r., masowe demonstracje przeciwko fałszerstwom i podział rządzącego tym krajem establishmentu. Ukazuje ona mechanizm polityczny republiki, coraz większe wyobcowanie rządzących oraz pierwszy masowy bunt społeczeństwa (Zielony Ruch), który według Majda nie był skierowany przeciwko republice islamskiej, tylko przeciw nadużyciom wyborczym. Majd, choć tego nie pisze, zdaje się mówić: „Patrzcie, trzymilionowe demonstracje, jeszcze większe niż te, które trzydzieści lat wcześniej obaliły szacha, nie obaliły republiki, ponieważ nie były skierowane przeciwko niej”.
Książka pełna jest przykładów paradoksów opisywanego kraju. Choćby fakt, że w Teheranie znajdują się synagogi i kościoły katolickie, a nie ma żadnego meczetu sunnickiego (sunnici stanowią ok. 85% populacji muzułmanów na świecie). Inną opisaną perełką jest zwyczaj zwany ta’arof, będący perską cechą narodową, a oznaczający umiejętność „wyrażania wielkiej uprzejmości oraz umniejszania własnej osoby w połączeniu z utrzymywaniem przewagi manipulacją”. Podobny zwyczaj swego czasu opisał Miłosz w „Zniewolonym umyśle”.
Książka Majda to też opowieść o cierpiącej duszy irańskiej, o ludziach, którzy od wieków pragną wolności (sam szyizm był buntem przeciw tyranii), którą zawsze ktoś im ją zabiera. Czego w tej książce brakuje, czego autor nie napisał, nie mógł lub nie chciał napisać? Przede wszystkim jest dyskusyjną tezą twierdzenie, że gigantyczne demonstracje po sfałszowanych wyborach nie były skierowane przeciw republice islamskiej lecz przeciw sfałszowanym wynikom wyborczym, w efekcie których ponownie prezydentem został Mohamed Ahmadineżad, polityk znany w świecie z negowania Holokaustu. O prawdziwym stosunku do republiki islamskiej, bardziej niż teza Majda, mówi olbrzymia niechęć zwykłych ludzi do rządzących mułłów i ajatollahów, przypominająca podobny stosunek obywateli PRL do partyjnych aparatczyków.
Jeśli miałbym napisać, o czym jest ta książka, to – wbrew intencji autora – jest ona o początku końca republiki islamskiej.
Zobacz też:
Redakcja i korekta: Agnieszka Kowalska